Dyskoteka szkolna

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Dyskoteka szkolna. Przednia zabawa, wspaniali znajomi, nowoczesna muzyka. Na pal z pomysłodawcą tej pogańskiej imprezy!

Oscar Wilde o dyskotece szkolnej

Techno, laski, ludź wesoły – śmigaj, stary, do swej szkoły!

Przeczytane z wielkiego, dwudziestometrowego billboardu reklamującego temat tego artykułu

/\/@rrEshCiEe[- DyYssqQu0tEchK/-\!!;****

Losowo zagadnięta uczennica na temat dyskoteki szkolnej

Nie idziesz i tyle!

Twoja mama chyba nie jest pozytywnie nastawiona do dyskoteki szkolnej...

W ZSRR to szkolne dyskoteki lansują się na uczniach

Radziecka inwersja o szkolnych dyskotekach

Dyskoteka szkolna – rodzaj hucznego przedsięwzięcia, które swoim rozmachem przyćmiewa wszystkie hołdy pruskie, pochody pierwszomajowe i unijne szczyty do spraw uzależnień od narkotyków. Ta impreza to cel życia każdego dzieciaka od momentu rozpoczęcia nauki przedszkolnej. Zwykle kończy się ostrą libacją urządzoną w drodze do domu.

Kiedy i gdzie?

To zacne wydarzenie kulturalne odbywa się nad wyraz często – zazwyczaj raz na trzy miesiące (ta liczba jest różnie interpretowana), co daje jej tytuł najpopularniejszej cyklicznej masówki w Polsce. Często odbywa się w bardzo trafnie dobranym czasie, jak post albo żałoba narodowa. Dyskoteki szkolne zbierają również pochwały za swoją powszechność – liczba placówek kulturalnych przystosowanych do tych uroczystości jest naprawdę imponująca. Łączna powierzchnia sal wystawienniczych przoduje w kraju.

Oprawa

Plik:Parkiet.jpg
To najbardziej wyszukana lokacja na dyskotekę. Troszkę tylko odkurzyć i będzie cacy...

Dyskoteki szkolne zawsze mają genialną oprawę wizualną. Piękna, odrapana i miło pachnąca świeżymi gumami do żucia sala gimnastyczna otrzymuje dodatkową dekorację w postaci połaci czarnej tektury zasłaniającej okiennice. Jej śliczne, obite od piłek i wielokrotnie szpachlowane przez pana Włodka ściany zostają wygładzone i oklejone pożyczanym od okolicznych nastolatek cenionym brokatem firmy Chengdoung International Cosmetics.

W powietrzu się unosi specyficzny, uroczy aromat tanich perfum i dezodorantów, często także podsycany wonią petów i asortymentu miejscowego sklepiku. Na korytarzu często działa szkolny sklepik. Jego oferta jednak nie różni się niczym od tej, którą dysponuje leżące nieopodal składowisko azbestu i eternitu. Przy odrobinie szczęścia i odpowiednich zdolnościach negocjacji uda się także zakupić różne fajne cukierki na poprawę humoru. Monitoring placówek organizujących (o ile nie stanowią go jedynie atrapy) jest wyłączony bądź uszkodzony z przyczyn losowych (czyt. uczniowskich). Zastępuje go garstka nauczycieli, którzy i tak trzymają się zazwyczaj razem gdzieś na uboczu.

Muzyka

...albo idź na dyskotekę szkolną, posłuchasz za grosze

Większości ludzi hasło „dyskoteka” od razu kojarzy się z muzyką młodzieżową. Nie inaczej jest w przypadku takich imprez oznaczonych dopiskiem „szkolna”. Z tego powodu w dyskotekach szkolnych grana jest muzyka najwyższych lotów. Rozbawiona, rozśpiewana, katolicka młodzież wesoło i z życiem podskakuje w rytm inteligentnego, niosącego ważny, życiowy przekaz (umcyumcyomcyomcy) techno. To najpopularniejszy typ muzyki szkolnych dyskotek. Techno, rzadziej także marne pochodne (jumpstyle, hardstyle lub inna niepoprawnie tłumaczona nazwa), doskonale oddaje ducha dzisiejszego młodego pok(emon)olenia.

Inną popularną i ogólnie aprobowaną sytuację mamy wtedy, gdy pewien absolwent szkoły włączy w Winampie utwór z gatunku dance. Zachowanie uczestników nieco odbiega od wyżej opisanego, gdyż ruchy ich ciał są skoczniejsze i mniej drętwe. To samo zjawisko obserwujemy, gdy DJ zapodaje (eh, młodzieżowo ma być!) house lub trance.

Inne rodzaje to szeroko pojęta muzyka popularna na czele z disco polo. Grana sporadycznie, głównie przy tzw. „wolnych”.

Podsumowując: muzyka na dyskotekach jest wgłębna, dosadna, obdarzona ponadczasowymi treściami, z pomocą których już niejedno pokolenie wykreowało się na świetnych, wartościowych ludzi.

Za ile?

Plik:StoneMoney.jpg
Tyle raczej wystarczy, by wziąć udział w szkolnym party

Pomimo zazwyczaj skromnych środków finansowych szkół, zawsze znajdzie się pieniądz na piękne dekoracje, odpicowanie budynku na błysk, zaopatrzenie nauczycieli w kawę i zatrudnienie bramkarza (zwykle to nauczyciel wychowania fizycznego, bądź nieustraszona szatniarka na sterydach). Daje to wielką radość uczniom, którzy na kawał porządnej balangi mogą sobie pozwolić za jedynie 299.99 złotych netto[1].

Uczestnicy

Mimo wyrazu twarzy, to nie jest uczestniczka dyskoteki szkolnej

Jak na masową imprezę przystało, uczestnicy szkolnych dyskotek to wielka grupa ludzi młodych, dzielących się na różne subkultury, społeczności i parafie. Z reguły nie różnią się zbytnio między sobą, a wynika to właśnie z przynależności subkulturowo-osiedlowej (bądź subkulturowo-wiejskiej). Paradoksalnie, na dyskotekach szkolnych można stwierdzić obecność niemalże wszystkich subkultur. Rozpoznać ich można po zachowaniu, wyglądzie, odorze i resztek jedzenia między zębami.

  • Pokemony to najczęściej spotykana subkultura, która odwiedza dyskoteki szkolne. Wiadomo, mądra i przygotowana do dorosłości jednostka musi się wyszaleć. Zazwyczaj przed „DyYsssqOom” zżerają paczkę Crunchipsów, bo bez nich nie ma imprezy. Na dyskoteki przychodzą w za dużych butach, kolorowych strojach i dwukrotnie grubszą tapetą niż zwykle. Radośnie się bawią przy odjazdowej pseudomuzyce, robiąc marne i nieostre zdjęcia na naszą-fotkę i licząc na spotkanie miłości, którą pogardziłaby nawet szczotka do kibelka. Na dyskotekach otwierają się i przenikają nawzajem z różnymi innymi subkulturami podobnymi do nich, aczkolwiek nie tak łatwych do rozróżnienia (żele, pozerzy). Zapytany o cokolwiek, nabuzowany zabawą tylko się będzie śmiać, nawet gdybyś go poinformował o utracie znajomych na NK/dedzie w Tibii/upadku dostawcy fluidu/czegokolwiek, co ma wartość dla pokemonów.
  • Osobnicy w dresach to równie często spotykana grupa na dyskotekach szkolnych. Przychodzą zawsze spoceni po pakowanku, ale zdążą się przebrać w odświętny strój z ortalionu. Każdy z nich za punkt honoru obiera sobie wyrwanie lachona na komórkę (którą uprzednio ukradł losowemu dziecku zdążającemu na imprezę), sklepać paru kolesi za to, że wypomnieli pomylone kroki przy technobaunsach oraz pstryknięcie sobie paru fotek z dowolnymi pokemonami. Czasem, za pomocą swych wyszukanych i celnych argumentów (wpierdol, kij baseballowy itp.) zmuszą didżeja do zagrania innego, żywszego i bardziej, kurwa, wyjebanego utworu. Często pakują się w najlepszy (ich zdaniem) kawałek parkietu, zwłaszcza przy porównywalnej ich ilości w stosunku do reszty balangowiczów. Zwykle każdy przynajmniej dwa razy wymyka się do kibelka, aby zapalić. Uwaga! Z dresiarzami trzymają blisko blokersi. Różnią się jednak tym, że blokersi trzymają tylko z paczką ze swojego bloku i startują do panienek mieszkających na klatce obok. Często mieszają się ze skórogłowymi, jednak ci ostatni omijają dyskoteki, na które przybywają ludzie o innych kolorach skóry, włosów i kolczyka w języku.
  • Imoł także łażą na dyskoteki. Główny cel ich wizyty na tej imprezie to spotkanie innych emo, które być może okaże się bratnią, rozumiejącą duszą. Często można je (i ich też) spotkać płaczące w kątach sali gimnastycznej, a w razie braku miejsc na niej – w korytarzu[2]. Reszta braci imprezowej na początku dyskoteki ignoruje emo, ale pod koniec zapraszają do tańca, często wolnego. Należy jednak uważać, by przy braku światła nie pomylić emoboya z emodziewczyną (choć, jak wiemy, Freud pomyłki interpretował bardzo trafnie, toteż sprawdzić dwa, trzy razy nie zaszkodzi).

Rzadziej spotykamy inne subkultury. Dzieje się tak zwłaszcza dlatego, iż rodzaj granej muzyki i towarzystwo dyskotekowe nie odpowiada członkom innych społeczności młodzieżowych. Niemniej, gdy dobrze poszukamy, stwierdzimy występowanie osobników z poniższych gatunków.

  • Rasta nawet nie wchodzą do budynku szkoły – wiadomo, nigdy nie zapodają reggae. Kręcą się w pobliżu, oczekując końca, gdyż wybaunsowany, wyluzowany dres-diler może odświętnie i z nieprzymuszonej woli udzielić atrakcyjnego rabatu na zioło.
  • Metale idą na dyskoteki szkolne po to, aby się wyspać. Cóż, jak widać, techno może z powodzeniem pełnić role relaksacyjne.
  • Ci z irokezami piszą kredą na murach literki alfabetu i udowadniają żelusiom, że jednak da się nałożyć więcej żelatyny na czaszkę.
  • Rockersi liczą, że w końcu zagrają grunge na dyskotece szkolnej. Po wielkim rozczarowaniu, próbują włamać się do składziku i ukraść mop sprzątaczce, aby zakozaczyć przed drechami i nastraszyć ich, udając Leszczyńskiego.
  • Sataniści czasem idą pod podstawówkę, aby pobawić się nieco bezpiecznikami i spowodować na sali dyskotekowej mroczny klimat, a w panice uczestników porwać parę dziewic na czarną mszę[3].
  • Hippisi na początku rzucają się w wir pokemońskiej uczty tanecznej, ale szybko orientują się, że lepszą alternatywą jednak stanowiło pójście na degustację wytrawnych trunków, po czym opuszczają mury szkoły.
  • Czorni suną spokojnie po szatni, aby się zrelaksować w najmroczniejszej jej części. Ze sznurówek butów zmiennych (czarnych sznurowadeł z czarnego obuwia) robią sobie kolczyki, wisiorki lub origami.

Warto w tym miejscu zauważyć, że w każdej z popularnych subkultur uczestniczących w dyskotekach szkolnych spotykamy różne szczegółowe grupy młodzieżowe, odmienne zachowaniem, behawiorem i ogólną prezencją od pozostałych. Ich występowanie jest uwarunkowane zarówno rangą imprez, jak i wartościami wyniesionymi z domu oraz osobistymi przeżyciami. Każde z poniższych zachowań da się wytłumaczyć za pomocą psychologii.

  • Kozacy stanowią zwykle ok. 85% z każdej subkultury, która „wozi się” (ach, ten młodzieżowy slang) po dyskotekach szkolnych. Niezależnie od przynależności, kozak na dyskotekę szkolną szykuje się jak Indianin na bitwę. W lanserski sposób układa sobie włosy na żel (bądź goli głowę na zero, czasem wyleje różową lub ufiastozieloną emalię na fryzurę), zakłada markowe ubrania z Ciucholandu (nabyte w cenie 4 złote za kilogram), bierze ze sobą różne artefakty na poprawę warunków własnych (nie trzeba tłumaczyć) i szerokim krokiem idzie na imprezę. Walczy z innymi kozakami o miejsce na parkiecie, by odbyć swój kozacki, ześwirowany taniec. Zakłada się z innymi o różne głupie rzeczy i wyczyny (ile dziewczyn zaliczy na dyskotece, ilu nauczycieli pobije, ile razy dostanie zeza, gdy wrogi dresiarz go przyjacielsko zmasakruje), a potem i tak zawsze przegrywa, bełkotliwie i bezsensownie się potem tłumacząc (Nie mogę tak po prostu dymać publicznie, facetka od polaka chyba dużo daje se w żyłę, ten oczopląs i tik to też zez). Próbuje także zakozaczyć wyglądem, antyśmiesznym dowcipem, zabłysnąć debilizmem lub poprzez kradzież szkolnego złomu udowodnić swój spryt i zręczność.
Plik:Telefondlalansera.jpg
Jeśli naprawdę chcesz szpanować, to tylko za pomocą najnowszego sprzętu ósmej generacji
  • Lansuje się niemalże 100% uczestników dyskotek szkolnych. Wartość ta jest więc porównywalna z innymi hucznymi imprezami kulturalnymi (koncert, wybory, wesele w lokalnej remizie). Spotkanie na parkiecie sali gimnastycznej nielansera graniczy z cudem[4]. Najczęsciej lans przybiera formę kozactwa. Uczniowie lansują się ubraniami, sprzętem telefonicznym i grającym, debilniejszą fryzurą, ilością bogatego wujostwa w Mongolii, wymyślonymi komputerami prosto z laboratoriów, liczbą wypitych soków, fragami w Ceesie albo czystością odbytu. Jeśli chodzi o sposób na wylansowanie się, osobnicy tacy potrafią coś wykombinować, a jakoś nie mogą nauczyć się na pamięć nawet prostej modlitwy. Wynika to z nierównomiernie rozwiniętego mózgu (jeśli takowy u lansera występuje). Większość rywalizuje ze sobą do upadłego, by przypodobać się dziewczynie bądź chłopakowi, a po przegranej niektórzy zasilają szeregi emoludzi.
  • Luzacy stanowią ok. 10-15% społeczności uczniowskiej. Lansują się swoim usposobieniem skłonnym do lekceważenia wszystkiego, ale nie kozaczą nim (wpisują się w lanserów, ale nie w kozaków). Często są wzorem dla rzeszy kozaków, którzy próbują naśladować luzaków. Niewielu jednak jest w stanie się do tego przyznać. Na dyskotece szkolnej nie ma wyjątków; każdy mówi, że luźniejszego ode mnie to w całej wsi nie ma.

Uczestników dyskotek szkolnych można podzielić na inny ważny sposób. Oczywiście chodzi o podział na funkcje pełnione jako uczniowie. Te różnice da się stosunkowo łatwo dostrzec, jednak na dyskotece szkolnej ważniejszy jest podział subkulturowy. Niemniej, da się wyodrębnić parę zachowań charakterystycznych dla poszczególnych uczniów.

  • Kujony rzadko przychodzą na szkolne dyskoteki, gdyż wolą zakuwać w domu algebrę bądź hełm od zbroi rycerskiej na głowę. Gdy jednak przychodzą (oczywiście dziwnie odświętnie ubrani, ale z dużą dozą szpanu), najczęściej spotykanym ich zachowaniem jest bezładne łażenie w poprzek sali gimnastycznej. Ich preferowanym zajęciem bywa także stanie za ladą w szkolnym sklepiku. Często także (jak zwykle) kablują nauczycielom za to że np. ktoś pobił kogoś w toalecie, za co następnego dnia dresiarze spuszczają mu bęcki. Choć głęboko to skrywają, zawsze chcą poderwać jakąś pannicę (bądź jakiegoś kawalera) na tej zabawie[5].
  • Zwykli, szarzy uczniowie są w szeregach wielu subkultur. Niezależnie od niej, na dyskotece każdy za wszelką cenę chce się wylansować, wyróżnić z tłumu. Sala gimnastyczna staje się wtedy pełna zwykłych, kolorowych lanserouczniów, gdzie nikt się nie wyróżnia.
  • Poniżani, nielubiani uczniowie (czyt. kable, lizusy, męczydupy) prezentują podobne zachowanie, jak zwykli szarzy uczniowie. Każdy widzi w szkolnej imprezie szansę na odmianę swojego wizerunku, jednak rzeczywistość jest nieubłagana. Głównymi partnerami do tańca są belfrowie. Czasem próbują ukraść kredę do pisania po chodnikach antysemickich haseł.
  • Są także nauczyciele. Trzymają się zazwyczaj razem. Kilku z nich ma za zadanie pilnować rozszalałej grupy bydła, jednak w praktyce nie zapuszczają się dalej niż ćwierć długości sali gimnastycznej. Zdarzają się wyjątki, gdy jeden z nauczycieli rzuci się w wir zabawy przy muzyce techno. Takie zachowania nie wzbudzają jednak aprobaty uczniów. Ci ostatni często przestają nawet podskakiwać, a następnie często udają się do toalety (rodzaj wymigania się od baunsowania z pięćdziesięcioletnią profesorką fizyki). Nawet dresy wymiękają, twierdząc, że to siara. Ma to jednak tę zaletę, iż można w dość prosty (ale wymagający samozaparcia i wyrzeczeń)sposób poprawić sobie stopień z danego przedmiotu. Jest też strzegący wejścia wuefista.

Są jeszcze normalni ludzie. Nie chodzą na dyskoteki szkolne, zgodnie uważając, że to gówniana dziecinada dla pokemonów i żelusiów. Spędzają czas dużo mniej przyjemnie, np. organizując wielkie imprezy u siebie, edytując Nonsensopedię, grając w piłkę, bawiąc się na koncertach, jeżdżąc gokartami, wybierając się na rowerową wyprawę, kibicując ukochanemu klubowi w Lidze Mistrzów lub chodząc do barów na przekąski. Jeśli chodzą, to tylko ze względu na bonus możności bycia nieprzygotowanym na następny dzień. Wchodzą tylko na pięć minut, by wpisać się na listę, po czym opuszczają dyskotekę.

Co można robić, czyli krótki poradnik dla udających się na dyskotekę szkolną

Czyli, po prostu, lista czynności, które wypadałoby zrobić, aby zacna biba ta na długo została w pamięci twojej i kumpli. Nie jest to zwykły poradnik, ale bardziej pomoc w zaznajomieniu się z dyskotekowymi zwyczajami.

Na początek należy zaznaczyć, że każda szkolna dyskoteka wymaga uprawnień do wstępu na teren imprezy, zawierającego także pisemne zrzeczenie się odpowiedzialności karno-cywilnej przez organizatorów zabawy (czyli po prostu zgoda rodziców). Jej zdobycie nie jest jednak zawsze tak proste, jak można by sądzić po nazwie tegoż dokumentu. Często bowiem zabawy te organizowane zaraz po wywiadówkach. Dzieci mają więc ograniczone możliwości ruchowe miejskie (zakaz wychodzenia z domu) bądź są przypięte łańcuchami do biurka i książki, zmuszane do jakże nudnej nauki. Zgodę rodzica (wystarczy jednego) można zdobyć w dwojaki sposób:

  • Metoda plax. Ubiegający się o wydanie dokumentu prosi i błaga urząd dokumentacyjny o przyznanie mu tej zgody. Przybiera to różne formy – począwszy od zwyczajnej prośby słownej bądź składanej na piśmie pocztą, poprzez kupowanie kwiatów / piwa i uroczyste ich wręczanie (patrz też: korupcja), kończąc na praktykach polegających na leżeniu krzyżem i głośnego błagania o wydanie tego niezbędnego papierka.
  • Metoda pracy odrobkowej. Polega ona na wykonywaniu różnych złożonych poleceń, np. wynoszenie śmieci przez miesiąc, dobrowolny szlaban na rozrywki czy też cykliczne rabowanie sąsiada. Od obu stron zależy, czy taka transakcja dojdzie do skutku. Często zdarza się, że ten właśnie sposób występuje razem z wyżej wymienionym w postaci Plox, puść mnie, a zrobię <czynność>.
    Można, rzecz jasna, podrobić taki dokument (wielu uczniów opanowało tę umiejętność i świadczy podobne usługi, toteż rynek jest dobrze nasycony).
    Dobrze, masz więc taki dokument. Zanosisz go w przeddzień odbycia się dyskoteki do właściwego organu (wychowawca klasy). Teraz skombinuj tylko pieniądze na zapłatę za wstęp (odradzane korzystanie z powyższych metod). Należność wpłać do banku prowadzonego przez wybraną nauczycielkę. Bank ten znajdziesz w pobliżu szkolnych wrót. Po uiszczeniu zapłaty rzuć się w wir zabawy! Cała dyskoteka stoi przed tobą otworem!

Oto lista czynności, które stanowczo zaleca się wykonać, aby uchodzić za pożeracza parkietów wszystkich sal gimnastycznych.

  • Odbądź szybki kurs nowoczesnego tańca-połamańca. Nie umieć chociażby kilku podstawowych kroków to wstyd! Na dyskotece zawsze znajdziesz chętnych do nauczania mentorów. Jeżeli tylko zrozumiesz przydatne porady typu jestem de pest, eh, nigdy nie zakumasz, patrz na to, miszcz ze mnie itepe, sukces masz gwarantowany! Z pewnością nauka tańca nie pójdzie w las, wkrótce to do ciebie zgłosi się uczeń i tak powstanie cała mafijna siatka zależności i coraz gorszych instruktorów technodrętwu.
W sowieckiej Rosji, to lachony wyrywają ciebie
  • Czym byłaby dyskoteka szkolna, gdybyś nie wyrwał lachona? Ten krótki, zupełnie bełkotliwy i nierymujący się wierszyk ma również odpowiednik – na dyskoteki, tam best chłopaki. Skorzystaj ze swoich nowo nabytych umiejętności, bierz się za podryw! Na parkiecie nie brakuje samotnych, którzy chętnie poskaczą z tobą przy odjazdowym techno. Ileż radości, ileż miłości wypływa na wierzch, gdy parka dyskotekowców z fascynacją wyczyniają dżampy i hardy. Nie kupisz tego za pieniądze. Oczywiście, możesz także poczuć się jak mentor / uczeń technodyskotekaszkolnawieśtańca i szukać instruktora/wychowanka innej płci. I nie przejmuj się ani tym, że za pięć minut tamta/en zmieni lubą/ego. Ignoruj także uwagi w stylu źle to tańczysz, co ty odpierobisz. Kto się czubi, ten się lubi.
  • Działa szkolny sklepik? Nic lepszego! Organizuj z kumplami zawody w okradaniu sklepiku na czas, najszybsze wyrwanie sprzedawczyni lub załóż się, kto zżuje najwięcej czipsów i zje najwięcej gum do żucia.
  • Stwórz punkt zbiórki charytatywnej w dowolnym celu (najlepiej na oprawę następnej dyskoteki, ludzie chętnie na taki cel dopłacą). Zebrane pieniądze szybko wykorzystaj w najbliższym centrum handlowym.
  • Grają wolnego (tj. taniec-przytulaniec)? Znajdź partnera, chwyć mocno i kręć się w kółko. To jest najprostszy i najskuteczniejszy sposób, aby zaprezentować się jako wielki tancerz kręcący walca. Łatwo też zostać przyjacielem homoseksualistów, gdyż podczas wolnego nagle woźny wyłącza światło, toteż istnieje spore ryzyko chwycenia tyłka kogoś tej samej płci.
    Wersja alternatywna (nie bój się, uczestniku, nie chodzi o muzykę alternatywną) polega na tym, aby podczas wolnych skakać jak pchła na sznurowadle. Zostaniesz postrzeżony jako wielki ekscentryk lub trochę nie teges.
  • Złóż prośbę do DJ-a, by zaraz zagrał wolnego i przekup woźnego, by zaraz wyłączył światło. W tym czasie obczaj jakiegoś fajnego lachona i się nim zajmij.
  • Nagraj wszystkie utwory na empetrójkę, naucz się ich na pamięć i podśpiewuj je na następnej dyskotece. Zgaduj, które zostały przez ten czas siedmiokrotnie zremiksowane.
  • Pobaw się w paparazziego. Rób różne zdjęcia kolegom w intymnych sytuacjach, zniekształcaj za pomocą Painta i ładuj na losowo wygenerowanych stronach internetowych. Następnego dnia roześlij link na wszystkich forach, do wszystkich znajomych na fotce i GG.
  • Zadziałaj odwrotnie. Spraw, aby tobie zrobiono zdjęcie, potem je przerób we wspomnianym Paincie. Finalny efekt ma wyglądać tak, jakbyś obściskiwał Britney Spears / Brada Pitta.
Tym NIE szpanuj na dyskotece szkolnej!
  • Niezależnie od tego, w jakim celu uczestniczysz w dyskotece szkolnej, musisz szpanować. Szpanuj czym się da, jak się da i kiedy się da. Bardzo wskazany jest szpan przy pomocy sprzętu grająco-odtwarzającego, aparatów telefonicznych, Simsonem lub Osą (takim skuterem), modną konfekcją z lumpeksu, a także zachowaniem i aparycją własną. Mile widziane np. włosy postawione na smalcu, ciemne okulary i termofory pod koszulką imitujące umięśnienie. Innymi słowy, będąc na dyskotece szkolnej po prostu musisz się lansować. Wylansowanie się znacznie poszerza horyzonty, łamie stereotypy i działa przyciągająco na różnorakie grupy społeczne.
  • Zrób fajny dowcip dowolnemu uczestnikowi (drzwi, okna się nie liczą). Możesz popuścić wodze fantazji. Podłożyć nogę? Ależ proszę. Wywalić z piętra? Nie ma problemu. Niezłym pomysłem jest także żart polegający na masowym rozczarowaniu – podmień płyty DJ-owi na składankę Arki Noego albo Dimmu Borgir. Może być też Justin Bieber. Potem tylko śmiej się z rówieśników, biadolących i wołających swoje bożyszcze (Naruto) o lepsze technokawałki.
  • Wybierz się na dyskotekę szkolną odbywającej się w niższej szkole, aby postraszyć młodsze pokolenie. Pokaż wszystkim, że ty rządzisz na dzielnicy i na parkiecie.
CJ też chętnie bawi się bronią w swojej remizie
  • Wypożycz kostium Lorda Vadera. Ubierz się w niego i zaszyj gdzieś w szkolnej toalecie. Gdy jakiś uczeń czmychnie sobie na szluga, wyskocz na niego z impetem i wielkim, groźnym rykiem. Delikwent z pewnością się rozpłacze i ucieknie, krzycząc ratunku, Szatan!.
  • Poucz się trochę. Weź książki ze sobą i ostentacyjnie wkrocz do sali gimnastycznej, rozłóż podręczniki i wkuwaj. Gdy ktokolwiek będzie cię zachęcał do tańca, odpowiadaj przecząco i niezrozumiale.
  • Zrób coś totalnie głupiego. Dobrym pomysłem jest dostanie się na dach szkoły i rzucić się z niego mając na ustach soundtrack z Mario Bros.

Jak widzisz, na dyskotece szkolnej masz tysiące możliwości, wykorzystaj tylko wyobraźnię i rzuć się w wir zabawy najwspanialszej imprezy świata!

Przypisy

  1. Bilet wstępu to pikuś. Po doliczeniu kosztów wydanych na lanserskie ciuchy, najmodniejsze glany, najczarniejszy spośród makijaży z Bravo, taksówki tudzież autobusu, nierówną depilację, pijanego fryzjera, zbyt mocne solarium, ozdóbek-podróbek, dezodorantów marki Domestos® wyciągniętych wprost z toalety i abonamentu wydzwonionego w czasie dojazdu wychodzi niebagatelna sumka, porównywalna z rocznym PKB małego kraju afrykańskiego (Burundi, Erytrea). Doliczając koszty prądu zmarnowanego przy staniu przed lustrem, wynajmu kutra rybackiego i opłaceniu podwyżek dla górników okazuje się, iż na dyskotekę szkolną wydać trzeba równowartość hipoteki za co najmniej 50 konstancińskich willi. Stąd można organizować takie imprezy.
  2. Znane są przypadki, gdy z powodu zbyt dużej liczby emo jedno wchodziło „na barana” drugiemu.
  3. Tyle, że już nawet w podstawówkach brakuje dziewic, więc spotkanie tej subkultury graniczy z cudem.
  4. Wybitni i cenieni amerykańscy naukowcy dowiedli, że prawdopodobieństwo spotkania na szkolnej dyskotece nielansera wynosi 1:546747255602475426589523509195364744625374968546457(3). Ta liczba jest wartością stałą, znajduje się w układzie SI jako jednostka lansu dyskotekowoszkolnego (LNS), natomiast sama liczba została nazwana Tak dużą, że we łbie się nie mieści.
  5. Nabuzowani amerykańskimi serialami młodzieżowymi, w których zgodnie z Teorią filmowej rzeczywistości szkolna fajtłapa zdobywa najlepsze sztuki w całej uczelni.