Seat Ibiza
Po cholerę kupiłeś to gówno? Nie stać cię na Volkswagena?
- Twój sąsiad o Seacie Ibiza
1.4? Moje auto ma mocniejszą sprężarkę klimatyzatora
- Twój ojciec o tym samym
Kolega chciał kupić takiego samego, ale nie zdecydował się, bo to auto dla bab
- Ten pyszałkowaty koleś podrywający wszystkie dziewczyny w biurze ponownie o Seacie
Seat Ibiza – auto zaliczane do klasy B tj. aut miejskich lub drugich aut w rodzinie, a w Polsce samochód dla pięcioosobowej rodziny z psem w bagażniku. Naiwni myślą, że jest hiszpańskim samochodem, podczas gdy Seat należy do koncernu Volkswagena i jest Niemcem czystej, aryjskiej krwi. Jako że marka odwołuje się do emocji (Niemiecka precyzja, hiszpański temperament), należałoby uznać, że jest to sportowa wersja Volkswagena Polo.
Krótka historia auta
I generacja
Nie warto nawet o niej wspominać – auto produkowano w latach 80. i jeżeli jeszcze gdzieś na świecie istnieje stojący na własnych kołach egzemplarz, to sam z siebie stuningował się on w stylu rat look. Jedyną rzeczą wartą uwagi jest fakt, że Chińczycy w latach 1999-2008 kopiowali sobie to auto w zmienionej karoserii pod uroczą nazwą Nanjing Yuejin Soyat, cokolwiek ona znaczy.
II generacja
Swego czasu było to bardzo popularne wśród studentów auto ze względu na ekonomię (pali mniej od Poloneza), niskie koszty eksploatacji (każdy sklep z częściami pozwala na zaopatrzenie się w zamienniki do Ibizy, a jak wiadomo, duża ilość towaru na rynku zmniejsza jego wartość) i sztywne zawieszenie, co w połączeniu z przednim napędem pozwala na wjazd w zakręt z prędkościami znacznie przekraczającymi dopuszczalną bez obaw o zgubienie połowy auta w rowie i pozostawieniu drugiej połowy na przydrożnym drzewie. Obecnie jednak wstyd takim autem podjechać pod uczelnię, bo każda studentka postawiona przed takim wyborem postawi na sponsora z najnowszym modelem Mercedesa lub gościa, który buja się audicą swojego starego.
III generacja
Na dzień dzisiejszy bardzo popularny samochód w Polsce – Ibiza 6L[1] to inaczej opakowany VW Polo, tyle że tańszy i jakimś cudem łatwiejszy w serwisie, bo ma mniej udziwnioną karoserię. Różnica polega jedynie na tym, że jeżdżąc Seatem (zwłaszcza w dieslu), narażasz się na salwy śmiechu na każdym skrzyżowaniu, a Wieśwagen z dieslem to nic nadzwyczajnego. Paradoksalnie, najmocniejsza niesportowa wersja tego wydania Ibizy to 1.9 w tedeiku.
IV generacja
Ostatnia wersja Ibizy jest jeszcze bardziej niemiecka niż Volkswagen i to pomimo sportowego wyglądu, dlatego nikt jej nie kupuje. VW wpadł na pomysł zrobienia Ibizy kombi, która w ogóle się nie sprzedaje, bo nawet na Zachodzie ludzie wolą kupić kilkuletnie używane Mondeo niż nowy samochód, który wygląda jak kombi, ale w rzeczywistości mieści dwie walizki więcej niż hatchback. Ponadto Niemcy odświeżyli paletę silników i zamiast starych, nudnych i powolnych 1.4 pamiętających Golfa III i rozklekotanych 1.9 na pompowtryskiwaczach wsadzili pod maskę nowiutkie 1.4 z bezpośrednim wtryskiem FSI i turbo oraz diesle TDI z wtryskiem Common Rail, dzięki czemu auto przez 3 lata jeździ lepiej niż poprzednik, po czym należy je wymienić na nowe, bo naprawa nowoczesnych, niesprawdzonych i rozwalających się pod byle pretekstem jednostek napędowych kosztuje tyle samo, co nowy samochód. I ponownie, najmocniejszą cywilną wersją auta jest kipiący wręcz emocjami (zwłaszcza przy oglądaniu rachunku z serwisu) turbodiesel, tym razem 2.0.
Opis konstrukcji
Nadwozie
Nadwozie jest i ma troje, a czasem nawet pięcioro drzwi. Istnieje jeszcze wersja sedan o nazwie Cordoba (tylko II i III), która jest większa i pojemniejsza, ale małe sedany sprzedają się tylko w Egipcie[2], więc Seat porzucił ten projekt (na jego podstawie było również kombi, ale jest równie często spotykane, co świeże mięso w Biedronce). Z przodu wygodnie usiądzie nawet Marcin Prokop, z tyłu gimnazjalistki będą miały problemy, zwłaszcza jeśli mają tipsy o większej niż zwyczajowa długości 15 centymetrów. Do bagażnika zmieszczą się zakupy z Tesco, ale tylko te na weekend – zakupy na cały tydzień wejdą tylko po złożeniu kanapy. We wnętrzu nic się nie zgubi, bo nie ma zbyt wielu schowków – ponad średnią wybija się jedynie uchwyt na napoje za dźwignią hamulca ręcznego, który rozmiarem nie pasuje do żadnego kubka. No ale jest.
Pod maską można znaleźć szereg jednostek koncernu Volkswagena – od trzycylindrowych wyrobów silnikopodobnych 1.2, przez nieśmiertelne 1.4 po równie nieśmiertelne 1.8T, które dawało uciechę na drodze niemieckim emerytom w latach 90. w Passatach B5. Fani diesli również znajdą coś dla siebie, o ile nie jest im wstyd jeździć Seatem z dieslem. Domorośli tunerzy upodobali sobie zwłaszcza topową jednostkę napędową 1.9 TDI o mocy 130 KM (a przynajmniej tyle miało, gdy zmontowali je w fabryce), bo nawet debil przerobi ją na minimum 170 KM, a mocy w Ibizie nigdy za wiele – chociaż w aucie nic nie ma, to jakimś cudem waży ok. 1200 kilogramów, czyli mniej-więcej tyle, co… Polonez.
Podwozie
Takie samo, co w Polo i Fabii i gdyby nie różnica w wielkości, to pewnie te same rozwiązania znaleźlibyśmy w Golfie, Passacie, Octavii, Superbie, Toledo… Mówiąc krótko: jeździ się wygodnie, ale przez ok. 50 tys. kilometrów, bo więcej bez napraw zawieszenie nie wytrzyma na polskich drogach. Cóż, Niemcy nie przewidzieli, że ich auta będą jeździły na drodze o większej zawartości dziur niż asfaltu. Plus jest taki, że części są za półdarmo, a i można na zakręcie nieco przycisnąć bez obawy o konieczność sprawdzenia na własnej skórze, czy da się przeżyć czołową kolizję z PKS-em.
Przypisy