Józef Łyczak: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Linia 1: Linia 1:
<p>[[Grafika:[[Grafika:Przyklad.jpg|left|thumb|112px]]]]Józef Łyczak ur. 1952 we wsi Gawrony (nazwanej tak od imienia pierwszego ptaka p. Józefa, który dając liczne potomstwo zbratał się z Kaczeńcami) - radny powiatowy, senator VI kadencji wybrany z listy wodzowskiej partii [[PiS]] w okręgu wyborczym Toruń. Jak widać nierozerwalny związek z wszelakiego rodzaju ptactwem towarzyszył Łyczakowi od samego początku. </p><br>
<p>[[Grafika:Przyklad.jpg|left|thumb|112px]]Józef Łyczak ur. 1952 we wsi Gawrony (nazwanej tak od imienia pierwszego ptaka p. Józefa, który dając liczne potomstwo zbratał się z Kaczeńcami) - radny powiatowy, senator VI kadencji wybrany z listy wodzowskiej partii [[PiS]] w okręgu wyborczym Toruń. Jak widać nierozerwalny związek z wszelakiego rodzaju ptactwem towarzyszył Łyczakowi od samego początku. </p><br>
<p>Nie było tak jednak zawsze. Jak każdy szanujący się PiS - owiec i p. Józef miał w życiu swoje wybryki...
<p>Nie było tak jednak zawsze. Jak każdy szanujący się PiS - owiec i p. Józef miał w życiu swoje wybryki...
Będąc jeszcze młodym nieopierzonym ptakiem, Łyczak mając dość ptaczych prześladowań postanowił unicestwić nękające go zło. Zapisał się do Koła Łowieckiego we wsi Bądkowo (mająego swoją siedzibę w Domku Łowieckim na łysej polanie) mając w zamiarze mozolne, lecz jednak skuteczne rozwiązanie ptaczej sprawy. Na szczęście skrzydlatym przyjaciołom po libacji niejakiego p. K jak Kobus (który ponoć był w owym czasie wójtem wsi), domek niepostrzerzenie... spłonął (?). Ogień wziął się z nikąd. Heroiczną walkę z wrogiem podjął sam wójt, który z piekielnych czeluści ocalił pół litra pana Tadzia.</p><br>
Będąc jeszcze młodym nieopierzonym ptakiem, Łyczak mając dość ptaczych prześladowań postanowił unicestwić nękające go zło. Zapisał się do Koła Łowieckiego we wsi Bądkowo (mająego swoją siedzibę w Domku Łowieckim na łysej polanie) mając w zamiarze mozolne, lecz jednak skuteczne rozwiązanie ptaczej sprawy. Na szczęście skrzydlatym przyjaciołom po libacji niejakiego p. K jak Kobus (który ponoć był w owym czasie wójtem wsi), domek niepostrzerzenie... spłonął (?). Ogień wziął się z nikąd. Heroiczną walkę z wrogiem podjął sam wójt, który z piekielnych czeluści ocalił pół litra pana Tadzia.</p><br>

Wersja z 22:56, 18 maj 2007

Józef Łyczak ur. 1952 we wsi Gawrony (nazwanej tak od imienia pierwszego ptaka p. Józefa, który dając liczne potomstwo zbratał się z Kaczeńcami) - radny powiatowy, senator VI kadencji wybrany z listy wodzowskiej partii PiS w okręgu wyborczym Toruń. Jak widać nierozerwalny związek z wszelakiego rodzaju ptactwem towarzyszył Łyczakowi od samego początku.


Nie było tak jednak zawsze. Jak każdy szanujący się PiS - owiec i p. Józef miał w życiu swoje wybryki... Będąc jeszcze młodym nieopierzonym ptakiem, Łyczak mając dość ptaczych prześladowań postanowił unicestwić nękające go zło. Zapisał się do Koła Łowieckiego we wsi Bądkowo (mająego swoją siedzibę w Domku Łowieckim na łysej polanie) mając w zamiarze mozolne, lecz jednak skuteczne rozwiązanie ptaczej sprawy. Na szczęście skrzydlatym przyjaciołom po libacji niejakiego p. K jak Kobus (który ponoć był w owym czasie wójtem wsi), domek niepostrzerzenie... spłonął (?). Ogień wziął się z nikąd. Heroiczną walkę z wrogiem podjął sam wójt, który z piekielnych czeluści ocalił pół litra pana Tadzia.


Zniesmaczony całym zajściem Łyczak, który po dziś dzień pogodzić się nie może z faktem, że na imprezę nie został zaproszony, odszedł z koła pod pretekstem zajęcia się życiem politycznym.


Pretekst ten przerodził się niedługo w pasję, a ta zaowocowała finałem, który nawet p. Józefa z nóg zwalił. Otóż kiedy państwo zmęczone reżimem ówczesnej władzy porwało się do urn, Józef w patriotycznym geście, przy okazji spotkania ze swoim stary przyjacielem p. E (zwanym dalej panem E, przez wzgląd na jego wrodzoną skromność), oświadczył, że on do władzy jest zrodzony i naród swój uciemiężony, do świetności gotów jest pod ramię prowadzić. Jako, że p. E wychowania w duchu sportowym w miejscowej szkole raczył nauczać i chód miał wciąż dość świeży, zaoferował swą pomoc w roli gońca. Gonił więc po wsi całej, dnie całe, noce całe. Zmęczył się bidny bo lata miał już swoje, ale co wybiegał... Józef wyszedł na swoje. Cała wieś murem ze Łyczakiem stanęła, tysiącem głosów szczodrze sypnęła. Doszło jeszcze osiemćdziesiąt kilka tysięcy ze świata (złośliwi mówią, że z PiS - u nie było innego kandydata) i już Józef senatorem jest Spieprzającego Dziada. I tak oto koło się zamyka - spod władzy ptaczej nic nie umyka.