NonNews:Szwajcaria vs. Czechy (EURO 2008)
To bardzo poważni ludzie.
- Leo Beenhakker o Szwajcarach
Sekurva!
- Paweł Janas o Czechach
Mecz Szwajcaria vs. Czechy (EURO 2008) jest inauguracyjnym spotkaniem turnieju finałowego, rozpoczęty 7 czerwca 2008 zaraz po zapewne przynudnawym otwarciu zgromadzi miliony widzów. Szwajcaria, jako gospodarz, zestresowana, musi wygrać. Czesi, jako że są dużo lepsi, również. Zapowiadało się nieciekawie. Polsat oczywiście nie obył się bez kłopotów... przez pierwszych kilka minut nie było słychać komentarza, a później, jak gdyby nigdy nic, pojawił się i zadziwiał. Mecz nudny prawie do końca połowy, kiedy to Alexander Frei, kapitan szwajcarskiej drużyny, którego nazwisko komentator wciąż wymawiał niezgodnie z właściwą fonetyką (frej zamiast fraj),q uznał, że ma kontuzję kolana i nie może grać. Do przerwy 0:0, ale nikt się nie martwił.
W drugiej połowie też nudy, ale jednak emocje większe. Po nieoczekiwanych zejściach wspomnianego wcześniej Freia i Jana Kollera z Czech, największych gwiazd swoich zespołów, spotkanie się ożywiło, ale tylko nieznacznie. Nadal głównym zajęciem kibiców jest picie piwa... Czechom udało się nawet raz strzelić bramkę i podtrzymać tradycję, że w meczu otwarcia zawsze pada jakiś gol, ale prawie nikt nie zwrócił na to uwagi. Taka dygresja mała: Polsat, transmitując spotkanie, zapomniał na jego początku włączyć belkę z wynikiem i czasem gry, jednak, po upomnieniach na forum Onetu, stał się cud i beleczka się pojawiła, fajno. I tak mijały minuty, połowy, godziny. Mecz pierwszy.
Czesi wygrali, choć powinni przegrać, bo byli gorsi. Sędzia był stronniczy, ale nieoczekiwanie nie wspomagał drużyny gospodarzy, nie odgwizdał dwóch karnych dla Szwajcarów i zamiast 2:1 dla nich było 0:1 dla ich rywali.
A poniżej alternatywna wersja drugiej połowy:
Druga połowa. Zastanawiam się nad wyprowadzeniem wzoru na grę Szwajcarów... Frei na boisku to na pewno jakaś stała, zupełnie jak we wzorze na przyciąganie się dwóch obiektów. Polsatowiec wydziera się przy każdym strzale. Wyłączam głos. Ekspert stwierdził, że Szwajcarzy jednak radzą sobie bez Freia. Naprawdę wyłączę głos. Chęć do gry Yakina pozwoliła mu na przestrzelenie wolnego. Nawiasem mówiąc, pojawił się zegar! Mrrr. Łatwiej będzie zasnąć... zwłaszcza, że po 52 minutach wygląda to tak, jakby obie drużyny urządzał remis. 56 minuta. Wrzutki Szwajcarów za plecy partnerów. Ale jest groźniej – ważne, że piłki spadają już w okolicach partnerów. 57 minuta. Kollera przeskakiwały serowe maluchy i został zmieniony. 60 minuta. Dosłownie pół metra. Bo Sionko nie trafił w piłkę. 66 minuta. Szwajcarzy nazywani są Czerwonymi Diabłami, nie? Yakin o krok od bramki główką w diabelskiej minucie! No ale nie strzelił. Sionko dopiął swego, trafił w piłkę po dziwnej przebijance Czechów i po zawodach dla Helwetów. Bywa. Szwajcaria 0:1 Czechy. A skoro któryś z dwóch gospodarzy musi mieć lepiej, to znaczy, że z Austrią będzie ciężej niż się spodziewamy... 80 minuta, strzał! Kask broni! Dobitka! Poprzeczka! a mówi się, że Czesi tacy niewierzący... a wymodlili teraz nieźle... uff, zawał serca po 80 minutach meczu, to już coś. Dobra, koniec. Wrzutki Szwajcarów, faule Szwajcarów, wolne Szwajcarów, gwizdy szwajcarskich kibiców o jakieś rzuty karne (a nie kopy karne?), wszystko dupa blada. Mecz otwarcia skończony.
Mecz z kategorii nowoczesnego futbolu. Jeden bilard w środku pola i po sprawie. Dziękuję za uwagę.