Lwów
Gdzie bogacz i dziad są za pan brat,
tylko we Lwowie!
- Stara piosenka o Lwowie
Chcecie Lwów? To sobie ich nałapcie, a jak chcecie Kijów, to damy wam ile chcecie!
- typowy Ukrainiec odpowiadający Polakowi na żądanie zwrotu Lwowa
Lwów – polskie miasto, tymczasowo pod okupacją ukraińską. Jego mieszkańcy – Ukraińcy – szczycą się naszymi zabytkami, które myśmy przez tyle lat budowali w pocie i brudzie, a ten niedobry Józek podbił se nam to piękne miasto.
Społeczeństwo
Ponad milion mieszkańców, ale tak naprawdę nikt tego nie wie, bo większość studentów mieszka bez meldunku. 80% mieszkańców żyje w blokowiskach na obrzeżach, reszta w zajętych po Polakach mieszkaniach w centrum. Jednak nie myślcie, że nas tam nie ma. Po wojnie zostali ci, którzy mieszkali w mniej atrakcyjniejszych mieszkaniach.
Historia
Wiele by tu pisać, ale po kolei:
- Najpierw niejaki Lew dostał od swojego starego wioskę, którą nazwał swoim imieniem (cóż za kreatywność).
- Potem my, Polacy, zajęliśmy miasto. W wyniki czynników ekonomiczno-demograficznych powstał pierwszy na świecie ruski rynek.
- Następnie wiek XVIII Lwów żył własnym życiem, Żydy rozwijali handel nie tylko surowcami pierwszego kontaktu. Ale komuś nie spasiło, przyleźli wiśniaki z Austrii i wzięli se miasto jak ich własne. A to dziady!
- Okres zaborów był bardzo dobrym czasem dla rozwoju miasta. Wybudowano operę i pierwsze linie tramwajowe. A żydki nadal mogli zarabiać na głupocie mieszkańców.
- I wojna światowa to wypierdzielenie Austriaków z miasta i walki z Ukraińcami o Lwów. Skurczybyki chcieli Lwów dla siebie, ale my się nie dali i jeszcze przez 20 lat miasto było nasze,
- W okresie międzywojennym Lwów był stolicą województwa Lwowskiego i rządziło nawet jak że możnym Rzeszowem
- II wojna światowa to ten przeklęty czas, kiedy przeklęci Ruscy zawalili nam Lwów, i wiecie co, i nie oddali go!
- Czasy ZSRR to czas kiedy dziesiątki kościołów stały puste, a w jednym z nich było Muzeum Ateizmu.
- Czas
WolnejUkrainy to najnowsza historia Lwowa i jest bardziej porypana niż cała wcześniejsza razem wzięta. - Czas po wyzwoleniu Galicji wschodniej przez Polaków należy do bliżej ani dalej nie określonej przyszłości.
Transport
- Najpopularniejszym środkiem transportu są tzw. „marszutki” – wąskie busy, przeważnie żółte. Kursują bez rozkładu, bo i tak by go nie dotrzymywały i bez przystanków, bo Ukraińcy to i tak wsiadają gdzie chcą. Dzięki temu, że marszutka jest wąska, podczas korków może spokojnie jechać po chodniku – na Ukrainie to normalne.
- Trolejbusy są tam gdzie się nie chciało stawiać torów dla tramwajów. Jechałyby tak jak marszutki, ale by się odczepiły z sieci trakcyjnej. Mimo to i tak się to zdarza, bo trakcja jest zrobiona z drutów zlikwidowanej, przerdzewiałej trakcji jakiejś kolei w Karpatach Wschodnich, a trolejbusy pamiętają czasy
ZSRRII Rzeczpospolitej. - Tramwaje to najciekawszy sposób jazdy po Lwowie. Przeważnie i tak musisz stać mimo że pół siedzeń jest wolnych, bo są zarezerwowane dla ludzi starszych. Czasami podróż tym środkiem transportu może się przedłużyć, bo ktoś sobie zaparkował na torach.
- Taksówka to najprzyjemniejszy sposób jeżdżenia po Lwowie i są dość tanie, bo około 3 hrywien za kilometr. Jedynym minusem jest to, że większość taksówkarzy nie posiada prawa jazdy.
Jak się dostać
No cóż, Lwów jest pięknym miastem i należałoby kiedyś do niego pojechać. Jest kilka sposobów dostania się do miasta, ale każdy musi zabrać ze sobą kilka ważnych rzeczy:
- Na początek paszport – to nie Unia Europejska, stary.
- Wizyta u psychiatry – niezbędna, jeżeli chcesz tam wytrzymać.
- Popitka – ułatwia komunikację z Ukraińcami.
A oto kilka sposobów na dostanie się do Lwowa:
- Samolot – jeżeli mieszkasz w Warszawie i jesteś nadziany to rozwiązanie w sam raz dla ciebie. tylko pamiętaj – nawierzchnia pasa startowego lotniska we Lwowie nie jest wcale lepsza niż drogi w tymże mieście.
- Pociąg – kolejny sposób dla bogaczy. Przy okazji przymusowe zwiedzanie Przemyśla, ponieważ zmienianie kół na ukraiński rozstaw torów trwa cztery godziny.
- Autobus – już taniej, ale wiadomo. Jeżeli masz czas na stanie godzinami na granicy to rozwiązanie idealne dla ciebie.
- Pociąg – piechta – marszutka – najtańszy i chyba najszybszy sposób. Przyjeżdżasz do Przemyśla pociągiem, jedziesz busem na Medykę, piechotą przez granicę a potem ukraińską marszutką do Lwowa.
Sposoby zwiedzania
A teraz kilka metod zwiedzania miasta:
- Na Europejczyka – do Lwowa lecisz samolotem. Następnie męczysz panią w informacji w języku angielskim, niemieckim, francuskim itp., żeby wezwała dla ciebie taksówkę. Przeważnie nie będzie wiedziała o co ci chodzi, ale domyśli się po słowie „Taxi”. Następnie po ulokowaniu się w minimum trzygwiazdkowym hotelu idziesz na miasto. Tam robisz parę kółek zahaczając po drodze wszystkie kioski i bazary szukając kogoś z kim byś mógł pogadać. Wieczorem ubierasz garniak i idziesz do opery. Po przedstawieniu stwierdzasz że ta wizyta nie miała sensu i idziesz po monopolowego po wódę. Rano budzisz się w swoim pokoju i stwierdzasz: „Po ch ja tu przyjeżdżałem, wracam do domu!”.
- Na polskiego emeryta – musisz mieć co najmniej 60 lat lub siwe włosy. Przyjeżdżasz pociągiem i jedziesz taksówką do centrum. Następnie narzekasz na to co ci Ukraińcy zrobili ze Lwowem, przecież przed wojną było tu tak pięknie. Jak będziesz miał szczęście to zaczepi cię jakiś Polak i zaproponuje nocleg za 30 zł.
- Z biurem podróży – płacisz 200 zł za wycieczkę, która bez tego kosztowałaby o połowę mniej. Jedziesz starym autobusem stoisz po 3 godziny na granicy, a podczas dojazdu do miasta poznasz historię i znaczenie każdego nagrobka na Cmentarzu Łyczakowskim, fresku i obrazu we większości kościołach i w operze. We Lwowie powtórka z rozrywki, tyle że teraz to zobaczysz. Wieczorem idziesz na najtańszy spektakl do opery i jedziesz spać do hotelu, który jest poza granicami nawet największej mapy Lwowa wydanej w Polsce.
- Na prawdziwego Polaka – Jedziesz po Lwowa sposobem: pociąg – piechta – marszutka. Zwiedzasz miasto z przewodnikiem w ręku korzystając z tramwajów i trolejbusów. Wieczorem idziesz na przedstawienie i płacisz 35 hrywien (niektóre biura podróży na taką samą operę żądają nawet 300 zł za sam bilet to opery Wiedeńskiej). Potem śpisz w podrzędnej noclegowni. Po kilku takich dniach wracasz do domu przywożąc ze sobą dziesięć różnych gatunków alkoholu, które i tak będziesz musiał wyrzucić na granicy, bo cię celnik nie przepuści.
Stosunki i ludność we Lwowie
Gdy powiesz coś po rusku, albo dostaniesz wpierdol, albo rozmówca się obrazi, albo powie Mów Pan po polsku! Krzycząc na rynku Lwów polski! albo Ukraina to sztuczny twór! stanie się to, co w pierwszym przypadku próby wszczęcia rozmowy po rosyjsku. Natomiast, kiedy ktoś krzyknie Slava Bandere! albo Heil Hitler! odpowiedź będzie brzmiała Da! Ludność Lwowa dzieli się na kilka grup:
- Ukraińcy praktykujący – chodzi tu o Ukraińców, którzy praktykują państwową religię. Właśnie opisana wyżej sytuacja zdarza się, kiedy są w pobliżu. Zostali napchani przez Józefka po wojnie i teraz myślą, że to miasto jest ich i - mało tego! - jeszcze to wola samego Boga! Co za bezczelność!
- Ukraińcy niepraktykujący – teoretycznie istnieją. Teoretycznie. Mogą to być jednak niektórzy hotelarze i sklepikarze, jednak bardzo łatwo się pomylić, bo specjalnością Ukraińców jest udawanie miłych. Najczęściej przyciągają klientów mówiąc, że ten Lwów to powinien być w ojczystym kraju. Dobry sposób na przyciągnięcie Polaków.
- Polacy – rdzenni mieszkańcy i prawowici właściciele. Kiedyś był ich ogrom, teraz zostało mniej. A wszystko przez tego żydo-Gruzina! Lubią przyjmować swoich rodaków tym, co mają - czyli spirytusem i wódeczką. Gatunek zagrożony wymarciem, ze względu na liczne prześladowania.
- Ruski –nie ma ich aż tak wielu. Tak jak dwie pierwsze grupy, zostali napchani w ZSRR. Są nieco podobni do tych wyżej. Jednak ci nie marzą o Polszy, tylko o ZSRR. Lubią sobie popić, jak każda grupa w tym mieście.
Atrakcje
We Lwowie jest wiele atrakcji które powstały całkiem przypadkiem lub są dla mieszkańców całkowicie zwyczajne:
- Lwów – jeden wielki cyrk.
- Muzeum Alchemiczne – muzeum w którym pracownicy mogą legalnie trudnić się czarną magią i dostają pieniądze za oglądanie ich.
- Katedra Łacińska – kościół, w którym płaci się już przy wejściu, mimo że brak tu kościelnego z tacą. Brak zniżki dla ateistów. Pieniądze zbierają panie, które znają cztery Polskie słowa: Dzień dobry! i
Bóg zapłać!Ka mać! - Katedra św. Jura – jak wyżej, tylko dodatkowo jest tam kserokopia Całunu Turyńskiego, która spełnia życzenia.
- Wysoki Zamek – góra, która nazywa się zamkiem tylko dlatego, bo jest tam kilka głazów świadczących o tym, że kiedyś był tu zamek.
- Piwny tramwaj – tramwaj, którego spotkał zasłużony odpoczynek. Teraz można tam napić się kawy lub piwa.
- Filip Masoch – pomnik wynalazcy masochizmu z czymś ciekawym w kieszeni… zwłaszcza dla kobiet i gejów.
- Bazar z pamiątkami – rupieciarnia obok rynku. Można tam kupić wszystko od szkatułki z wyrzeźbioną operą przez drewniane tłuczki do mięsa mające przypominać buławy, po pamiątki z II wojny światowej.
- Bazar z książkami – obok pomnika jakiegoś gościa z książką można kupić makulaturę w ukraińskim języku.
- Uliczni sprzedawcy – jeżeli zwiedzasz miasto grupą, możesz liczyć na to że zaczepi was jakiś sprzedawca który zna raptem 10 polskich słów. U nich można kupić przewodniki, mapy miasta, Kurier Galicyjski lub ciastka domowej roboty.
- Cmentarz Łyczakowski – można tam zobaczyć oprócz naszych bohaterów ciekawe pomniki radzieckich dygnitarzy ( fajne mają okularki…). Ponadto znajdują się tam dwa lwy, które trzymają tarcze z...godłem Polski. Na jednej jest napis Tobie, Polsko, a na drugiej Zawsze wierny. Ktoś, kto to zobaczy nie ma już złudzeń - Lwów to polskie miasto.
- Sklepy monopolowe i apteki – Każdy szanujący się turysta musi ze Lwowa przywieść alkohol. Nie ma z tym problemu, ponieważ monopolowe stoją na każdym rogu. A i w aptekach można coś niecoś kupić: tzw. Vigor – 40%
- Arena Lwów – piąty z polskich stadionów wybudowanych na ojro kiedyś tam. Można tam oglądać mecze, krzyczeć Polski Lwów! i uczestniczyć w ustawkach fanów klubu Pogoń Lwów z fanami klubu Karpaty Lwów.
- Opera Lwowska – polska, ale chyba każdy to wie. Są to wystawiane piękne spektakle, na które odwiedzający Polacy eagują dwojako - pochodzący z PRLu i uczący się dziś języka rosyjskiego są zachwyceni pięknem polskich spektakli, a ci nowoczheśni mówią jedynie Co oni pierdzielą po tym rusku?. Co dziwne, widowiska nie są bynajmniej po rosyjsku. Ale jeden pies!
- Ossolineum – zgadnij, czyje. Tak właściwie to było kiedyś Ossolineum, teraz jest we Wrocławiu. Obecnie poprzednie osscośtam znajduje się w kościele jezuitów im. św. Piotra i Pawła
Zduńskich. Znajduje się tam prasa - a jak! - polska.