Mitologia amerykańska
Bóg stworzył ludzi, Samuel Colt uczynił ich równymi
- wyznanie wiary religii amerykańskiej
Mitologia amerykańska – religia wyznawana głównie w USA, polegająca na przekonaniu wyznawców, że jako naród wybrany mają prawo do zabijania innych ludzi. Wiąże się z tym także poczucie prawa do interwencji zbrojnej w dowolnym kraju. Największym kościołem wyznającym mitologię amerykańską jest Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie. Mitologia objaśnia pochodzenie broni od na wpół legendarnych proroków żyjących w XIX wieku i na początku XX wieku, z których pierwszym był Colt, a największym był Browning.
Stworzenie USA
Na początku Bóg stworzył białego człowieka na swój obraz i podobieństwo, oraz dał mu Ziemię poddaną. Drugim istotnym momentem w dziejach świata było powstanie najdoskonalszego kraju, czyli USA. Mityczni Ojcowie Założyciele sporządzili Świętą Księgę, a potem ją poprawili, żeby była jeszcze lepsza. Najważniejszym zdaniem Świętej Księgi jest Druga Poprawka, która daje każdemu Amerykaninowi prawo do zabicia innego człowieka z broni palnej.
Od początku ludzie starali się wytworzyć ognisty kij, pozwalający na zabijanie innych na odległość. Takie ustrojstwa mieli już Krzyżacy pod Grunwaldem. Ale przez stulecia nie udało im się zrobić niczego lepszego od broni, z której dało się strzelić raz na godzinę, po wsypaniu od końca lufy prochu, ubiciu go, wrzuceniu kulki, ubiciu, nasypaniu prochu na panewkę… Wszystkie te czynności zajmowały wystarczająco czasu i uwagi, że można było w międzyczasie oberwać szablą w łeb lub dostać dziesięć strzał z łuku. Jedynym sposobem zwiększenia szybkostrzelności było zwiększenie ilości ludzi z karabinami. Aż dopiero w połowie w XIX wieku, wraz z pojawieniem się legendarnych proroków, Druga Poprawka mogła stać się ciałem i każdy Amerykanin mógł mieć odtąd szybkostrzelny rewolwer, a potem pistolet w kieszeni, a w ogródku nawet karabin maszynowy.
Pierwsi prorocy
Ojcem wszystkich dalszych proroków był patriarcha Samuel Colt (1814–1862). Opracował rewolwer, nazwany od jego nazwiska Coltem, który pozwolił wystrzelić kilka razy, aż do ponownego napełnienia bębenka. Wreszcie biali ludzie mogli skuteczniej zabijać czerwonych ludzi oraz innych białych. Szeryf Pat Garrett zaś mógł zabić Billa Dzieciaka, co opiewał Bob Dylan. W dziele wprowadzania cywilizacji białego człowieka Coltowi pomagała nierozłączna para misjonarzy: Smith (1808–1893) i Wesson (1825–1906). Fałszywy prorok Winchester (1810–1880) starał się dołączyć do grona Proroków, co mu się udało i odtąd imię jego było czczone jako stworzyciela pierwszego sprawnego karabinu powtarzalnego, który mógł strzelać raz za razem po przeładowaniu taką fajną wajchą u dołu. Konfederaci nazwali go cholernym jankeskim karabinem, który ładuje się w niedzielę i strzela cały tydzień. Religioznawcy jednak odkryli, że tak naprawdę Winchestera skonstruował w 1860 facet nazwiskiem Henry (1821-1898). Karabinem Winchestera… ups, Henry'ego biały człowiek podbił Dziki Zachód, chociaż lubił go też wódz Apaczów Winnetou we wschodnioniemieckich westernach. W Europie w tym czasie cudem techniki w wojsku były karabiny, które ładowało się każdym jednym nabojem od tyłu, co i tak stanowiło postęp w stosunku do pchania kulek od przodu…
Niedocenionym prorokiem pierwszego pokolenia był Richard Gatling (1818–1903). Ukochał ludzkość do tego stopnia, że dał jej w 1862 roku pierwszy karabin maszynowy, po to, żeby zmniejszyć liczbę ofiar na wojnach. Sądził, że skoro jeden karabin maszynowy robi robotę za stu ludzi z karabinami, to duże armie nie będą już potrzebne, więc ludzkość z nich zrezygnuje. W tym celu ukończył studia medyczne, a konstrukcję zapożyczył z siewnika własnego projektu. Amerykanie z radością powitali pierwszy karabin maszynowy, działający na korbkę, używając go do zwalczania Indian, ale wcale nie zmniejszając armii. Podobnie zachowywali się późniejsi użytkownicy karabinów maszynowych. Dobry prorok Gatling zasmucił się tym głęboko i idea kilkulufowych karabinów maszynowych na korbę wygasła. Sam pomysł karabinu maszynowego Amerykanom bardzo się spodobał, tyle że okazało się wkrótce, że wystarczy jedna lufa. Po zastąpieniu korbki przez silnik, Gatling znalazł jeszcze tylko jedno zastosowanie – zwalczanie Predatora przez Szwarcenegera. No i oczywiście jako armata w samolotach, których istnienia nawet Gatling nie prorokował.
Drugie pokolenie proroków
Prorok Colt miał liczne potomstwo, a największym ze wszystkich proroków stał się Jan Mojżesz Browning (1855–1926). Dał ludziom w 1900 roku pierwszy udany pistolet samopowtarzalny, który w przeciwieństwie do germańskiego Mauzera mieścił się w kieszeni. Stąd pistolety na początku wieku nazywano brauningami. W 1910 roku jako pierwszy wpadł na genialny pomysł, że sprężynkę w pistolecie można owinąć dookoła lufy, przez co wszystkie kolejne pistolety działające na zasadzie odrzutu swobodnego zamka zyskały zgrabny wygląd. A w 1911 roku prorok Browning stworzył największy przedmiot kultu religii amerykańskiej: pistolet Colt M1911, strzelający absurdalnie dużymi nabojami kalibru 11,43 mm, zaspokajającymi kompleks małego penisa posiadaczy. Takie naboje przyjęto, bo mniejsze nie przewracały Filipińczyków, a tylko robiły w nich dziury. Religioznawcy uważają (uwaga: szczegóły techniczne), że był to pierwszy udany pistolet działający na zasadzie krótkiego odrzutu lufy, a po wypróbowaniu różnych innych pomysłów, większość pistoletów powstających na świecie ma zasadniczo podobne bebechy. Chodzi o to, żeby lufa była zaczepiona z zamkiem, a po strzale się jakoś rozczepiała. Ostatnim dziełem proroka (dokończonym przez jego belgijskiego ucznia Saive'a) był ojciec wszystkich „cudownych dziewiątek”, Browning HP na 13 nabojów 9 mm, z którego można było zabić więcej wrogów bez zmiany magazynka.
Browning wynalazł wszystko, co się dało wynaleźć w zakresie broni automatycznej. W 1895 roku dał ludziom pierwszy ciężki karabin maszynowy wykorzystujący do uruchamiania broni gazy prochowe odprowadzane przez dziurkę w lufie (Colt M1895), znany szerzej jako kopaczka do ziemniaków, co było jego ubocznym zastosowaniem. Ludzkość nie była jednak jeszcze gotowa na broń działającą na takiej diabelskiej zasadzie, która stała się modna dopiero po II wojnie światowej. Aby zadowolić wyznawców, Browning więc w 1917 roku zrobił normalny ciężki karabin maszynowy M1917 (działający na zasadzie odrzutu lufy), który był najlepszym co do tej pory skonstruowano w tej dziedzinie i został zerżnięty nawet w dalekiej Polsce jako wzór 30. Potem zrobił jeszcze lepszy M1919, z lufą w fajnej dziurkowanej osłonie, naprawdę wyglądającej bardzo bojowo. A potem Browning poszedł na całość i stworzył wielki karabin maszynowy M2 na naboje półcalowe (12,7 mm), produkowany przez następne 100 lat, albo i dłużej. Z kolei, żeby każdy żołnierz mógł sobie nosić własny karabin maszynowy, stworzył jeden z pierwszych ręcznych karabinów maszynowych: BAR. Żeby udowodnić, że potrafi robić wszystko, Browning dał ludziom też pierwszą samopowtarzalną strzelbę – „pompkę”.
Ponieważ Browning rządził w USA, inni prorocy, którzy potrafili konstruować tylko karabiny maszynowe, musieli udać się na wygnanie ze swoją dobrą nowiną do Europy, gdzie przyjęto ich nauki z otwartymi rękami. Prorok Hiram Maxim (1840–1916) pokazał Europejczykom ckm Maxim chłodzony wodą, który znalazł rzesze wyznawców i został przyjęty jako państwowy przedmiot kultu przez Niemców, Rosjan i Anglików (w Anglii nazwany Vickers, bo królowa chciała jak zwykle, żeby Anglia miała własną religię). Benjamin Hotchkiss (1826–1885) osiadł we Francji, gdzie jego uczniowie skonstruowali ckm Hotchkiss chłodzony powietrzem (jednym z nich był amerykański misjonarz Benet). Z kolei prorok Izak Niuton Lewis (1858-1931) szerzył nauki w Anglii, gdzie przyjęto jego lekki karabin maszynowy, wyglądający jak ręczna armata z magazynkiem talerzowym. Przed wybuchem wojny Europejczycy testowali karabiny maszynowe jedynie na murzynach, Chińczykach i innych tubylcach. Liczni posiadacze Maximów i Hotchkissów mogli bezpośrednio porównać swoje wynalazki dopiero po obu stronach frontu I wojny światowej. Oczywiście, były tam też ckm-y Browninga. Jedynym germańskim prorokiem, który mógł przeciwstawić swój karabin maszynowy, był Andreas Schwarzlose, wyznawany na większą skalę tylko w Austrii. Pozostali germańscy prorocy, jak Mauser, Luger, Mannlicher i Walther, byli za słabi na broń automatyczną i zadowalali się pistoletami i karabinami. Dlatego amerykańskie pistolety i karabiny nigdy w Europie nie zdobyły wielu wyznawców, a ludzie pozostali tu przy starej wierze. Religia amerykańska nie załapała też w Italii, gdzie włoskie karabiny maszynowe robił Fiat (tak samo dobre jak samochody...).
Ostatni prorocy
Jedyną przewagą germańskich proroków stały się pistolety maszynowe Bergmanna i Schmeissera. Żeby zapewnić wiernym i ten rodzaj zabawek, amerykański prorok Jan Thompson (1860–1940) zesłał własny pistolet maszynowy. Było to totalne badziewie, lecz dzięki hollywoodzkim filmom o gangsterach ludziom się wydawało, że jest najlepszy, bo używają go amerykańskie gwiazdy kina akcji. Nic godnego uwagi w dziedzinie pistoletów maszynowych w USA już nie powstało, a jedyną zaletą pistoletu maszynowego M3 było to, że przeciwnicy myśleli, że to smarownica. Z kolei pistolety maszynowe Reisinga dowódca Marines po walce rozkazał wrzucić do rzeki z krokodylami, żeby nikomu nie przyszło do głowy dać je znowu jego ludziom. Germańscy prorocy natomiast skonstruowali sexi nazistowską broń MP-40 i późniejszy klasyk wszystkich sił specjalnych – MP-5.
Jeden z ostatnich proroków, Jan Garand (1888–1974) skonstruował karabin samopowtarzalny M1 Garand. Jego główną zaletą było to, że można było strzelać z niego raz za razem bez szarpania żadnej wajchy z tyłu, a drugą, że miał go każdy żołnierz amerykański[1], przez co był to najlepszy karabin II wojny światowej. Inne państwa nie mogły się zdecydować na danie wszystkim żołnierzom takiego luksusu, bo przecież mogliby marnować naboje. Zresztą ich karabiny samopowtarzalne naprawdę nie były takie udane.
Ostatni prorok Judżin Stoner (1922–1997) skonstruował karabin szturmowy M16, uważany przez Amerykanów (ale tylko przez nich) za najdoskonalszą broń piechoty. Był celny, ale gdy w Wietnamie się pobrudził, często żołnierze wyrzucali go i brali z najbliższej kałuży porzuconego kałasznikowa, który dalej strzelał. Cywilne wersje M16: AR-10 i AR-15 służą wyznawcom religii amerykańskiej głównie do masakr innych cywilów.
Przypisy
- ↑ Poza tymi, którzy mieli równie fajne, ale strzelające powiększonymi nabojami rewolwerowymi karabinki M1, które wbrew pozorom były czymś innym od karabinu M1