NonNews:11+3 sabotażystów
28 marca 2009
Flagi do połowy masztu! Dzięki 11+3 naszych sabotażystów i wspaniałej postawie Artura Boruca, znanego skądinąd pod pseudonimem „McBoruc”, który przyśpieszył kliniczną śmierć polskiej reprezentacji, walnie przyczyniliśmy się do uśmierzenia odwiecznego konfliktu pomiędzy Anglikami i Irlandczykami w Ulsterze. Można powiedzieć, że dzięki naszym kopaczom właściwie nigdy nie było żadnego konfliktu. Plotki, jakoby protestanci nienawidzili Boruca są przesadzone. Od dzisiaj go kochają, śpiewając: „There's only one Artur Boruc!”
1. połowa
Ale nie tylko Boruc grał dzisiaj jak na kacu po trzech weselach. Nasza reprezentacja w składzie Boruc – Wawrzyniak, Żewłakow, Dudka, Wasilewski – Krzynówek, Bandrowski, Lewandowski, Roger, Lewandowski – Jeleń wyszła na mecz w pełni skoncentrowana i z niebywałą werwą. Niczym rozwścieczone orły z błyskiem w oczach rzucili się na przeciwnika. Nawet po z lekka zabawnej bramce na 0-1 nasi nie poddawali się i dalej napierali jak batalion ruskich czołgów pod Kurskiem. Wspaniałe akcje oskrzydlające, kiwki, znakomite dryblingi, zapierające w dech piersiach przyjęcia (odskok średnio po 10 metrów) i jedna prostopadła piłka, po której fucking Jelen fartem, bo fartem, ale wyrównał na 1-1. Obraz bryndzy w wykonaniu PRNKP (Polskiej Reprezentacji Nieudaczników Kopiących Piłkę) nie zmienił się, ale dzięki niesamowitej woli walki, nieprzewidywalnej taktyce (zaskakiwanie przeciwników własnymi błędami) i zaangażowaniu udało się wspólnymi siłami dowieść niesamowity wynik do przerwy.
Zmykać do szatni. I nie wychodzić z niej, kurwa.
W przerwie zaskoczył Rafał Patyra, który oszczędził wszystkim zmykajcie do szatni, chłopcy.
2. połowa
Na błędach nasi nie umieją się uczyć. Wasilewski przy golu na 1-2 jeszcze się wywrócił. Koleś, który go powalił, ważył co najwyżej 70 kg i wywalił ogromnego faceta, który ma w klubie ksywę Czołg. Ale to nic! Nasi skończyli z uprzejmościami i wzięli się ostro za piszczele przeciwnika. Doskok do piłki, odbiór w środkowej strefie, no niczego nie można było zarzucić! Naprawdę! Nasi mieli w oczach wzrok zabójców. Wydawało się, że zeżrą to grzędolisko przypominające stadion Wisły po meczu z Polonią Warszawa, że wyplują, zeżrą i przetrawią własne płuca, byle tylko oszczędzić Polakom wstydu. Do jeszcze większego wysiłku mobilizowali Artur Boruc z Michałem Żewłakowem. Żewłakow kopnął kozłem do Boruca, a ten, o czym wszyscy wiedzą[1], nawet nie zrobił kroku do tyłu by przyjąć piłkę, machnął się no. Zdumionych kibiców o wyniku 1-3 informował Dariusz Szpakowski swoim gromkim Jezus Maria Boruc. Nasi piłkarze rozładowywali sprężarki w nogach. Przez pole karne Irlandii Północnej (wybaczcie, że wcześniej nie poinformowaliśmy z kim graliśmy) przetoczyła się nawałnica polskich piłkarzy. Lewandowski tak walczył, aż przypuszczać by można, że weźmie piłkę w zęby i popierdoli do bramki. Ostatecznie nawałnica skończyła się golem Saganowskiego i było 3-2 2-3. Irlandczycy potem zagrali na czas, upokarzając nas jak amatorów z C-Klasy na festynie na cześć otwarcia peronu we Włoszczowej.
Musztarda
Po meczu Włodzimierz Szaranowicz zarządził minutę ciszy w studio, ale że zaraz miały być podane wiadomości, do głosu odezwał się Jacek Gmoch z Jurkiem Engelem sr i ku własnej uciesze zapierdolili chamówę dziadkowi Leo. W środę szykuje się zacięty pojedynek z San Marino. Kto wie, może będzie nawet relacja (jak zechce ją czytać więcej niż dwie osoby).
Źródło
- Dowolny serwis sportowy i twój stary (lub dwóch, jak żyjesz jak twój ulubiony trener w Holandii), 28 marca 2009.