Nonźródła:Czystononsensowy wiersz
Witam was wszystkich, panowie i panie.
Jacek już poszedł na grzybobranie,
więc czas już zrobić ogromne pranie.
Kup se Red Bulla,
By zabić żula,
Lecz Kret jest lepszy,
Bo jest w granulach.
Skoczmy po kota,
Gdy jest Toyota,
Wiadomo - kot lepszy od kojota.
Słodzik wysypał się takiej na tułów,
Przybiegło potem cne stado mułów;
Zatem woń skarpet wilgotnych już czuł ów.
Wtem z zewnątrz ruszyły antylopy
Piszących w śpiączce na imprezie
Spadły na asfalt w czarne okopy
Bo ją ten wózek inwalidzki powiezie.
A przyszła do nich stara babka
Która ze smakiem połknęła klapka
A dziadek po lesie półboso lata
Na Księżyc poleciał, do wrednego brata
Który mu walnął kratą prosto w kieckę
A potem w rzece zapalił se świeckę.
Kiedyś w gitarze były dwa szczury,
Lecz teraz Bill Gates dojeżdża do góry.
Więc czytaj dalej, drogi czytelniku
Zamiast się topić w małym dywaniku
Byli raz sobie Jaś i Agata,
Lecz wujek Staszek poszedł do brata
I się skończyła cała sałata.
A kiedy menel zje dwa kasztany,
Zrobi się torcik kawą polany.
Pamiętaj, maluch zawsze jest taki,
Jakby go zjadły trzy duże robaki.
Bo kiedy bombą Andrzej nie zwleka,
Wżdy twoja stara szybko ucieka.
Wiemy, że kropka lubi korale,
Lecz, gdy jest kupa, nie zje ich wcale.
Bo żyto jęczmień i sedes kota
Zjedzą Metina, gdy jest ochota.
A zaraz Kubie założę wapik
Bum! I tak powstanie Chocapic!
Bo kiedy stoją wielkie badyle,
Ja mam ochotę sprzątać akryle.
Byłem ja niczym kot na morelach
Które wypiły dziś po fortelach
Aczkolwiek często były kolegą
Dla mięsa żytniego, wegetariańskiego
Ja jestem bowiem człowiekiem i bogiem
Ze świńską grypą po prezesa mowie
I wam powiadam, że Linux się wiesza
Gdy wiewióreczki z papierem wymiesza
Wyrwałem włosy z głowy królowej
I byłem pewien, że nie dam się krowie
Natomiast on, patriota lokalny
wciąż mówił kłamstwo o adminie marnym
A my uznaliśmy, że kot-akolita
Wciąż babcię Stefcię nad pasztetem wita
Jednak nie powiem Ci dlaczego,
Bo to tajemnicą jest klocków Lego
Nie było wiadome, czy małe drewno
Potrafi kopnąć boga na pewno,
Więc ludu drogi, umyjcie nogi,
A potem umyjcie wasze barłogi,
Wszak nad morałem się zastanawiałem,
I coś takiego nawymyślałem:
Niczym kamikaze, rzuciłem się w wir walki,
Bo by zrobić pranie, potrzeba mi pralki.
A jeśli kto tu jeszcze coś zmieści,
Ot kawiarniany inteligent jest w cieście.
Snuje się po mieście,
i kolerzanką zaglada pod Halki,
Gryzą go w dupę Komarki,
Lecą mu z nosa smarki,
Zbiły go napakowane karki,
Za palenie Fajki,
Poszedl do matki,
Poskarzył sie na majtki,
Zatańczył Makarenę,
Połamał noge,
Zobaczyl Trwoge,
Kupe Walnoł że ja nie moge.
Autorzy nie odpowiadają za wszelkie uszczerbki na zdrowiu psychicznym, które mogą powstać po przeczytaniu powyższego wierszydła. Szablon:Stubnie