Dark Side of the Moon

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Więc, (Zdania się nie zaczyna od „więc”!) Tak się złożyło, że „artyści” z grupy Pink Floyd łaskawie zechcieli nagrać album, i nazwać go zupełnie bez sensu. Ale od początku.

Dark Side of the Moon (alias The Dark Side of the Moon, alias The Dark the Side the of the Moon) – album wydany przez Pink Floyd, po 2 latach balangi po sukcesie poprzedniego, w 1973. Poruszają oni tam tematy z życia śmiertelników, o których oczywiście nie mają zielonego pojęcia. Ale poruszają. W warstwie muzycznej ta płyta to lekkie brzdąkanie w keyboard, i miękkie wokale. Oraz murzyńskie chórki.

Ogólne przesłanie albumu

Chciwość, pieniądze, szaleństwo, miłość, samotność. Co tam jeszcze? Pieniądze i „przemijanie”. Dziękuję, pozdrawiam.

A teraz zajmiemy się każdym utworem z osobna.

Speak to Me/Breathe (Breathe in the air)

Jako że Floydzi wszystko popierdolili, te dwa utwory na płycie są razem. A Breathe na niektórych wydaniach nazywało się „Breathe in the Air”, tak że teraz nawet Last.fm nie może się połapać.

Speak to me

Generalnie o niczym, bo nie ma tekstu. Są tam efekty dzwiękowe z wszystkich innych piosenek. Większości.

Breathe

O oddychaniu.[1] Pierwsza część traktuje o miłości, jakież to oryginalne, żebyś mnie nie opuszczał/opuszczała, jeszcze oryginalniejsze, i o troskliwości. Druga część jest o króliku, który kopie dziury. I kryje się przed słońcem. Według większości krytyków, ten tekst to metafora na pracoholizm i zapominanie o bożym świecie w czasie pracy. Normalni ludzie uważają to za lekko dziwne… Jeśli chodzi o muzykę, to nic ciekawego. Po prostu brzdąkanie w casio, brak gitary, i niemiłosiernie wolny bas. Takie pierdnięcia co parę sekund, wiadomo.

On the Run

Tu też nie ma tekstu. Generalnie to tylko napierdalanie w klawisze z paroma efektami dźwiękowymi. Można się domyślać, że utwór traktuje o brytyjskiej reprezentacji 4x400, ze względu na sapanie i bieg słyszalne w tle. Co potwierdza teorię o gejostwie Floydów. Strasznie nie komponuje się z resztą albumu.

Time

Utwór zaczyna się od niemiłosiernie głośnego dźwięku zegarów, który obudziłby nawet mamuty zamarznięte na Syberii. Natomiast tekst traktuje o upływaniu czasu i starzeniu się. Jakby ktoś chciał o tym pamiętać, a ci debile jeszcze przypominają. No i na końcu Wright (choć resztę piosenki śpiewa Gilmour) śpiewa, że chciałby powiedzieć coś jeszcze. No to mogli nagrać dwupłytową wersję, idioci.

Potem jest repryza[2] utworu Breathe. Coś tam o grzaniu kości i ogniu, chyba kremacja.

The Great Gig in the Sky

Łoołoołołołołaaaaaa, uuuuoło ło ło je je je aaaaa oooooo uuuuuu.

Niewprawiony słuchacz o tym utworze.

Piosenka ta składa się z darcia mordy chórzystki i pianinku Casio Wrighta. I nie mówi o niczym.

Money

Kling, klang, prrrt!

Pieniądze o tym utworze.

Pieniądze są złe. I to o tym traktuje ta piosenka. Różni się od reszty albumu, gdyż jest to czysty hard rock, co bardzo przeszkadza czułym uszkom słuchaczy progresywnego rocka. No i wpierdala się w styl muzyczny płyty. Mamy 2 mocne solówki na gitarze, i jedną na saksofonie.

Us and Them

Czyli oni i my. Coś jak „Tacy sami”, tylko że zupełnie różne, bo o wojnie. Jaka ona jest be. Muzycznie to to samo co reszta płyty. To trochę dziwne, żeby z takim luzem o wojnie śpiewać, ale czy nie wspominałem już, że oni są gejami? To wszystko tłumaczy.

Any Colour You Like

To ma związek z hasłem Forda, mówiącym o fordzie T: „Możesz go mieć w każdym kolorze, byle by to był czarny.” Czyli że niby mamy możliwość wyboru, ale to tylko pozory.

Brain Damage

Kolejne dziwactwo; skoczna muzyczka, a śpiewają o szaleństwie i głowach rozpadających się na kawałki. I że szaleńcy chodzą po trawnikach, a muszą po chodnikach. A to nieprawda, bo to ci z urzędu źle ścieżki wytyczyli i teraz normalnych obywateli nazywają wariatami!

Eclipse

Coś tam o księżycu, który zasłania słońce, czy coś. W każdym razie chodzi o to, że wszystko co robisz jest bez sensu, i że najlepiej się pociąć.

Sukces!

Generalnie album sprzedał się w ogromnej ilości kopii (Dokładnie 41 milionów), i muzycy mogli za to balangować do końca życia. W USA, na ten przykład, pokrył się osiemnastokrotną platyną, och, ach. Jeden z egzemplarzy albumu ostentacyjnie stwierdził, że ma zespół w dupie i uciekł na jakiś Billboard w USA. Siedział tam przez 741 tygodni (prawie 15 lat), aż mu się w końcu znudziło. Dark Side Of The Moon został też entuzjastycznie przyjęty przez krytyków. A i tak wszyscy wiedzą, że to gejostwo.

Dark Side of the Moon a sprawa polska

Tak się jakoś stało, że w Polsce w każdym domu jest ten album… Czy to kupi go ojciec, wspominający muzykę z młodości, czy też latorośl próbująca szpanować gustem muzycznym, tak jednak jest… Dom bez „DSotM” nie jest polski.

Zobacz też

Przypisy

  1. Takie łatwe to nie jest!
  2. Cokolwiek to znaczy…