Indochine

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Indochine – francuski zespół pop-rockowy. Znani tylko przez starych wyjadaczy i napalone na wokalistę nastolatki. Od 30 lat grają każdy możliwy gatunek muzyki, udając, że wiedzą, co robią. Lata 80. minęły im na miłym spędzaniu czasu.

Skład zespołu[edytuj • edytuj kod]

  • Nicola Sirkis – główny ekshibicjonista w zespole. To on zgarnia wszystkie groupies. Raczej nie śpiewa, ogranicza się do krzyczenia „putain de public”, „putain de stade” i „merci à vous”. Od czasu do czasu krzyknie samo „putain”. Ot, taki kreatywny.
  • Boris Jardel – teoretycznie gitarzysta, w praktyce kochanek Nicoli. Lubi krzyczeć „sucker”. Biega po scenie i udaje, iż nie przeszkadza mu to, że Nicola albo przed nim klęczy, albo się o niego przez cały koncert opiera.
  • Oli de Sat – gitarzysta rytmiczny, najbardziej emowaty z całego zespołu. Swoją żałosną egzystencję podkreśla czarnym eyelinerem. Nie za bardzo wie, co robi w Indochine, ale przynajmniej hajs się zgadza.
  • Marc Eliard – basista. Zaraz po Nicoli ma najdłuższy staż w zespole. Zaczął od grania jazzu, skończył w Indochine. Próbuje jakoś nadać zespołowi klasy, nosząc na scenie eleganckie garnitury, ale reszta grupy konsekwentnie ten plan niweczy.
  • Mister Shoes – któryś z kolei perkusista w zespole. Dostał się do grupy po znajomości, ponieważ postawił piwo Borisowi.
  • François Matuszenski – klawiszowiec, dowód na to, że Polacy są wszędzie. Jego przodkowie nie zorientowali się, że wywalenie „ń” z nazwiska może znacznie utrudnić wymowę, toteż teraz wszyscy nazywają go „Matu”. Jeśli ktoś jednak decyduje się na wymówienie pełnego nazwiska, brzmi to mniej więcej jak „Matuszenyski”.

Byli członkowie[edytuj • edytuj kod]

Przez Indochine przewinęło się tyle osób, że nastąpiła prawie całkowita wymiana składu. Jedynym założycielem będącym do dziś w zespole jest Sirkis. Zagadką pozostaje, czy to on powywalał wszystkich, czy sami poodchodzili. Najciekawszymi byłymi członkami są (a jakże!) założyciele:

  • Dimitri Bodiansky – rusek z polskimi korzeniami. Pantoflarz, odszedł z zespołu po rozkazie żony. Zdarza mu się grać na koncertach grupy i utrzymuje dobry kontakt z Nicolą, który został ojcem chrzestnym jego dzieci.
  • Stéphane Sirkis – brat bliźniak Nicoli. Zmarł w 1999. Przyczyną śmierci nie była dobra zabawa, ale zapalenie wątroby.
  • Dominique Nicolas – to jego zasługą jest początkowy sukces grupy. Był głównym autorem największych hitów zespołu, aż w końcu walnął takiego focha, że odszedł z formacji. Ot tak. Co, nie mógł?

Początki Indochine[edytuj • edytuj kod]

Młody Nicola wraz ze swoim kolegą Dominique'em w pijackim amoku stwierdzili, że założą zespół. Znaleźli ruska, który umiał grać na saksofonie, i po krótkich negocjacjach Dimitri dołączył do grupy. Grali sobie aż w końcu brat Nicoli usłyszał ich i stwierdził, że albo przyjmą go do zespołu, albo poskarży się matce. Wobec takiego argumentu Nicola nie miał wyjścia i od tego momentu zespół liczył cztery osoby. Wydali w 1982 płytę o wdzięcznym tytule L'aventurier Krytykom się spodobało, ludziom się spodobało, no to teraz trasa, nie? Supportowali Taxi girl i było na tyle fajnie, że rok później wydali kolejną płytę Le Péril jaune. Znowu trasa, sława i wszystko, co jest z tym związane

Ich trzecia płyta, zatytułowana bardzo oryginalnie 3, była kolejnym sukcesem komercyjnym. Okazało się, że członkowie zespołu przewidują przyszłość i ubiegli Ivana Komarenko, wydając singiel Tes yeux noirs w 1985. No, sorry Ivan.

1987-1991[edytuj • edytuj kod]

Nareszcie przełom! Grupa zmienia image na bardziej rockowy i wszyscy przestają ich lubić. Zarzucają Nicoli śpiewanie z playbacku, krytycy nazywają Indochine „bezczelną kopią The Cure”. Ogólnie przesrane. Robią trasę i próbują jakoś ratować honor, ale nie bardzo im to wychodzi.

Żeby jakoś ocieplić swój wizerunek, płyta Le Baiser była inspirowana literaturą i filmami. Sporo na niej utworów akustycznych, pojawia się wiolonczela, harfa… Trzeba przyznać, że zespół był bardzo zdesperowany. Mała krytyka i całkowita zmiana stylu? Okej…

No i mamy rok 1991! Co to oznacza? Dzisięciolecie Indochine! Yay! To oznacza, że można odgrzać stare kawałki i nazwać płytę – uwaga – urodzinową! Fani wrócili, krytycy dają łapki w górę… Żyć nie umierać!

…A sorry, jednak nie. Na płycie znalazł się singiel La Guerre est finie, co oznacza „wojna się skończyła”, a tu nagle i zupełnie przypadkowo, wybuchła wojna w Zatoce Perskiej… Media stwierdziły, że „tak być nie będzie”, no i bojkot, znowu nikt nie puszcza Indochine w radio. Krytycy z maniackim uporem piętnują za podobieństwo do The Cure (wczas im się przypomniało), ale fanom się podobało, więc jest nadzieja!

1993-1996[edytuj • edytuj kod]

Nie ma nadziei. Wydali płytę „Przepraszamy za La guerre est finie”, ale wszyscy wokół grali grunge i techno, więc nikt ich nie chciał słuchać. Po za tym Dominique Nicolas walnął permanentnego focha i odszedł z zespołu. Zostali tylko bliźniacy. Na szybko udało im się skołować gitarzystę, i hej!, w 1996 wydają nowy album…

…który, jak się okazało, był do dupy. Przeszedł przez Francję niezauważony. Media uważają zespół za banalny, ale w sumie co się dziwić, skoro na Wax, bo o tej płycie mowa, śpiewają o satelitach.

1999-2005[edytuj • edytuj kod]

Kiedy wydaje się, że gorzej już być nie może, umiera Stephane. Wydanie nowej płyty Dancetaria zostaje odwleczone w czasie. W tym samym czasie do zespołu trafia Oli de Sat, który, kolokwialnie mówiąc, uratował dupę zespołowi. Indochine najwyraźniej lubią być bojkotowani przez media, bo na tej płycie wracają do rockowo-gotyckiego brzmienia. I zdarzyło się coś, czego nie spodziewał się nikt – album nie jest totalną klapą! Nie jest jakimś sukcesem, nadal o Indochine mówi się niewiele, ale pierwszy raz od kilku lat nie spieprzyli roboty! Progres! Wyruszyli w trasę, żeby odbudować szacunek wśród krytyków.

Nastał rok 2000… I w końcu napisali coś, czego da się słuchać. Walnęli do piosenek trochę gitary elektrycznej, rozpoczęli współpracę z innymi muzykami… Duży wpływ na ten sukces miała rozmowa Nica z księżycem. Zostali w klimatach rockowych, co przysporzyło im nowych fanów, a co za tym idzie – groupies!

Zespół zmotywowany tym, że na koncertach przybyło ładnych dziewczyn bez koszulek, postanawiają zostać w klimatach rockowych. Wydają płytę Alice&June. Kolejny sukces, kolejne groupies.