Leonid Breżniew

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Breżniew dyryguje podczas VII Zjazdu PZPR
W swym gustownym nakryciu głowy

Leonid Iljicz Breżniew (ros. Леонид Ильич Брежнев, ur. 19 grudnia 1906 (1 stycznia 1907), zm. 10 listopada 1982) – działacz Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i polityk ZSRR.

Dziwne, że Lenin, Andropow, Czernienko i Putin, i oczywiście Breżniew, mieli ojca Ilię. Kwestią zastanowienia jest to, czy Ilja to jedyne imię w ZSRR i czy synowie Ilii zostaną Pierwszymi Sekretarzami KPZR. Był kuzynem Józefa Stalina.

Urodził się w rodzinie hutnika, jego matka miała cięty język i ostry jak sierp komentarz, a jego brat był młotkiem, tak więc w rodzinie zostały komunistyczne symbole – sierp i młot. Znane są też jego powiązania z Dodą, różową gwiazdą. Może ma coś wspólnego z czerwoną gwiazdą.

Breżniew trafił do partii zupełnie przypadkiem. Od kiedy zmarł Stalin, a Chruszczow pomylił się na Kubie, każdy trząsł zadkiem do zasiadania na stołku alfonsa ZSRR. Mały Leonid zamiatał akurat podłogę, wychylił się przypadkiem i obwołany został Bossem.

Ciekawostki

  • Breżniew formalnie nie żył, bo w ZSRR żyło się by pić, a on był abstynentem.
  • W ZSRR za Breżniewa rządziło półtora człowieka – wiecznie żywy Lenin i prawie żywy Breżniew.
  • Breżniewa pochowano na stojąco, żeby nie wylał mu się kwas z akumulatorów.
  • Posiadał taki mały, czerwony guziczek, mogący zniszczyć cały kapitalistyczno-imperialistyczno plugawy zachód.
  • Breżniew, mimo że miał żonę i córkę, lubił całować w usta Gierka, Honeckera i innych przywódców zaprzyjaźnionych państw.
  • Breżniew dostał i sam sobie nadał w sumie dwieście orderów, ale nigdy nie nosił ich wszystkich naraz, bo by ich nie udźwignął, a zresztą i tak nie zmieściłyby mu się na mundurze.
  • Jego brwi były odpowiednikiem wąsów Stalina, tylko trochę wyżej.

Mądrość Breżniewa

Misza, przydupas Breżniewa wpada zdyszany do kancelarii:
Towarzyszu Sekretarzu, USA wylądowało na Księżycu!
Nie szkodzi, my polecimy na Słońce.
Ale tam są olbrzymie temperatury!
Nie szkodzi, my polecimy nocą.

Przyjechał Breżniew do Polski, odwiedził szkołę. Wszystkie dzieci znały o nim wiele szczegółów, były należycie rozpropagowane, na każdej ścianie, nawet w kiblu wisiał jego portret, na obiad były ruskie pierogi. Została tylko biblioteka. Zaszedł tam z Gierkiem, wziął pierwszą z brzegu książkę i czyta:

„Litwo, ojczyzno moja…”, Gierek, co to?
To Mickiewicz… ale już nie żyje…
Bardzo dobrze, Gierek, bardzo dobrze.

Podczas tej samej wizyty Breżniew siedział na zebraniu PZPR. Akurat obok zamiatała sprzątaczka, która zauważyła, że Breżniewowi wystaje nitka. Pociągnęła, ale nitka się nie skończyła, tylko wyszło jej więcej. Pociągnęła jeszcze raz. Ten sam efekt. Zatrzymała się na dwadzieścia minut, wyciągnęła osiem kilometrów sznura, po czym odeszła. Breżniew wstał i wygłosił mowę: Polacy to bardzo porządny naród i sprytny. Nie zdjąwszy spodni, ściągnęła mi kalesony. Dopóki ich nie dostanę z powrotem, Jaruzelski ma ich szukać z armią. I tak powstał stan wojenny.

Zobacz też