Marsz na orientację

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Medal.svg
Typowy las po imprezie turystycznej na orientację

Marsz na orientację (nie mylić z biegiem na orientację, który jest podobny ale inny) – rodzaj gry komputerowej w terenie, najczęściej w lesie, oscylującej pomiędzy biegiem a geocachingiem. W dużym skrócie polega na odszukiwaniu punktów w terenie, według mapy, którą przygotowali organizatorzy. Biega się najczęściej po lesie i różnych parkach, choć bywają też imprezy czysto miejskie, co ma ten urok, że punkty kontrolne są likwidowane przez miejscowych meneli, zanim znajdą je zawodnicy.

Aby uprawiać marsze na orientację potrzebny jest specjalistyczny sprzęt: kompas, mapa, komplet przyrządów geometrycznych, tablice sinusów, kurwimetr, sprzęt strażacki do ratowania ludzi z bagien i całą masa innych rzeczy, których przydatność trudno ocenić przed startem.

Dla kogo są marsze na orientację?[edytuj • edytuj kod]

Bachor na punkcie kontrolnym. Że też się nie zgubił…

Zupełnie nieznane są powody, dla których ludzie uprawiają marsze na orientację. O ile w przypadku zawodów pokrewnych, biegu na orientację, wszystko jest mniej więcej jasne: liczy się to, kto najszybciej przebiegnie daną trasę, bez żadnych udziwnień, w przypadku marszów turystycznych motywacja uczestników nie jest jasna. Specjaliści w rodzaju psychologów, psychiatrów i podobnych fachowców utrzymują, że decyduje masochistyczne upodobanie Homo sapiens do pchania się w najróżniejsze tarapaty, bo przecież inaczej życie byłoby nudne. Istnieje również przypuszczenie, że ludzie bardzo lubią gubić się w lesie i błądzić, co ma o tyle sens, że na zawody na orientację często zgłaszają się ludzie, którzy w codziennym życiu mają kłopoty z odszukaniem najbliższego przystanku autobusowego. A tak naprawdę to ani chybi im się zepsuł komputer, zgubili komórkę albo akurat w telewizji nie ma nic ciekawego.

Mapa[edytuj • edytuj kod]

Wyjątkowo perfidna mapa, po części „zrób to sam”

Mapa w marszach na orientację może być wielorakiego rodzaju, od zwykłej sztabówki, przy pomocy której Ruskie zdobywały Berlin, przez różne samoróbki, w których jeden centymetr na mapie ma od 50 do 150 m w rzeczywistości, w zależności od fantazji autora, aż po całkiem profesjonalne mapy przeznaczone specjalnie dla marszów i biegów na orientację, przy czym, żeby nie było za łatwo, taka mapa ma co najmniej kilka lat, w wyniku czego szlag trafił już różne rowy, paśniki i inne dziadostwo, według którego można się orientować, a niektóre lasy już dawno wycięli i szukaj wiatru punktu kontrolnego w polu… Wreszcie istnieje specjalny rodzaj map, przygotowanych przez organizatorów, które wyjątkowo wkurwiają wymagają od uczestnika znajomości geografii, topografii, geometrii wykreślnej, trygonometrii i kalendarzyka małżeńskiego. Na takich mapach nic się nie zgadza, czasem jest to odbicie lustrzane, czasem tylko kawałek odwrócony np. o 90 stopni – i dalej radź se sam! W tym ostatnim przypadku organizatorzy najczęściej słyszą, gdzie mają sobie wsadzić tę mapę i dlaczego.

Skale mapy[edytuj • edytuj kod]

Jedne częściej używane niż inne.

  • 1:5 000 – rzadka jak biegunka u niemowlaka. Przyjazna i czytelna, dlatego taka niespotykana.
  • 1:10 000 – marzenie każdego uczestnika MnO – duża dokładność, prosty przelicznik, czytelny rysunek. Niestety nie dla psa kiełbasa.
  • 1:15 000 – z uwagi na skomplikowany przelicznik (1 cm = 150 m w rzeczywistości) najczęściej używana na imprezach, co by za łatwo nie było.
  • 1:20 000 – skala może i wyglądająca zachęcająco, ale mapa wykreślona w ten sposób zawiera sporą dozę generalizacji i nie wszystko się na niej zmieści, zwłaszcza muldy, większe kamienie i inne pomocne formacje.
  • 1:25 000 – o, kurCenzura2.svg!

Rodzaje imprez na orientację[edytuj • edytuj kod]

Ta mapa już jest o wiele bardziej przyjazna, nawet uśmiecha się do uczestnika
  • Impreza pamięciowa – skąpi organizatorzy pożydzili kasy na mapy (mimo że uczestnicy uiścili cholernie wysokie wpisowe) i przygotowali tylko jedną. Należy nauczyć się jej na pamięć i iść w teren szukać punktów kontrolnych. Zapomnimy – trzeba wrócić na start i całą zabawę zaczynać od nowa…
  • Gra szwajcarska (patrz mapka pierwsza) – rodzaj imprezy, w której mapa przypomina wszystko, tylko nie mapę. Czasem mapie towarzyszą dodatkowe zadania, na przykład geometryczne, typu: Punkt znajduje się na dwusiecznej kąta między drogą prowadzącą do wioski a słupami wysokiego napięcia, przy czym trójkąt między drogą a leśniczówką… i tak dalej. Niektórym wyraźnie turystyka pomerdała się z matematyką.
  • Wykreślanka – tu punkty kontrolne trzeba sobie ustalić samemu rozwiązując zadania z geometrii na mapie, najczęściej na kolanie, bo organizatorzy przygotowali tylko jeden stolik, przy którym tłoczą się już trzy ekipy. Deszcz w tym momencie mile widziany. Zadania wymagają dobrej znajomości geometrii i tych fragmentów Biblii, w których piszą: Szukajcie a znajdziecie.
  • Marsz po poziomicy – zabawa polega na tym, że poziomice są na mapie, ale nie ma ich w rzeczywistości, prowadzą przez gęste młodniki, bagna i inne paskudne miejsca. I właśnie na poziomicach ustawione są punkty kontrolne. Złośliwi organizatorzy ustawiają również punkty poza poziomicami, na które łatwo się nadziać, a później łupią punkty karne.
  • Nocny marsz na orientację – podobna zabawa, tylko w nocy, najlepiej bezksiężycowej, co by za wiele nie było widać. Na taki marsz przybywa najwięcej ekip dziecięcych i juniorskich, co skutkuje tym, że impreza zamiast kończyć się około północy, kończy się nad ranem, kiedy całe towarzystwo jest już odnalezione.
  • i wiele wiele innych, wszystko zależy od wyobraźni organizatora.

Dlaczego marsz na orientację jest lepszy do gry komputerowej[edytuj • edytuj kod]

Idą ludzie z mapą, zaraz będą pytać o drogę…
  • Marsz na orientację nie zawiesi się w najbardziej emocjonującym miejscu.
  • W grze komputerowej droga na skróty jest najczęściej niemożliwa.
  • Nie odwrócisz ekranu pod innym kątem, a mapę tak.
  • Kompas przy komputerze najczęściej szaleje i pokazuje północ w dziwnych miejscach.
  • Po skończeniu gry komputerowej nie pieprzniesz się na trawę i nie zaznasz błogiego szczęścia.
  • Nie nawymyślasz producentom gry, że spieprzyli sprawę, a na marszu na orientację zawsze masz pod ręką organizatorów.
  • Po marszu na orientację piwo smakuje o wiele lepiej.

Dlaczego gra komputerowa jest lepsza od marszu na orientację[edytuj • edytuj kod]

  • Grając na komputerze trudno jest zgubić myszkę, w lesie o wiele łatwiej pozbyć się mapy lub kompasu.
  • Gdy nam nie idzie, zawsze możemy rozpocząć grę na nowo.
  • Podczas gry komputerowej można palić i robić całą masę innych rzeczy.
  • Trudno jest wrzucić pauzę na mapie i iść do kibla, krzaczki to jednak nie to.
  • W grze nikt ci nie marudzi nad głową, że może jednak nie tędy.
  • Gdy grasz w nocy, niepotrzebna ci latarka a gdy pada – płaszcz nieprzemakalny.

Typowy przebieg marszu na orientację[edytuj • edytuj kod]

Narzędzia tortur

Zaczynamy, jest fajnie. Dostajemy mapę od organizatorki – ślicznej blondynki ze zgrabnym biustem – i w drogę! Nawet nie przeczuwamy, że to ostatnia przyjemność na dość długi czas... Do pierwszego punktu kontrolnego dochodzimy bez większych problemow. Drugi – za młodnikiem. Już jesteśmy przy nim, gdy nagle z lasku wybiega zaryczany bachor i biadoli, że się zgubił. Godzimy się ze stratą kilku minut i pokazujemy dzieciakowi drogę na start. Przy trzecim punkcie kontrolnym stoi sobie jakieś zwierzę i na nas łypie. Nawet nie wiemy co to jest, przecież jesteśmy z miasta. Sarna? Dzik? Krokodyl? W sumie widzimy tylko oczy zza krzaka, więc to może być wszystko. Potwór ani myśli sobie pójść więc tracimy dziesięć minut na jego odganianie. Biegniemy na następny punkt, kiedy spadają krople deszczu. Punkt jest za jakąś skarpą, która na mapie nie wygląda tak groźnie, a że mamy już co najmniej 20 minut w plecy, decydujemy się na skrót. Deszcz pada z całą silą. Na miejscu okazuje się, że skarpa jest z gliny. Zjeżdżamy na tyłku, szczęśliwie udaje się wstać i podbijamy punkt. Dobrze jest. Następny jest dość daleko, żadnej drogi, trzeba biec przez las i liczyć przecinki – ma ich być dziewięć. Przy siódmej zapominamy ile ich naliczyliśmy – ósma? Dziewiąta? Poobijani i zniechęceni, robimy przerwę na szybką fajkę – sport to zdrowie, nawet jedna fajka nie zaszkodzi. Punkt znajdujemy po dwudziestu minutach – nigdy nie wpadlibyśmy na to, gdzie on jest... Tymczasem już nie pada a leje a z mapy robi się papierowa pulpa. Niegroźnie wyglądająca łąka okazuje się być bagnem, o czym przekonujemy się, gdy już jesteśmy w samym środku. Udaje nam się wydostać, ale bez jednego buta. Przed następnym punktem kontrolnym kompas zaczyna wydziwiać – nagle północ zmienia się w zachód a igła wariuje jakby pokazywała wyniki najnowszych sondaży wyborczych. Szybko odkrywamy przyczynę – jesteśmy pod linią wysokiego napięcia. Następny punkt odnajdujemy na czuja, tracąc zaledwie jedenaście minut. Już przy samej mecie podbijamy najbardziej oczywisty punkt mylny, jaki można było ustawić. Nieważne. Ważne, że już się skończyło. Patrzymy na tablicę wyników – drudzy. Ale jak to? Dlaczego nie pierwsi?