Nonźródła:Historia pewnego ogłoszenia

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Medal.svg

Osoby: urzędnik, klient, sekretarka, referent i ktoś, zdaje się, jeszcze.

Scena I[edytuj • edytuj kod]

Przy wizycie urzędowej niezastąpiony

Poranek. Do biura ogłoszeń kieruje się starszy człowiek ok. 60 lat, ubrany staroświecko, ma sumiaste podwinięte do góry wąsy, łysiejący. Trzyma walizkę w ręku, jest lekko spocony. Mimo że drzwi do biura są otwarte na oścież, puka. W środku siedzi kobieta w mniej więcej jego wieku powolnie pisząca na klawiaturze komputera. Krzesło za głównym biurkiem jest puste, widać dodatkowe drzwi w pokoju. Klient grzecznie mówi dzień dobry i pyta, czy może wejść. Cisza, kobieta nie odpowiada, pisząc dalej. W końcu zza dodatkowych drzwi wychodzi nieco otyły i siwiejący brunet, w kraciastej niemodnej koszuli, twarz niewyraźna. Przekroczył już najpewniej pięćdziesiąty rok życia. Zaczyna się rozmowa.

Urzędnik:
Dzień dobry, proszę wejść.

Klient:
Ach, dziękuję, pukam i pukam, a ta pani nie odpowiada.

Urzędnik:
Nic nie szkodzi, tu wszystko i tak załatwiam ja. Och, ten okropny ból pleców…

Klient:
Plecy, plecy, moją znajomą w 1986 r. bolały plecy, proszę sobie wyobrazić, biedna kobieta, czuła się bardzo źle. Pan też taki biedny, mam nadzieję, że nie czekał pan na mnie długo, dochodząc?

Urzędnik:
Mógłby być pan nieco wcześniej, gdyż dochodziłem 6 minut.

Klient:
Przepraszam… cóż ja mogę w tej sytuacji panu powiedzieć. Czy mogę jakoś zadośćuczynić?

Urzędnik:
Nie przesadzajmy, już, proszę nie czuć wyrzutów sumienia. Urzędnicy również mają uczucia, czy wie pan, jak bardzo krzywdzą nas stereotypy?

Klient:
I ta znajoma, proszę pana, też była krzywdzona przez stereotypy, jakiż to niezwykły zbieg okoliczności, ubolewam, ubolewam…

Urzędnik:
Dobrze, co pana do nas sprowadza?

Klient:
Chciałbym dać ogłoszenie następującej treści – zaczyna czytać – „Sprzedam 3 płyty gramofonowe z symfoniami Josepha Haydna, tj. «Le Matin» (Poranek) w tonacji G-Dur, «Le Soir» (Wieczór) w tonacji G-Dur oraz «Alleluja» w tonacji C-Dur po cenie niewygórowanej, acz godnej. Telefon: (0-22) 824 45 45”. Chciałbym załatwić sprawę możliwie szybko, gdyż za 20 minut muszę być w pracy.

Urzędnik:
Oczywiście, czy zna szanowny pan naszą stawkę? 15 groszy za znak.

Klient:
Tak, już odliczyłem odpowiednią kwotę, 3,19 PLN, zostaje mi jeszcze 31 groszy. Matka wpajała nam, by być w życiu zaradnym. Moja, matka, wie pan, wspaniała osoba…

Urzędnik:
Niesamowite, cóż za zbieg okoliczności! Szanowny panie, jaką ja miałem wspaniałą matkę, ileż to wspaniałych matek nam pomarło… niesłychane, niesłychane! (po chwili). W jakiej rubryce chce pan dać swoje ogłoszenie?

Klient:
W rubryce „Muzyka” mają państwo same korepetycje, nie wiem… czy mogę ogłosić to w dziale „Muzyka”?

Urzędnik:
Hm… zobaczmy, niestety nie. Limit w tej kategorii na ten tydzień został wyczerpany, a wszelkie należności zaksięgowane. W tym tygodniu mieliśmy straszną nawałnicę klientów, szanowny panie, cóż ja mogę panu w tej chwili powiedzieć… Składam najszczersze wyrazy kondolencji z powodu utraty pańskiej wspaniałej matki…

Klient:
Jest pan bardzo uprzejmy, dziękuję, dziękuję… Ale mi bardzo zależy, już mówiłem, że za 20 minut muszę być w pracy. Nie mają państwo działu „Inne”?

Urzędnik:
Mamy.

Klient:
O, to ja tam może…

Urzędnik:
Zasadniczo jest to możliwe, jednakże nie jest to możliwe.

Klient:
Jak to? (nieco zaskoczony, ale zaczynający się niecierpliwić)

Urzędnik:
Bo widzi szanowny pan, pan chce dać ogłoszenie do działu, który już będzie drukowany w weekend, dziś mamy przecież piątek, ale pana dział jest zamknięty. Możemy dać oczywiście ogłoszenie w rubryce „Inne”, ale sam pan rozumie, że trzeba będzie nanieść korekty. Tylko pod takim warunkiem.

Klient:
Jeżeli państwo muszą…

Urzędnik:
Dobrze, a więc zamieścimy pańskie ogłoszenie w rubryce „Inne”

W tym momencie urzędnik wyjmuje dziwny, dość duży młotek o aluminiowym trzonku i eliptycznym obuchu, podchodzi do starszej kobiety, po czym uderza ją nim z całej siły w głowę. Klient z przerażeniem patrzy na całą scenę.

Klient:
Ależ co pan zrobił?! Pan uderzył tę kobietę młotkiem!

Urzędnik:
Tak, przyznaję się, i co naskarży pan swojej wspaniałej matce na mnie (naciąga uszy i wystawia język)? Ja jej nie uderzyłem tak naprawdę, tylko dałem znak, żeby przygotowała miejsce pod wpisanie ogłoszenia do uzgodnionej przez nas rubryki.

Klient:
Ale w taki sposób?! Przecież wystarczyło powiedzieć.

Urzędnik:
Nie mogę jej nic powiedzieć. Twierdzi, że jest głucha.

Klient:
Są różne rodzaje młotków, proszę pana. Jest młoteczek cyzelerski, młoteczek neurologiczny, takim, co się wykrywa Objaw Chvostka[1]

Urzędnik:
…O tak, mamy tu wielu klientów z objawem Chvostka. (po skończonej wypowiedzi parodiuje objaw Chvostka)

Klient:
… cały rwetes tkwi w tym, że są to lżejsze młotki i takim wypadałoby tę kobietę uderzyć.

Urzędnik:
Mamy młoteczek neurologiczny, szanowny panie, ale on na nią nie działa, ona słyszy tylko młotek stenotypiczny, którego użyłem.

Klient:
Bujda, nie ma już stenotypistek! Kłamie pan, to jest z pewnością młotek sekretarski, naślę Najwyższą Izbę Kontroli!

Urzędnik:
Ona jest sekretarką, ale młotek jest stenotypiczny.

Klient:
(już wyraźnie zdenerwowany) Poza tym, twierdzi pan, że ona twierdzi, że jest głucha, przecież to bzdura do kwadratu! Ja muszę być za 20 minut w pracy!

Urzędnik:
Szanowny pan jest wzburzony, nie będę rozmawiał z panem w takim stanie, proszę się opanować. Czy często się pan denerwuje?

Klient:
Wprawdzie nie, ale mam nadciśnienie…

Urzędnik:
Co wykazało ostatnie badanie ciśnieniomierzem?

Klient:
Niedobre było, 180/100… Dobrze, nieważne już, wróćmy do ogłoszenia, muszę być za 20 minut w pracy.

Urzędnik:
Pan chyba żartuje, nie mogę wypuścić stąd pana w takim stanie, ogłoszenie poczeka. Zaraz wypiszę receptę.

Klient:
Ach, dziękuję (uspokojony), ja tym lekarzom wcale nie ufam.

Urzędnik:
Błahostka, szanowny panie, błahostka, dostanie pan Furosemid, wypiszę preparat Furosemid-Slovakofarma. Jest wprawdzie importowany i oględnie mówiąc tandetny, ale za to tani.

Klient:
Złote serce z pana.

Scena II[edytuj • edytuj kod]

Dzielny Said przemierza kontynenty w drodze z prowiantem. Wyszło trochę nie po drodze, ale zdarza się

Nagle lżejszą atmosferę przerywa wtargnięcie człowieka o śniadej karnacji z przyczepionym spadochronem, wychodzi zza dodatkowych drzwi, rozplątuje spadochron, staje wypięty na baczność przed urzędnikiem

Egipski spadochroniarz:
Jestem egipskim spadochroniarzem, przywiozłem prowiant.

Urzędnik:
Dziękuję, Said, co masz tym razem?

Egipski spadochroniarz:
Bardzo dobre wursty zabrane Niemcom, świetny reński chleb z rodzynkami oraz praliny Toscherau.

Urzędnik:
Znakomicie, bardzo ci dziękuję. Jak sytuacja na froncie?

Egipski spadochroniarz:
Na razie spokojnie, Montgomery mówi, że będziemy się przegrupowywać i dopiero za parę dni spróbujemy ich skutecznie odepchnąć z El-Alamein. Jesteśmy dobrej myśli.

Urzędnik:
Myślę, że wam się uda (nagle odwraca wzrok ku klientowi). Co to za dziwna mina?

Klient:
Kto to do cholery jest i co tu się u diabła dzieje?!

Urzędnik:
To jest Said, egipski spadochroniarz. Przywiózł prowiant.

Klient:
To jest jakiś obłęd, to jest jedna wielka, cholerna kosmiczna brednia, co tu się wyrabia! Jaki znowu egipski spadochroniarz?! Jakie El-Alamein?!

Urzędnik:
Dżumurhijat Misr Al-Arabija. Egipt. El-Alamein to miejsce jednej z dwóch szalenie ważnych bitew w czasie II wojny światowej, front północnoafrykański.

Klient:
Przecież to było dawno temu! Jakim cudem on mógł przylecieć wprost spod bitwy pod El-Alamein?!

Egipski spadochroniarz:
Szanowny panie, przyleciałem, gdyż Polacy są aliantami, choć nie walczą w Afryce Północnej, i dostarczam Wam prowiant.

Klient:
Dowód proszę! Muszę być za 20 minut w pracy!

Egipski spadochroniarz, wyjmuje z kieszeni zamek z piasku, a następnie stawia go na łysiejącej głowie klienta.

Klient:
Paranoja, paranoja! (krzycząc, zagarnia sobie zamek z głowy, później zagarniając już czystą głowę)

Egipski spadochroniarz:
Nic, wracam, swoją drogą, macie tu w Polsce czubków do imentu.

Urzędnik:
Ech, ja sam ubolewam, żegnaj Said… (spadochroniarz wychodzi wewnętrznymi drzwiami) Dobrze, wracamy do pańskiego zlecenia, proszę się uspokoić. (po chwili) Uuuu, będzie mały problem, ale coś zaradzimy (naciska dzwonek)

Po krótkim czasie do pokoju – także wewnętrznymi drzwiami – wchodzi dobrze zbudowany brunet z kręconymi włosami, posiadający śródziemnomorską urodę.

Klient:
A ten do cholery to kto??! Może mi pan powiesz, że to hiszpański jeniec spod Trafalgaru?!

Urzędnik:
Nie, to jest nasz referent… Pomoże wyjaśnić nam pewne zastrzeżenie, bo widzę, że z ogłoszeniem może być problem.

Referent:
O co dokładnie chodzi?

Urzędnik:
Pan chce dać ogłoszenie o sprzedaży płyt gramofonowych, jednakże dział „Muzyka” już poszedł do księgowości wczoraj po południu, został nam dział „Inne” i musimy wybrnąć jakoś tak, żeby ogłosić tę całą muzykę, ale nie może to być czyste ogłoszenie o sprzedaży muzyki, bo mu je cofną.

Referent:
Nie widzę problemu, trzeba będzie wpleść do muzyki jakąś profesję pozamuzyczną i z łatwością przejdzie. Choć bardzo duża część jest już pozajmowana, miejsce jednak się znajdzie.

Urzędnik:
Daj pierwszą wolną wg alfabetu.

Referent:
Bednarz.

Urzędnik:
Widzi szanowny pan, wszystko będzie miało swój szczęśliwy finał. Zdoła pan umieścić ogłoszenie w weekendowym wydaniu naszej gazety, tylko będziemy musieli znaleźć jakiś akcent bednarski. No i niestety w takim wypadku zmienia się stawka – 30 groszy od znaku.

Klient:
Nie, nie wierzę…

Referent:
Ależ proszę się nie przejmować, profesja bednarza jest martwa, ogłoszenie z tak niecodziennym słowem w treści od razu zwróci czyjąś uwagę i szansa na to, że sprzeda pan swoje płyty gramofonowe jest większa. Szybko i sprawnie, proszę pamiętać, że za 20 minut musi być pan w pracy.

Klient:
Ale ja mam przy sobie tylko 3,50 PLN.

Urzędnik:
Nic nie szkodzi, ułożymy to ogłoszenie tak, żeby zachować jego sens, a pan zmieścił się w kwocie wg stawki za znak. Ja je szybciutko przefiltruję, trochę skrócę, a pan chwilę zaczeka.

Klient:
(wściekły) Dobrze, ale to ostatni raz, gdy korzystam z państwa usług.

Urzędnik:
Bardzo nam przykro, cóż, i tak zdarzyć się może, proszę nam wierzyć, że będziemy mieli jeszcze wielu klientów po panu.

Po czym…

Urzędnik:
Dobrze, oto końcowy tekst ogłoszenia: „Sprzedam Josepha Haydna z symfoniami w beczce po cenie niewygórowanej, acz godnej. Tel: (0-22) 824 45 45”. Równe 3,50 PLN. Dla szpunty od beczki jest oddzielny załącznik, musi pan wybrać tylko drewno, nic więcej, wszystko jednak za darmo. Polecam grąd.

Klient:
O nie, o nie… To, co się dzieje na moich oczach jest jakimś horrendum i już dłużej tego nie zdzierżę, NIE. Nie mam panu nic innego do zakomunikowania jak tylko to, że jest pan zwykłym (zaczyna się zacinać, twarz staje się czerwona) ch… ch… (ciężko sapie)

Urzędnik:
Proszę uważać, pańskie nadciśnienie!

Klient:
…CHAMEM! (osuwa się martwy na ziemię)

W tym momencie zrozpaczony urzędnik zaczyna rozpaczliwie i głośno płakać, jak gdyby skonfrontował się z sytuacją, która sprawi, że od tej pory nic już nie będzie takie jak przedtem.

Referent:
Co się stało, fakt, kolejny trup, ale widzę, że pan po raz pierwszy w życiu płacze.

Urzędnik:
(Przez łzy) Ty nie wiesz, ty nic nie rozumiesz, młody jeszcze jesteś. Ja tak długo czekałem na ten epitet, tak ciężko na niego pracowałem, tyle lat ofiarnej służby na stanowisku, a teraz nawet nie wiem, jak mam temu człowiekowi podziękować…

Referent:
Damy mu piękny nekrolog, bez kolejki czy limitów, w końcu jesteśmy ludźmi. Pójdę z powrotem do domu pogrzebowego za drzwiami i coś znajdę, przyrzekam.

Urzędnik:
Dzięki, taki młody, a tak świetnie się zapowiada…

Referent:
Nawiasem mówiąc, już pogubiłem się w tym wszystkim, która jest godzina?

Urzędnik:
Południe, równo dwunasta.

Sekretarka:
Alleluja.

Przypisy

  1. Objaw Chvostka to bolesny skurcz mięśni mimicznych twarzy wywołany uderzeniem w nią młoteczkiem neurologicznym. Objaw choroby obwodowego układu nerwowego – tężyczki.