Nonźródła:Theatrum mundi: Starożytność

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

– Czy to ptak?
– Nie!
– Czy to samogon?
– Nie, niestety…
– A co to?

– Teatr Świata!

A tak właściwie, to…

Theatrum mundi

Teatrum mundi

Dramat, ale jeszcze nie tragedia, na faktach autentycznych oparty, któremu sam Bóg scenariusze pisał, a każdy człek jest aktorem. Ja tu tylko sprzątam.

Scena… Która to była? Nieważne[edytuj • edytuj kod]

– Nie za duży ten koń?
– Gdzie tam, tylko dziesięć razy. Trochę się mury nadkruszą, ale i tak wyjdzie taniej niż nowa, szersza brama przez którą król i tak ledwo przechodzi.

Sypialnia królewska, król leży w łóżku z podłożonym pod głowę Jaśkiem. Sługa Jasiek grymasi twarz; widać, że nie jest zadowolony. Po chwili uśmiecha się – zupełnie tak, jakby zdał sobie właśnie sprawę, że mógł leżeć w nogach. Nagle słychać pukanie do drzwi, król spogląda zza Judasza, żydowskiego skarbnika królewskiego, który wpuszcza wykończonego sługę.

Agamemnon: Co tam się dzieje? Co to za hałasy?
Sługa: Stajenny powiedział, że Grecy nam nowego konia dali.
Agamemnon: Ta, jasne, pewnie jakaś podpucha.
Sługa: No to wyjdź i zobacz, bo mi spokoju nie daje.
Obaj wychodzą przed bramę miasta i oglądają konia, czeka na nich Stajenny.
Agamemnon: Koń ogromny, ale taki trochę drewniany.
Stajenny: Jak to drewniany?
Agamemnon: No nie rusza się praktycznie, spójrz. Grecy pół dnia taszczyli to bydlę.
Stajenny: Koń, nie bydlę, jeśli już…
Sługa: Jaki jest każdy widzi… Powiedz lepiej królu, co z tym robić.
Agamemnon: Rób co chcesz, wielkiego pożytku z niego nie będzie. Grecy pewnie chcieli się go pozbyć, zobacz jak musi się opierać na tych kołach.
Sługa idzie do strażników bramy.
Sługa: Król pozwolił mi improwizować w tej kwestii… Wpuście go, może coś z niego będzie.
Strażnicy zaczynają otwierać bramę.
Kasandra: Stójcie, mam scenariusz od reżysera! Nie możemy otwierać tej bramy, bo jak nie zagramy żelaznego oporu przed podarunkiem, to wyleje nas z obsady.
Strażnik: Spieprzaj głupia babo, nie improwizowałem od kiedy musiałem udawać, że podoba mi się pijacki skrzek króla, który on śmie nazywać muzyką. Chłopaki, wpuście zwierzaka, pewnie jest głodny.

Scena plotek starożytnych[edytuj • edytuj kod]

Wnętrze willi, Sługa przynosi rybę na stół, kobiety ucztują w typowy dla tego stanu i epoki sposób – na leżąco, karmione przez resztę służby.

Platonowa: Solona?
Ksantypa: Nie, moja.
Platonowa: Pytam, czy tę rybę soliłaś.
Ksantypa: Soliłam, pieprzyłam… aż mlecz biały jak śnieg le…
Hipokratesowa: Kochana, nie przy jedzeniu.
Ksantypa: Oj, tak, rzeczywiście…
Sługa wiesza rzeczy zgodnie z rozkazem, kobiety ucztują, służba roznosi i wynosi talerze, pozostała część służby na nich donosi, kobiety odpoczywają po obiedzie, przykryte kocem i wachlowane przez niewolników.
Ksantypa: Jak tam u was w życiu, pożyciu?
Hipokratesowa: Znasz Hipokratesa i tego jego humory cztery, dziś go permanentnie żółć zalewa i zapewne cholera weźmie. Ale cóż, przynajmniej mam lekarza przy sobie, bodaj jedynego na świecie, bo pierwszego, medycyny ojca.
Ksantypa: Aleście sobie imię dla dziecka wybrali… A co tam u pani Platonowej?
Platonowa: Mój kocha, lecz platonicznie tylko.
Ksantypa: A czemu chłopu kochać po swojemu wzbraniasz?
Platonowa: Bo on, że tak się wyrażę, kocha inaczej… rozwiodłabym się z nim, ale…
Hipokratesowa: Ale co?
Platonowa: Jak rozejść się, na kociej łapie żyjąc?
Ksantypa: To proste, kota wziąć ze sobą i zamieszkać w chacie na kurzej nóżce.
Platonowa: Może byś sama się swoim życiem pochwaliła? Bo tak narzekasz na swojego, że nic nie robi, a tu w takiej wielkiej willi żyjesz.
Ksantypa: Przedsiębiorcze kobiety naszych czasów umieją sobie znaleźć przedsiębiorczych mężczyzn. Jeden jest z Aten, a drugi z kolei…
Hipokratesowa: Jakich kolei?
Ksantypa: Dolnośląskich.
Hipokratesowa: Miejscowości, ma się rozumieć.
Ksantypa: A czego, pociągów? Nie te czasy na takie wynalazki.
Platonowa: A poza tym, żeby coś wynaleźć, to trzeba najpierw coś odkryć.
Hipokratesowa: A ja odkryłam.
Ksantypa: Niemożliwe, kobieta w tych czasach odkryć dokonuje?
Hipokratesowa: Owszem, codziennie, zaraz zademonstruję.
Hipokratesowa zdejmuje koc, którym wcześniej była opatulona.
Platonowa: Tylko tyle? Koc odkryłaś, wielkie mi halo.
Hipokratesowa: Halo wokół słońca niewielkie to prawda… Ale wokół odkryć nie zawsze musi być wielkie halo.
Ksantypa: Nie widzę w twoim odkryciu niczego niezwykłego. Kto to widzi oprócz nas, kogo to obchodzi?
Hipokratesowa: Otóż to! Odkrycia nie dzieją się przy owacjach tłumu, dzieją się w domach, ciemnych zaułkach, gdzie alchemicy pracują nad kamieniem filozoficznym, substancją tajemniczą która nawet gówno zamieni w złoto.
Platonowa: Kojarzę kogoś podobnego, Midas się nazywał.
Ksantypa: I on miał ten kamień?
Platonowa: Być może. W każdym razie, ponoć gdy pozamieniał wszystko w złoto, interes na wierzch wyłożył i ku handlarzowi pognał, by je roztrwonić.
Hipokratesowa: I co dalej?
Platonowa: W ryj go chlasnął i rozkazał samemu zająć się swoim interesem. A on tako uczynił, samemu w dłoń interes chwycił i wnet wyparował. Był tym czynem tak rozochocony… A pożądanie jak ogień go trawiło, że złoto z cieczy w gaz poszło, a że członka tykając, w złoto się zamienił… nawet rozkoszy nie poczuł, tylko seplenił.
Kobiety wzdrygnęły się lekko, do bram willi chwiejnym krokiem dociera Sokrates podpierany przez uczniów: Platona i Ksenofonta. Ksantypa podbiega do bramy.
Ksantypa: Czyżbyś jednak na agorę się udał szukać pracy?
Sokrates: …
Ksantypa: Niczego nie słyszę.
Platon: O świecie idei mówi!
Ksantypa: A jest w tym świecie idea pracy?
Sokrates: …
Ksenofont: Głuchy jesteś, Platon. To przemowa o powinnościach, dla ojczyzny służbie…
Ksantypa: Trzymajcie mnie…
Ksenofont i Platon podchodzą do Ksantypy i biorą ją na ręce.
Ksantypa: Puśćcie mnie! Na milę od was śmierdzi alkoholem, od Sokratesa niestety też… Piłeś, przyznaj się.
Sokrates: …
Ksantypa: To powiedzże, podziel się wiedzą jakąkolwiek…
Sokrates: Wiem tylko tyle, że nic nie wiem.
Ksantypa: Nic nie wiesz jak zawsze: Kochanki? Nic nie wiesz. Kochankowie? Na szczęście też nic nie wiesz… Skończyły się dobre czasy, będziesz spał na wycieraczce.
Sokrates kładzie się na wycieraczce, próbuje pukać, lecz nikt go nie wpuszcza. Jego uczniowie uciekają, przeganiani miotłą przez Ksantypę.

Scena, po której zrobi ci się ciepło[edytuj • edytuj kod]

Palenie było modne już w czasach epoki kamieniach łupanego, tylko tworząc tę paczkę ktoś zapomniał, że papierosy muszą być w środku. Pewnie dlatego zostały zapomniane na tak długo.

Ogród pałacowy. Neron pali papierosy, wytwarzając więcej dymu, niż lokomotywa z początków rewolucji przemysłowej. W obłokach dymu wyłania się sługa.

Sługa: Papierosy? W tym wieku?
Neron: Może i jestem stary, ale jaram.
Sługa: Miałem raczej na myśli czas, który raczej nie pokrywa z datą sprowadzenia tytoniu do Europy.
Neron: Rekwizyt to rekwizyt, reżysera pytaj, ponoć jest na Olimpie, ale niedostępny. Jak na razie, róbmy to co zwykle robi się w takich sytuacjach – udajemy, że tak miało być.
Neron odpala kolejnego papierosa.
Sługa: Carze, nie pal tyle.
Neron: „Cesarze”, jeśli już. Cara to mogą mieć ruscy i to za parę lat.
Sługa: Przepraszam. Więc Cesarze…
Neron: Po pierwsze, nie zaczyna się zdania od więc. Po drugie, masz pałę z deklinacji. Mógłbym właściwe wypieprzyć cię do klatki z tygrysami w tym momencie, ale mam dobry humor, więc pozwolę ci jeszcze się połudzić.
Sługa: Bardzo mnie to cieszy, Wasza Wysokość.
Neron: Daruj sobie tę ironię. Dobrze wiesz, że jestem kurduplem! Grabisz sobie…
Sługa: Skądże dla Cezara grabie.
Neron: E, nie odkładaj, tam z lewej liście są jeszcze!
Pięć minut później…
Sługa: Mogłaby Cesarska Mość nie palić? To już piąta skrzynka dzisiaj. Słyszałem, że palenie szkodzi.
Neron: Kto tak powiedział?
Sługa: Hipokrates.
Neron: A nie powiedział on: „walenie”?
Sługa: Walenie? Wprost przeciwnie, walenie to samo zdrowie, Neronie. Mają dużo tłuszczów zdrowych, trany, witaminy
Neron: Ja słyszałem o tym i powiem krótko: po mojemu to machlojka gorsza niż tieriak.
Sługa: Przypomniałeś mi o czymś. Jak tam u Galena?
Neron: Nie żyje.
Sługa: A taki młody był… ale nic to, każdy musi kiedyś z tej sceny odejść.
Neron: Ale on nigdy na niej nie był, to znaczy się nie narodził.
Sługa: Trzeba było nie czytać scenariusza do przodu… A może ja bym tak aptekę przed nim otworzył?
Neron: Septimusie Oktawiuszu Primaprilusie, gdy to wymawiam, już chyba wiesz w czym problem. Galen przynajmniej ma jakieś pseudo. I później uczniom jego, którzy będą po nim kontynuowali tradycję wciskania ludziom kitu, a także i pokoleniom późniejszym, łatwiej będzie spamiętać pierwszego aptekarza.
Neron sięga po kolejnego papierosa.
Sługa: Cesarz chyba zły przykład młodzieży daje. Oni zaczną to naśladować, a potem cały Rzym zacznie palić!
Neron: Palić? Cały Rzym?
Sługa: Tak, Neronie.
Neron: Przyznać muszę, że masz niezłe pomysły. Muszę o tym pretorianom powiedzieć! A, i w razie czego, jakby się coś stało: zwal na chrześcijan. Moja stara wisi Jezusowi pięć złotych, a słyszałem od ludzi na forum, że według nich ten niedługo znowu przyjdzie. A wyobraź sobie, ile teraz ten dług może wynosić…
Neron, odchodząc, wyrzuca niedopałek do stosu liści.