NonNews:Górnicy wygrali z Legią

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Wersja do druku nie jest już wspierana i może powodować błędy w wyświetlaniu. Zaktualizuj swoje zakładki i zamiast funkcji strony do druku użyj domyślnej funkcji drukowania w swojej przeglądarce.

23 sierpnia 2006

Mistrz Polski niezliczoną ilość razy przegrywał rywalizację o Ligę Mistrzów. Niezliczoną ilość razy odpadał także z rywalizacji o dużo mniej prestiżowy Puchar UEFA. Polska reprezentacja piłkarska, niezrażona tym faktem, awansowała na Mundial. Ale nie o tym mowa w tym newsie. Legia Warszawa rozegrała bowiem kolejne spotkanie z cyklu Bój o Ligę Mistrzów, rzecz jasna przegrane. Po niemiłosiernych męczarniach (o dziwo zwycięskich) z Islandzkim amatorskim klubikiem FH Hafnarfjördur, przyszła kolej na wielkich Górników z Doniecka (pierwszy mecz tych drużyn zakończył się przegraną Legionistów 1:0, w newsie mowa o drugim).

Zapowiadało się naprawdę imponująco, na trybunach zasiadł nawet sam sir Leo Beenhakker, a na boisko wszedł ten sam sędzia, który dawniej pogrążył Wisłę Kraków, po nim Górnicy, a po nich wkroczyli piłkarze Legii, a emocje opadły.

Sędzia rozpoczął mecz, a my (czyt. widzowie/kibice/jak wiesz jak lepiej nas nazwać, to nazwij) oglądaliśmy na murawie prawdziwą kopaninę, dzięki której Piotr Włodarczyk w 17 minucie strzelił gola. Później wszystko toczyło się już tylko pod dyktando Szachtara (tak zwie się klub). Do końca pierwszej części gry jego piłkarze strzelili 3 bramki i na przerwę schodzili w szampańskich nastrojach. Nie dziwmy się im, nawet gdyby zostawili na boisku tylko jednego piłkarza, to Legia i tak nie byłaby w stanie trafić do bramki jeszcze czterokrotnie (nie swojej oczywiście), bowiem tyle potrzebowała by odrobić straty.

Drugą część gry Górnicy także rozpoczęli iście szampańsko, nie zdobywając jednak bramki. Pozwolili sobie na pewien specyficzny luz, którego jednak nie będę tutaj omawiał, bo i po co? Cała uwaga skupiała się wtedy tylko i wyłącznie na warszawskich kibicach, którzy ślepo wierzyli w sukces. Ułożyli oni piękną flagę przedstawiającą, już nie tak piękną, Warszawę. Musiałby jednak zdarzyć się jakiś cud, aczkolwiek nic takiego się nie stało. Górnicy, całkiem już rozluźnieni, pozwolili sobie w 88 minucie na stratę drugiej bramki, przez tego, który strzelanie na Łazienkowskiej rozpoczął, czyli Piotra Włodarczyka. Kibice, dowiedziawszy się tego, głośnym krzykiem próbowali wymusić na Don Leo powołanie go do kadry na mecze eliminacyjne. Mecz zakończył się wynikiem 2:3, a Lewandinho był nadzwyczaj zadowolony.

Piłkarze Legii nie są jednak załamani, bo ich celem nie było ogranie Szachtara, a możliwie jak najlepsze zaprezentowanie się w tym meczu, co uczynił tylko Włodarczyk.

A wychodząc trochę poza newsa. Pan Kowal został bohaterem swojego klubu i wraz z nim awansował tam, gdzie Legia nie mogła... Serdecznie mu gratulujemy!

Źródło