Nonźródła:W kineskopie

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Medal.svg
W kineskopie


Ech, piątek, piąteczek, piątunio. Jak zwykle po robocie zaopatrzyłem się w czteropak złocistego napoju i udałem się do domu celebrować koniec tygodnia przed telewizorem. Nakarmiłem kota, włączyłem pierwszy lepszy kanał, na którym leciał jakiś film, otworzyłem piwo i wyciągnąłem kopyta na kanapie. Żyć nie umierać. Film był nieco nudnawy (zdaje się francuski), więc gdzieś koło drugiego browarka przysnąłem razem z kotem.

– Dzień dobry! A pan co sądzi o wprowadzeniu całkowitego zakazu abordażu przez rząd? – rozległ się wrzaskliwy głos nade mną. Nagle rozbudzony zerwałem się z krzykiem z kanapy i ujrzałem nad sobą jakiegoś nażelowanego faceta z mikrofonem szczerzącego się do mnie jak głupi do sera. – Rozumiem że jest pan zszokowany projektem tej ustawy – stwierdził żeluś, po czym odwrócił się do kamerzysty (skąd on się tu wziął?) i kontynuował: – Jak sami państwo widzicie samo wspomnienie o całkowitym zakazie abordażu wywołuje szok i niedowierzanie wśród zwykłych mieszkańców Warszawy. Czy rząd posłucha głosu ciemiężonego suwerena? Dariusz Prosiecki, Fakty.
– Koniec wejścia! – krzyknął ktoś z tyłu. – Zbieramy sprzęt i spierdalamy!
Zanim się obejrzałem, żeluś z ekipą się ulotnili, a ja zostałem sam w… No właśnie, gdzie ja właściwie byłem? Dopiero po chwili dotarło do mnie, że stoję na jakiejś ulicy, a kanapa z której się zerwałem wcale nie była kanapą, tylko ławką.
– No to żem zabalował… – mruknąłem pod nosem. Ledwo to powiedziałem a nagle jak spod ziemi wyrósł wyszczerzony facet z pudełkiem leków w ręku.
– Ciężko się myśli? – zaczął, nadal się szczerząc. – W ustach pustynia, w nogach płynny ołów, a w głowie pneumatyczny młot? Następnym razem pamiętaj o KA CE TRZY! – facet im dłużej nawijał tym bardziej się nakręcał. – Suplement diety KA CE TRZY, wieloskładnikowa receptura wspomaga procesy fizjologiczne po spożyciu alkoholu! – krzyczał już tak, że pół ulicy go słyszało, ale nikt nie zwracał uwagi. Spróbowałem uciekać, ale ten mnie gonił. – KA CE TRZY POMAGA ODBUDOWAĆ SIŁY WITALNE OOORGAAAANIIIZMUUUU! – ryczał biegnąc za mną, po czym nagle zniknął.

Jeeeeezuuuu Chryyyysteeee…
– Chryste panie, co się dzieje… – pomyślałem i zanim zdążyłem się zastanowić, wszystko dookoła nagle ściemniało. Zamrugałem. Byłem w kościele. Typowym polskim kościele, ze świętymi obrazkami, rzępolącym niemiłosiernie organistą, fałszującym księdzem i stadem moherów w ławach. Nawet czuć było kadzidło.

– Któóóryyyyś za naaas cieeerpiaaał raaaanyyyyyy… – zawył ksiądz.
– Jeeeeezuuuu Chryyyysteeee zmiłuuuuj sięęę naad naaamiiii – zajęczały babcie w ławach przeciągając samogłoski najdłużej jak się dało.
Na wszelki wypadek się przeżegnałem i usiadłem w ławie zamurowany. Nagle z góry rozległ się mamroczący, ale zaskakująco donośny głos.
– Przerywamy transmisję mszy świętej z parafii świętego Stanisława w Serokomli by nadać ważny komunikat. Przypominamy, jak można przekazać pieniądze na te piękne dzieła ku boskiej chwale, jakimi są Telewizja Trwam i Radio Maryja zawsze dziewica. Numer konta fundacji Lux Veritatis to 92 1320 1120 2585 4660 2000 0001, w tytule przelewu prosimy podać… – mamroczący głos gadał dalej, ale nie byłem go już w stanie słuchać.
W kościele jakby przycichło, a ze sklepienia spadł wielki transparent z napisem „REKLAMA” i kościół błyskawicznie przeobraził się w gabinet lekarski. Za biurkiem siedziała baba w białym stroju ze stetoskopem zawieszonym na szyi. Na biurku stała kartka z jebutnym „DR AGNIESZKA MALINOWSKA – SPECJALISTA DO SPRAW LEKARSKICH”.
– Moje pacjentki często skarżą się na problemy z hemoroidami – powiedziała patrząc mi głęboko w oczy. Nie powiem, zaniepokoiło mnie to nieco. – Jak im pomóc? Najważniejsza jest szybka ulga, zawsze polecam PROCTO HEMOROL. Krem PROCTO HEMOROL szybko zwalcza ból, pieczenie i swędzenie w okolicach odbytu – mówiła bardzo pewnym i spokojnym głosem, co sprawiało że czułem się coraz bardziej nieswojo. – PROCTO HEMOROL! Pozbądź się żylaków odbytu już dziś!
Baba rozwiała się gdzieś razem z biurkiem, gabinetem i kartką, a gdzieś z góry dobiegło donośne:
– A teraz zapraszamy na film historyczny ukazujący prawdę o zbrodniczych działaniach Niemców wobec Polaków podczas drugiej wojny światowej!
Naraz dookoła zawrzało, zza winkla wyskoczyła gromada szkopów z karabinami, którzy wrzeszcząc coś niezrozumiale poczęli strzelać do innej gromadki, zdaje się Polaków. Stwierdziłem, że nic tu po mnie i zacząłem uciekać gdzie pieprz rośnie, byle dalej od tych wariatów. Ucieczka by się pewnie nawet udała, gdyby nie to, że pewien Polak strzelający na oślep krzycząc „Bogurodzica dziewica!” trafił mnie w nogę. Upadłem i zemdlałem.


Nie wiem co się działo jak byłem nieprzytomny, ale obudził mnie spokojny, męski głos dobiegający gdzieś z wnętrza mojej głowy. Leżałem w jakimś ciasnym pokoiku wypełnionym sprzętem medycznym.
– Karetka przywozi do szpitala dwudziestosześcioletniego Tomasza, który w wyniku awantury domowej został postrzelony w nogę i stracił przytomność. Pogotowie wezwała sąsiadka Iwona zaalarmowana wystrzałem. Pacjentem zajmie się doktor Dominika Gajda.
Nie miałem czasu zastanowić się co właściwie plecie ten facet z wnętrza głowy, gdy drzwi karetki otworzyły się i zostałem wyciągnięty razem z łóżkiem na zewnątrz. Jakaś kobieta zadawała mi pytania, nie wiem jakie, odpowiadałem byle co i się odczepiła. Facet z wnętrza głowy nawijał dalej.
– Tomasz miał trudne dzieciństwo. Ojciec bił go codziennie kablem od prodiża, co odcisnęło się na jego psychice. Obecnie ma problemy z alkoholem.
Kabel od prodiża… Coś mi zaczynało świtać.
– Brat Tomasza, Andrzej, jest ciężko upośledzony i ma padaczkę. Jego młodsza siostra Andżelika wychowuje samotnie trójkę dzieci.
Jakie upośledzenie…? Czy on mówi o mnie?
– Ale mój brat nie jest upośledzony! – krzyknąłem. Lekarze wymienili porozumiewawcze spojrzenia, wyciągnęli jakąś strzykawkę i coś mi podali. Wyrywanie się wiele nie dało. Facet z wnętrza głowy kontynuował:
– Tomasz ma omamy wynikające z utraty krwi i próbuje zaklinać rzeczywistość.
Do pokoju weszła jakaś kobieta i stanęła demonstracyjnie na środku. Ktoś podstawił jej tabliczkę:



Cquote2.svg

ANDŻELIKA KOWALSKA, l. 23
nienawidzi swojego brata
Cquote2.svg

– Nienawidzę mojego brata – zaczęła z udawanym przejęciem. – Jak byłam mała zawsze podbierał mi cukierki, a kiedy skarżyłam ojcu, to on nic nie robił. Dobrze mu tak, niech zdycha.
Ledwo zrozumiałem, że ta wredna baba gadająca głupoty to moja rodzona siostra, zemdlałem ponownie.


Ach, sielanka
Obudziłem się w lesie nad jakimś jeziorem. Po ranie postrzałowej nie było śladu, czułem się też znacznie lepiej. Widać coś mi się przyśniło. Gdzieś zza drzew rozległ się kojący kobiecy głos.

– Wyjątkowym bogactwem przyrodniczym charakteryzują się obszary leśne klimatu umiarkowanego, uzależnione od silnego uwilgotnienia gleb i od okresowego zalewania wodą.
Skądś znałem ten głos… Rozsiadłem się wygodnie na mchu i słuchałem uważnie, zawsze to jakaś odmiana od nieustannego wrzasku. Pani o przyjemnym głosie gadała chyba z godzinę o czaplach, bobrach, żubrach, rybach, sosnach, bukach, mchu i trawach bagiennych.
– …a jednocześnie niezwykłych i fascynujących miejsc. Czytała Krystyna Czubówna.

Las ściemniał, zapadł się, a drzewa ustąpiły miejsca gołym, białym ścianom. Pośrodku pomieszczenia stała kobieta trzymająca się za krocze z miną, jakby właśnie zjadła całą cytrynę ze skórką.
– Niestety pacjentki często lekceważą upławy, pieczenie, czy swędzenie okolic intymnych – powiedział kobiecy głos za mną. Nieco zniecierpliwiony, że nic nie rozumiem, zapytałem nieśmiało:
– A po polsku?
Natychmiast tego pożałowałem.
– Masz grzyba w piździe?! KUP SE LEK NA GRZYBA W PIŹDZIE, ILDUJAN DAJREKT PLUS! – wrzasnęła jakaś wściekła baba za mną. Czym prędzej zerwałem się i uciekłem przez otwarte drzwi.

Pobiegłem w głąb korytarza, który doprowadził mnie do czegoś w rodzaju teatru. Niezauważony przez nikogo zająłem miejsce z tyłu. Na scenie konferansjer chyba właśnie kończył opowiadać jakiś dowcip.
– …a wtedy ja mu mówię „nie stary, to ty masz kupę w gaciach!” Ha ha ha! – prowadzący zaniósł się dziwnym śmiechem, jakby czkał. Z niejakim opóźnieniem publiczność odpowiedziała mu śmiechem i brawami.
– A teraz pora na gwóźdź w bucie hehehe, znaczy się gwóźdź programu! Kabaret Krowa Polska i ich najnowszy skecz!
Konferansjer schował się gdzieś z boku, a jego miejsce zajęło dwóch facetów, jeden w śmiesznej czapce, a drugi przebrany za babę. Kabareciarze zostali przywitani gromkimi brawami.
– Krzysiuuu? – zapytał ten przebrany za babę.
– Co? – odparł ten śmiesznej czapce.
– Ale masz śmieszną czapkę!
Facet w śmiesznej czapce próbował coś odpowiedzieć, ale zagłuszyło go kompletnie rżenie rozbawionej publiki. Poczułem, że poziom tego kabaretu upadł tak nisko, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Nagle podłoga ustąpiła pod moim ciężarem, a ja zacząłem spadać w bezdenną przepaść.


Bezdenna przepaść, jak to zwykle bywa, wcale nie była bezdenna, tylko bardzo głęboka. Po kilku minutach wylądowałem miękko w jakiejś zatęchłej piwnicy. Miałem tego wszystkiego dość – to wszystko to był sen? Delirium alkoholowe? Jakieś przedśmiertne omamy? Czy może ktoś po prostu robi sobie ze mnie jaja? Postanowiłem znaleźć odpowiedź na to pytanie za wszelką cenę. W piwnicy do której trafiłem stało biurko z komputerem i krzesło. Podszedłem ostrożnie do komputera, w końcu to mógł być podstęp.
Nagle zza biurka wyskoczył ubrany w fluoroscencyjną marynarkę i wściekle czerwone spodnie facet z mikrofonem. Czyli jednak podstęp.
– DYSK TYSIĄC! PROCESOR INTEL! – zaczął ryczeć żywo gestykulując dookoła komputera. – EKRAN CZTERY KA ULTRA HAAA DEEE! GRAFIKA CZTERY GIGA! JUŻ TERAZ W RATACH ZERO PROCENT!
Miałem absolutnie dość. Zawróciłem i udałem się do drzwi, które były, jak się okazało, zastawione pralką.
– NAJNOWSZA PRALKOSUSZARKA BOSZ! KLASA ENERGETYCZNA A PLUS PLUS PLUS PLUS! – ryczał do mojego ucha, gdy ja się trudziłem przy jej przesuwaniu. – SZEŚĆ TYSIĘCY OBROTÓW NA MINUTĘ! ZOSTAW NAM SWOJĄ STARĄ PRALKĘ A OTRZYMASZ NAWET DO DWUDZIESTU ZŁOTYCH! – jego krzyk niósł się jeszcze długo korytarzem, do którego udało mi się wreszcie dostać po przesunięciu tej cholernej pralkosuszarki, cokolwiek to jest.

Idąc korytarzem rozmyślałem gdzie on właściwie mnie zaprowadzi i czy znajdę tam odpowiedzi na moje pytania. Do pokoju z komputerem zdecydowanie nie zamierzałem wracać. Teraz to chyba by mi pomógł tylko czarodziej czy inny magik. Korytarz zaprowadził mnie do pokoju o wystroju… Bollywoodzkim? W każdym razie kiczowatym. W pokoiku za stolikiem z paroma świecidełkami siedział łysawy facet i tasował jakieś dziwne karty.
– Co chcesz wiedzieć? – zapytał wprost. Spodobało mi się takie podejście po tylu pomyleńcach, których musiałem zdzierżyć.
– Jak. Stąd. Wyjść – odparłem krótko, a treściwie. Facet zaczął rozkładać te swoje karty na stole w jakiegoś pokracznego pasjansa i gadał:
– Mmm, widzę pan jest człowiekiem zdecydowanym, tak, ma pan za sobą długą przeszłość. Zdecydowanie wygląda na to, że chce pan się wyzwolić z uścisku, mhm, tak. Tu się pokazuje układ wolny, pan nie chce zobowiązań, zgadza się, prawda. Mhm, tak.
Stałem chwilę zamurowany.
– Tak, proszę państwa, pamiętajcie na dole ekranu jest numer telefonu, proszę dzwonić, ale na dziś już kończymy program, szkoda, bo dzisiaj jest magiczna wibracja dnia. Dziękuję, żegna się z państwem Wróż Maciej.
Facet rozpłynął się w powietrzu, a ja nadal stałem zamurowany. Na biurku zostały jego bibeloty, więc z braku ciekawszych alternatyw podszedłem je obejrzeć z bliska. Kwiatek okazał się być sztuczny, lusterko plastikowe, a kryształowa kula była chyba z akrylu. Przyjrzałem się dokładniej akrylowej kuli – coś w niej było widać! To coś nawet wyglądało jak mój salon.

Kto by się spodziewał czegoś takiego po kocie…
Na mojej własnej kanapie leżał rozwalony jak sarmata mój kot zwany pieszczotliwie Behemotem, tyle że kilka razy większy niż zwykle. W jednej łapie trzymał piwo, a w drugiej pilota od telewizora.

– Ale… Co? Jak? – wydukałem. Kot obrócił głowę, spojrzał na mnie i odparł basowym głosem:
– A tak! Tyle razy mi żałowałeś żarcia i teraz masz za swoje! A pamiętasz jak mnie ciągnąłeś za ogon dla zabawy? Ha! – wykrzyknął kocur, po czym pokazał mi środkowy pazur. – A teraz cię wyślę… Hmmm, o, wiem. Słyszałem, że lubisz disco-polo – mruknął, po czym wstukał coś na pilocie. Zanim zrozumiałem co właściwie się stało, wylądowałem w garażu samochodowym. Z głośników buchnęła skoczna muzyka przyprawiona zbyt dużą ilością kiczowatych syntezatorów, a na maski samochodów weszły półnagie dziewczęta i zaczęły tańczyć do rytmu. Zza winkla wyskoczyło dwóch mocno nażelowanych gości z akordeonem.

Każda fajna laska kocha mechanika!
Iza z matiza, Agata z fiaaataaa, lata za mną, lata każda małolata! – zaśpiewał kozim głosem mocno wspomaganym autotunem ten bez akordeonu.

– Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! – zawyłem mimo woli, ale mój krzyk i tak zginął wśród zgiełku radosnej muzyki ludowej.



Byłem zmuszony przecierpieć kilka kolejnych utworów w rytmie disco-polo. Przynajmniej dziewczyny były ładne… Wydawało mi się, że w tle słyszę paskudny rechot mojego kota. Tortura zdawała się nie mieć końca, ale wreszcie faceci z „kibordami” i „harmoniami” ustąpili miejsca wnętrzu jakiegoś domu. Światło było przygaszone, na stoliku stała herbata. Uff, wreszcie spokój.

Nagle na kanapie przy stoliku zmaterializowały się dwie paplające kobiety. Czyli jednak nie spokój.
– Anetko, ty chyba schudłaś! Bierzesz coś na odchudzanie? – zapytała pierwsza.
– Ja? Skąd! Biorę tylko HEPATOSLIMIN – odparła ta druga demonstrująca pudełko specyfiku.
– Ale HEPATOSLIMIN to tabletki na wątrobę! – obie dziwnie wyraźnie wymawiały nazwę tego preparatu.
– Na wątrobę, ale efekt uboczny to odchudzanie!
– Efekt uboczny bo znikają boczki!
– HEPATOSLIMIN doskonale wspiera wątrobę!
Już w połowie tej arcyciekawej rozmowy zacząłem szukać wyjścia. Drzwi nie znalazłem, ale za to w oknie dojrzałem mojego kota z pilotem.
– I jak się bawisz? – zapytał szczerząc się paskudnie. – Masz już dość, czy może wysłać cię na transmisję obrad Sejmu?
– Mam już serdecznie dość. Mógłbyś łaskawie mnie wypuścić? – zapytałem.
– Żartujesz? Tak dobrze się nie bawiłem odkąd nasikałem ci do porannej kawy, a ty nic nie zauważyłeś! Muzyko graj! – odrzekł po czym wstukał coś na pilocie. Coś trzasnęło u góry, a ja znalazłem się w czymś, co wyglądało na studio telewizyjne.

– Witam państwa, Marzena Słupkowska. Dostajemy się pod wpływ aktywnego niżu, który w nocy znajdzie się nad Bałtykiem… – zaczęła jakaś kobieta pokazując kreski i literki na wielkim ekranie. Coś zaczęło mi świtać, a gdyby tak… Rzuciłem się w kierunku studia emisyjnego w gorączkowym poszukiwaniu pilota od telewizora. Wydawało mi się to głupie, ale z drugiej strony nie miałem zbyt wiele innych możliwości. Gdzieś po drodze w biegu potrąciłem jakiś kabel oraz przewróciłem kamerę i zgniotłem nagłaśniacze, a na ekranie za babą wyskoczył błąd.
– Na Pomorzu i Podlasiu należy spodziewać się StackOverflowException – kontynuowała niezrażona pogodynka. – W całym kraju możliwe przelotne 0x10FF.
Jest! Znalazłem pilota! Rzuciłem się ku niemu, a że prognoza pogody miała się ku końcowi, wstukałem byle co i cały świat zawirował. Wydaje mi się, że usłyszałem też wściekłe prychnięcie kota gdzieś z oddali.

Znikąd wyskoczył dziwnie podekscytowany facet, który zaczął żywo nawijać:
– Czy ty też męczysz się podczas mycia podłogi? Godzinami szorujesz kafelki, a i tak pozostawiasz smugi? A może mycie podłogi jest dla ciebie nużące? Odpowiedzią na te i inne problemy jest REWOLUCYJNY MOP ZE SPRYSKIWACZEM, RADIEM I DRAPACZKĄ TURBOMOP DRAPEX PLUS!
Zrezygnowany westchnąłem i zacząłem się rozglądać, czy w okolicy nie ma pilota. Pomieszczenie wyglądało jak składnica dziwacznego sprzędu AGD i RTV, więc mógł się jakiś znaleźć.
– Dzięki temu nieeezwykłemu urządzeniu TURBOMOP DRAPEX PLUS możesz jednocześnie myć podłogę, spryskiwać okna, słuchać radia i drapać się po plecach. NIESAMOWITE!
Wreszcie namierzyłem półkę z telewizorami i udałem się czym prędzej w jej kierunku.
– Teraz możesz kupić FANTASTYCZNY TURBOMOP DRAPEX PLUS za jedyne 999 złotych! Tak, jedyne 999 złotych! Promocja trwa tylko kilka godzin, liczba sztuk limitowana, DZWOŃ JUŻ TERAZ NA NUMER 58 77 88 999! NIE CZEKAJ!

Tokyo tour (41174443742).jpg
Znalazłem wreszcie jakiegoś pilota od telewizora. Był… Dziwny. Miał masę dziwnych przycisków opisanych chyba po chińsku, a od spodu coś jakby wentylator. Westchnąłem i zacząłem szukać przycisku POWER.

– RRREWOLUCYJNY PILOT DO TELEWIZORA TI-WI-LUX! Obsługuje telewizor niemalże sam!
Wreszcie znalazłem odpowiedni przycisk i nadusiłem go z całej siły. Zapadła cisza, a dookoła zrobiło się zupełnie ciemno.



Obudziłem się na mojej kanapie. Ufff, wreszcie. Wszystkie puszki z piwem zostały opróżnione pod moją nieobecność. Na fotelu spał zwinięty w kłębek kot, już normalnych rozmiarów. Spojrzałem na niego nieufnie. Przyśniło mi się to? Jeśli tak, to kto wypił mi piwo?

Stwierdziłem, że nie mam siły tego roztrząsać i włączyłem pierwszy lepszy kanał w telewizji.

Ślizgać się po kartach jak po tafli wody...
muskając rzeczywistość jak najrzadziej da się...
Z archiwum Nonksiążek,
skarbnicy darmowych, aczkolwiek całkowicie nonsensownych, tekstów: