Przekrój
A zobaczycie, że przekroję!
- Edward Nożycoręki o Przekroju
Przekrój – najpierw krakowski, a później warszawski tygodnik, zawdzięczający swoją nazwę przekrajaniu, czyli wytwarzaniu i umacnianiu ognisk polaryzacji społeczeństwa. Za tak zwanej komuny był jedynym czasopismem w Polsce, w którym można się było doszukać pochwały starego porządku, no ale Krakusy takie były.
Historia, czyli nie przenoście nam Przekroju do Warszawy[edytuj • edytuj kod]
Gazeta ostatniej strony[edytuj • edytuj kod]
Dawno temu, kiedy czasopisma się jeszcze wydawały, Przekrój wydawano pod Wawelem. Jest tajemnicą poliszynela (a kto to taki?), że kupowało się Przekrój głównie dla ostatniej strony, która była niejako gazetą w gazecie. Ostatnia strona co prawda istnieje do dziś, ale kudy jej do tamtych lat… Była i jest drukowana „w poprzek” i zawierała w różnych momentach swej historii:
- humor zeszytów, czyli to, co możecie dziś znaleźć na Nonsensopedii;
- śmieszne błędy z prasy;
- myśli wielkich panów i pań oraz psa Fafika (zebrała Stella V);
- jedyną w skali ogólnopolskiej rubrykę Jana Kamyczka, zwaną (w zależności od rocznika) „Demokratyczny Savoir Vivre” albo „Grzeczność na co dzień”, dzięki której nawet za komuny nie wszyscy schamieli. Co ciekawe, dopiero po śmierci wyszło na jaw, że Jan Kamyczek był… kobietą i nazywał się Wanda Ipohorska;
- cykl „fajka mniej szkodzi” – chyba jedyny w Polsce kącik dla palących;
- rubrykę „Jedno danie” Jana Kalkowskiego, w której prezentowano potrawy nijak nie dające się ugotować w warunkach realnego socjalizmu – składały się z czegoś więcej niż ziemniaków, octu i musztardy;
- Wiersz Ludwika Jerzego Kerna, najczęściej śmieszny;
- O Wacusiu Falczaku – zbiór myśli mniej lub bardziej błyskotliwych;
- przygody profesora Fi(l)utka i psa Fafika – komiks Z. Lengrena;
- dowcip rysunkowy.
Dla jeszcze bardziej ambitnych, na przedostatniej stronie drukowano „Krzyżówkę z kociakiem (w medalionie) – rozrywkę zdrową i tanią”, będącą prababcią takich współczesnych zadań szaradziarskich, jak krzyżówka z przymrużeniem oka i krzyżówka hetmańska. Krzyżówka była „nie do rozwiązania” i bywało, że w towarzystwie szpanowano: „A ja rozwiązalem krzyżówkę z Przekroju!”, co skutecznie zamykało wszystkim usta, a damy mdlały z podziwu. Jak już się przez nią przebrnęło, można było się zabrać za resztę, mieszankę kultury i sztuki, historii i reportażu. Przekrój był tym czasopismem, które koniecznie należało czytać (nawet jeśli polegało to na rozłożeniu pisma przed nosem w kolejce do fryzjera), co było nie w smak towarzyszom z Warszawy, którzy woleliby, żeby lud pracujący miast i wsi czytał Trybunę Ludu. Przekrój był czasopismem dla inteligencji i to komunistów bolało najbardziej. Uważano (poniekąd słusznie) Przekrój jako tęsknotę za światem, który komuniści chcieli wyrugować – szlachtę, CK Galicję i wiele innych rzeczy, z psem Fafikiem włącznie.
Na warszawskich śmieciach[edytuj • edytuj kod]
Niektórym wydawało się, że lepiej będzie, kiedy wszystko co dobre przeniesie się do stolycy. Ściągnięto tam między innymi poznański Wprost, a także krakowski Przekrój właśnie. Efekt był zgodny z oczekiwaniem tych, którzy jednak myśleli bardziej trzeźwo: oba czasopisma poziomem spadły na pysk, a Przekroju nie uratował nawet desant z Gazety Wyborczej takich asiorów, jak Piotr Najsztub. W chwili obecnej Przekrój, owszem, wychodzi, raz na kwartał i w objętości około 180 stron, ale czy ktoś to czyta?