The Cure

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
To nie miotła, to Robert Smith

Wystarczy tych samobójstw! To były tylko takie żarty!

Członkowie The Cure komentują reakcje swoich fanów na nową płytę.

The Cure – brytyjski zespół klasyczno rockowy, gotycko-popowy, nowofalowy, zimnofalowy i emofalowy. Założony i dowodzony niezmiennie przez tego gościa z czupiradłem na głowie Smitha. No, tak – Smithów jak mrówków, chodzi o Roberta Smitha, urodzonego w Sadzawce Czarnej w Anglii w kwietniu 1959 r. W połowie kwietnia, a dokładnie, w drugiej połowie. No, 21 kwietnia – to tyle odnośnie frontmana.

Historia[edytuj • edytuj kod]

Gdzieś w dawnych, prehistorycznych czasach, jeszcze gdy żyły dinozaury a Rolling Stonesi byli młodzi, czyli gdzieś w połowie 70. lat, na koncercie The Stranglers spotkali się Robert Smith i Porl Thompson. Postanowili tam założyć zespół chłopców z dobrych rodzin, którzy mieliby grać dla dziewczyn z dobrych rodzin. Taka wczesna wersja kinderpunków. Do współpracy dobrali sobie Lola Tolhursta i Simona Gallupa. Jednak pierwszy chlał więcej, niż wszyscy klienci Monaru razem wzięci, a drugi prał po mordzie wszystkich, którzy mu podpadli, i w efekcie praca grupy była bardzo zdezintegrowana. Z czasem Lolek Tolhurst wylądował w zakładzie odwykowym, i w jego miejsce trzeba było zwerbować bębniarza Jasona Coopera i klawiszowca Rogera O'Donnella – gdyż ich poprzednik po pijaku umiał grać na dwóch instrumentach na raz. Niestety, pewnego dnia żona Simona sprawiła że zupa była za słona, a wkurCenzura2.svgy tym basista postanowił pokazać Robertowi jedną z form okazania fizycznej lub liczebnej przewagi nad przeciwnikiem, przez co klawiszowiec wyleciał z wesołej gromadki.

Już pierwsze nagrania, dokonane w zaprzyjaźnionej piwnicy, zachwyciły miejscowych krytyków. Wokalista, piejący kogucim głosem o chłopcach, którzy nie płaczą, stał się idolem okolicznych przedszkoli i podstawówek, dzięki czemu zespół załapał pierwszy kontrakt.

The Cure wypłynęło na szerokie wody szoł-biznesu dzięki płycie Three Imaginary Boys, którą kilka miesięcy później wydano ponownie pod tytułem Boys don't Cry, bo zespół nie miał materiału na kolejny krążek.

Dopiero albumem 17 Seconds udowodnili, że nie napisali tych kilku piosenek, składających się na Three Imaginary Boys/Boys don't Cry, przez przypadek, choć do dziś niektórzy znawcy uważają, iż nie jest to do końca pewne. Sugerują, że tytuł drugiej płyty odnosił się pierwotnie do czasu trwania krążka i dopiero dołączenie nowych członków zaowocowało nowymi utworami.

Kolejny album, Faith, okazał się strzałem w dziesiątkę. Muzyką pełną mroku, śmierci, smutku i melancholii The Cure podbiło niemal cały świat. Idąc tym tropem, Robert Smith i jego koledzy nagrali jeszcze posępniejszą płytę: Pornography[1], licząc na podbicie Układu Słonecznego. Już brali się za przygotowanie takiej płyty, po wysłuchaniu której każdy popełniłby samobójstwo, ale plany pokrzyżowała wytwórnia, kategorycznie domagająca się przebojów na miarę Majteczek w kropeczki. Dlatego po Pornografii pojawiła się płyta Japanese Whispers, wypełniona pogodnymi piosenkami w stylu disco polo.

Dopiero po niej miał się pojawić album (Disintegration), który miał być najbardziej ponurym i przytłaczającym dziełem grupy, i dzięki któremu zespół miał osiągnąć megapopularność. Po prostu – goth! W tym celu Smith napisał teksty o pająkach, burzach i dezintegracji, a następnie ubłagał Tomasza Beksińskiego, żeby ten odpowiednio zareklamował płytę w swej autorskiej audycji Romantycy muzyki rockowej. Cel został osiągnięty – do dziś krążek uważany jest przez fanów za najbardziej mroczny i goth, a ówcześni nastolatkowie dzięki Kjurom poczęli się ubierać na czarno, nosić dziwne fryzury i popłakiwać w kąciku wszystkim wmawiając, że życie nie ma sensu[2].

Po nagraniu Disintegration Smith postanowił zakończyć działalność zespołu. Jednak, pod naciskiem wielu fanów (a kto by wytrzymał nacisk tylu fanów? – toż to setki kilogramów!), postanowił kontynuować działalność do dzisiaj. Niestety. Dzięki temu można w radiu usłyszeć nieśmiertelne Friday, I'm in Love, będące kalką piosenki Trubadurów.

Teorie na temat The Cure[edytuj • edytuj kod]

  • Członków zespołu połączyła fascynacja ideą i możliwościami kur hodowlanych (stąd nazwa zespołu). Świadczyć ma o tym fizycznie upodobnienie członków zespołu do rzeczonych kur, stroszących na głowie sitowie.
  • Nazwa The Cure (ang. lekarstwo) może też oznaczać cechę muzyki zespołu, która jest świetnym lekarstwem na optymizm i dobry humor. Uleczy od razu.

Członkowie zespołu[edytuj • edytuj kod]

Aktualni:

  • Robert Smith – płaczliwy wokal, teksty, ciągnięcie szarpidruta, wywiady, autografy, czarny makijaż, czarny krzak na głowie czarne włosy z najoryginalniejszą fryzurą, czarny ubiór.
  • Simon Gallup – latanie po scenie wte i wewte z gitarą basową, ćpanie, chlanie, wybijanie ząbków wszystkim dookoła, najbardziej rockandrollowy tryb życia, kiedyś najoryginalniejsza fryzura (zrzekł się jej na rzecz Robercika i kudły ściął).
  • Jason Cooper – tłuczenie po garach, czarny makijaż, czarny ubiór.[3]


Nie wiadomo czy nadal są w zespole, czy już nie:

  • Porl Thomson – ciągnięcie szarpidruta, stukanie po klawiszach, rysowanie okładek płyt, najoryginalniejszy ubiór, makijaż i wyłysiały, wytatuowany łeb a'la rodzina Addamsów. Jeszcze kiedyś miał długie, kręcone blond włosy, ale to było zbyt dawno, żeby ktoś pamiętał. Szwagier Roberta.
  • Roger O'Donnell – tak zwany grzeczny chłopiec. Nie ćpa, nie awanturuje się i mało pije, a więc Simon go nie lubi. Gra na klawiszach.

Wybrana dyskografia[edytuj • edytuj kod]

  • Three Imaginary Boys (Trzech Wyimaginowanych Chłopców) – tytuł wesołkowatej płyty sugeruje, iż członkowie The Cure – wówczas trzech – wcale nie byli postaciami realnymi, lecz wyimaginowanymi. Śmierdzi jakimś szwindlem lub innym spiskiem.
  • Seventeen Seconds – posępnie, ponuro i goth. Wbrew pozorom, płyta trwa dłużej niż 17 sekund.
  • Faith – przesłanie płyty: panie Boże, ja w ciebie kiedyś wierzyłem ale już nie wierzę, chociaż może jeszcze kiedyś uwierzę, ale chociaż nie wierzę, to ty o mnie dbaj. Pogmatwane, posępnie, ponuro, jeszcze bardziej goth.
  • Pornography – pod intrygującym tytułem szczyt ponuractwa, pesymizmu i największy światowy goth. Panowie wymalowali sobie twarze na biało, naćpali się prochów [4], włosy postawili na wszystkie strony, oczy na czerwono i dalej płakać krwią przy akompaniamencie smutnego zawodzenia wszyscy umrzemy. Na koniec trasy koncertowej nagrali intrygującą piosenkę The Cure Are Dead (The Cure są martwi), Robert rzucił w Simona pałeczkami od perkusji, Simon dał mu w mordę i zespół się rozleciał. Przesłanie płyty: chłopaki do dziś mówią, że sami nie widzą o co wtedy chodziło.
  • Japanese Whispers – przesłanie płyty: nie ma to, jak się pobawić przy muzyce disco w wiejskiej remizie, gdy gra ubrany na czarno zespół z twarzami seryjnych samobójców[5].
  • Disintegration – przesłanie płyty: cały świat jest smutny, a w nocy przyjdzie wielki pająk i nas zeżre. A tak w ogóle to Robert się wtedy zakochał (że też go jakaś chciała), więc na płycie są i ckliwe, długie piosenki opowiadające o tró słitaśnym loffe.
  • Wish – któryś z chłopaków rzucił pomysł: a może spróbujemy rocka? I tak oto powstał wesołkowaty, radiowy disco-pop-hit Friday I'm in Love.
  • Bloodflowers – przesłanie płyty: cały świat jest smutny. Doktor Smith i reszta proponuje lekarstwo: chodźmy sobie popłakać.
  • 4:13 Dream - wbrew pozorom w czasie 4:13 płyty nie ma utworu Dream.

Zobacz też[edytuj • edytuj kod]

Przypisy

  1. bez skojarzeń, zboczeńcy wy
  2. Tak, twój tatuś i mamusia również ich słuchali.
  3. Trafił do zespołu dzięki ogłoszeniu z gazety, co doskonale tłumaczy jego umiejętności. Ogłoszenie brzmiało: poszukujemy perkusisty, ale żadnych metalowców!
  4. o tym się nie mówi, do cholery!
  5. Twoi rodzice też bawili się w tej remizie!