Aston Martin
Aston Martin – marka niezwykle awangardowych[potrzebne źródło] i brytyjskich samochodów produkowanych przez Aston Martin Lagonda Global Holdings LLC (czy jakoś tak), jak na biznes królewski przystało z czasów prehistorii samochodowej. Przeżył dwie wojny i siedem bankructw, więcej niż człowiek porodów[1]. Jedyne słuszne brytyjskie pojazdy głównie dlatego, że jeździ nimi rodzina królewska i Bond. James Bond, żaden tam błąd.
Powstanie[edytuj • edytuj kod]
Początki sięgają 1913, kiedy panowie Lionel Martin i Robert Bamford postanowili wymyślić własną markę. Wcześniej byli tylko dealerami, jednak wtedy mieli przekonanie, że samochód też zrobią, bo mogą. Ich pierwszy samochód był po prostu składakiem z autorskim silnikiem nazwany Aston Martin. Ale skąd się wziął Aston? Ano z tego, że tak się nazywało pobliskie wzgórze, z którego staczali swoje wozy, aby tylko móc poczuć wiatr we włosach.
Kiedy już mieli sprzedawać swój pierwszy samochód, nieoczekiwana premiera Wielkiej Wojny sprawiły, że starania o sprzedaż poszły w pizdu, a właścicieli zaciągnięto do służby. Po wojnie zrobili kolejny samochód, a niedługo potem Bamford rzucił interes i wyjechał w Bieszczady do Kornwalii. A szkoda, bo nowe wozy biły rekordy prędkości oraz portfele kupujących. Dopóki nie pobiły również i marki, która zbankrutowała trzy razy w ciągu 10 lat, z czego to drugie poskutkowało odejściem pana Astona. Dalej to już było robienie samochodów pod ludzi a nie wyścigi, dopóki nie wypuszczono kontynuacji Wielkiej Wojny. Wtedy wszyscy przerzucili się na części do samolotów, które i tak nie realizowały swoich zadań do momentu wizyty popularnego austriackiego artysty.
Historia[edytuj • edytuj kod]
Po wojnie sytuacja zaczęła wracać do normy, ale nie ręce do pracy. Na szczęście sytuacja pozwoliła wykupić markę Lagonda w 1947 i zintegrować ją, aby na podstawie równania luksusowe auta + luksusowe auta = 2*luksusowe auta poprawić swoją sytuację. O dziwo zadziałało. W silnikach grzebał gość z kraju Kwitnącej Cebuli znany jako Tadek Marek. Tak, zgadza się, Polak[2] tam robił, a co najważniejsze – potrafił, o czym świadczy blisko 50 lat funkcjonowania jego silników. I to się ładnie trzymało, przynajmniej do kolejnego bankructwa w 1972.
Długi wraz z firmą wziął na siebie William Wilson, był w stanie pociągnąć zawrotne trzy. W tym czasie prawie nic się nie wydarzyło. Najwidoczniej za mało, skoro w firma 1975 kolejny raz musiała zmienić właścicieli na kolejnych dwóch magnatów biznesowych, którym udało się wytrwać aż dwa razy dłużej, bo siła duetu.
W 1981 musiał się sprzedać jeszcze raz, teraz wszystko przeszło na Victora Gauntletta. Do momentu kolejnego wyczerpania kasy udało im się stworzyć kolejny samochód, a przede wszystkim ściągnąć Jamesa Bonda z powrotem do Aston Martina. A także kolaborację z Lagonda (cśśśś… nie rozmawiamy o Lagondzie V8), dopóki kasa znowu nie spłynęła.
W 1987 sprzedali się jeszcze raz, jednak dla odmiany zostali wykupieni przez korporację, żadni tam biznesmeni. Niby Ford nic nie wort, a jednak sięgnął po kasę z kieszeni.
W 2003 wreszcie się doczekali fabryki z prawdziwego zdarzenia zamiast. Znajduje się w Gaydon, jak na prawdziwie męską markę przystało. Z nieznanych przyczyn w 2006 zostali oderwani od Forda, a potem sprzedani jeszcze raz, tym razem w prywatne ręce. Firma znowu się utrzymała, tym razem było spokojniej, czyli nie do końca lepiej.
Dla odmiany wpadli na pomysł, żeby tym razem dać możliwość grania pieniędzmi. I faktycznie, w 2018 Aston Martin został nowym dealerem gry giełdowej. Jednak mało kto się odważył pójść na takie ryzyko, choćby ze względu na podstawową znajomość historii przez krupierów czy innych rekinów. Do czasu. W 2020 roku doszło do zdarzenia niesłychanego – Lawrence Stroll zesłał błogosławieństwo gotówki na grube miliony i wyniósł Aston Martina na piedestały, a ci odwdzięczyli się deklaracją wiary, fotelem prezesa oraz miejscem w bolidzie F1. Dla syna, bo Papa Stroll wolał ciepłą posadkę, garnitury i ogólny szpan ekskluzywności[3].
Maszyny[edytuj • edytuj kod]
Le Mans[edytuj • edytuj kod]
Samochód zbudowany w 1932 na potrzeby… sportowe, ale nie Le Mans! Co prawda nie był pierwszy, ale przypadł mu tytuł pierwszego udanego modelu, i to jeszcze przed II WŚ. Mógł się rozpędzić aż do zawrotnych 135 km/h, o pięć więcej niż ilość sztuk pojazdu. Niezwykle prestiżowy ze względu na swoje gabaryty, a przede wszystkim możliwość wyboru ilości drzwi w samochodzie. No i otwarty dach pozwalający poczuć wiatr we włosach albo wypaść z auta, niekoniecznie przy dachowaniu.
Aston Martin DB[edytuj • edytuj kod]
Największa rodzina ze wszystkich (nie licząc tej królewskiej). Oficjalnie istnieje od 1948 roku, choć tak naprawdę pierwszych szkiców można się doszukiwać jeszcze sprzed eonu naszej ery. Wszystko za sprawą krągłych kształtów wypracowanych jeszcze przez rzymskich rzeźbiarzy piękna, których dziedzictwo zachowało się na wiele lat, a odkopano je dopiero tak późno. Przypisuje się im kategorię grand tourer (czyt. jak podróżować, to szybko, wygodnie i na bogato).
Lista jest całkiem pokaźna, składają się na nią takie twory jak:
- DB1;
- DB2;
- DB2/4;
- DB4;
- DB5;
- DB6;
- DBS;
- DBS V8;
- DB7 (aka powrót do tradycji);
- DB7 Zagato;
- DB AR1;
- DB9;
- DBS (w wersji 2.0);
- DBS Zagato;
- DB9 Zagato;
- DB10;
- DB11;
- DBS Superleggera;
- DBS GT Zagado;
- DB12.
Gdzieś po drodze podział się DBX, ale jego się już nie liczy ze względu na zbyt duże różnice w sylwetce – w jego przypadku wyjątkowo zdecydowano się na wygląd SUV-a.
Vantage[edytuj • edytuj kod]
Druga największa rodzina po linii DB. Częściej przerywany, ale nie mniej wybierany.
Co jakiś czas Aston Martin Vantage pojawiał się po raz kolejny. Najczęściej wymienianym powodem zmian było… nic specjalnego, stwierdzono że od tak można zrobić coś odświeżonego. A ludzie im w to wierzyli, bo dostawali solidny samochód na wyprawy.
Linia V8, V8 Vantage/Zagato[edytuj • edytuj kod]
To był ten moment, kiedy za bardzo się zapatrzono w kuzynów z USA. W latach 70. zaprezentowano coś na wzór muscle carów o twardej naturze zamiast eleganckiego coupé o twardej naturze. Tylko z zewnątrz, bo w swoich założeniach nadal miał być klasycznym grand tourerem, tak jego przodek DBS V8. Mocy też mu nie brakowało, przynajmniej do mocnego obrócenia kół przy starcie z miejsca. Niedługo później nastąpił kolejny przełom w postaci V8 Vantage, który za sprawą mocnych osiągów został uznany za pierwsze brytyjskie superauto z prawdziwego zdarzenia. Tadek Marek dowiózł, dzięki czemu Ferrari Daytona wreszcie zostało przyćmione, a do listy rzeczy, za które Polakom dziękowali, mogli dopisać zacnego rumaka. Salony szybko pustoszały, zapewniając świetlaną przyszłość marce.
Przynajmniej do czasu, kiedy nie wypuszczono modelu V8 Zagato, który z innymi modelami łączył tylko silnik V8. Stylistyka i wygląd jest wzięty z przeciętnego samochodu kompaktowego o wysokim stężeniu kanciatości, podobno tak zgodnego z duchem nowoczesności, a sam w sobie bezduszny (nie licząc silnika). Niesamowicie oryginalna konstrukcja uczyniła z niego największą profanację, przy której nawet poprzednie modele V8 mogły się czuć docenione, a winowajców imiona to renomowany™ projektant Zagato oraz prezes, który pozwolił tej kreacji ujrzeć światło dzienne. Mimo to kilkadziesiąt egzemplarzy wyprzedało się już po pokazie konceptu, choćby z racji siły marki i potencjalnego niszczyciela Ferrari. Co gorsza, miało ich być więcej za sprawą wersji w kabriolecie, więc do pienienia się motomaniaków dołączyli także nie do końca ważni ludzie – kolekcjonerzy robiący hurr durr na tą decyzję, jednocześnie sami zabierając egzemplarze linii cabrio.
Rapide[edytuj • edytuj kod]
Niektórzy zaczęli mówić o rychłym końcu ery, sami nie wiedząc co ich czeka. Po kilkuletnim kuszeniu kształtami, z salonów wyjechał nowiutki Rapide z dużym V12 i automatem w standardzie. Jednak największy szok zrobił wygląd – Aston Martin przebił samych siebie, gdy ludzie zaczęli nazywać samochód najpiękniejszym lordem w okolicy. Idealne ułożenie przodu, dynamiczna sylwetka i elegancka skóra (we wnętrzu) sama wciągała klientów do środka, jednocześnie karmiąc szefów dużą dawką pochwał i gotówki. Choć nie był najszybszym supersamochodem, to jego dziedzictwo zostało rozszerzone wersjami Rapide S, Rapide AMR, a nawet (o zgrozo!) zelektryfikowaną wersją Rapide E[4]. A 2020 nagle nastąpiło zatrzymanie produkcji i smutki na twarzy po odejściu lorda piękności.
Valkyrie[edytuj • edytuj kod]
Nieco zwątpiona klientela chciała coś naprawdę niezwykłego. I wtedy wjechał Aston Martin Valkyrie; choć z walkiriami nie ma nic wspólnego, a początkowo nazywał się “Nebula” od kosmicznych sił zaginających rzeczywistość podczas prowadzenia. Opracowywany kilka lat w czeluściach Brytanii przez Potęgę Inżynierską: Cosworth, Aston Martin[5] i Adrian Newey wypożyczony z Red Bulla w asyście części od Rimaca, Boscha i Bóg wie skąd jeszcze. Po latach wyczekiwania w 2021 roku udało się sprowadzić maszynę z innej galaktyki na Ziemię dla kliientów, i to o zawrotnej mocy 1000 KM z czystego V12 przy zachowaniu homologacji[6]. Takim sposobem spełniono mokre sny zarówno petrolheadów, jak i fanatycznych klientów, a nawet poszukiwaczy ostrych wrażeń. Niektórzy uznają ją za przecenioną zabawkę na kółkach, co jest oczywiście błędem, bo w przeciwieństwie do innych potrafi pokonać próg zwalniający, a sama oferuje jeszcze więcej zabawek w środku, np. kamery zamiast lusterek, system gaśniczy czy bolidowa kierownica ze szczególnym wskazaniem na przycisk ERS. Hardkorzy mogli się pokusić o wersję torową AMR PRO, jeszcze rzadszą oraz mocniejszą, chociaż i bez tego spokojnie bije podróbkę drogowego bolidu z Niemiec zwanego Mercedes AMG-ONE.
Jedynym minusem była ograniczona liczebność pojazdu, więc tylko nieliczni mogli dostąpić pozaziemskiej rozrywki. Parę lat później z myślą o tych, co nie zdążyli, stworzono model Valhalla – prostszy, słabszy, mniej dziki, za to o ile tańszy! Dostępność wzięła górę, nie wiadomo tylko czy takie podejście dobrze zaowocuje.
Wyścigi[edytuj • edytuj kod]
Człowiek elity samym chlebem nie żyje i też chce się zabawić. I tak, musi się pościgać[7], żeby tylko dostarczyć sobie dreszczyku emocji po delikatnym zwiększeniu szybkości. Na takie potrzeby odpowiedział Aston Martin i zaczął robić samochody pod Le Mans na bogato, żeby mogły jeździć średnio, ale dostojnie. Przynajmniej do lat 50. kiedy stały się nieironicznie dobre, żeby w końcu w 1959 roku wygrać jakże prestiżowy 24-godzinny wyścig Le Mans na utarcie nosa konkurencji, a przede wszystkim tym niecnym Francuzom. Później było dość średnio.
Nadzieje się pojawiły wraz z debiutem prototypu DBR1-2, który nie tylko umiał lepiej skręcać, ale też dostatecznie szybko jeździć (a nawet bardziej niż dostatecznie), zgarniając kilka zwycięstw w wyścigach endurance, jednocześnie przywracając nadzieję na dni chwały. Do dnia premiery AMR-One w 2011, który skończył jako największy nieudacznik od momentu powstania V8 Zagato. Okropnie wolny jak na prototypy Le Mans, bezkształtny, nawet doskonałe malowanie Gulf nie wyszło do końca, jak powinno. Wystartował zaledwie dwa razy z miernymi skutkami. Zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Na tym się nie skończyło, bo w 2016 dokleił się do Red Bulla. Tylko po co, skoro skrzydła już mieli? Żeby były jeszcze bardziej przerośnięte i ostatecznie skończyć jako zwyrodnialstwo po mutacji? Był to niezrozumiały ruch, przynajmniej do momentu zaobserwowania większej ilości ich sukcesów[8]. A kiedy Papa Stroll dał zbawczy zastrzyk gotówki i mocną kartę przetargową, w 2021 wreszcie mogli pójść na swoje i założyć zespół w krainie szczytu sportu motorowego. Wtedy wszystko nabrało sensu, nawet jeżeli zespół radził sobie średnio, a szczytem możliwości było zdobycie podium dzięki interwencji bożej albo przebudzeniu Magicznego Alonso. A czas na realizację planu kilkuletniego ucieka, póki udało się tylko wprowadzić własny samochód bezpieczeństwa, zmieniający się co jakiś czas z Mercedesem.
Za co jest to szaleństwo bankrutowe?[edytuj • edytuj kod]
- Brak pieniędzy;
- Zła wizja prezesów;
- Wyprzedaże finansowe;
- Przyczyny kompletnie niezależne od firmy;
- Oddanie długów jako próba ich spłaty;
- Zbyt wybujałe ambicje;
- Bo tak;
- Bo nie ma tak łatwo;
- Lukratywny biznes to nieprzewidywalny zwierz;
- Próba wyrwania się z rąk właścicieli;
- Za dużo luksusu.
Przypisy
- ↑ Chyba że jest to lekarz dworu królewskiego
- ↑ Patrzcie, kurwa, patrzcie! Polak! Ja pierdole, prawdziwy Polak!
- ↑ Przez co zalicza się do kręgu tzw. sugar daddy – staruszków z pokaźną kapustą
- ↑ Niektórzy nadal myślą nad sensem złamania podejścia tradycyjnego
- ↑ Przecież twórcy tacy słabi to nie są
- ↑ Tak, naprawdę udało się zrobić wyścigówkę na drogi publiczne
- ↑ Albo przynajmniej pooglądać
- ↑ Ekhm… naszych sukcesów