Nonźródła:Pan Trameusz I – Zajezdnia

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Historia dziś się dzieje, tramwaje nowe
na miasto wyjadą, święto narodowe.
Na ten dzień wielki garnitur wyjąć trzeba,
by godnie powitać dar, co nam spadł z nieba
To wielkie piękno, przy którym we mrok gaśnie
nawet Mila Kunis, zwykłe dziewczę właśnie.
Bo nic nie piękniejsze, niż nowe tramwaje,
Trzeba na imprezę zwołać całą zgraję.
Więc lustrzanki w dłonie, do zajezdni z rana
Albo nawet w nocy, by ta niezapchana
lśniła obecnością tej przepięknej floty.
Trzeba przecież zrobić unikalne foty
Potem w pierwszą jazdę we szczęściu wyjechać
I z radosną miną swe miasto objechać.

Idą miłośnicy do zajezdni razem,
Kanar na przedzie, z dumnym twarzy wyrazem
Reszta wzdycha doń jak do samego Boga
Gapowych dzięki niemu dosięga trwoga
(Szkoda, że nie kierowców, oni też przecie
na tramy nie łożą, wszyscy tak powiecie,
a jeżdżą tylko tymi blachosmrodami,
tym utożsamiają się z gapowiczami).
Jasność wielebnego wszystkich onieśmiela,
Nikt nie wie, czy godzien pytać kontrolera,
Jeden w końcu rzecze – o szlachetny Panie,
Czy mogę śmieć zadać Ci jedno pytanie?
Kanar rzecze owszem – więc pyta, co w pracy.
– Czy wpadli Ci w ręce jacyś łapserdacy?
A kontroler rzecze, niech chociaż nie gada,
dziś okazję do złapania miał nie lada:
– Dziesięciolatek nie miał legitymacji
i chociaż miał bilet, to bez zdania racji
cwaniaczyć próbował: – Nie jadę na gapę.
– Gdy się zamachnąłem, aby dać mu w papę
gówniarz się rozryczał, co za facet z niego,
tak nie umieć przyznać się do błędu swego?
Nagle jeden mówi – Ale ja zabłysłem
odwagą wielką; przed trzema dniami prysłem,
oprych baba z brzuchem walczyła z kanarem,
a ja – dzielny miłośnik – go ochraniałem.
Brzuch miała ogromny, z dołu wysadzony
i kontrolerowi pchała farmazony,
że niby szczerze bilet skasować chciała,
tylko ta kontrola zrobić tak nie dała.
Wreszcie wszyscy jednym tonem zawołali,
co myślą, a czego powiedzieć się bali
– Wszyscy pasażerowie to są złodzieje
od każdego kłamcą na kilometr wieje!

Już dziewiąta rano i już są przyjezdni,
Inni od północy warują w zajezdni,
Już się urzędnicy swym zakupem chwalą,
Już się miłośnicy do cykania palą.
Wreszcie w zajezdni ten tramwaj odsłonili,
Wszyscy miłośnicy w mig się napocili,
Oczy wielkie, ręce drżą, otwarte usta,
Jeden nagle krzyczy – Gdzie jest moja chusta?
Bo za dużo piękna, aż się popłakałem,
Nigdy tak ślicznego trama nie widziałem.

Kabina już pełna jest od kabinarzy,
Każdy za sterami swinga zasiąść marzy
Oraz zrobić sobie zdjęcie pamiątkowe.
Będą je oglądać, dzieci, prawnukowie,
Motorniczy w kabinie pod nosem psioczy,
Bo od blasku fleszów już bolą go oczy,
A wyjazd już zaraz, a on już zmęczony,
Gorąco o końcu pracy rozmarzony...
Sygnał upragniony, w miasto wyjeżdżają,
Już wielbiciele na jezdnie wybiegają,
Aby zatrzymać jadące samochody.
To już zaczyna być kością niezgody,
Bo blachosmrodziarze są przecież niegodni,
By tramwaj podziwiać – w tym nie wszyscy zgodni.
Przecież trzeba szansy, żeby grzech naprawić,
Równie dobrze można by mu lanie sprawić.
– Ale co tam – jedźmy – dziś jest wielkie święto.
I tak oto kłótnię w radość przesunięto.