Nonźródła:Nonsensopedia Special – Tydzień dla dyrektora

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Czwartek:Kurator[edytuj • edytuj kod]

Czasami bywa tak, że dyrektor szkoły z jakiegoś powodu umiera. To jest takie zwyczajne, po prostu pewnego dnia nie przychodzi do pracy, nie sieje terroru. Szkoła staje się przygnębiona, tak jakby utraciła swój ulubiony kij, którym była bita. Tak czy inaczej gabinet dyrektora w Liceum Równego Nonsensu im. Y. Ossariana stał pusty. Biurko, za którym nikt nie zasiada, portret Szoferki wiszący nad drzwiami, pusty rewolwer w szufladzie.

Terrapodian wparował do pokoju nauczycielskiego z pełnym impetem. Niegrzecznie nie zamknął za sobą drzwi. Jego twarz bladła i czerwieniała cyklicznie, a z ust wydobywał się dźwięk zgrzytania zębami.

Dlaczego nikt mnie nie poinformował?! – rzucił. – Czemu dowiaduję się ostatni?

Przy stole siedziały tylko dwie osoby, gdyż trwały zajęcia lekcyjne. Terrapodian wybrał zły moment na teatralne wejście. Del Pacino popijał kawę i czytał poranną prasę, a Marcimon szykował ultra trudne zadania na sprawdzian. Pojawienie się kolegi z zawodu przyjęli z mieszaniną obojętności, apatii oraz kompletnego lekceważenia.

Czy stało się coś poważnego? – zapytał zaspany Vae, który właśnie wszedł do pokoju nauczycielskiego. – Aktualnie jestem wicedyrektorem, gdyż nasz ech...
Właśnie o tym mówiłem – Terrapodian przeciągnął dłonią po twarzy. – Nikt mi nie powiedział, że nasz ukochany dyrektor właśnie padł. Brakuje nam nauczyciela historii i... dyrektora.
Z nauczycielem historii to nie będzie problem, Emdegger wraca – powiedział Del Pacino rozwiązując krzyżówkę.
To dobrze... – zaczął Terrapodian.
...obejmie także stanowisko pedagoga.
To NIE dobrze, znowu będzie szydził z naszych biednych podopiecznych i u wszystkich wykrywa drożdżycę jelit, ale swoją drogą znacie reguły – przyjedzie kurator z ministerstwa. To on dokona ostatecznego wyboru na stołek dyrektora.

Vae zaczął grzebać coś w szafkach nauczycielskich, póki nie zorientował się, że nie jest to jego szafka. Odwrócił się do nauczycieli;

Spokojnie, dzisiaj zorganizujemy zebranie – powiedział flegmatycznie i jakby marzycielsko Vae. – Powiem wszystkim jak sprawa będzie wyglądać.

Wszyscy obecni kiwnęli głową na znak aprobaty. Wicedyrektor wyszedł nucąc coś pod nosem, a Terrapodian usiadł ciężko na wolnym krześle. Del_Pacino odłożył gazetę i wziął do ręki sprawdziany. Jakby od niechcenia rzucił w stronę sąsiada;

Słyszałem, że razem z całym kółkiem teatralnym będziecie wystawiać Hamleta.
Tak, z Goszą robimy musical, a i jeszcze Hamlet w stylu My Little Pony: Friendship is Magic, aktualnie szyjemy stroje. Kilku uczniów zadeklarowało się spryskać preparatem symulującym zapach końskiego moczu. Wszystko dla większego realizmu – wyjaśniał nauczyciel. – Ja im go zresztą zdobędę. Jestem przecież nauczycielem biologii ekstremalnej...
Ej, jak to jest? – zapytał głośno marcimon2 drukując zadania. – Ministerstwo wydało nakaz, żeby nie udupiać uczniów bez potrzeby. A ja nie mogę puścić na studia materiał, który nie ogarnia antynomii Russella, aksjomatyki Birkoffa oraz indukcji pozaskończonej...

W tym momencie drzwi znowu się otworzyły, a raczej huknęły i zadrżały w zawiasach, gdy do środka wparował woźny JTTS z młodzikiem trzymanym przez niego za ucho. Licealista szarpał się głośno charcząc. Nauczyciele rozpoznali w złapanym Artura21 – znanego w szkole rozrabiakę i urwipołcia. Normalnie wszyscy wyrzuciliby go ze szkoły i zapłacili, aby nie wracał. Jednak sposoby nauki i wychowania w Liceum Nonsensu dalekie były od logiki, psychologii dziecięcej oraz geometrii euklidesowej. Poza tym Artur był zbyt ważny, aby można go wyrzucić ot tak. Ogarniał całą historię szkoły i szykował nowe wydanie kroniki. JTTS natomiast, świeżo przybyły inżynier mikrobiologii, niegdyś członek Legii Cudzoziemskiej, który objął stanowisko woźnego i „pana od wszystkiego”, zdecydowanie nie przepadał za większością uczniów. Często łapał ich, a potem torturował w swoich piwnicach. Był wysoki, chudy i nieco skrofuliczny, ale widok jego wyposażonej w czarne wąsiska twarzy na korytarzu zdecydowanie zmuszała do przestrzegania ustalonego porządku. Nosił ze sobą maczetę, którą chlastał po rękach, stąd jego pseudonim – Ja Tu Tylko Siekam.

Znowu to samo! – krzyknął od progu. – Ten gnojek nie ma szacunku dla publicznej prywatności.
Żądam zaprzestania ingerencji w moją wolność fizyczną! – syczał Artur21 i wreszcie wyszarpał się z dłoni sprawiedliwości.
Słuchamy, co się stało? – spytał Terrapodian i razem z Del_Pacino nachylili się w stronę JTTS.
Ten tutaj obecny Artur21 biegał po korytarzu, podkładał ładunki wybuchowe i wykrzykiwał hasła o treści komunistycznej! – wykrzykiwał JTTS.

O ile drugi zarzut był już ignorowany i często chodził w parze z brakiem szacunku do autorytetów, o tyle podkładanie ładunków wybuchowych nie mogło mu ujść na sucho. Wykrzywiona w gniewie i przekrwiona twarz JTTS sugerowała wymierzenie jak najsroższej kary.

Dobrze, zostaw nas – powiedział biolog do woźnego.
Ależ wystarczy tylko słowo – rzucił JTTS – a zabiorę go do swoich kazamatów. Gwarantuję, że nie będzie już sprawiał problemów. Nie.

Del_Pacino wstał od stołu i ruszył ku wyjściu łapiąc JTTS za ramię.

Oni już dadzą sobie radę – powiedział do woźnego. – Nam trzeba już iść.

Wyszli. W sali pozostał tylko marcimon2 zajęty tym razem układaniem zabójczych zadań chemicznych, a także Terrapodian z Arturem21. Nauczyciel nachylił się do ucznia.

Podobno wyrzucili cię z Hogwartu – szepnął.
Wyrzucili, ale i tak już tam nie chciałem być – odrzekł z lekkim tonem buntu w głosie. – Tam było zbyt wielu wariatów. No i dyrektor pedał. Dobrze, że siły RAFu zbombardowały to miejsce. Nie ukrywam, że tylko dzięki mnie.
A jak podoba ci się nasze liceum?
Hah! To najlepsze liceum do którego chodziłem! A chodziłem do wielu szkół i tutaj przynajmniej się spełniam...
Więc nie chciałbyś, aby cię wywalili, yup? – przerwał Terrapodian. – Bo mam propozycję na złe czasy. Takie jak te. Szukamy aktora do spektaklu muzycznego, który rozwali całą szkołę, cały świat.
Ale ja nie potrafię śpiewać – odrzekł Artur21.
No właśnie! A poważnie, to musisz nam w czymś pomóc...

––––

Każdy nauczyciel miał z sobą coś nie tak. Vae na przykład został przed rokiem ugryziony przez dzikiego borsuka, w nogę wdała się gangrena i wreszcie odpadła. Dlatego nosił teraz drewnianą kończynę. Miało to ten plus, że wszyscy milkli kiedy słyszeli odgłos stukania niesiony przez korytarz. Tak było teraz na auli, która wypełniona uczniami stała się siedliskiem niezdrowych decybeli. Nie wiadomo jak Vae to robił, że odgłos stukania zagłuszał wszystko inne i zmuszał do nasłuchiwania. Wicedyrektor podszedł powoli na środek sali, gdzie czekał John Avery – przewodniczący szkoły.

Nie chce mi się mówić – powiedział spokojnie Vae do Avery'ego. – Ty powiedz.

John przyjął tę wiadomość z radością, gdyż zawsze wielbił występy publiczne. Tylko czasami w jego mowy wkradał się chochlik ideologii. Wyciągnął megafon i zaczął mówić;

Drodzy uczniowie, moi przyjaciele!
Nie jestem twoim przyjacielem! – wyrwał się głos jakiejś dziewczyny.

Cichy chichot masy uczniowskiej nie wytrącił Avery'ego z równowagi. Co więcej jedynie napompował go do kontynuacji.

Dzisiejszego dnia do naszej szkoły przyjedzie kurator z ministerstwa, który będzie chciał nadzorować wybór nowego dyrektora! Chcę byśmy wszyscy dobrze się zachowywali, informowali o wszystkich przypadkach pojawienia się wandali i pokazali się od najlepszej strony. Jak nazywa się wasz chomik? Głosujcie na mnie w nadchodzących...!

Vae dość łagodnie, acz stanowczo wyrwał megafon Johna i sam powiedział parę słów;

Liczymy, że nie będzie z wami problemów. Dziękuję za uwagę, rozejść się.

Normalny gwar rozszedł się po korytarzach. Vae odwrócił się do Johna i po ojcowsku pogładził po głowie.

Jesteś moim ulubionym uczniem – powiedział. – Nie spieprz tego.

––––

Trojanin był najostrzejszym wuefistą w liceum. Właściwie to był jedynym wuefistą. Wszyscy uznali, że jego umiejętności trenowania uczniów i ich gnojenia, wykraczają daleko poza kompetencje większości ludzi. W ten słoneczny czwartek jak zwykle kazał licealistom walczyć o oceny. Była to walka dosłowna – dostawali kije i tłukli się do upadłego. Zwycięzca dostawał piątkę, a przegrani po jedynce. Mimo to każdy miał przynajmniej po jednej piątce. Potem znowu przeprowadzał klasyczne treningi. Kiedyś pracował dla mafii pod pseudonimem "Kevin".

Ruszać się, ruszać, kurwa! – krzyczał stojąc nad robiącymi pompki uczniami. – Wy psy! To liceum, a nie przedszkole dla paralityków!

Słońce przygrzewało jego mundur i obłocone buty. Blaszka w głowie nieco się nagrzewała, ale dawał radę. Oprócz tego nosił na gołej skórze druty, które wbijały mu się w ciało. Ból w końcu wzmacniał kondycję. Nagle do trenera podbiegł jeden z uczniów;

Panie profesorze, ten facet znowu nas obserwuje! – skarżył się.

Trojanin spojrzał znad okularów słonecznych w kierunku, który dobrze znał. Ten mężczyzna to była ich zmora. Kulił się w krzakach za siatką i spoglądał na uczniów przez lornetkę. Miał na sobie poplamioną koszulkę i spodnie ogrodniczki. Zawsze nosił ze sobą rulony zwiniętego papieru, z których czasami pachniało gnijącym mięsem, dlatego nazwano go Facetem Z Rulonem. Czasami był bardziej bezczelny i wchodził do szkoły, aby udawać nauczyciela. Mieszkał w sąsiedztwie szkoły i nikt o nim nic nie wiedział. Niektórzy słyszeli nocami odgłosy chłostania i kobiece jęki dochodzące z tamtego miejsca. Tym razem Trojanin postanowił rozwiązać problem jak mężczyzna.
Kiedy zbliżał się do podglądacza, ten nie uciekał. Facet Z Rulonem odłożył lornetkę i spokojnie wpatrywał się w nadchodzącego nauczyciela. Trojanin kopnął w siatkę.

Słuchaj, zboczeńcu, mam dość...! – krzyczał.

Wtedy Facet wskazał coś palcem. Trojanin spojrzał w tamtym kierunku i ujrzał człowieka w lśniącej zbroi, który jechał w stronę szkoły na białym rumaku. Zagrożony podglądacz wykorzystał tę sytuację i uciekł szybko od wuefisty. Trojanin pogroził mu na odchodne pięścią, obiecując ponowne spotkanie wkrótce. Podszedł do nadjeżdżającego rycerza.
Prezentował się imponująco. Lśniąca zbroja odbijała promienie słoneczne, więc oślepiała wszystkich na około. Rumak wyglądał na takiego z lepszych. Mężczyzna spiął delikatnie kręcone włosy i zsiadł z konia. Podszedł do Trojanina, po czym podał broń.

Dzień dobry, nazywam się Jeremy Kowalsky i jestem kuratorem – powiedział z lekką dumą w głosie. – Przybywam z ministerstwa oświaty, aby nadzorować wybory nowego dyrektora.
Ach, jesteś już! – rozległ się kobiecy głos od strony wejścia do szkoły.

HollyBlue wyszła ze szkoły w asyście uczniów ubranych na czarno. Uśmiechała się lekko.

Dziękuję Trojaninie, zajmę się tym – powiedziała do wuefisty, który mimo to pozostał na miejscu. – Drogi Jeremiaszu, wiedziałam, że to ciebie tu przysłali.

Jeremy ukłonił się lekko.

Holly, ja wierzyłem, że kiedyś jeszcze wrócę do tej szkoły – odpowiedział. – Swój wraca do swego. Ale czas mnie nagli. Macie tydzień, aby obrać nowego dyrektora.
Wiem, mamy kandydatów – powiedziała, po czym dodała. – Czytałeś moją nową powieść? Tą o Naszym Mistrzu?
Tak, niezwykle wyszukana, a ta scena, w której Mistrz przyjmuje na nagą klatę dwadzieścia pocisków przeciwpancernych jest wspaniała, ale może porozmawiajmy w szkole. Chciałbym znowu zobaczyć stare korytarze...

Trojanin spojrzał na odchodzących nauczycieli w otoczeniu kultystów Holly. Przez jego usta przemknęło przekleństwo, ale wtedy przypomniał sobie o uczniach, którzy zapewne zrobili sobie wolne, a ta myśl nie mogła na długo zagościć w hardym umyśle wuefisty.

––––

Spotkanie w pokoju nauczycielskim zorganizowano natychmiast po przybyciu kuratora. Zebrano naprędce tych nauczycieli, którzy jakoś się orientowali w sprawach szkoły. Kiedy wszyscy siedzieli, wstał kurator, otrzepał okruszki z ciastek i zaczął;

Przybyłem tutaj nie tylko, aby obserwować wybór waszego nowego dyrektora, ale także sprawdzić jakość nauczania w tej szkole, przyznam, że...

W tym momencie drzwi wypadły z hukiem, kiedy ktoś potraktował je z kopniaka. Kiedy dym opadł do pokoju wszedł Emdegger z naręczem warzyw i spojrzał na zebranych.

Chyba o mnie nie zapomnieliście, co nie? Wracam na stare śmieci.

Rzucił warzywa na podłogę i dokładnie podeptał. Następnie zajął miejsce obok Holly i podsunął jej własny egzemplarz nowej powieści, którą stworzyła, aby pisarka–nauczycielka ją podpisała. Jeremy chrząknął kilkakrotnie, za czwartym razem wypluwając dwie żywe krewetki, które z przerażeniem uciekły pod szafki. Nauczyciele spoglądali po sobie z zaskoczeniem. W końcu DomQ, nauczyciel fizyki alternatywnej, wyciągnął butelkę whiskey i zaproponował;

Może ktoś się napije?

Wybuchł tradycyjny gwar, wobec czego Jeremy został zepchnięty na boczny tor.

Piątek: Katecheta, klub i świr na strychu[edytuj • edytuj kod]

Piątkowym porankiem Terrapodian wybrał się z Jeremiaszem na tradycyjne zwiedzanie szkoły. To była jedna z tych nudnych wypraw dookoła, aby pokazać specjalnie zainscenizowane lekcje pokazowe i nauczycieli od strony lśniących garniturów.

...potem przejdziemy się po klubach – mówił monotonnie Terrapodian. – Na początku Argh! I jej klub IQ160+, chociaż to twardy orzech do zgryzienia...
A co z katechetą? – spytał Jeremy przeglądając listę. – Przyznam, że trochę martwi mnie obejmowanie tej funkcji przez cynika, ateistę i mizantropa.
Nie... hehe... – biolog zaczął tracić grunt pod nogami. – Risen911 jest bardzo porządnym człowiekiem. Zasłużonym dla szkoły. I uczy dzieci o religii!
To się okaże, jesteśmy pod jego salą – oznajmił Jeremy.
Dobrze, to ja... eee... poczekam na korytarzu...

Kowalsky wszedł do sali bez zapowiedzi. W pierwszym momencie dojrzał zarośniętego człowieka w habicie. Potem dopiero zauważył jedną z uczennic przywiązaną do krzyża i zbryzganą sztuczną krwią. W tle grały ostre dźwięki zespołu Anaal Nathrakh. Katecheta kontynuował zajęcia jakby nic nie zauważył.

...jak widzicie satanizm uczy nas bryzgać krwią ludzi, ale oprócz tego jest do dupy! – krzyknął obryzgując śliną zgromadzonych uczniów. – Teraz nauczę was, za pomocą filmu instruktażowego, jak uprawiać dewiancki seks, który jest zakazany we wszystkich państwach muzułmańskich!
Przepraszam, ale nie sądzę, by było to w zakresie nauk religijnych – stwierdził Jeremy.
Skądże znowu?! – żachnął się Risen911. – To wszystko jest bardzo religijne!
Czy to prawda, że jest pan ateistą?

Katecheta podbiegł do kuratora i złapał go za kołnierz.

Czy to ma oznaczać KRYTYKĘ moich zajęć? – warknął mu w twarz.

Uczniowie siedzieli w ławkach bladzi i drżący, a uczennica we krwi powoli wracała na swoje miejsce. Konflikt przerwał dźwięk dzwonka. Risen puścił kuratora, chwycił za dziennik z biurka i wybiegł pochylony mamrocząc coś o ataku. Terrapodian tymczasem zamachał do Kowalsky'ego, aby zaprosić go do ostatniego miejsca ich przeznaczenia. Miał to być klub IQ160+, którego zebranie właśnie się rozpoczynało. Wchodząc do pomieszczenia, nauczyciel biologii ledwo uniknął nadlatującego pomidora. Po środku sali stała Argh! i z uśmiechem na twarzy rzucała w skulonych członków klubu pomidorami. Warzywa rozbryzgały się na ich ciałach, ścianach i przyrządach. Widząc wchodzącego nauczyciela przerwała i ukłoniła się lekko.

Dzień dobry, panie profesorze, dzień dobry, panie kuratorze! – przywitała ich radośnie.
Cześć, Argh, widzę, że spotkanie pełne pracy! – stwierdził ścierając rozbryzgi pomidora ze spodni. – I jak się panu podoba, Jeremy?
Chyba zostanę tutaj dłużej – rzekł i podnosząc pomidora uderzył „przypadkiem” jednego ze wstających członków klubu. – To najbardziej intelektualny zlot, jaki widziałem w życiu.
Dobrze, w sumie i tak nie miałem czego więcej pokazać.

Atak pomidorami znowu się powtórzył. Biolog wychodząc słyszał tylko niemiłe plaśnięcia. Miał zamiar wrócić do pokoju nauczycielskiego i przygotować skrypt do koła teatralnego. Wtedy jego wzrok przykuł plakat wiszący na tablicy ogłoszeń. Zbladł. Myślał, że to zapowiedź nowej gazetki szkolnej pod redakcją Zentro Xenona, ale prawda okazała się gorsza. Zerwał kartkę i natychmiast ją zmiął. Demotywacyjny Klub Czystości. Znowu atakowali.


Hikko, tajski uczeń z wymiany, bezszelestnie wkradł się do korytarza, którego zwykle nie pilnowali nauczyciele. Potem przebiegł przez tylne wyjście do przybudówki szkolnej, gdzie niegdyś mieścił się radziecki skład z amunicją. Otworzył drzwi i zobaczył coś, czego nie chciał widzieć. Na stole leżał rozłożony w ponętnej pozie nagi Mysior – długoletni uczeń szkoły i członek klubu. Szczęśliwie krocze miał zasłonięte dużą ilością bitej śmietany. Mrugnął zalotnie do Hikko, a potem powiedział;

Namaluj mnie na płótnie jak jedną ze swoich francuskich dziwek.

Hikko obrócił się na pięcie i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Wbiegł na korytarz i wpadł prosto na ciężką posturę katechety. Odbił się i wylądował na podłodze.

Mam na was oko, blasfemicy! – warknął Risen911. – Kiedy tylko zostanę dyrektorem szkoły, wszystkich was wywalę z tej przybudówki. Potem zmielę. Tak! Koniecznie zmielę.
Nie organizujemy nic nielegalnego – uśmiechnął się Hikko.
Nie podobasz mi się, kolego – Risen zmrużył oczy. – Byłeś kiedyś kobietą. Czy może raczej „bywałeś” kobietą?
Przepraszam, ale te zarzuty są absurdalne – odrzekł uczeń.

Risen wyprostował się, odwrócił i odszedł. Hikko widział jeszcze jak przeładowuje broń. Kiedy tylko katecheta zniknął za rogiem, drzwiczki gabloty z trofeami sportowymi otworzyły się. Wyskoczyła z nich kolejna uczennica z Tajlandii – Tyom–Pod. Spojrzała na współtowarzysza i powiedziała;

Prawda jest taka, że wymieniliśmy się organami rozrodczymi.

Chwyciła go za dłoń pomagając wstać. Spojrzeli na siebie, Tyom–Pod kontynuowała;

Nasz przywódca, Don Rabbino, skontaktował się z naszym starym kolegą, wiesz z kim? – spytała.

Hikko przytaknął głową na słowa jego koleżanki. Wtedy bezszelestnie podszedł do nich Mysior wciąż w tym samym „stroju”. Spojrzał na dwójkę uczniów z uśmiechem od ucha do ucha.

Kiedy rozpoczniemy spotkanie klubu? – spytał.
Po weekendzie, w poniedziałek – odrzekł Hikko, po czym dodał; – I ubierz się. Nie mam zamiaru chodzić z kimś ubranym jak... beza.


Gabinet pedagoga szkolnego mieścił się zaraz przy wyjściu. Decydowały względy bezpieczeństwa. Pedagog miał wtedy większą szansę ucieczki przed obłąkanym uczniem. Można było się też ukryć za naturalnymi przeszkodami w przypadku strzelaniny. Poprzedni pedagog niestety nie zauważył jednego z wandali, który dostał się do sali przez wentylację i przegryzł tętnicę pracownikowi. Emdegger, jako nowy psycholog, zdecydował się podejść do uczniów inną drogą. Zamiast kija i marchewki używał paradoksu i abstraktu.
Jasnowidzka często trafiała do gabinetu pedagoga. Jej odmienne podejście do systemu, oraz buntowniczy charakter nie ułatwiały życia kadrze nauczycielskiej. Z Emdeggerem spotkała się w tym gabinecie po raz pierwszy. Ten człowiek miał tendencję do dziwnych zachowań. Musiała uważać.

Cóż to, Jasna? – spytał łagodnie. – Słyszałem, że znowu przywiązałaś kogoś za mosznę do kaloryfera. Wiesz, że równość płci polega na czymś innym?
Chyba nie rozumiesz mojej organizacji! – sprzeciwiła się Jasnowidzka.

Pedagog tupnął nogą i natychmiast podleciał pod sufit, gdzie unosił się wpatrując z uśmiechem na uczennicę.

Mam zacząć zabawę w dobrego i złego psychologa? – spytał.
Nie, ja może wyjdę? – zaproponowała Jasnowidzka i natychmiast to zrobiła.

Pedagog wciąż unosił się pod sufitem i przestał wreszcie śmiać. Chwycił się szafki i przyciągnął do ziemi, a potem położył nogi na podłożu. To skutecznie przyrównało go do zasad grawitacji. Wybiegł na korytarz, ale ujrzał tylko skrawek bluzy uciekającej Jasnowidzki. Westchnął i ponownie zasiadł za biurkiem. Nie cieszył się jednak spokojem, gdyż do środka wpadł z nagła Wrzodek – jeden z bardziej zaufanych uczniów. Jego nazwisko zostało nadane przez indiańskiego kapłana, bowiem Wrzodek był z pochodzenia Indianinem. Etymologia tego słowa pochodzi od pierwszych słów jakie szaman usłyszał po przebudzeniu, czyli Ta nowa propozycja podatków to będzie wrzód na dupie... chociaż jak każda drobna poprawka, lepiej nazwać ją wrzodkiem.

– Panie profesorze, jest problem – powiedział spokojnie, chociaż w jego oczach czaił się strach. – Znowu problemy z mieszkańcem strychu.
No dobrze, dlaczego nie poślecie tam policji? – zapytał Emdegger kręcąc się na krześle.
Zebraliśmy paru nauczycieli i Zentro Xenona, który napisze o tym artykuł, ale ON przekroczył już pewną linię i teraz zrobiło się niebezpiecznie.
Więc chodźmy tam – zaproponował pedagog.

Istotą zamieszkującą strych był Hrabia Wasilij Żygutek, który niegdyś uczył WoSu i PO, ale po wypadku z zatkaną maską przeciwgazową oszalał i zamieszkał w szkole. W trakcie zajęć siedział na strychu i zachowywał się dość cicho. Czasami tylko zawodził i uderzał gumowym kurczakiem w rury systemu grzewczego. Nocami za to wychodził, aby wędrować pustymi korytarzami szkoły. Biada temu, kto zgubił się i nieopacznie stanął oko w oko z tym człowiekiem.
Po przybyciu na strych, Emdegger spotkał DomQa, Michalwadasa, Zentro Xenona oraz Towarzysza Alchemika, który pracował jako lekarz. Wasilij stał po przeciwnej stronie, w zagraconej części. Tarzał się po podłodze i przegryzał książki. Pod oknem na boisko siedział skulony Deux69. Z rąk miał wygryzione kawałki ciała, ale trzymał się dobrze i mimo postawy patrzył obrażony na szalonego lokatora szkoły.

Nie można się dostać – stwierdził Towarzysz Alchemik podnosząc z podłoża stos brudnych bandaży, które swoich pierwotnych nosicieli miały za sobą. – Ten człowiek nie dopuszcza nikogo.
Szaleństwo jest tylko odmienną formą ekspresji normalności – dodał mądrze Michalwadas.

Zentro Xenon pstryknął fotkę i zanotował coś w swoim notatniczku. Wasilij wydał odgłos jak skwierczące mięso, wstał i odkaszlnął.

Dobrze, w czym mam wam pomóc? Po co tutaj przyszliście? – pytał ze zniecierpliwieniem.

Emdegger zaśmiał się i rzekł;

No i widzicie, wszystko się naprawiło!
Nie, poważnie się pytam, po co tutaj przyszliście? – Wasilij zaczął się irytować.

Deux69 przemknął obok, schował się za nauczycielem fizyki mamrocząc coś o skandalu. Towarzysz Alchemik próbował założyć mu brudne bandaże, ale uczeń odmówił. Emdegger próbował podejść do Wasyla, lecz ten odepchnął go. Pedagog padł w ramiona Wrzodka.

Nadchodzą dla was ciężkie czasy, pomiędzy wami są wilcy, więc lepiej miejcie się na baczności – mówił. – Ja za to spadam.

Odwrócił się, wziął rozbieg i skoczył przez okno wybijając szybę. DomQ szybko dobiegł do okna i spojrzał w dół. Na boisku leżały tylko ubrania Wasilija – nie było ani śladów jego ciała.

Zniknął? To niemożliwe – zastanawiał się DomQ.
Czy nie może być tak, iż istniejemy jedynie w ramach egzystencji ubrań? – zapytał Michalwadas.
Mówiłem wam, że jest źle – mamrotał Deux. – Skoro nawet Wasilij zniknął, to co teraz nas czeka dalej?

Zentro uśmiechnął się i dziarsko postawił kropkę na końcu zdania.

––––

Artur21 powoli wchodził do sali teatralnej, gdzie miał się zgłosić w celu przesłuchania do roli. Pod ścianą zauważył faceta, który miał nagi tors, a nogi ubrane w czerwone rajtuzy. Grał na fortepianie i śpiewał coś... coś co przypominało raczej glosolalię. Uczeń wiedział, że jest to Gosza2, który zajmuje się szkolnym chórem, a teraz także wziął się za musical. Nim jednak podszedł do muzyka, ktoś pociągnął go za rękę. To był Terrapodian, który chował się za harfą.

Zanim zaczniemy, chcę ci o czymś powiedzieć – szeptał. – Nie zależy mi na tym byś dobrze grał główną rolę.
Och, dzięki! – żachnął się Artur, który cały wczorajszy wieczór ćwiczył śpiew.
Chcę byś pomógł nam rozbić szajkę... złych ludzi, którzy wędrują pomiędzy nami i sabotują całą działalność, wprowadzają wandali, wiesz o co chodzi.
Dobrze, ale wszystko kosztuje – uśmiechnął się cwaniacko Artur.

W tym momencie od strony Goszy2 doszedł ich przeciągły pisk.

Kurwaaa! – zawył wysokim głosem. – Kurwa! Jaki ja jestem zajebistyyy!!!

Rozejrzał się po sali. Wyskoczył na środek, wypiął się jak kot, a potem biegał w koło z przydługimi rajtuzami oplatającymi nogi. Wreszcie potknął się, upadł i rozwalił nos.

Gdzie jest mój lancet... emm... to znaczy zespół! – krzyknął zalany krwią.

Do sali weszła Argh! w towarzystwie Metallheada.

Czy to ja miałam dostać solówkę? – spytała.

Metallhead zrobił kwaśną minę, bo wiedział, że nie będzie mu raczej dane zagrać czegoś mocniejszego. Mimo to przybył aby zobaczyć geniusza jakim był Gosza. Do sali wkroczył również Emdegger, który od progu oznajmił, że jego brawurowe wykonanie „Wlazł kotek” w wersji jazzowej przyniosło mu zwycięstwo na ostatnim festiwalu muzyki jazzowej i bluesowej. W musicalu mieli też wziąć udział Daga Van Der Mayer, która była nauczycielką chemii, chociaż zupełnie jej nie ogarniała, Roody Alien oraz Poc Vocem – dwaj uczniowie, których Gosza2 chciał ujrzeć.

Jesteście już? – Gosza spojrzał obłąkanym wzrokiem po zebranych kandydatach. – No to możecie się rozejść w imię socjalizmu!
Eee, Gosza – zaczął Emdegger. – Jesteśmy tu w sprawie musicalu.
Ach, faktycznie... możliwe... – Gosza zamilkł i usiadł po turecku zalewając się łzami.

Do sali wkroczył OlaHughson w stroju borsuka.

Słyszałem, że potrzebujecie futrzaka, więc jestem – powiedział nieco wstydliwie.
Czy to wszyscy? – spytała Argh!
Nie – rozległ się głos przy wejściu.

Weszli Jasnowidzka oraz Po Dziabągu, który właśnie przestał zajmować się dojazdami w promieniu 600 kilometrów. Do kompletu brakowało jeszcze dwunastej osoby. Na końcu weszła dziewczyna niepozorna i cicha, która wślizgnęła się niczym ninja. Zwała się Okularnica, bowiem miała w zwyczaju bić ludzi noszących okulary. Za nią wpadł John Avery. Gosza2 podparł się pod bok i spojrzał krytycznym okiem na zebranych.

Mam z wami zrobić musical? – spytał siebie. – Mam nadzieję, że nie potraficie śpiewać, tańczyć ani grać na instrumentach.
– Ja potrafię! – wrzasnął Emdegger machają ręką.
No to będziesz tańczył – rzekł Gosza z lekkim niemieckim akcentem. – Terze, pozwól do mnie. Czas rozplanować... wszystko! Niech moc Marksa czuwa nad nami wszystkimi!
Beze mnie nie zaczniecie – w drzwiach stanął Jeremy Kowalsky uzbrojony w klarnet.

Poniedziałek: Przerwana lekcja polskiego[edytuj • edytuj kod]

Holly wróciła po weekendzie z bagażem świeżej energii i mogła znów raźnie przystąpić do pracy. Nad ranem miała zajęcia z klasą II c. Klasy były na tyle abstrakcyjne, że wiek ucznia nie decydował o przynależności do niej. Normalnie powinni przerabiać literaturę XVIII wieku, ale nie w Liceum Nonsensu i nie z Holly. Dzisiaj mieli przerabiać wpływ Mickiewicza na młodzieżową literaturę o wampirach. Gwar w sali uciszył się, kiedy weszła z dziennikiem. Wszyscy usiedli w ławkach zainteresowani nie tyle lekcją, co raczej wynikami ostatniego wypracowania, które mieli napisać. Jego temat brzmiał „Homoseksualizm wśród istot nadnaturalnych a poezja Słowackiego”. Poziom trudności niezbyt wygórowany, ale jednak.

Oceniłam wasze prace – oznajmiła Holly, gdy znalazła się na środku sali. – Jestem zadowolona z poczynionych postępów, ale stać was na więcej.

Dziabąg, który siedział w klasie, podał pokątnie kartkę Jasnowidzce, ta zachichotała na tyle głośno, że zwróciła na siebie uwagę nauczycielki.

Jasna, twoja praca pozostawia wiele do życzenia – mówiła Holly – twoja interpretacja homoseksualnych relacji między dwoma gnomami wobec „Kordiana”, wydawała się dość niszo...

W tym momencie rozległ się huk pod drzwiami, a okna zostały przesłonione czarną płachtą. W sali zapanowała ciemność. Uczniowie zaczęli szeptać przerażeni, kiedy zapadła ciemność. Po chwili rozległo się pstryknięcie i salę wypełniło światło żarówki.

Zachować spokój, zaraz coś wykombinuję. Gdzie są moi kultyści? – pytała Holly. – Przewodniczący Nod32 do mnie.

Nod32 został obrany przewodniczącym klasy zupełnie przypadkowo, ponieważ w chwili wyboru na stanowisko, był nieobecny. Jednak nawet sprawdzał się – miał rodzinę w Pentagonie, więc często sprowadzał do szkoły broń palną. Tak też było w tym wypadku, gdzie postanowił stanąć w obronie klasy. Holly próbowała otworzyć drzwi, ale te się zablokowały. Okna były otwarte, ale na zewnątrz chroniła ich przed wyjściem czarna płachta.

Dobrze, nie wiem o co chodzi, ale nie musicie się niczego bać...

W tym momencie Jasnowidzka chciała wprowadzić dodatkowy element strachu i szepnęła;

Wszyscy zginiemy!

Klasa zaczęła krzyczeć, dopiero Holly tupnęła kilkakrotnie nogą uzbrojoną w pantofel i panika zeszła z serc licealistów.

Dopóki jestem tutaj nauczycielką nikt nie zginie – stwierdziła zawzięcie z płomieniem w oczach.

Po Dziabągu podniósł rękę w górę i wskazał miniaturowy model autobusu, który miał w ręce.

Dziabągu, co jest? – spytała.
Mam ten sterowany model autobusu – zaczął – ma daleki zasięg.
No i?
No i można nim przejechać przez szkolną wentylację do innej sali.

Holly uśmiechnęła się szeroko, a klasa zaczęła nagle podziwiać fanatyczne oddanie Po Dziabąga komunikacji miejskiej. Nod32 wspiął się na szafę by dosięgnąć kratki do wentylacji. Dziabąg podał mu autobus z liścikiem w środku, a przewodniczący umieścił go w sieci kanałów łączących szkolne sale.

Wielu uczniów pyta mnie dlaczego programujemy prawie zawsze w ezoterycznych językach – opowiadał Vae na zajęciach z informatyki. – A ja odpowiadam im; mniej gadania, więcej pracy! Wyciągnijcie szklane kule.

Uczniowie wyciągnęli poproszone przedmioty i położyli je obok monitorów. Tym razem mieli przyzywać ducha Charlesa Babbage'a. Nagle kratka wypadła ze ściany, a za nią wyjechał model autobusu, który wraz z osiągnięciem celu rozwalił się na podłodze i stanął w płomieniach. Informatyk podszedł do miejsca małego wypadku. Liścik był widoczny między płonącymi szczątkami miniaturowego pojazdu. Vae podniósł go i przeczytał;

„Jesteśmy uwięzieni w sali od polskiego. Potrzebujemy pomocy z zewnątrz. Holly.”

Vae spojrzał na uczniów i znów na list.

Stwórzcie program obliczający datę końca świata z tolerancją do stu lat – rzucił w ich stronę. – Możecie używać dowolnego języka. Wracam zaraz...

Wyszedł na korytarz i spokojnie udał się piętro wyżej, gdzie trwały zajęcia z języka polskiego. Już od schodów zauważył, że coś się dzieje. Z góry dochodziły do niego odgłosy robót. Natomiast cały korytarz został odgrodzony czarną płachtą zamykając dostęp do wszystkich klas. Po podłodze biegły czarne krechy, który układały się w regularną siatkę. Vae próbował otworzyć drzwi, ale wszystkie były zablokowane. Pobiegł piętro wyżej. Sytuacja wyglądała podobnie, lecz jedne wejście nie zostało oklejone czarną materią. Jednak drzwi również nie dały się otworzyć. Informatyk nie poddał się mimo to i napiął mięśnie na tyle, że rozerwały jego koszulę, ukazując tatuaż z podobizną Michio Kaku na plecach.
Drzwi ustąpiły wzbijając pył. W sali stał Risen911, Trojanin i Del_Pacino, którzy składali tory i pociągi – oczywiście wszystko w mniejszej skali niż rzeczywistość. Widząc wchodzącego Vae przystanęli.

Mógłby mi ktoś wyjaśnić, co tu się dzieje? – spytał strzepując pył z torsu. – I dlaczego zablokowaliście te wszystkie sale?
Budujemy kolejkę! Ciuf-ciuf! – odpowiedział Trojanin.
Tak, poprowadzimy kolejkę ze stacjami korytarzem na pierwszym i drugim piętrze oraz po zewnętrznej ścianie – mówił Risen gestykulując. – Będzie bardzo fajnie. Każdy może jeździć i zdobywać odznaki! Po drodze będą różne przygody i zagrożenia.
Dobra, ale musicie to robić w ten sposób? Musicie blokować sale i uprzykrzać życie innym ludziom? – pytał Vae.
Tak – odrzekł stanowczo Risen.
Aha, to nie przeszkadzam dalej – uśmiechnął się Vae. – Bawcie się dobrze!

Wracał powoli do sali gwiżdżąc wesoło motyw przewodni z serialu „Red Dwarf”. Lecz kiedy przechodził przez piętro niżej, na końcu czarnego korytarza ujrzał kątem oka jakąś osobę, której nie widział nigdy wcześniej. Ona również ubrana była w czerń. Twarz przybysza była blada i pociągła, a spojrzenie puste. Odwrócił się ponownie w tamtą stronę, ale nie zobaczył już nikogo. Zaintrygowany ruszył w głąb ciemnego korytarza. Już od połowy zauważył rozerwaną płachtę w jednym miejscu. Podłoga pod drzwiami ubabrana była krwią. Z lekkim strachem otworzył drzwi i ujrzał jednego z uczniów – Placola, nabitego na stojak na mapy. Wszystkie wnętrzności wypadały mu przez usta. Na suficie ktoś napisał krwią słowo „Wróciłem”, a mniejszymi literami na ścianie; „Jutro będę przenosił strony ;)))))))”. Vae wszedł głębiej do sali i drzwi się za nim zamknęły. Zapadła ciemność. Informatyk usiłował wymacać wyjście, ale poczuł coś organicznego, obłego, podobnego do gałkowatej klamki. Ścisnął i pociągnął. Ktoś zawył tuż obok niego.

Auuu, moje jajaaaa... ekhm!... – odkaszlnął. – Nie przedstawiłem się.

Kliknięcie zapalanej zapalniczki, drugie i mdłe światło, które oświetliło chłopaka, którego Vae znał. Znał go jeszcze gdy sam był uczniem tej szkoły. Ale wtedy był jeszcze gnębiony. Nawet Klapi robił mu wodnika–szuwarka. Twarz tego quasi–człowieka była blada, jakby pokryta mąką, pozbawiona brwi i rzęs. Na Vae patrzyła para przekrwionych oczu, a ostry uśmiech ukazywał rząd ostrych zębów. Wyglądał przerażająco, ale nauczyciela uczono wraz z nauką ezoterycznych języków programowania, że lustro pokazuje prawdziwe oblicze. Dlatego ohydne istoty się go boją. Koleś coś bełkotał, ale informatyk szybko wyjął lustereczko i spojrzał w odbicie. Widniała tam twarz otyłego, zapryszczonego 16–latka z mysim wąsikiem i atopowym zapaleniem skóry. Chociaż w wyglądzie jak i odbiciu obydwie postaci nie miały brwi. Przybysz wyszarpnął lusterko z dłoni Vae i wybuchnął śmiechem;

Ja tak się nie bawię! Ale to co wam szykuję też nie będzie miało zasad – mówił.
Wypuścisz mnie? – spytał spokojnie wicedyrektor.
Tak, przecież i tak to MY zdecydujemy KTO zostanie nowym dyrektorem, a może po prostu rozwalimy tę budę w drobny mak? Hihihihih...

Zniknął wraz ze światłem. Vae pozostał w ciemności razem ze swoim myślami. Za chwilę Słońce wpadło do sali, gdy płachta zza okna spadła, a wraz z nią przeleciał Del_Pacino. Jego stłumiony okrzyk, łupnięcie w ziemie i deklaracja o dalszym życiu, wytrąciły informatyka z zadumy. Szybko pobiegł zawiadomić innych o odkryciu.


Terrapodian wpatrywał się w trupa z nieukrywanym zachwytem. Zentro Xenon znowu notował coś w swoim małym notatniku.

Oprawcy musieli wykazać się niebywałą kreatywnością i wyobraźnią – powiedział biolog.
Phi, wyobraźnia – mruknął JTTS zmywając mopem ślady krwi. – Wyobraźnia jest dla frajerów, którzy nie potrafią poradzić sobie z brutalną rzeczywistością.
Jak artykuł o Wasiliju? – spytał Terrapodian Zentro Xenona.
Nijako – odpowiedział redaktor. – Koza zjadła moje notatki.
Tak samo jak poprzedni nakład gazetki szkolnej. Weź się w garść.

Nauczyciel wyszedł na korytarz, gdzie stał Jeremy Kowalsky. Czarną płachtę zebrano, sale uwolniono, a jej kawałek użyto do zapakowania Placola. Kurator nie był zadowolony, ale raczej daleko mu było do zamknięcia szkoły.

Mam nadzieję, że takie rzeczy zdarzają się raczej rzadko – mruknął zniesmaczony.
Przeciętnie wobec innych szkół – wtrącił się Emdegger, który dotąd udawał paprotkę w doniczce. – Jakieś 2–3 morderstwa na rok, pięć zaginięć i około sześćdziesięciu rannych.

Terrapodian zrobił minę mówiącą; „Nie mów więcej, bo pogrążasz sprawę”. Historyk chyba to zauważył, bo odpowiedział miną; „Spokojnie i tak zaniżyłem statystyki”.

To nie jest raczej średnia dla szkół, ale dla przeciętnego miasta w USA – zauważył Jeremy. – Pan, panie Emdegger, zajmie się tą sprawą. Dziękuję.

Zebrał notatki i odszedł pospiesznie w swoim kierunku. Emdegger wpadł do miejsca zbrodni i rozejrzał się. Patrzył zamyślony na napisy na suficie. Zentro mówił za to głośno;

Dzisiaj przyjechałem do szkoły traktorem!
Widziałem, znowu zahaczyłeś o mój samochód – mruknął Terrapodian z niesmakiem.
Kiedy zostanę nauczycielem? – kontynuował pytania Zentro.
Kiedy będziesz cicho przez godzinę i obiegniesz szkołę dwa razy.
Ooo... – newsman wydawał się zrozpaczony. – Te bieganie jeszcze, ale milczeć...

Wyszedł z sali, w której został tylko Emdegger, Terrapodian i JTTS.

Jakieś pomysły? – spytał biolog.
Pewne powiązania tworzą się w mojej głowie – rzekł historyk. – To trochę męczy, ale myślę, że do jutra dam odpowiedź. Ktoś się może podszywać pod naszych uczniów. Trzeba mieć się na baczności.


Tymczasem w Demotywacyjnym Klubie Czystości...
Don Rabbino siedział przy biurku i leniwym wzrokiem wpatrywał się we wchodzących Tyom–Pod i Hikko. Wystawił dłoń do pocałowania, co dwójka przybyłych uczyniła z nieukrywanym szacunkiem. Potem powiedział głębokim głosem, tak tłustym, że można byłoby na nim smażyć faworki lub frytki. Policzki miał napuchnięte od ostatniej wizyty u chirurga szczękowego.

Czy zadanie zostało wykonane? – zapytał.
Tak, don Rabbino – powiedziała Tyom–Pod wciąż ze spuszczoną głową. – Tylko nie wiemy, dlaczego...
Dlaczego Placol? – wymamrotał pytająco Rabbino i spojrzał w dół pod biurko. – Mydełko, możesz skończyć.

Spod biurka wygrzebał się masywny facet i otarł swoje usta.

Buty lśnią, Don Rabbino – oznajmił i stanął tuż za swoim szefem.
Dziękuję, Mydełko, twoja pomoc jest nieoceniona – wymlaskał. – Placol zginął, bo ktoś musiał dać im wiadomość. Chociaż może mail byłby łatwiejszy... Faxol wrócił, nie potrzebujemy więcej klubowiczów.
A co ze mną? – wrzasnął radosny głos i na środek pomieszczenia wskoczył Mysior w stroju cherubina. Jego otyłość i wiek przeszkadzał w odbiorze tego występu.
Faxol zaproponował mi akcję, którą przeprowadzimy jutro rano – wysapał Rabbino ignorując zupełnie Mysiora. – Będziecie mi potrzebni. I potrzebny będzie mi także jeden z autobusów Dziabąga. Możecie odejść. Szczegóły podam pocztą pantoflową.

Tyom–Pod i Hikko ukłonili się, pocałowali szefa w sygnet, po czym wyszli pospiesznie z przybudówki. Biegnącą dwójkę spotkał na drodze Artur21.

Hej, wyszliście z tamtej przybudówki? – pytał. – Myślałem, że jest zamknięta.
Nie interesuj się – warknął Hikko.

Artur ruszył w kierunku wejścia do przybudówki, ale Tyom–Pod podstawiła mu nogę i uczeń upadł, boleśnie tłukąc sobie kolana oraz mdlejąc z bólu. Tajka zaśmiała się i razem z kolegą poszli dalej.

Wiesz, tęsknię trochę za byciem kobietą – rzucił Hikko.
Znowu możemy się wymienić...

Wtorek: Ludzie, którzy chcą zostać dyrektorem[edytuj • edytuj kod]

JohnAvery czekał grzecznie na autobus szkolny na przystanku. Miał pojawić się za pięć minut. Po chwili dołączył do niego Kadrian i razem czekali na przyjazd środka transportu.

Ile masz dzisiaj lekcji? Jak ma na imię Twoja matka? – pytał John Avery.

John miał irytujący zwyczaj pytać o prywatne sprawy innych w sposób najmniej spodziewany. Czasami było to zawoalowane, że nie każdy zauważał to pytanie.

Pięć – odpowiedział Kadrian. – Fizykę alternatywną z DomQiem, sztukę z freeqstylerem i coś tam jeszcze. Najbardziej boję się WFu.
Ech, ja powinienem iść już na studia – stwierdził w zamyśleniu Avery. – Niestety przypadkiem doprowadziłem do zniszczenia uniwersytetu Stanforda. Czasami popełniam błędy. Jak często chodzisz do McDonalda? Taki już jestem. Dzisiaj konsultacje w sprawie wyboru drogi życiowej! Konsultacje z Ciemnowidzem...

Autobus podjechał szybko i przy wejściu ukazała się uradowana twarz kierowcy Grzeeeśka.

Wsiadać – zaprosił ich.

Ten autobus był zawsze inny. Wnętrze miał wyklejone plakatami filmów gore, a z radia grała tylko najostrzejsza muzyka. Prawdziwe małpie czaszki zwisały nad siedzeniami. John Avery i Kadrian zajęli wolne miejsce za kierowcą i dalej rozmawiali;

Ech, boję się trochę dzisiejszej nauki elfickiego z Milya0 – wyznał Kadrian. – Zapowiadał kartkówkę w najbliższym czasie.

Wyciągnął zeszyt zapisany alfabetem quenya i zaczął się uczyć. Zainteresowanie rozmówcy Avery'ego wykorzystał Marian 88, który przysiadł się koło Wrzodka tuż za ich siedzeniem.

Ej, John, może chcesz kupić coś... no wiesz... specjalnego? – szepnął mu do ucha. – Mongolskie ziółka... mleko jaka i takie tam...
Hej, nie zgadzam się na takie dilowanie w moim autobusie! – zdenerwował się Grzeeesiek i wstał od kierownicy, zostawiając pojazd na pastwę losu. – No tak, Marian.

Marian88 już dawno ukończył szkołę. Nawet przez rok uczył geografii, ale ówczesny dyrektor wyrzucił go za poczęstowanie uczniów LSD. Nie pomogły tłumaczenia nauczyciela, że pragnął wybrać się z uczniami na wycieczkę. Tylko dzięki znajomości z Kowalskym nie zamknięto go w więzieniu. Mimo zakazu wstępu, Marian czasami odwiedzał szkołę, głównie aby trochę poszydzić z obecnych. Nie wszystkim to się podobało.
Autobus jechał mimo braku kierowcy, chociaż taranował samochody jadące i te zaparkowane. Dopiero, gdy wbił się w stado owiec, Grzeeesiek zauważył, że zaczyna być niebezpiecznie. Zasiadł za sterami i wrócił pojazdem na właściwy tor. Oczywiście na tyle szybko, żeby właściciel owiec nie zauważył, kto mu je pozabijał. Przed szkołą znaleźli się po pięciu minutach, w których Marian wrócił na tylne siedzenie. Autobus zatrzymał się i Grzeeesiek otworzył drzwi by wypuścić licealistów. W tym momencie obok nich przejechał z rozpędem tramwaj i wbił się w budynek szkoły. Doszło do eksplozji w wyniku której okolica została zasypana pyłem i kawałkami cegieł. O dziwo budynek szkoły stał, a wokół nie było kawałków ofiar. Kadrian i John Avery wyskoczyli za autobusu i razem z częścią uczniów przybyli na miejsce katastrofy. Na miejscu znajdowali się już Vae, Jeremy Kowalsky, freeqstyler i Marcimon.

Jakie straty? – spytał Marcimon zaglądając w dziurę zrobioną przez tramwaj.
Hmm, Towarzysz Alchemik dosłownie wyparował – stwierdził Vae podnosząc z ziemi kawałek ubrania. – A Michalwadas, nasz nauczyciel filozofii, zwariował.

Wezwani sanitariusze wzięli rannego w głowę Michalwadasa, który mówił;

...śmierć jest tylko równaniem między istnieniem a dezintegracją...
Nie widzę żadnej różnicy – stwierdził Jeremy, ale Vae skarcił go wzrokiem.
O nie! – krzyknął Risen wychylając się przez okno na pierwszym piętrze. – Ktoś rozjebał całą kolejkę! Co teraz pocznę?! Ktoś musi za to odpowiedzieć!

Na miejsce katastrofy wszedł Emdegger. Freeqstyler wskazał na niego palcem.

To na pewno on! Ma zadatki na dyktatora!

Pedagog gorzko zapłakał, z pleców wysunęła się para czarnych skrzydeł i odleciał na dach szkoły, gdzie siedział naburmuszony gruchając jak głodny gołąb.

Dobra, dosyć tego! – rzucił stanowczo Vae. – JTTS z ekipą to wszystko wysprząta. Reszta wracać do poprzednich zajęć.

Kadrian spojrzał na Johna. Ten wzruszył ramionami i pobiegł na lekcje. Freeqstyler stał jeszcze chwilę, kiedy coś białego spadło mu na kurtkę.

No tak... – mruknął.

Z budynku wyszedł Trojanin, który postanowił nadzorować odbudowę budynku, chociaż dostał zakaz sądowy zbliżania się do placów budowy. Własnoręcznie przyniósł trzy worki cementu i postawił je przy buldożerach. Po chwili na miejsce przybył JTTS z Po_Dziabągiem trzymanym za ramię.

Coś tutaj narobił się pytam! – warczał JTTS.
To nie ja! – bronił się Dziabąg. – Ktoś ukradł mi jeden z pojazdów, który miałem w taborze. Wszystko zgłosiłem!
Ach tak? Nie wierzę ci...! – mrukną woźny wbijając ostry wzrok w MKMa.

Na zewnątrz wybiegł Risen i ręce mu opadły.

No i jakiemu pojebańcy mogło to przyjść do głowy? – spytał anonimowego otoczenia. – JA odmalowałem ten budynek, JA zbudowałem prawe skrzydło, ale dobra, mogę to przeżyć. ALE! Ktoś, kto niszczy kolejkę! Żądam krwi!

Trojanin usiadł, zamyślił się i zaczął jeść w tym zamyśleniu zaprawę. Bywało.


Ciemnowidz przyjmował w gabinecie dyrektora, gdyż jedynie tam znajdowało się odpowiednio wygodne krzesło. Został wydelegowany do liceum, aby konsultować z młodymi umysłami ich przyszłą karierę. Wprawdzie w jego mniemaniu było to zbędne, gdyż ci ludzie nie mieli przed sobą żadnej przyszłości, jednak polecenie z ministerstwa jest świętością i trzeba tego przestrzegać. Ciemnowidz kiedyś uczył w murach tej szkoły, ale stwierdził, że nieco to odbiega od jego ambicji, więc został pracownikiem ministerstwa. I tak tu trafił.

Dobrze, dobrze... – mówił masując podbródek. – Nazywasz się Wrzodek, tak?
Tak, panie Ciemnowidz – odrzekł grzecznie uczeń.
Ćpasz? Pijesz? Grasz w bierki? – pytał monotonnie pracownik.
Nic z tego, proszę pana.
Jakie przedmioty lubisz?
No to przede wszystkim fizykę alternatywną, język polski i oczywiście filozofię.

Ciemnowidz mruknął coś pod nosem i wyszukał w kartkach. Wyjął jakąś broszurę i podał ją Wrzodkowi.

Proszę – powiedział. – Możesz zostać albo kolesiem od drutowania świń albo astronautą.

Wrzodek spojrzał zafascynowany w broszurę i wyszedł z gabinetu. Jako następny wszedł Kadrian. Usadowił się naprzeciw pracownika. Czekał.

Czy brałeś kiedykolwiek leki SSRI, nitroglicerynę, naftalinę? – pytał Ciemnowidz.
Jedynie naftalinę od czasu do czasu – odpowiedział.

Doradca pokiwał głową w zamyśleniu.

Czytujesz Faulknera albo Bukowskiego?
Nigdy, proszę pana.
A poezja Baczyńskiego?
Unikam.

Ciemnowidz coś zaznaczył w swoim zeszycie, wyciągnął broszurki i podał je Kadrianowi.

Proszę, możesz zostać kolesiem od drutowania świń albo łowcą nazistów.


Kadrian spotkał na korytarzu Wrzodka, który zagłębił się w lekturze opisu zawodu drutownika świń. Jednak ten pierwszy podszedł do niego i szepnął do ucha;

Chodź, pokażę ci coś mocnego.

Wrzodek kiwnął głową i poszedł razem z Kadrianem. Przystanęli przy sali chemicznej i po cichu wślizgnęli się do środka. Ukryli się za szafką z miniaturową bombą atomową. Na miejscu była tylko Anarchistka, która próbowała po trochu z różnych fiolek. Normalnego człowieka położyłoby to, ale nie ją. Wyszła po wypiciu kwasu fosforowego. Wrzodek chciał się pytać, o co chodzi Kadrianowi, ten jednak uciszył go palcem. Do klasy weszło nagle kilku uczniów – Jurek10, Supro, Lw1995, Andrzej19 oraz Deux69. Ten ostatni wyjrzał na korytarz czy aby nie są śledzeni. Uspokojony dołączył do czwórki. Odsunęli ławki i razem usiedli w kole.

Najpierw oczyśćmy duszę i umysły, bracia! – zaproponował Deux.

Zamknęli oczy, złapali się za ręce i mrucząc krążyli ciałem wokół własnej osi. Wreszcie Deux mruknął, aby przestali. Pierwszy wstał Lw1995 i zaczął;

Przybywam z piątej gęstości. W Astralu powiedzieli mi, że Jaszczuroludzie są coraz bliżej przejęcia władzy nad naszą szkołą.
To źle – mamrotał zszokowany Andrzej19 – to niedobrze!
Musimy jak najszybciej zostać dyrektorami – oznajmił stanowczo Jurek10. – Jaszczury już pewnie przejęły umysły nauczycieli. Ja wiem, ja mam kontakt z dwustoma cywilizacjami i nie boję się przejścia przez szóstą bramę. Kocham Wikię, lubię słonia i nie palę nic tytonia...
Xenu jest coraz bliżej! – krzyknął Supro łapiąc się za głowę i gdy wszyscy na niego spojrzeli, wyjaśnił; – Mój astralny przewodnik zesłał mi sen z siódmej gęstości. Statki lecą w naszym kierunku.
Jak idzie nam plan? – spytał Deux. – Plan do zostania dyrektorem szkoły?
Już powoli, wszystko prawie przygotowane – uspokajał ich Andrzej19, a potem jakby się obudził. – Zaraz! Coś wyczuwam! Ktoś tu jest!

Spojrzenia spiskowców skupiły się na Wrzodku i Kadrianie schowanych za bombą atomową. Uczniowie nie czekając dłużej, wybiegli z sali, co zrobili również spiskowcy. Oni nie mogli podarować wykradnięcia ich sekretnych planów. Na rogu korytarza Wrzodek nie wyhamował i wleciał wprost pod nogi Vae. Ten spojrzał na ucznia z niemym uśmiechem.

Panie profesorze, ścigają nas... są źli... chcą zostać dyrektorem.

Vae podniósł głowę do góry i spojrzał się w sufit, po czym rzekł;

Wzywają mnie. Idę panie Babbage...

Twarz mu rozjaśniała, w górze utworzył się świetlisty portal, a niebieskie eteryczne macki podniosły go w górę. Spiskowcy zatrzymali się przerażeni. W jednej chwili ich wszystkie obawy uległ ziszczeniu.

Spójrzcie! – krzyknął Andrzej19. – Jaszczuroludzie już zaczęli inwazję!
Uciekamy – rzucił Lw1995 i ekipa wyparowała nagle.

Kadrian pobiegł w zupełnie innym kierunku, a Wrzodek trafił do sali, gdzie akurat trwały zajęcia z biologii ekstremalnej. Na środku stał Terrapodian i prezentował jednego z Głodnian w klatce. Głodnianie, czyli pewien specjalny gatunek humanoidalnych wandali, był znacznie wytrzymalszy i przypominał nieco bardziej człowieka. Były używane w eksperymentach pseudomedycznych i szybko wyparły klasycznych wandali. Piwnice były ich pełne. Pilnował ich Exe19. Ta istota z wyglądu niczym neandertalczyk, szarpała się w klatce i gryzła kraty. Należało uważać z palcami, gdyż jedynie chwila nieuwagi mogła decydować o ich utracie.

Teraz zobaczycie jak zachowa się ten Głodnianin, gdy potraktuję go promieniotwórczym uranem – mówił biolog, ale przerwał eksperyment, kiedy Wrzodek wparował do sali.

Nauczyciel wyszedł z nim na korytarz, aby uczeń mógłby wyjaśnić o co chodzi.

Są spiskowcy, chcą pozbyć się nauczycieli – mówił zasapany Wrzodek.
W porządku, prowadź – przerwał nauczyciel. – Zobaczymy kto to taki i stłuczemy parę tyłków.

Ruszyli spokojnie korytarzem, ale w pobliżu nie było ani spiskowców ani Kadriana, który w tym czasie biegł już do domu. Wrzodek zaprowadził Terrapodiana do sali chemicznej, gdzie trwało spotkanie ambitnej ekipy. Klasa wydawała się być opuszczona, ale Wrzodek wciąż czuł się nieswojo.

Wrzodku, możesz odejść – zwrócił się biolog do ucznia. – Ja tutaj poczekam.
Ale...
To może być niebezpieczne.

Uczeń posłusznie wyszedł i kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, zza uzbrojonej bomby atomowej wypadli spiskowcy, po czym pojmali nauczyciela. Biolog nie wydawał się zaskoczony, zachował nawet pewien spokój.

Ha! I co teraz jaszczuroludzie! – krzyknął Deux z tryumfem. – Przegraliście!
Przysłał cię Xenu, tak? – pytał Lw dźgając Terrapodiana w nos.
Przywiążcie go do bomby i wystrzelimy ją w kosmos – zaproponował Jurek10.

Spiskowcy zgodzili się radośnie i przystąpili do wiązania nauczyciela do bomby. Terrapodian westchnął. Andrzej samodzielnie podniósł pocisk, wsadził do armaty, a potem podpalił lont. Cała piątka czekała na ostateczną eksplozję. Armata zaczęła wydawać osobliwe odgłosy i wystrzeliła pocisk razem z Terrapodianem.

Ja się na to nie zgadzaaaaaaaaa...! – krzyknął jeszcze.

Spiskowcy zaczęli się cieszyć, po czym jednym głosem zaśpiewali „Kocham Wikię, lubię słonia...” Wtem drzwi się otworzyły, a właściwie wyleciały do przodu przygważdżając Andrzeja19 do ściany. Elementy tkanki wypływające spod nich sugerowały barwną zawartość przestrzeni między drzwiami a ścianą. Do sali wpadł Joker i Wrzodek kryjący się za nim. Joker był tutejszym uczniem–zabijaką, ale służył także jako ochrona dla nauczycieli.

Dobra! Kto rozwala naszych nauczycieli?! – krzyknął Joker wyciągając strzelbę.

Spod drzwi wyślizgnął się (dosłownie) Andrzej i powiedział;

My... nie... tylko walczymy z Jaszczuroludźmi!
E... już jesteśmy grzeczni, z wami nic nie jest – starał się ułagodzić sprawę Deux.

Joker strzelił ostrzegawczo w sufit. Rezultat był taki, że zrobił dziurę, przez którą ciekawsko zaglądał Milya0 i jego uczniowie. Powiedział coś po elficku.

Wysadzili biologa na bombie atomowej – oświadczył nauczycielowi Joker.

Milya0 znowu odrzekł coś po elficku, a potem zwrócił się do uczniów. Wybuchnęli śmiechem. Joker się zirytował, co wykorzystali spiskowcy uciekając przez okno. Zanim ochroniarz się zorientował, doczesne resztki Andrzeja19 opuszczały stanowisko zostawiając na miejscu wątrobę i śledzionę. Joker wyjrzał przez okno i wyciągnął cygaro.

Co teraz z nim będzie? – spytał Wrzodka.
DomQ powiedział, że będzie krążył w orbicie ziemskiej przez następne kilka godzin – odpowiedział. – Potem spadnie.

Twardziel pokiwał głową i westchnął. Smak cygara uspokoił go nieco.

Stołówka dawno przestała odgrywać swoją dawną rolę. Dzisiaj stała się barem, a klientelę obsługiwała Maasdamer, która prowadziła ten dobytek. Na poszkolnego drinka przychodzili wszyscy – głównie nieletni. Ale można było także spotkać nauczycieli, którzy znudzeni całodzienną pracą postanowili sobie trochę odetchnąć. Wprawdzie był dopiero wtorek, ale dość pracowity wtorek. Po zniknięciu Vae, wszyscy zamknęli się w sobie. Pojawił się też wakat na stanowisku wicedyrektora.
Jabol siedział przy stole i rozdawał karty graczom. Razem z nim grali Nod32, Lajon, Triluch i dwarfarcher.

Tym razem was rozwalę – mówił Jabol. – Będzie ostro i bez litości.
Ty sam nie masz szans – twierdził dwarfarcher. – Dziesięć przegranych z rzędu. Będzie jedenasta.

Przy barze siedział Trojanin oraz Del_Pacino, a kawałek dalej w dartsy grał Risen911. W tym momencie do klubu wpadł zziajany Exe19.

Gło... Gło... – mamrotał.
Co jest, Exe? Miałeś pilnować Głodnian – dociekał Trojanin.
Uciekli! – wrzasnął. – Wypuścił ich...

Wtedy do klubu wpadło paru Głodnian, którzy natychmiast rozpoczęli spustoszenie wnętrza tego przybytku. Risen911 złapał jednego i wyrzucił za drzwi, po czym zabarykadował je stołem.

Ok, potrzebne mi ładunki wybuchowe i dwa karabiny – oznajmił trzymając wejście. – Ja się wszystkim zajmę, a wy patrzcie.
Nod32 ma tutaj skład broni – powiedziała Maasdamer. – Przemyciłam parę sztuk.

Trojanin rzucił się do zamaskowanej skrytki i wyszedł uzbrojony po zęby. Rzucił karabin Risenowi i pomógł powstrzymać pierwszy napór.

Tutaj nie można się bronić, za mało miejsca – powiedział Risen.
Ja mogę – oznajmił Trojanin i wpuścił Głodnian do środka.

Gracze w karty uzbroili się w kije bejsbolowe i zaczęli tłuc się z wpadającymi przeciwnikami. Za chwilę jednak drzwi zamknęły się ponownie. Risen wytracił całą amunicję oraz szurikeny–żyletki. Trojaninowi połamano obie ręce, więc musiał strzelać z ust – jadł pociski i wypluwał je z ogromną siłą. Lajon leżał pogruchotany, podobnie jak reszta. Jedynie Maasdamer spokojnie czyściła szklanki.

No dobra, musimy tutaj chwilę pozostać – stwierdził Risen. – Nie mogę pozwolić na zniszczenie MOJEJ szkoły. Szkoda, że marnujecie cenne powietrze...
Więc czekamy – rzucił dwarfarcher zbierając zęby z podłogi.

Środa: Buldożery, które rozwiązują sprawę[edytuj • edytuj kod]

Przybyłych rano uczniów czekała niespodzianka. Po korytarzach chodziło mnóstwo podobizn Trojanina i każdy zajmował się czymś innym. To jeden coś naprawiał i mówił, że nazywa się Majstrojanin, drugi z kolei lubił ostre potrawy i nazwał się Ostrojanin. Niestety w jednej chwili zmienili się w Głodnian i w szkole wybuchła panika. Kto żyw schował się w klasach i zabarykadował. Tuż za zalewem Głodnian szła powoli Tyom–Pod i Hikko. Obserwowali posuwającą się zagładę. Kiedy korytarze zostały puste, wyszedł również Don Robbino w towarzystwie Mydełka.

Tak jak przewidywaliśmy – z ciemności wyłonił się Faxol. – Wygrana.
Czuć zapach zwycięstwa – rzekł flegmatycznie Don Robbino. – Hikko, Tyom–Pod, wracamy do centrum. Tam omówimy wszystkie szczegóły.

Dwójka podległych ukłoniła się i poszła za swoim szefem.

Moment Don Robbino – rzekł Faxol. – Nie omówiliśmy szczegółów.
Wszystkie szczegóły zostały omówione, dziwię się, że o nich nie wiesz – Robbino pokazał napuchnięty język.
Dziwne, albo się dogadamy, albo wyjawię wszystkim gdzie trzymasz zwłoki Zbyśka i Aldehyda.

Don Robbino przystanął i odwrócił się do Faxola.

Nie masz prawa stawiać warunków – wymamrotał. – Ale chodź z nami. Znajdziemy rozwiązanie. Nie lubię patrzyć na agonię tej szkoły.


Szkolny bar. Risen zaglądał przez dziurkę od klucza i wciąż informował o ogromnych ilościach Głodnian. Ponieważ wyczerpywały się zapasy, katecheta oznajmił, że od teraz sam będzie jadł, a oni muszą wytrzymać bez żywności. Napompowani wódką i innym alkoholem czekali na rozwój wydarzeń. Wandale powoli szykowali się do natarcia, bo naciskali na drzwi. Lajon poczuł zimny dreszcz przechodzący przez plecy i mocniej ścisnął kij bilardowy. Dwarfarcher napiął łuk, który zawsze nosił w sakiewce. W tym momencie z korytarza doszły do nich odgłosy strzałów. Kwik Głodnian doszedł do uszu uwięzionych w barze. Po chwili zapanowała cisza. Risen spojrzał przez dziurkę od klucza, zrobił dziwną minę i otworzył. W drzwiach stanął FacetZRulonem. Tym razem nie miał rulonów, tylko damskie majtki założone na twarz. Wciąż milcząc dał innym znak ręką.
Uwięzieni wypadli na zalany krwią korytarz. Ślizgając się w bebechach Głodnian szli za FacetemZRulonem, który wyprowadził ich bocznym wejściem na dziedziniec szkoły. Tam pod posągiem Zeartula zebrała się część nauczycieli i uczniów. Przewodził nimi Emdegger oraz Argh! Z klubu wzięli potrzebną broń, a z ogrodu grabie oraz widły. Tak uzbrojeni zebrali się w grupę, aby wejść do ponurych szkolnych korytarzy na walkę o śmierć i życie.


Najazd Głodnian zastał Freeqstylera i DomQa podczas zajęć. Dwaj nauczyciele zebrali swoich uczniów w jednej sali. Freeqstyler trzymał przy sobie najwierniejszego i najlepszego adepta – Fana Zarąbistej NonGry.

No i co teraz – zapytał John Avery, który również siedział w sali. – Będziemy tutaj siedzieć? Jakiej narodowości jest wasza babcia?

DomQ wyjrzał przez okno i pokręcił głową. Znajdowali się na czwartym piętrze. Każdy upadek skończyłby się dla nich niezbyt miło. Nauczyciel fizyki usiadł więc za biurkiem i zaczął coś szkicować.

Przydałby się marcimon2 albo Argh! – powiedział.

Podniósł kartkę pokreśloną liniami, literami i cyframi. Położył ją przed uczniami i powiedział;

Musimy zbudować maszynę, która zakłóci tymczasowo pole grawitacji w tym miejscu i razem będziemy mogli zejść po ścianie. Bierzcie się do roboty!

Ogołocono salę. Dosłownie ogołocono salę. Użyto wszystkiego włącznie z nogami od stołu i kredą. Całą pracę nadzorował DomQ, który co chwilę pomrukiwał albo popędzał uczniów do pracy. Wreszcie, kiedy maszynę sklecono z tego co było – bez użycia gwoździ, każdy z pracujących spojrzał na nią z obrzydzeniem. Ale fizyk po prostu podszedł i ją włączył. Nikt nic nie poczuł.

Dobra, niech ktoś spróbuje – zaproponował DomQ.

Pierwszy wyszedł jakiś uczeń i gdy tylko przekroczył nogą parapet, natychmiast poleciał w dół. Jego głośny krzyk zwieńczyło głuche łupnięcie. Fizyk zamyślił się, podrapał po głowie i włączył kolejny przycisk, który tym razem miał działać. Jednak grupa teraz zdecydowała aby wypuścić DomQa na przód. Bez strachu przekroczył barierę okna i swobodnie stanął na suficie. W poziomie do nich.
Ewakuacja przebiegła sprawnie, ale zaraz gdy ostatni uczeń zeskoczył na trawę, z okien powypadali Głodnianie, którzy rozpoczęli pościg za uciekinierami. Wtedy jakby znikąd, jak deus ex machina, zleciał na nich Terrapodian z bombą atomową. Upadek zmiótł kilku z nich, a biolog wstał zziębnięty i zdezorientowany.

Nieuzbrojona – oznajmił i zemdlał.

Na ratunek przybiegła Jasnowidzka razem z całym klubem Feministek, bezlitośnie tnąca piłą łańcuchową każdy przejaw szowinistycznego wandalizmu.

Faceci... – prychnęła i dodała. – Wszyscy zbierają się na dziedzińcu.

Do piętnastej był porządek. Siły szkoły zebrały się w sobie, by porozwalać każdego, kto z wyglądu podobny jest do Głodnianina. Nie odnaleziono jednak Faxola. Wraz z ostatnim trupem, który dotknął podłoża, JTTS i Risen zaczęli organizować sprzątanie. Gdzieś w tej zawierusze Emdegger odnalazł Artura21, który ze znudzeniem kopał oderwaną głowę wandala.

Hmm, nudzisz się? – spytał Emdegger.
Ech, nie schwytaliśmy Faxola – mruknął Artur. – Wciąż musimy mieć się na baczności.

Historyk westchnął i spojrzał na przybudówkę, która stała sobie samotna, nietknięta dłonią Głodnian.

Co to za przybudówka? – spytał Emdegger.
Przybudówka? – Artur jakby się ożywił. – Faktycznie, zapomniałem na śmierć! To miejsce Demotywacyjnego Klubu Czystości.
Nazwa pochodzi od...?
Od Mydełka... albo po prostu nie chcą sobie brudzić nami rąk – powiedział Artur21. – Działa tam Hikko, Tyom–Pod, Don Rabbino...
Don Rabbino... Chyba wiem kto za tym stoi – rzekł Emdegger i wyciągnął krótkofalówkę; – Uwaga, Dziabąg, Grzeeesiek, potrzebuję samolotów i buldożerów. Wielu buldożerów.


Mydełko patrzył przez okno, jak ustawiają się do rozwiązania kwestii Klubu. Odwrócił się i powiedział;

Kurwa, te zjeby próbują nas rozjebać!
Mydełko, mówiłem, że jeśli jeszcze raz użyjesz wulgaryzmu, to wytnę ci język – skarcił go Don Robbino.
Sorry, szefie.

Mysior o mało nie zwariował. Biegał i tarzał się po podłodze jak kocica z chcicą. Zepsuł swój cały strój króliczka playboya. Wreszcie wrzasnął;

Umrzemy dziewicami!

Wszyscy spojrzeli po sobie z przerażeniem. Zapadło niezręczne milczenie, które wreszcie przerwał Hikko;

To może... zgwałćmy kogoś? – zaproponował.

Do sali wpadł Faxol z twarzą wykrzywioną wściekłością.

I co?! Już nie walczycie?! Jesteście słabi...
Dobrze, zgwałćmy jego – zaproponował Don Rabbino wskazując palcem Faxola.

Klubowicze nie powiedzieli nic więcej. Przeszli do czynów. Przerażona twarz Faxola jedynie ich nakręcała.


Nauczyciele i uczniowie zebrali się przed budynkiem, aby obserwować ostateczne rozwiązanie sprawy sabotażystów. Emdegger stanął w rozkroku i chwycił za mikrofalówkę. Po chwili zastanowienia, która trwała jakby wieczność, krzyknął do słuchawki;

Tora! Tora! Tora!

Uczniowie rozglądali się w poszukiwaniu buldożerów, ale nie ten sposób przewidzieli nauczyciele. Nad przybudówką przeleciały samoloty, które zrzuciły kilkanaście buldożerów na budynek. Wszystkie pojazdy wylądowały perfekcyjnie miażdżąc miejsce i do tego wgniatając parę metrów w dół. Rozległy się oklaski. Risen przystanął i westchnął;

A to wszystko dzięki mnie – oznajmił z dumą.
Przepraszam, ale to my wszyscy ich pokonaliśmy – wyrwało się komuś z tłumu.

Katecheta spojrzał na resztę i rzekł z gniewem;

Mam dość waszych ataków i niewdzięczności!

Rzucił habit i odszedł w stronę zachodzącego Słońca. Następnego dnia nie pojawił się w szkole. ZentroXenon radośnie zaczął skakać po buldożerach.

Czwartek 2: Performance[edytuj • edytuj kod]

Tego dnia lekcje miały zostać zawieszone. W tym dniu ludzie mieli poznać nowego dyrektora i wicedyrektora, którzy od tej pory mieli sprawować władzę w szkole. Tłumy spływały do głównej auli, gdzie na środku stali nauczyciele. Rozłożone były również parawany, gdzie do występu przygotowywali się aktorzy Goszy i teatru Terrapodiana, Świt Totalnej Amatorszczyzny (ŚwiTA). Po środku ustawiono tron dla przyszłego dyrektora. Pierwsza przemowa należała do Holly. Stanęła na środku, odkaszlnęła i zaczęła;

Kochane pysie! Ten tydzień był trudny, ale wszystkim wam udało się go przetrwać. Dziękuję za cały trud, który wnieśliście w ukazanie jak najlepszego wizerunku waszej szkoły. Jesteście zajebiści! – tutaj wskazała kciuk w górze. – Jesteście tak zajebiści, że gdyby przyszedł tutaj Terry Pratchett, to powiedziałby, że jesteście najzajebistszymi ludźmi na świecie. Tak zajebiście, że gdy archeolodzy odkryją zaginioną piramidę w Egipcie, to będą tam hieroglify mówiące o waszej zajebistości. Kłaniam się waszej zajebistości. Fajnie z wami pracować. No, z prawie wszystkimi, ale nie rozdrabniajmy się. Oddaję głos Jeremiaszowi.

Dygnęła grzecznie i usiadła na swoim foteliku przy scenie. Do mikrofonu podszedł Jeremiasz.

No, ja wiele już nie dodam. Zaraz pewnie powiem, kto jest nowym wicedyrektorem i dyrektorem, oraz pójdę grać w musicalu. Najpierw parę słów. Wiropłuchy. Elektrokapuściochy. Czarlumanie. Przyczochranie. Świniokabzia. Dziękuję.

Rozległy się głośne oklaski, a najgłośniej klaskał Trojanin oraz wrogowie Jaszczuroludzi, którzy nosili specjalne czapeczki do ochrony przed falami z piątej gęstości. Do końca nie przyzwyczaili się do przegranej, ale to już miejsce na inną historię. Tymczasem roznegliżowana uczennica podała Jeremiaszowi zalakowane koperty. Kurator odczytał pierwszą;

Nowym wicedyrektorem będzie... – odgłos werbli. – Facet Z Rulonem!

Oklaski. Zawstydzony mężczyzna wkroczył na scenę. Miał na sobie lateksowe ubranie i pejcz w dłoni. Pracownik ministerstwa otworzył drugą kopertę.

Nowy dyrektor to... – werble – MARYSKAA!

Oklaski i okrzyki radości o mało nie rozerwały sali. Bot z tępym wyrazem twarzy usiadł na tronie. To był ładny bot. Były prymus szkoły – AleftU ją stworzył. Jeremiasz zwrócił się do niej;

Tradycja podaje, że dyrektor-elekt powinien na uroczystej gali wydać pierwsze polecenie – mówił. – Jakie będzie pani, Maryskaa?

Po chwili milczenia botka wypowiedziała;

Seks jest zdrowy!

Znowu wybuchły oklaski. Do mikrofonu podszedł Gosza2, który zawstydzony powiedział;

A teraz... eee... musical mojego autorstwa... ze scenariuszem Terrapodiana... choreografia Okularnicy... kostiumy i scenografia Daga van der Mayer. Dziękuję.

I zasiadł do fortepianu.


Światła zgasły. Spokojna muzyka rozległa się w tle. Na scenę weszła Argh! Strumień z reflektora oświetlił i ukazał ją ubraną jak Lady Gaga podczas ostatniego odbierania nagród.

Płacz za mną rzeko, tęsknijcie lasy zielone – śpiewała.

Wszyscy zaczęli wczuwać się w łagodny ton tego musicalu. I wtedy uderzyły gitary Metallheada i Poc Vocema. Teraz i Jeremy Kowalsky dołączył do wokalnego duetu.

Drżyjcie przed ciemną siłą egzystencjalistów, wybijcie zęby losu – kontynuowała ostrzej Argh.
Pochlastajcie się wszyscy fani filmów z Johnnym Deppem – śpiewał Jeremy.

W tle wyskoczył John Avery, Roody Alien i Emdegger tańcząc razem w tradycyjnym, kaukaskim stylu. Tuż nad nimi wypłynęli na sztucznej łodzi Jasnowidzka i Po_Dziabągu przystrojeni jak bohaterowie z sag nordyckich. Argh i Jeremy śpiewali razem, powoli obrażając cały świat filmowy z Hollywood. W momencie, gdy uznali Woody'ego Allena za starego mrówkojada, na scenę wyszedł OlaHughson przebrany za żyrafę i Artur21 w stroju Freddy'ego Krugera.

Widzicie, jestem żyrafą! – wrzasnął rozdzierająco Ola.

Chwycił za gitarę basową i szarpnął za strunę A1.


Świat eksplodował na tysiące kawałków.


Ale w pustce kosmosu nie było słychać wybuchu.



Cienisty Antygrom mknął przez przestrzeń. Argh obudziła się spocona. Spojrzała na resztę spokojnie drzemiącej załogi. Tak, to musiał być zły sen. Znów zasnęła, tym razem już głęboko. Tylko zły sen...


Napisy końcowe[edytuj • edytuj kod]

Reżyseria i scenariusz: Ziemowit Podiańczyk
Muzyka i efekty dźwiękowe: DJ Żuj-Gumi i Hans Zimmerman
Produkcja i efekty specjalne: George Lucas Zdjęcia: Quentin Tarantino
Montaż: Martin Scorsese

Wystąpili (niestety człowiek odpowiedzialny za kadry zawalił i nie widział na oczy pierwowzorów);


  • Adam Sandler jako Andrzej19
  • Al Pacino – Del_Pacino
  • Angelina Jolie – Argh!
  • Ben Stiller – Fan Zarąbistej NonGry
  • Borys Szyc – Milya0
  • Brad Pitt – Jurek10
  • Bruce Willis – Vae
  • Charlize Theron – Szoferka (na portrecie)
  • Christian Bale – Exe19
  • Clint Eastwood – Kadrian
  • Colin Firth – Mydełko
  • Daniel Radcliffe – Jabol
  • Ewan MacGregor – Głodnianie
  • Gary Oldman – Towarzysz Alchemik
  • George Clooney – Grzeeesiek
  • Gerard Butler – Marian88
  • Harrison Ford – Metallhead
  • Helena Bonham Carter – Jasnowidzka
  • Hugh Grant – Count Wasilij
  • Hugh Jackman – Poc Vocem
  • Hugh Laurie – Ciemnowidz
  • Jack Nicholson – John Avery
  • Jake Gyllenhaal – LajonSZ
  • Jared Leto – dwarfarcher
  • Jason Statham – Po_Dziabągu
  • Jean Reno – marcimon2
  • Jerzy Stuhr – Ola Hughson
  • Jim Carrey – ZentroXenon
  • John Cleese – Emdegger
  • John Travolta – Deux69
  • Johnny Depp – Gosza 2
  • Jude Law – Michalwadas
  • Julia Roberts – Maryskaa
  • Kate Winslet – Holly Blue
  • Keanu Reeves – Trojanin
  • Keira Knightley – Anarchistka
  • Kevin Spacey – Faxol
  • Leonardo DiCaprio – Risen911
  • Liam Nesson – Roody Alien
  • Mark Hamill – Triluch
  • Matt Damon – zwłoki Placola
  • Mel Gibson – freeqstyler
  • Monica Belucci – Hikko
  • Morgan Freeman – JTTS
  • Natalie Portman – Daga van Der Mayer
  • Nicolas Cage – FacetZRulonem
  • Orlando Bloom – Supro
  • Penelope Cruz – Okularnica
  • Ralph Fiennes – Nod32
  • Robert De Niro – Wrzodek
  • Robert Pattison – Mysior
  • Robin Williams – Don Rabbino
  • Russell Crowe – DomQ
  • Sandra Bullock – Maasdamer
  • Sean Connery – Jeremy Kowalsky
  • Tom Cruise – Lw1995
  • Tom Hanks – Terrapodian
  • Viggo Mortensen – Artur21
  • Vin Diesel – Tyom-Pod
  • Woody Allen – Joker
  • i inni niewymienieni.

Zobacz też[edytuj • edytuj kod]