Dyskusja użytkownika:Wilqw3/Przydatne: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
(:>)
 
M („Dyskusja użytkownika:Mar98ek/Przydatne” przeniesiono do „Dyskusja użytkownika:Wilqw3/Przydatne” nad przekierowaniem)
 
(Nie pokazano 3 wersji utworzonych przez 3 użytkowników)
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 23:49, 24 paź 2010

Przygody Słonia Bambo 2 [by Wilkuś lat 9]

R.1 Kość słoniowa
Brdzęk! Pręk!
- Pękło! - Krzyknął Kolik.
- Niech to. Kiedy skończymy tą kuszę? - Zdenerwowałem się. - Ale co pękło?
- A! Szkoda gadać! Pękła sprężyna!
- Jacie! To była ostatnia sprężyna. Musimy zdobyć kość słoniową! - Pobiegliśmy razem z Kolikiem do mojego domu. W domu była moja matka, matka Kolika, matka Maliego i Malie. Po dłuuuugich powitaniach poszliśmy we trójkę na cmentarzysko słoni.
- Kiedy wy sobie dacie spokój z tą kuszą? - Zapytał głupio Malie.
- Jak skończymy! Wrzasnął Kolik. Na cmentarzu odwiedziliśmy grób Szymona, i poszliśmy szukać.
- Mam! - krzyknąłem podnosząc do góry zdobycz. Nagle szkielet jednego potężnego mamuta utworzył żywego mamuta z samych kości.
- Zdrajcoooo!!! - krzyknął do mnie. Ja zdrajcą? - pomyślałem.
- Jak i co zdradziłem! - Odważyłem się krzyknąć. Mamut nie odpowiedział tylko zaatakował.

R.2 Grom z jasnego nieba
Uciekaliśmy dosyć długo. Byłem głodny i zmęczony, zresztą tak jak Kolik i Malie. Biegłem ile sił, aż wyprzedziłem Maliego. Biegłem, aż zauważyłem malutki konar wystający z ziemi. Przeskoczyłem go, ale Kolik który był ostatni, nie! Koala wywrócił się z hukiem, a mamut który był 1m od niego już szybował pięść aby zgnieść naszego kumpla. Pięść mamuta a w dodatku 80razy większego ode mnie mamuta była 3metry nad nieprzytomnym Kolikiem. I nagle pojawił się potężny piorun. Popatrzyłem w niebo któro było zupełnie bez chmurne. Przeciez to grom z jasnego nieba! (Zapomniałem powiedzieć, że wg legędy to zjawisko oznacza cud.) Małe bialutkie tornado porwało Kolika i położyło go już przytomnego obok nas. To białe coś zniszczyło mamuta z kości w mgnieniu oka. Tornado zaminieło się w anioła o wyglądzie małpy.
- Mówiłem, że was odwiedze! - Powiedział anioł.
- Szymon! - Krzyknęliśmy w trójkę. Anioł-Szymon wylądował na ziemi i tu przemienił się w szympansa.

R.3 Lalalowcy powrócili
Wszyscy w dżungli wiedzieli o Szymonie. Wszyscy w czwórkę chodziliśmy patrzeć na ryby w wodzie. Właśnie kiedy nastąpiła 2-ga rocznica powrotu Szymona, nad dżunglą pojawiło się lalalowskie UFO, któro wylądowało obok nas. Jako pierwszy wyszedł król a później potężna armia. Król Lalalowców popatrzył na mnie.
- Ty być mój więzień!
- Lalalelilolu... - zaczął Lalalowiec z armii, ale nie dokończył bo król wypalił mu dziurę w brzuchu na pomocą dziwnie wyglądającej broni. Król odwrócił się w stronę niewoszczyka i powiedział
- Ty mnie nie denerwować! - Potem odwrócił się w naszą stronę i krzyknął
- Ataaaak! - Jednak nic się nie działo. - Ja powiedzieć atak! - Powtórzył król. Jednak lalalowska armia nie ruszyła do ataku, bo wszyscy byli bardzo zajęci grą w pokera.
- Ja już pujdę! - Krzyknąłem a Kolik, Maile i Szymon tak jak ja szli coraz szybszym krokiem. Wróciliśmy do miasta i powiedzieliśmy wszystko policji.

R.4 Imperium Lalalowców
Niemal pół miasta zeszło się na miejsce, gdzie wylądowało ufo a teraz stoi wielki, wieelki... zamek? Policjant podszedł do wielkich wrot i wszedł.
- Aaaaaighdlpl! - Krzyknął. Wszyscy zasłonili się rękami na widok posiatkowanego gliniarza. Na szczęście on niemiał rodziny, bo taki mamy przepis, że gliniarze nie mogą brać ślubu. (...) Ani się nie obejrzałem, az mną stoją setki fotoreporterów którzy rzucili się na mnie jakbym był miliardem dolarów.
- Kto wyszedł z UFO?
- Jak to lub ten ktoś wyglądał?
- Czy przestraszyłeś się?
- Jak uciekłeś ze szponów tego potwora?
- Czy ten potwór miał skrzydła?
Rzuciłem się do ucieczki jak jakiś dzikus który myśli, że kamera i notes to jakiś tyranozaur albo co?...

R.5 Znowu
Dzisiejsza noc wydawała mi się piekielnie długa. Nie zasnąłem ani razu, a rano wcale nie byłem śpiący. Wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza na dwór, a gdy tylko otworzyłem bramę kamienicy oślepiający blask odrzucił mnie w tył. Po ponownym otworzeniu oczu ujrzałem potężne czerwone drzewo z czerwonymi liśćmi i czerwonymi kwiatkami. Czerwony? Znowu!? Po pewnym czasie drzewo odsłoniło korą swoje oczy, pokazało mi zeza i ponownie zasłoniło oczy. Nagle wszystkie liście, kwiatki, kawałki kory i oczy drzewa zamieniło się w malutkie czerwone tornado. Oczy drzewa stały stały nieruchomo i patrzyły się na mnie. Nagle dostrzegłem w nich obraz lalalowskiego któla który odwrócił się po mnie i powiedział:
- Ja już konstruować broń masowe rażenie i za 25 tyg. zniszczyć dżungla i ciebie! - Czerwone drzewo i tornado zniknęło. Bez wachania powiedziałem to kumplom.

R.6 Tygrys Erik
Ja, Szymon, Kolik i Malie z wiedzą wszystkich o naszej robocie (o rozprawieniu się z królem Lalalowców) szliśmy przed siebie, aż dojdziemy do wielkiego zamku. Po drodze spotkaliśmy rannego tygrysa.
- Malie! Daj apteczkę! - Krzyknąłem i podbiegłem do na wpół nieżywego tygrysa. Odwróciłem biedaka na drugi bok.
- Łojeeezuu! - Krzyknął z bólu. Noga przebita na wylot 10cm-owym gwoździem musi boleć!
- Słuchajcie! Ktoś musi wyjąć gwóźdź za jednym pociągnięciem i równo! Mósi to zrobić ktoś kto ma sprawne ręce! - Ja bardzo dobrze czuje się w roli przywódcy. Wystąpił naprzód Szymon i powiedział:
- Zapisałem się w niebie na kung-fu i mam sprawne ręce. Podszedł do tygrysa i jednym szybkim ruchem wyciągnął gwóźdź. Po dniu tygrys był w dobrej formie chociaż bardzo utykał.
- Jak się nazywasz? - Zaczęliśmy z nim rozmawiać.
- Erik.
- Gdzie twoi rodzice?
- Co to jest rodzice? - Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem i współczuciem. (...) Gdy już wszystko się ułożyło, Erik wyzdrowiał i dowiedział się o naszym planie postanowiliśmy, że w naszej grupie przyda się tygrys.

R.7 Spryciarz
Erik jest miłym kolegą, ale niewiedzieliśmy, że aż takim sprytnym. Przekonaliśmy się o tym, gdy byliśmy koło zamku.
- Drzwiami napewno nie wejdziemy. - Powiedziałem.
- A niby jak? - Powiedział Erik i bez wachania podszedł do wrot i otworzył je.
- Kto ma lusterko?! - Krzyknął.
- Lusterko? - Krzyknęliśmy we trójkę podchodząc do Erika stojącego przed czerwonym laserem.
- Tak! Jeśli wejdziemy w laser posiatkuje nas! Ale możemy odbić laser lusterkiem. - Malie wyciągnął apteczkę i wyjął lusterko.
- Dzięki. - Weszliśmy do środka. Zobaczyliśmy 16 drzwi.
- Co teraz Anchshtin'ie? - Zapytał Kolik.
- Jedne z tych drzwi mószą się wyróżniać. - Erik przeszedł do 1-szych, 2-ich, 3-ich, 4-ych...
- To te! - Krzyknął gdy był prze szesntastych drzwiach. I faktycznie. Te drzwi okazały się prawidłowe.

R.8 Grzanki
Nagle zrobiło się strasznie gorąco. Nie zwracaliśmy na to uwagi. Po paru minutach zaczęło to nas denerwować.
- Zaraz zaminimy się w grzanki! - Krzyknąłem.
- Spyciarz! Co teraz powiesz? - Zapytał Szymon.
- Nooo..... cóż. - Mówił Erik - Wiem! Mósimy czekać, aż się usmażymy.
- Nie ma innej możliwośći? - Zapytał przestraszony Kolik. Erik myślał.
- Myśl szybciej! - Pogianiał go Malie. Nagle ściane rozwało coś..coś.. nieokreślonego! Miało 6 rogów, 6 rąk, 6 szybko pulsujących mięśni, i oczywiście kropkę na brzuchu.
- Coooo tooo jeeeeest?! - Wrzasnął Erik. Wytłumaczyliśmy Erikowi co i jak. To coś lało lawą z pyska. Zaśmiałem się: "szkoda, że nie ma pomarańcz". Już kiedyś mówiłem, że Malie jest bardzo spotrzegawczy.
- Ta lawa jest jakaś dziwna. - Powiedział Malie wyciągając patyk do usztywniania złamanych kości z apteczki. Rzucił. Patyk bez problemu przeleciał na drugą stronę. Popatrzyliśmy na siebie kpiąco i żuciliśmy się na potwora.

R.9 Zmiana klimatu
Jest tak jak dawniej. Potwory robią się białe a potem niewidzialne, a po zniszczeniu zostawiają kartkę. Ten potworek zostawił nam kartkę z napisem "Zmiana klimatu". Wszystko do okoła zamieniło się w lód i było piekielnie zimno.
- No ładnie! Najpierw mało nieskończyliśmy jako grzanki a teraz skończymy jako mrożonki. - Gadał Kolik.
- Nie gadaj, tylko czekaj na kolejnego dziwoląga. - Zwróciłem mu uwagę.
- M.m... - "mymał" przeczącym głosem Erik - Błąd! - Dokończył otwierając jakąś klapę wystającą zza lodu-widmo. Weszliśmy na drabinkę ponieżej klapy. Ujżerliśmy dwa korytarze.
- Rozdzielamy się. - Krzyknąłem - Ja i Erik idziemy prosto; Malie, Kolik i Szymon w lewo.(...) Ja i Erik dotarliśmy na koniec korytarza.
- Ślepy zauek - Powiedzieliśmy. Nagle rozległ się huk spadających krat i zostaliśmy uwięzieni w małym kawałku zaułka drogi.
- No pięknie. (...)
Tym czasem u Szymona, Kolika i Maliego było wesoło; opowiadali sobie kawały.

R.10 Błona prędkościowa
Ja i Erik siedzieliśmy za kratami. Erik podszedł do krat, doktnął ją.
- Czy wiesz co to jest błona prędkościowa? - Zapytał.
- Nie. - Odpowiedziałem.
- Te kraty są takie! - Krzyknął Erik. - Błonę można przebić prędkością! - Krzyczał dalej. Nabrałem siły, rozpędziłem i błyskawicznie udeżyłem w kraty. Znalazłem się po drugiej stronie.
- Wyłaź Erik. - Powiedziałem. Poszliśmy tam gdzie Szymon, Kolik i Malie (...)
Kiedy Szymon opowiadał kolejny kawał usłyszeli też huk spadających krat. Zamknęło ich po 2-óch stronach (...) Szliśmy prosto. Potem w lewo i prosto. Nagle usłyszeliśmy Szymona, Kolika i Maliego za kratami. Nabrałem mocy, rozpędziłem się i przebiłem obydwie kraty. Potem szliśmy razem.

R.11 Podwodna misja cz.1
Wszystko zamieniło się w wodę, a tak włąściwie znaleźliśmy na plaży nad morzem.
- Co teraz? - Pytał Kolik.
- Chodźcie! - Padła "odpowiedź" Erika. Ujrzeliśmy czerwoną motorówkę.
- Wchodzimy! - Powiedziałem.
- Naaapraaaaaawdę? - Przeciągnął Kolik przestraszonym głosem.
- Naaapraaaaaawdę. - Odpowiedział złośliwie Szymon.(...)
Gdy byliśmy na morzu, z wody wyłoniło się coś potężnego.
- Łał! - Krzyczeliśmy wszyscy, jednak zaraz nie było nam do śmiechu. Ten potęrzny robal morski wyglądał:
niebieski kolor
wąsy takie jak sum
potężny gruby ogon
i jakaś nowość; kropka na czole.
- Jak to pokonać? - Myślałem, gdy nagle..

R.12 Podwodna misja cz.2
Poczułem na sobie coś oślizgłego i śmierdzoncego. Nagle usniosłem się razem z tym czymś. Wtedy wiedziałem gdzie jestem.
- Nieeee! - Krzyczałem gdy byłem w paszczy potwora. - Co za smród! - Myślałem. - Może lepiej pomyśleć jak się z tąd wydostać a nie co tak śmierdzi. - Myślałem. Nagle poczułem, że spadam. - Jachuuu! - Było nawet fajnie - Ślizgawka! - Na chwilę zapomniałem gdzie jestem. Byłem w żołądku potwora gdy usłyszałem łkanie. Przechodziłem przez ciemne korytarze, kierowałem się w stronę łkania. Dotarłem, tu było jasno... Mały drewniany chłopczyk oparty o mniejwięcej 25letniego, dobrze zbudowanego męszczyznę gorzko łkał.
- Ty, Pinokio! - Krzyknąłem.
- Masz coś do mojego syna? - Powiedział męszczyzna wyciągając karabin maszynowy.
- Gepetto nie denerwuj się, ja tylko... - moją mowę przerwał strzał z maszynów. Naboje trafiły w ścianę żołądka potwora. Potwór zaczą gwałtownie się rzucać, aż znalazłem się... Hura! Wydostałem się z potwora!

R.13 Podwodna misja cz.3
- Bambo? - Krzyknął Kolik na mój widok.
- Nie, Adam Małysz! - Odkrzyknąłem, dostałem się na motorówkę. Robal morski łkał... ginął... zginął.
- Co mu się stało? - Pytali kumple.
- Dostał z karabinka i się schlastał...
- Przecież nie masz karabinu.
- Ja nie ale Gepetto tak!
- Gepetto? - Chłopaki rozśmiali się wciąż powtarzając "Gepetto"...

R.14 Gepetto atakuje
- ...naboje gwizdnęły mi koło ucha... trafiły w ściany żołądka i tyle... Opowiadałem kumplom swoją historię. Nagle z wody wyłonił się Gepetto i Pinokio.
- Zaraz.. - Przerwał Kolik - Ta bajka to Przygody Słonia Bambo a nie Pinokio!!!
- Cicho. - Odpowiedział Erik.
- Co cicho!? Jakie cicho?! Zaraz będziemy w bajce "dziewczynka z miotaczem ognia" później "męczarnia pana Kleksa" potem "przeminęło z tajfunem" a na 50m przed końcem w "mrówki ninja".
- On ma racje.. Wracamy, to zły teren. Wróciliśmy i nagle ujrzeliśmy wielką czerwoną bramę.

R.15 Ostatnie starcie
Otworzyliśmy bramę. Usłyszałem odliczanie: 300, 299, 298, 297... Nagle wszyscy rypneliśmy na ziemie. Ujrzeliśmy króla Lalalowców i potężne działo kierowane w stronę dżungli.
- Kogo my tu mieć? - Krzyknął król - Za 260 sekund dżungla być pył... patrzcie tylko...
- Ty draniu! - W piątke rzuciliśmy się na króla. Ciach trach!!! Kładł nas wszystkich jedną ręką. 100, 99, 98. Czasu coraz mniej. Rzuciłem się na króla, próbowałem uderzyć go moim lewym sierpowym... Trafiłem, prałem się ile wlezie... 10, 9, 8, 7. Rzuciłem się w stronę wyłącznika działa. Król był ode mnie szybszy. Nie zdążyłem, podstawił mi chaka. 3, 2, 1. Zacisnąłem zęby.
- System wyłączony.
- Co!? - Krzyknąłem.
- Co!? - Krzyknął król.
- Ha, ma się tego cela! - Powiedział Kolik trzymając w ręce naszą kuszę. - Żegnaj królu. - Kolik strzelił w stronę króla. Po wszystkim. Drugie zadanie wykonane.

[tu znajdował się jeszcze jeden rozdział, który cały skreśliłem. Hm. Wie ktoś, ile może dać Disney za jeden scenariusz?]