Nonźródła:Baśń o trzech braciach i królewnie: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
M
M (Wycofano ostatnie edycje autorstwa 45.158.109.70; przywrócono ostatnią wersję autorstwa PajakNietoperz.)
Znacznik: rewert
 
(Nie pokazano 21 wersji utworzonych przez 18 użytkowników)
Linia 1: Linia 1:
{{Dla dorosłych}}
{{Dla dorosłych}}
{{Wulgaryzmy}}
{{Wulgaryzmy}}
'''Baśń o trzech braciach i królewnie'''
'''Baśń o trzech [[brat|braciach]] i królewnie'''


<code>
<i><poem>
Mrok wieczorny, babcia siwa<br>
Mrok wieczorny, babcia siwa
Przy kominku głową kiwa.<br>
przy kominku głową kiwa.
Nos jak haczyk, okulary,<br>
Nos jak haczyk, okulary,
Coś pierdoli babsztyl stary.<br>
coś pierdoli babsztyl stary.
Snuje bajdy niestworzone<br>
Snuje bajdy niestworzone
O królewnie Pizdolonie,<br>
o królewnie Pizdolonie,
O trzech braciach, jak niewielu,<br>
o trzech braciach, jak niewielu,
O matuli ich z burdelu<br>
o matuli ich z burdelu
Opowiada stare dzieje,<br>
opowiada stare dzieje,
A na dworze wicher wieje.<br>
a na dworze wicher wieje.
Siądźcie społem panny, smyki,<br>
Siądźcie społem panny, smyki,
Młodojebce, stare pryki,<br>
młodojebce, stare pryki,
I nastawcie dobrze uszy,<br>
i nastawcie dobrze uszy,
Choć na polu śnieżek prószy.<br>
choć na polu śnieżek prószy.
W domu ciepło i wygodnie,<br>
W domu ciepło i wygodnie,
Zostaw pan w spokoju spodnie,<br>
zostaw pan w spokoju spodnie,
Bo się wnet zawoła mamy.<br>
bo się wnet zawoła mamy.
Cyt, uwaga, zaczynamy.<br>
Cyt, uwaga, zaczynamy.
Za lasami, za górami,<br>
Za lasami, za górami,
Za morzami, za rzekami,<br>
za morzami, za rzekami,
Żył przed bardzo wielu laty<br>
żył przed bardzo wielu laty
Król potężny i bogaty.<br>
król potężny i bogaty.
Dobrotliwy, szczodrobliwy,<br>
Dobrotliwy, szczodrobliwy,
Lecz niezmiernie rozżalony,<br>
lecz niezmiernie rozżalony,
Z racji córki Pizdolony,<br>
z racji córki Pizdolony,
Która chociaż dobra, miła,<br>
która chociaż dobra, miła,
Niepomiernie się kurwiła,<br>
niepomiernie się kurwiła,
A dawała bez wyboru:<br>
a dawała bez wyboru:
I rycerzom, panom dworu<br>
i rycerzom, panom dworu
I kucharzom, i stolarzom,<br>
i kucharzom, i stolarzom,
Czasem nawet i malarzom.<br>
czasem nawet i malarzom.
Na leżąco, na stojaka,
W każdej chwili, w każdym czasie<br>
W dupę, w cycki i na raka.
Wciąż myślała o kutasie.<br>
Czy na dworze, czy w salonie,
Próżno mówił jej król stary,<br>
Czy w klozecie, czy na tronie,
Że we wszystkim trzeba miary,<br>
W każdej chwili, w każdym czasie
Nie wypada bowiem pannie<br>
wciąż myślała o kutasie.
Tak się dupcyć nieustannie.<br>
Próżno mówił jej król stary,
Na nic się to wszystko zdało,<br>
że we wszystkim trzeba miary,
Bo królewnie wciąż za mało.<br>
Nie wypada bowiem pannie
Wszyscy byli wyjebani.<br>
tak się dupczyć nieustannie.
Nawet księża-kapelani.<br>
Na nic się to wszystko zdało,
Raz ją tak swędziała dupa<br>
bo królewnie wciąż za mało.
Że zgwałciła i biskupa,<br>
Wszyscy byli wyjebani.
A że ten ją zerżnął marnie,<br>
Nawet księża-kapelani.
Poszła dawać pod latarnie<br>
Raz ją tak swędziała dupa,
Aż z burdeli wszystkich w mieście<br>
że zgwałciła i biskupa,
Do samego króla wreszcie<br>
a że ten ją zerżnął marnie,
Od kurewskiej całej nacji<br>
poszła dawać pod latarnie.
Przyszły kurwy w delegacji.<br>
Aż z burdeli wszystkich w mieście
Ta najbardziej rozjebana,<br>
do samego króla wreszcie
Padłszy przed nim na kolana,<br>
od kurewskiej całej nacji
Z trudem wielkim tłumiąc łkanie<br>
przyszły kurwy w delegacji.
Rzecze: "Królu nasz i Panie,<br>
Ta najbardziej rozjebana,
Ty panując od lat wielu<br>
padłszy przed nim na kolana,
Byłeś ojcem dla burdelu.<br>
z trudem wielkim tłumiąc łkanie
Upadają obyczaje,<br>
rzecze: „Królu nasz i Panie,
Twoja córka dupy daje<br>
ty panując od lat wielu
Na ulicy, bez pieniędzy,<br>
byłeś ojcem dla burdelu.
Przez co wpycha nas do nędzy.<br>
Upadają obyczaje,
Nikt nas dziś już nie pierdoli,<br>
twoja córka dupy daje
Bo darmochę każdy woli"<br>
na ulicy, bez pieniędzy,
Król, na łzy kurewskie czuły,<br>
przez co wpycha nas do nędzy.
Kazał dać ze swej szkatuły<br>
Nikt nas dziś już nie pierdoli,
Każdej kurwie po dukacie,<br>
bo darmochę każdy woli”.
Po czym zamknął się w komnacie<br>
Król, na łzy kurewskie czuły,
I tam siedział przez dzień cały,<br>
kazał dać ze swej szkatuły
Aż mu jaja posiwiały.<br>
każdej kurwie po dukacie,
Król choć płakał ze zmartwienia,<br>
po czym zamknął się w komnacie.
Zamknął córkę do więzienia<br>
I tam siedział przez dzień cały,
By się więcej nie puszczała.<br>
aż mu jaja posiwiały.
Tam codziennie dostawała,<br>
Król choć płakał ze zmartwienia,
Prócz świetnego utrzymania<br>
zamknął córkę do więzienia,
Tysiąc świec do brandzlowania,<br>
by się więcej nie puszczała.
Wazeliny beczkę całą,<br>
Tam codziennie dostawała,
Lecz jej ciągle było mało.<br>
prócz świetnego utrzymania,
Ciągle płacze, ciągle krzyczy:<br>
tysiąc świec do brandzlowania,
"To za mało dla mej piczy".<br>
wazeliny beczkę całą,
W nocy zaś przywołał swego<br>
lecz jej ciągle było mało.
Astrologa nadwornego,<br>
Ciągle płacze, ciągle krzyczy:
By ten, patrząc w gwiezdne szlaki<br>
„To za mało dla mej piczy”.
Znalazł wreszcie sposób jaki,<br>
W nocy zaś przywołał swego
By królewnę można było,<br>
astrologa nadwornego,
Dobrowolnie, czy tez siła,<br>
by ten, patrząc w gwiezdne szlaki
Wrócić znów do cnoty granic,<br>
znalazł wreszcie sposób jaki,
Lub gdy to się nie zda na nic<br>
by królewnę można było,
Niech przynajmniej w swojej sferze<br>
dobrowolnie, czy tez siłą,
Obłapników sobie bierze.<br>
wrócić znów do cnoty granic,
Więc astrolog, wziąwszy lupę,<br>
lub gdy to się nie zda na nic,
Zajrzał raz królewnie w dupę,<br>
niech przynajmniej w swojej sferze
Wielkim cyrklem pizdę zmierzył,<br>
obłapników sobie bierze.
Po czym zamknął się na wieży.<br>
Więc astrolog, wziąwszy lupę,
Tak był w pracy pogrążony,<br>
zajrzał raz królewnie w dupę,
Taki przy tym roztargniony,<br>
wielkim cyrklem pizdę zmierzył,
Że szukając gwiazd na niebie<br>
po czym zamknął się w swej wieży.
W roztargnieniu srał pod siebie.<br>
Tak był w pracy pogrążony,
Kręcił, wiercił teleskopem,<br>
taki przy tym roztargniony,
W końcu wrócił z horoskopem.<br>
że szukając gwiazd na niebie
I rzekł: "Smutną wieść niestety<br>
w roztargnieniu srał pod siebie.
Objawiły mi planety<br>
Kręcił, wiercił teleskopem,
Że królewny nic nie wstrzyma,<br>
w końcu wrócił z horoskopem.
Na jej szał lekarstwa ni ma,<br>
I rzekł: „Smutną wieść niestety
Chyba, że się znajdzie jaki,<br>
objawiły mi planety,
Tęgi jebak nad jebaki,<br>
że królewny nic nie wstrzyma,
Który tak ją zerznie pięknie,<br>
na jej szał lekarstwa ni ma,
Że królewnie pizda pęknie,<br>
Na kawały się rozwali,<br>
chyba, że się znajdzie jaki,
tęgi jebak nad jebaki,
Żywym ogniem się zapali.<br>
który tak ją zerznie pięknie,
Wówczas będzie Pizdolona<br>
że królewnie pizda pęknie,
Z czaru swego wyzwolona<br>
na kawały się rozwali,
I stanie się znów prawiczką<br>
żywym ogniem się zapali.
Z malusieńką, ciasną piczką".<br>
Wówczas będzie Pizdolona
Wszystkim było ogłoszone,<br>
z czaru swego wyzwolona
Że kto zbawi Pizdolonę,<br>
i znów stanie się prawiczką
Ten otrzyma za podziękę<br>
z malusieńką, ciasną piczką”.
Pół królestwa i jej rękę.<br>
Wszystkim było ogłoszone,
Więc zjeżdżają się jebacze,<br>
że kto zbawi Pizdolonę,
Czarodzieje, zaklinacze,<br>
ten otrzyma za podziękę
Rycerze i królewicze,<br>
pół królestwa i jej rękę.
By królewnie zerżnąć piczę.<br>
Więc zjeżdżają się jebacze,
Każdy sił swych próbuje<br>
czarodzieje, zaklinacze,
I choć tęgie mieli huje,<br>
rycerze i królewicze,
Na nic się to wszystko zdało,<br>
by królewnie zerżnąć piczę.
Bo jej ciągle było mało.<br>
Każdy sił swych próbuje
A tymczasem heroldowie<br>
i choć tęgie mieli chuje,
W całym kraju w piśmie, w mowie<br>
na nic się to wszystko zdało,
Wieści dziwne rozgłaszali<br>
bo jej ciągle było mało.
Coraz dalej, dalej, dalej.<br>
A tymczasem heroldowie
Aż dotarły hen, daleko<br>
w całym kraju w piśmie, w mowie
Gdzie za siódmą górą, rzeką,<br>
wieści dziwne rozgłaszali
Stała sobie stara chatka,<br>
coraz dalej, dalej, dalej.
W niej mieszkała stara matka<br>
Aż dotarły hen, daleko
Ze synami swymi trzema,<br>
gdzie za siódmą górą, rzeką,
Którym równych w świecie nie ma.<br>
stała sobie stara chatka,
Każdy dzielny, tęgi, zwinny,<br>
w niej mieszkała stara matka
Ale każdy z nich był inny.<br>
ze synami swymi trzema,
I w tym nie ma nic dziwnego,<br>
którym równych w świecie nie ma.
Każdy z ojca był innego,<br>
Każdy dzielny, tęgi, zwinny,
Bo w młodości swojej czasie<br>
ale każdy z nich był inny.
Matka strasznie puszczała się.<br>
I w tym nie ma nic dziwnego,
Syn najstarszy miał chuj długi<br>
każdy z ojca był innego,
I gruby na kształt maczugi,<br>
bo w młodości swojej czasie
A po bokach jego były<br>
matka strasznie puszczała się.
Jak postronki grube żyły,<br>
Syn najstarszy miał chuj długi
Jakieś więzy, jakieś guzy,<br>
i gruby na kształt maczugi,
Jaja miał jak dwa arbuzy.<br>
a po bokach jego były
A że ciągle mu bez mała<br>
jak postronki grube żyły,
Ta ogromna pyta stała<br>
jakieś więzy, jakieś guzy,
Hujogromem go nazwano.<br>
jaja miał jak dwa arbuzy.
Pizdoliza nosił miano<br>
A że ciągle mu bez mała
Syn następny, bo lizanie<br>
ta ogromna pyta stała,
Stawiał wyżej nad jebanie<br>
Chujogromem go nazwano.
I nie było mistrza w świecie<br>
Pizdoliza nosił miano
By prześcignąć go w minecie.<br>
syn następny, bo lizanie
Cieszą matkę takie dzieci,<br>
stawiał wyżej nad jebanie
Lecz niestety smuci trzeci,<br>
i nie było mistrza w świecie,
Który rodu był zakałą,<br>
by prześcignąć go w minecie.
Bo miał kuśkę całkiem małą.<br>
Cieszą matkę takie dzieci,
Cienką, krótką, na kształt glisty<br>
lecz niestety smuci trzeci,
I nie palił się do pizdy.<br>
który rodu był zakałą,
Dobrze, że z matczynej woli<br>
bo miał pałę całkiem małą.
Raz na miesiąc popierdoli.<br>
Cienką, krótką, na kształt glisty
A że mało tak obłapia,<br>
i nie palił się do pizdy.
Bracia mieli go za gapia.<br>
Dobrze, że z matczynej woli
No i matka nawet z czasem<br>
raz na miesiąc popierdoli.
Nazywała go głuptasem.<br>
A że mało tak obłapia,
Tak im słodko życie idzie<br>
bracia mieli go za gapia.
Ani w zbytku, ani w bidzie<br>
No i matka nawet z czasem
Starsze bowiem dwa chłopaki<br>
nazywała go głuptasem.
Zarabiały w sposób taki,<br>
Tak im słodko życie idzie,
Że cnotliwe starsze panie<br>
ani w zbytku, ani w bidzie,
Brały ich na utrzymanie,<br>
starsze bowiem dwa chłopaki
A i matka chociaż stara,<br>
zarabiały w sposób taki,
Dała dupy za talara<br>
że cnotliwe starsze panie
Na stojaka gdzieś w klozecie.<br>
brały ich na utrzymanie,
Lecz najmłodszy, głupek przecie<br>
a i matka chociaż stara,
Choć podobał się niewiastom,<br>
Dawał dupy pederastom<br>
dała dupy za talara
na stojaka gdzieś w klozecie.
I ku matki wielkiej złości,<br>
Lecz najmłodszy, głupek przecie
Nie brał nic od swoich gości,<br>
Tylko trzeci syn - wyskrobek
Aż dotarła i w ich strony<br>
Wypinał się na zarobek.
Wieść o losie Pizdolony.<br>
choć podobał się niewiastom,
Na pieniądze wnet łakoma,<br>
dawał dupy pederastom.
Woła matka Hujogroma<br>
i ku matki wielkiej złości,
I tak rzecze: "Ty mój synu<br>
nie brał nic od swoich gości,
Idź dokonaj tego czynu".<br>
aż dotarła i w ich strony
Olbrzym wnet posłuchał matki,<br>
wieść o losie Pizdolony.
Zaraz włożył czyste gatki,<br>
Na pieniądze wnet łakoma,
Wymył chuja i bez zwłoki<br>
woła matka Chujogroma
Raźno ruszył w świat szeroki.<br>
I tak rzecze: „Ty mój synu
A gdy przybył do stolicy,<br>
idź dokonaj tego czynu”.
Zaraz poszedł do ciemnicy<br>
Gdy spierdolisz Pizdolonę,
Gdzie się święcą rozkraczona<br>
To dostaniesz ją za żonę.
Brandzlowała Pizdolona.<br>
Pół królestwa twoim będzie!
Pyta dawno mu stanęła,<br>
Tak królewskie brzmi orędzie.”
Więc się ostro wziął do dzieła<br>
Olbrzym wnet posłuchał matki,
I za pierwszym sztosem leci<br>
zaraz włożył czyste gatki,
Błyskawicznie drugi, trzeci,<br>
wymył chuja i bez zwłoki
Czwarty piąty, aż nareszcie<br>
raźno ruszył w świat szeroki.
Wyrżnął sztosów tysiąc dwieście<br>
A gdy przybył do stolicy,
I utracił siłę całą.<br>
zaraz poszedł do ciemnicy,
A królewnie wciąż za mało.<br>
gdzie się święcą rozkraczona
Tak był przy tym osłabiony,<br>
brandzlowała Pizdolona.
Że zleźć nie mógł z Pizdolony<br>
Pyta dawno mu stanęła,
I musiały dworskie ciury<br>
więc się ostro wziął do dzieła
Ściągnąć go za dupę z dziury<br>
i za pierwszym sztosem leci
I zabrały omdlałego<br>
błyskawicznie drugi, trzeci,
Do szpitala zamkowego.<br>
czwarty piąty, aż nareszcie
A królewna ciągle krzyczy:<br>
wyrżnął sztosów tysiąc dwieście
"To za mało dla mej piczy".<br>
i utracił siłę całą.
Prędko, prędko baśń się baje,<br>
A królewnie wciąż za mało.
Nie tak prędko kutas staje.<br>
Tak był przy tym osłabiony,
Baśń się baje, czas ucieka,<br>
że zleźć nie mógł z Pizdolony
Hujogroma matka czeka<br>
i musiały dworskie ciury
I już martwić się zaczyna:<br>
ściągnąć go za dupę z dziury
"Coś nie widać skurwysyna".<br>
i zabrały omdlałego
Aż ją doszły straszne wieści.<br>
do szpitala zamkowego.
Powstrzymując łzy boleści,<br>
A królewna ciągle krzyczy:
Pizdoliza matka wzywa<br>
„To za mało dla mej piczy”.
I w te słowa się odzywa:<br>
Prędko, prędko baśń się baje,
"Bratu - rzecz to nie do wiary!<br>
nie tak prędko kutas staje.
Nie udały się zamiary,<br>
Baśń się baje, czas ucieka,
Kutas zmarniał mu niestety,<br>
Chujogroma matka czeka
Idź wiec ty - spróbuj minety".<br>
i już martwić się zaczyna:
I Pizdoliz wnet bez zwłoki<br>
„Coś nie widać skurwysyna”.
Ruszył prędko w świat szeroki.<br>
Aż ją doszły straszne wieści.
W końcu zaszedł do stolicy,<br>
Powstrzymując łzy boleści,
Tam się udał do ciemnicy<br>
Pizdoliza matka wzywa
Gdzie się święcą rozkraczona<br>
i w te słowa się odzywa:
Brandzlowała Pizdolona.<br>
„Bratu - rzecz to nie do wiary!
Zaraz ją za dupę łapie<br>
Nie udały się zamiary,
I minetę tego chlapie.<br>
kutas zmarniał mu niestety,
Język jego na kształt węża,<br>
idź wiec ty - spróbuj minety”.
To się spręża, to rozpręża,<br>
I Pizdoliz wnet bez zwłoki
To się wije jak sprężyna,<br>
ruszył prędko w świat szeroki.
W pizdę wwiercać się zaczyna,<br>
W końcu zaszedł do stolicy,
Kręci na kształt kołowrotka,<br>
tam się udał do ciemnicy,
To od zewnątrz, to od środka.<br>
gdzie się święcą rozkraczona
Doba wciąż za doba mija,<br>
Brandzlowała Pizdolona.
On jęzorem wciąż wywija.<br>
Zaraz ją za picze łapie
Aż utracił siłę całą.<br>
i minetę tego chlapie.
A królewnie wciąż za mało.<br>
Język jego na kształt węża,
Tak był przy tym osłabiony,<br>
to się spręża, to rozpręża,
Że zleźć nie mógł z Pizdolony,<br>
to się wije jak sprężyna,
Więc i jego dworskie ciury<br>
w pizdę wwiercać się zaczyna,
Ściągnęły za dupę z dziury<br>
kręci na kształt kołowrotka,
I wyniosły omdlałego<br>
to od zewnątrz, to od środka.
Do szpitala zamkowego.<br>
To się zwija znów jak fryga,
A królewna ciągle krzyczy:<br>
że gdy patrzeć — w oczach miga.
"To za mało dla mej piczy".<br>
Doba tak za dobą mija,
Prędko, prędko baśń się baje,<br>
on jęzorem wciąż wywija.
Nie tak prędko kutas staje.<br>
Aż utracił siłę całą.
Baśń się baje, czas ucieka,<br>
A królewnie wciąż za mało.
Pizdoliza matka czeka<br>
Tak był przy tym osłabiony,
I już martwić się zaczyna,<br>
że zleźć nie mógł z Pizdolony,
Bo nie widać skurwysyna.<br>
Więc i jego dworskie ciury
Ze złości zaciska zęby,<br>
ściągnęły za dupę z dziury
Że dwóch synów, niby dęby,<br>
i wyniosły omdlałego
Losy wzięły jej zdradziecko...<br>
do szpitala zamkowego.
"Jedno mi zostało dziecko<br>
A królewna ciągle krzyczy:
I do tego całkiem głupie"!<br>
„To za mało dla mej piczy”.
Głuptak miał to wszystko w dupie.<br>
Prędko, prędko baśń się baje,
Raz w niedzielę, po jedzeniu<br>
nie tak prędko kutas staje.
Chciał pochrapać sobie w cieniu.<br>
Baśń się baje, czas ucieka,
Coś mu jednak spać nie daje,<br>
Pizdoliza matka czeka
Coś go ciągle gryzie w jaje.<br>
i już martwić się zaczyna,
Patrzy - a tu mała menda,<br>
bo nie widać skurwysyna.
Co po jajach mu się szwęda.<br>
W końcu widząc, że nie wraca
Głuptak już rozpinał gacie,<br>
Myśli: „Na nic moja praca…
By ja otruć w sublimacie,<br>
Biedna dola jest matczyna
Gdy wtem menda nieszczęśliwa<br>
Oto już drugiego syna.
Ludzkim głosem się odzywa:<br>
Ze złości zaciska zęby,
"Czemu pragniesz mojej zguby?<br>
że dwóch synów, niby dęby,
Nie zabijaj chłopcze luby.<br>
losy wzięły jej zdradziecko...
Menda tez stworzenie boże,<br>
„Jedno mi zostało dziecko
Że inaczej żyć nie może,<br>
I do tego całkiem głupie”!
I ze czasem w jajo utnie,<br>
Głuptak miał to wszystko w dupie.
Nie gubże jej tak okrutnie".<br>
Raz w niedzielę, po jedzeniu
Głuptak myśli - cóż to złego,<br>
chciał pochrapać sobie w cieniu.
Przecie nie zje mnie całego.<br>
Coś mu jednak spać nie daje,
Nie potrzebna mi twa zguba,<br>
coś go ciągle gryzie w jaje.
Idź wiec z Bogiem mendo luba".<br>
Więc się prędko zrywa z trawy,
A tu nagle menda znika<br>
W portki patrzy się ciekawy,
I zmienia się w czarownika.<br>
A tu się po jajach szwenda
Czarownika - czarodzieja<br>
Niby chrabąszcz — wielka menda!
I do swego dobrodzieja,<br>
Głuptas już rozpinał gacie,
Co się w strachu z miejsca zrywa,<br>
By ją zgubić w sublimacie,
W takie słowa się odzywa:<br>
gdy wtem menda nieszczęśliwa
"Że litości miałeś względy<br>
ludzkim głosem się odzywa:
Dla bezbronnej słabej mendy,<br>
„Czemu pragniesz mojej zguby?
I żeś jej darował życie,<br>
Nie zabijaj chłopcze luby.
Wynagrodzę cię sowicie.<br>
Menda też stworzenie boże,
Dam ci ja wskazówki pewne<br>
że inaczej żyć nie może,
Jak spierdolić masz królewnę.<br>
i że czasem w jajo utnie,
Sił twych mało tu potrzeba<br>
nie gubże jej tak okrutnie”.
Dam kondoma samojeba,<br>
Głuptak myśli:
Który ma tą dziwną siłę,<br>
„Cóż to złego,
Że gdy włożysz na swoja żyłę<br>
przecie nie zje mnie całego.
I rozkażesz, on za ciebie<br>
Niepotrzebna mi twa zguba,
Sztos za sztosem ciągle jebie<br>
idź więc z Bogiem, mendo luba”.
Czarodziejska mocą cudu.<br>
A tu nagle menda znika
Ale zdobyć go jest trudno.<br>
i się zmienia w czarownika.
Dupa strzeże go zaklęta<br>
Czarownika - czarodzieja
Na przechodniów wciąż wypięta<br>
i do swego dobrodzieja,
Z której mocą złego ducha<br>
co się w strachu z miejsca zrywa,
Ustawicznie ogień bucha.<br>
w takie słowa się odzywa:
I czy z bliska, czy z daleka<br>
„Że litości miałeś względy
Żarem swoim wszystko spieka.<br>
dla bezbronnej słabej mendy,
I w tym mocnym, wielkim żarze<br>
i żeś jej darował życie,
Dupa się całować każe.<br>
wynagrodzę cię sowicie.
Lecz gdy powiesz do niej słowa:<br>
Dam ci ja wskazówki pewne
"Niech się ogień w dupie schowa,<br>
jak spierdolić masz królewnę.
Sama się pocałuj właśnie"<br>
Sił twych mało tu potrzeba,
Wtedy ogień w dupie zagaśnie.<br>
dam kondoma samojeba,
I powoli, z dobrej woli<br>
który ma tą dziwną siłę,
Kondom zabrać ci pozwoli.<br>
że gdy włożysz na swą żyłę
Za twą dobroć ja ci mogę<br>
i rozkażesz, on za ciebie
Do tej dupy wskazać drogę.<br>
sztos za sztosem ciągle jebie
Weź ten kłębek z sobą razem,<br>
Czarodziejską mocą cudną!
On ci będzie drogowskazem.<br>
Ale zdobyć go jest trudno...
Rzuć na ziemię i idź wszędzie<br>
Dupa strzeże go zaklęta
Gdzie się kłębek toczyć będzie.<br>
Na przechodniów wciąż wypięta,
Lecz pamiętaj zawsze święcie<br>
z której mocą złego ducha
Czarodziejskie to zaklęcie."<br>
ustawicznie ogień bucha.
Tu czarownik, niby mara,<br>
I czy z bliska, czy z daleka
Zniknął, rozwiał się jak para.<br>
żarem swoim wszystko spieka.
Głuptak wstaje ucieszony,<br>
I w tym mocnym, wielkim żarze
Bierze kłębek rozbawiony<br>
dupa się całować każe.
I nie mówiąc nic nikomu<br>
Lecz gdy powiesz do niej słowa:
Po kryjomu znika z domu.<br>
«Niech się ogień w dupie schowa,
Prędko, prędko baśń się baje,<br>
sama się pocałuj właśnie»,
Nie tak prędko kutas staje.<br>
wtedy ogień w dupie zgaśnie.
Głuptak idzie, nie ustaje,<br>
I powoli, z dobrej woli
Coraz nowsze mija kraje.<br>
kondom zabrać ci pozwoli.
Gdy stu granic minął słupy,<br>
Za twą dobroć ja ci mogę
Zaszedł wreszcie aż do dupy,<br>
do tej dupy wskazać drogę.
Z której ogień wieczny tryska,<br>
Weź ten kłębek z sobą razem,
A podszedłszy do niej z bliska,<br>
on ci będzie drogowskazem.
Rozżarzonej nad pojęcie<br>
Rzuć na ziemię i idź wszędzie,
Czarodziejskie swe zaklęcie<br>
gdzie się kłębek toczyć będzie.
Głuptak z całej siły wrzaśnie:<br>
Lecz pamiętaj zawsze święcie
"Sama się pocałuj właśnie!"<br>
czarodziejskie to zaklęcie.”
Wtedy dupa zawstydzona<br>
Tu czarownik, niby mara,
Puściła go do kondoma.<br>
zniknął, rozwiał się jak para.
Więc z kondomem ucieszony,<br>
Głuptak wstaje ucieszony,
Pędzi wnet do Pizdolony.<br>
bierze kłębek rozbawiony
A gdy przyszedł do stolicy,<br>
i nie mówiąc nic nikomu,
Zaraz poszedł do ciemnicy,<br>
po kryjomu znika z domu.
Gdzie się święcą rozkraczona<br>
Prędko, prędko baśń się baje,
Brandzlowała Pizdolona.<br>
nie tak prędko kutas staje.
Wkłada kondom, niecierpliwy,<br>
Głuptak idzie, nie ustaje,
A tu patrzcie - czary, dziwy!<br>
coraz nowsze mija kraje.
Chuj, co zawsze był jak z ciasta,<br>
Gdy stu granic minął słupy,
Na sto chujów się rozrasta.<br>
zaszedł wreszcie aż do dupy,
Każdy gruby jak ta bela,<br>
z której ogień wieczny tryska,
Każdy piczę jej rozdziera,<br>
a podszedłszy do niej z bliska,
Każdy twardy jak ze stali,<br>
rozżarzonej nad pojęcie,
Każdy długi na sto cali.<br>
czarodziejskie swe zaklęcie
Wszystkie huje z całej siły<br>
Głuptak z całej siły wrzaśnie:
Na królewnę uderzyły.<br>
„Sama się pocałuj właśnie!”
Każdy w pizdę jej się wwierca,<br>
Wtedy dupa zawstydzona
Każdy końcem sięga serca,<br>
puściła go do kondoma.
Każdy jej się w piczy grzebie,<br>
Więc z kondomem ucieszony,
Każdy jebie, jebie, jebie!<br>
pędzi wnet do Pizdolony.
Aż królewna Pizdolona,<br>
A gdy przyszedł do stolicy,
Rozjebana, spierdolona,<br>
zaraz poszedł do ciemnicy,
Od jebania ledwie żywa<br>
gdzie się święcą rozkraczona
Krzyczy:"cipa się rozrywa".<br>
brandzlowała Pizdolona.
Takie przy tym tarcie było,<br>
Wkłada kondom, niecierpliwy,
Że się w dupie zapaliło.<br>
a tu patrzcie - czary, dziwy!
By ugasić pożar ciała,<br>
Chuj, co zawsze był jak z ciasta,
Straż zamkowa przyjechała<br>
na sto chujów się rozrasta.
Z toporami, z bosakami<br>
Każdy gruby jak ta bela,
Z sikawkami i kubłami<br>
każdy piczę jej rozdziera,
Słowem z całym inwentarzem<br>
każdy twardy jak ze stali,
Stosowanym przy pożarze.<br>
każdy długi na sto cali.
I po długiej ciężkiej<br>
Wszystkie chuje z całej siły
Pracy ugasili ją strażacy.<br>
na królewnę uderzyły.
Tak została Pizdolona<br>
Każdy w pizdę jej się wwierca,
Z czaru swego wyzwolona<br>
każdy końcem sięga serca,
I znów stała się prawiczką<br>
każdy jej się w piczy grzebie,
Z malusieńką ciasną piczką.<br>
każdy jebie, jebie, jebie!
Głuptas dostał zaś w podziękę<br>
Głuptas leży bez wysiłku,
Pół królestwa i jej rękę.<br>
Czasem klepnie ją po tyłku,
Król był taki ucieszony<br>
Czasem w cycki pocałuje,
Ze zbawienia Pizdolony,<br>
A samojeb piczę pruje.
Że pomimo swej starości<br>
Aż królewna Pizdolona,
Kapucyna ciął z radości<br>
rozjebana, spierdolona,
Bez ustanku tydzień cały<br>
od jebania ledwie żywa,
Aż mu jaja odsiwiały,<br>
krzyczy: „cipa się rozrywa!”
Mimo, ze już nie był młody.<br>
Takie przy tym tarcie było,
Potem zaraz sprawił gody<br>
że się w dupie zapaliło.
Głuptakowi z Pizdoloną.<br>
By ugasić pożar ciała,
Mnie na gody zaproszono,<br>
straż zamkowa przyjechała
Więc ja głównie też tam byłem,<br>
z toporami, z bosakami,
Jadłem piłem pierdoliłem.<br>
z sikawkami i kubłami,
Bawiłem się z nimi społem<br>
słowem z całym inwentarzem
Aż zasnąłem gdzieś pod stołem.<br>
stosowanym przy pożarze.
Oto co sprawiła menda.<br>
I po długiej ciężkiej pracy
Na tym kończy się legenda.<br>
ugasili ją strażacy.
</code>
Tak została Pizdolona
<br>
z czaru swego wyzwolona
Autor: [[Aleksander Fredro]]
i znów stała się prawiczką
z malusieńką ciasną piczką.
Głuptas dostał zaś w podziękę
pół królestwa i jej rękę.
Król był taki ucieszony
ze zbawienia Pizdolony,
że pomimo swej starości
kapucyna ciął z radości
bez ustanku tydzień cały,
aż mu jaja odsiwiały,
Mimo, ze już nie był młody,
potem zaraz sprawił gody
Głuptakowi z Pizdoloną.
Mnie na gody zaproszono,
więc jak mówię, też tam byłam.
Jadłam, piłam, pierdoliłam,
bawiłam się z nimi społem,
aż zasnęłam gdzieś pod stołem...


Tu bajka dobiega końca.
{{book|K}}
Już za oknem patrzeć słońca,
[[Kategoria:Nonźródła:Inne|K]]
przy kominku babcia siwa
coś mamrocze, głową kiwa,
dając dziatwie pouczenia
o rozkoszach chędożenia.

Których i Wam czytelnicy
Autor tej powiastki życzy!
</poem></i>

Autor: Aleksander Fredro

[[Kategoria:Nonźródła – liryka‎]]

Aktualna wersja na dzień 22:25, 25 wrz 2024

18.png Ten artykuł przeznaczony jest tylko dla bardzo dorosłych czytelników! Całuski i zmykaj na dobranockę, maluchu.


Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznane za wulgarne!
Jeżeli nie jesteś pełnoletni lub Cię to razi – zajmij się czymś typowym dla nastolatków, np. oglądaniem stron z gołymi babami!

Baśń o trzech braciach i królewnie

Mrok wieczorny, babcia siwa
przy kominku głową kiwa.
Nos jak haczyk, okulary,
coś pierdoli babsztyl stary.
Snuje bajdy niestworzone
o królewnie Pizdolonie,
o trzech braciach, jak niewielu,
o matuli ich z burdelu
opowiada stare dzieje,
a na dworze wicher wieje.
Siądźcie społem panny, smyki,
młodojebce, stare pryki,
i nastawcie dobrze uszy,
choć na polu śnieżek prószy.
W domu ciepło i wygodnie,
zostaw pan w spokoju spodnie,
bo się wnet zawoła mamy.
Cyt, uwaga, zaczynamy.
Za lasami, za górami,
za morzami, za rzekami,
żył przed bardzo wielu laty
król potężny i bogaty.
Dobrotliwy, szczodrobliwy,
lecz niezmiernie rozżalony,
z racji córki Pizdolony,
która chociaż dobra, miła,
niepomiernie się kurwiła,
a dawała bez wyboru:
i rycerzom, panom dworu
i kucharzom, i stolarzom,
czasem nawet i malarzom.
Na leżąco, na stojaka,
W dupę, w cycki i na raka.
Czy na dworze, czy w salonie,
Czy w klozecie, czy na tronie,
W każdej chwili, w każdym czasie
wciąż myślała o kutasie.
Próżno mówił jej król stary,
że we wszystkim trzeba miary,
Nie wypada bowiem pannie
tak się dupczyć nieustannie.
Na nic się to wszystko zdało,
bo królewnie wciąż za mało.
Wszyscy byli wyjebani.
Nawet księża-kapelani.
Raz ją tak swędziała dupa,
że zgwałciła i biskupa,
a że ten ją zerżnął marnie,
poszła dawać pod latarnie.
Aż z burdeli wszystkich w mieście
do samego króla wreszcie
od kurewskiej całej nacji
przyszły kurwy w delegacji.
Ta najbardziej rozjebana,
padłszy przed nim na kolana,
z trudem wielkim tłumiąc łkanie
rzecze: „Królu nasz i Panie,
ty panując od lat wielu
byłeś ojcem dla burdelu.
Upadają obyczaje,
twoja córka dupy daje
na ulicy, bez pieniędzy,
przez co wpycha nas do nędzy.
Nikt nas dziś już nie pierdoli,
bo darmochę każdy woli”.
Król, na łzy kurewskie czuły,
kazał dać ze swej szkatuły
każdej kurwie po dukacie,
po czym zamknął się w komnacie.
I tam siedział przez dzień cały,
aż mu jaja posiwiały.
Król choć płakał ze zmartwienia,
zamknął córkę do więzienia,
by się więcej nie puszczała.
Tam codziennie dostawała,
prócz świetnego utrzymania,
tysiąc świec do brandzlowania,
wazeliny beczkę całą,
lecz jej ciągle było mało.
Ciągle płacze, ciągle krzyczy:
„To za mało dla mej piczy”.
W nocy zaś przywołał swego
astrologa nadwornego,
by ten, patrząc w gwiezdne szlaki
znalazł wreszcie sposób jaki,
by królewnę można było,
dobrowolnie, czy tez siłą,
wrócić znów do cnoty granic,
lub gdy to się nie zda na nic,
niech przynajmniej w swojej sferze
obłapników sobie bierze.
Więc astrolog, wziąwszy lupę,
zajrzał raz królewnie w dupę,
wielkim cyrklem pizdę zmierzył,
po czym zamknął się w swej wieży.
Tak był w pracy pogrążony,
taki przy tym roztargniony,
że szukając gwiazd na niebie
w roztargnieniu srał pod siebie.
Kręcił, wiercił teleskopem,
w końcu wrócił z horoskopem.
I rzekł: „Smutną wieść niestety
objawiły mi planety,
że królewny nic nie wstrzyma,
na jej szał lekarstwa ni ma,
chyba, że się znajdzie jaki,
tęgi jebak nad jebaki,
który tak ją zerznie pięknie,
że królewnie pizda pęknie,
na kawały się rozwali,
żywym ogniem się zapali.
Wówczas będzie Pizdolona
z czaru swego wyzwolona
i znów stanie się prawiczką
z malusieńką, ciasną piczką”.
Wszystkim było ogłoszone,
że kto zbawi Pizdolonę,
ten otrzyma za podziękę
pół królestwa i jej rękę.
Więc zjeżdżają się jebacze,
czarodzieje, zaklinacze,
rycerze i królewicze,
by królewnie zerżnąć piczę.
Każdy sił swych próbuje
i choć tęgie mieli chuje,
na nic się to wszystko zdało,
bo jej ciągle było mało.
A tymczasem heroldowie
w całym kraju w piśmie, w mowie
wieści dziwne rozgłaszali
coraz dalej, dalej, dalej.
Aż dotarły hen, daleko
gdzie za siódmą górą, rzeką,
stała sobie stara chatka,
w niej mieszkała stara matka
ze synami swymi trzema,
którym równych w świecie nie ma.
Każdy dzielny, tęgi, zwinny,
ale każdy z nich był inny.
I w tym nie ma nic dziwnego,
każdy z ojca był innego,
bo w młodości swojej czasie
matka strasznie puszczała się.
Syn najstarszy miał chuj długi
i gruby na kształt maczugi,
a po bokach jego były
jak postronki grube żyły,
jakieś więzy, jakieś guzy,
jaja miał jak dwa arbuzy.
A że ciągle mu bez mała
ta ogromna pyta stała,
Chujogromem go nazwano.
Pizdoliza nosił miano
syn następny, bo lizanie
stawiał wyżej nad jebanie
i nie było mistrza w świecie,
by prześcignąć go w minecie.
Cieszą matkę takie dzieci,
lecz niestety smuci trzeci,
który rodu był zakałą,
bo miał pałę całkiem małą.
Cienką, krótką, na kształt glisty
i nie palił się do pizdy.
Dobrze, że z matczynej woli
raz na miesiąc popierdoli.
A że mało tak obłapia,
bracia mieli go za gapia.
No i matka nawet z czasem
nazywała go głuptasem.
Tak im słodko życie idzie,
ani w zbytku, ani w bidzie,
starsze bowiem dwa chłopaki
zarabiały w sposób taki,
że cnotliwe starsze panie
brały ich na utrzymanie,
a i matka chociaż stara,
dała dupy za talara
na stojaka gdzieś w klozecie.
Lecz najmłodszy, głupek przecie
Tylko trzeci syn - wyskrobek
Wypinał się na zarobek.
choć podobał się niewiastom,
dawał dupy pederastom.
i ku matki wielkiej złości,
nie brał nic od swoich gości,
aż dotarła i w ich strony
wieść o losie Pizdolony.
Na pieniądze wnet łakoma,
woła matka Chujogroma
I tak rzecze: „Ty mój synu
idź dokonaj tego czynu”.
Gdy spierdolisz Pizdolonę,
To dostaniesz ją za żonę.
Pół królestwa twoim będzie!
Tak królewskie brzmi orędzie.”
Olbrzym wnet posłuchał matki,
zaraz włożył czyste gatki,
wymył chuja i bez zwłoki
raźno ruszył w świat szeroki.
A gdy przybył do stolicy,
zaraz poszedł do ciemnicy,
gdzie się święcą rozkraczona
brandzlowała Pizdolona.
Pyta dawno mu stanęła,
więc się ostro wziął do dzieła
i za pierwszym sztosem leci
błyskawicznie drugi, trzeci,
czwarty piąty, aż nareszcie
wyrżnął sztosów tysiąc dwieście
i utracił siłę całą.
A królewnie wciąż za mało.
Tak był przy tym osłabiony,
że zleźć nie mógł z Pizdolony
i musiały dworskie ciury
ściągnąć go za dupę z dziury
i zabrały omdlałego
do szpitala zamkowego.
A królewna ciągle krzyczy:
„To za mało dla mej piczy”.
Prędko, prędko baśń się baje,
nie tak prędko kutas staje.
Baśń się baje, czas ucieka,
Chujogroma matka czeka
i już martwić się zaczyna:
„Coś nie widać skurwysyna”.
Aż ją doszły straszne wieści.
Powstrzymując łzy boleści,
Pizdoliza matka wzywa
i w te słowa się odzywa:
„Bratu - rzecz to nie do wiary!
Nie udały się zamiary,
kutas zmarniał mu niestety,
idź wiec ty - spróbuj minety”.
I Pizdoliz wnet bez zwłoki
ruszył prędko w świat szeroki.
W końcu zaszedł do stolicy,
tam się udał do ciemnicy,
gdzie się święcą rozkraczona
Brandzlowała Pizdolona.
Zaraz ją za picze łapie
i minetę tego chlapie.
Język jego na kształt węża,
to się spręża, to rozpręża,
to się wije jak sprężyna,
w pizdę wwiercać się zaczyna,
kręci na kształt kołowrotka,
to od zewnątrz, to od środka.
To się zwija znów jak fryga,
że gdy patrzeć — w oczach miga.
Doba tak za dobą mija,
on jęzorem wciąż wywija.
Aż utracił siłę całą.
A królewnie wciąż za mało.
Tak był przy tym osłabiony,
że zleźć nie mógł z Pizdolony,
Więc i jego dworskie ciury
ściągnęły za dupę z dziury
i wyniosły omdlałego
do szpitala zamkowego.
A królewna ciągle krzyczy:
„To za mało dla mej piczy”.
Prędko, prędko baśń się baje,
nie tak prędko kutas staje.
Baśń się baje, czas ucieka,
Pizdoliza matka czeka
i już martwić się zaczyna,
bo nie widać skurwysyna.
W końcu widząc, że nie wraca
Myśli: „Na nic moja praca…
Biedna dola jest matczyna
Oto już drugiego syna.
Ze złości zaciska zęby,
że dwóch synów, niby dęby,
losy wzięły jej zdradziecko...
„Jedno mi zostało dziecko
I do tego całkiem głupie”!
Głuptak miał to wszystko w dupie.
Raz w niedzielę, po jedzeniu
chciał pochrapać sobie w cieniu.
Coś mu jednak spać nie daje,
coś go ciągle gryzie w jaje.
Więc się prędko zrywa z trawy,
W portki patrzy się ciekawy,
A tu się po jajach szwenda
Niby chrabąszcz — wielka menda!
Głuptas już rozpinał gacie,
By ją zgubić w sublimacie,
gdy wtem menda nieszczęśliwa
ludzkim głosem się odzywa:
„Czemu pragniesz mojej zguby?
Nie zabijaj chłopcze luby.
Menda też stworzenie boże,
że inaczej żyć nie może,
i że czasem w jajo utnie,
nie gubże jej tak okrutnie”.
Głuptak myśli:
„Cóż to złego,
przecie nie zje mnie całego.
Niepotrzebna mi twa zguba,
idź więc z Bogiem, mendo luba”.
A tu nagle menda znika
i się zmienia w czarownika.
Czarownika - czarodzieja
i do swego dobrodzieja,
co się w strachu z miejsca zrywa,
w takie słowa się odzywa:
„Że litości miałeś względy
dla bezbronnej słabej mendy,
i żeś jej darował życie,
wynagrodzę cię sowicie.
Dam ci ja wskazówki pewne
jak spierdolić masz królewnę.
Sił twych mało tu potrzeba,
dam kondoma samojeba,
który ma tą dziwną siłę,
że gdy włożysz na swą żyłę
i rozkażesz, on za ciebie
sztos za sztosem ciągle jebie
Czarodziejską mocą cudną!
Ale zdobyć go jest trudno...
Dupa strzeże go zaklęta
Na przechodniów wciąż wypięta,
z której mocą złego ducha
ustawicznie ogień bucha.
I czy z bliska, czy z daleka
żarem swoim wszystko spieka.
I w tym mocnym, wielkim żarze
dupa się całować każe.
Lecz gdy powiesz do niej słowa:
«Niech się ogień w dupie schowa,
sama się pocałuj właśnie»,
wtedy ogień w dupie zgaśnie.
I powoli, z dobrej woli
kondom zabrać ci pozwoli.
Za twą dobroć ja ci mogę
do tej dupy wskazać drogę.
Weź ten kłębek z sobą razem,
on ci będzie drogowskazem.
Rzuć na ziemię i idź wszędzie,
gdzie się kłębek toczyć będzie.
Lecz pamiętaj zawsze święcie
czarodziejskie to zaklęcie.”
Tu czarownik, niby mara,
zniknął, rozwiał się jak para.
Głuptak wstaje ucieszony,
bierze kłębek rozbawiony
i nie mówiąc nic nikomu,
po kryjomu znika z domu.
Prędko, prędko baśń się baje,
nie tak prędko kutas staje.
Głuptak idzie, nie ustaje,
coraz nowsze mija kraje.
Gdy stu granic minął słupy,
zaszedł wreszcie aż do dupy,
z której ogień wieczny tryska,
a podszedłszy do niej z bliska,
rozżarzonej nad pojęcie,
czarodziejskie swe zaklęcie
Głuptak z całej siły wrzaśnie:
„Sama się pocałuj właśnie!”
Wtedy dupa zawstydzona
puściła go do kondoma.
Więc z kondomem ucieszony,
pędzi wnet do Pizdolony.
A gdy przyszedł do stolicy,
zaraz poszedł do ciemnicy,
gdzie się święcą rozkraczona
brandzlowała Pizdolona.
Wkłada kondom, niecierpliwy,
a tu patrzcie - czary, dziwy!
Chuj, co zawsze był jak z ciasta,
na sto chujów się rozrasta.
Każdy gruby jak ta bela,
każdy piczę jej rozdziera,
każdy twardy jak ze stali,
każdy długi na sto cali.
Wszystkie chuje z całej siły
na królewnę uderzyły.
Każdy w pizdę jej się wwierca,
każdy końcem sięga serca,
każdy jej się w piczy grzebie,
każdy jebie, jebie, jebie!
Głuptas leży bez wysiłku,
Czasem klepnie ją po tyłku,
Czasem w cycki pocałuje,
A samojeb piczę pruje.
Aż królewna Pizdolona,
rozjebana, spierdolona,
od jebania ledwie żywa,
krzyczy: „cipa się rozrywa!”
Takie przy tym tarcie było,
że się w dupie zapaliło.
By ugasić pożar ciała,
straż zamkowa przyjechała
z toporami, z bosakami,
z sikawkami i kubłami,
słowem z całym inwentarzem
stosowanym przy pożarze.
I po długiej ciężkiej pracy
ugasili ją strażacy.
Tak została Pizdolona
z czaru swego wyzwolona
i znów stała się prawiczką
z malusieńką ciasną piczką.
Głuptas dostał zaś w podziękę
pół królestwa i jej rękę.
Król był taki ucieszony
ze zbawienia Pizdolony,
że pomimo swej starości
kapucyna ciął z radości
bez ustanku tydzień cały,
aż mu jaja odsiwiały,
Mimo, ze już nie był młody,
potem zaraz sprawił gody
Głuptakowi z Pizdoloną.
Mnie na gody zaproszono,
więc jak mówię, też tam byłam.
Jadłam, piłam, pierdoliłam,
bawiłam się z nimi społem,
aż zasnęłam gdzieś pod stołem...

Tu bajka dobiega końca.
Już za oknem patrzeć słońca,
przy kominku babcia siwa
coś mamrocze, głową kiwa,
dając dziatwie pouczenia
o rozkoszach chędożenia.

Których i Wam czytelnicy
Autor tej powiastki życzy!

Autor: Aleksander Fredro