Gin: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
M (drobne)
M
Linia 1: Linia 1:
'''Gin''' czyt. ''dżin'' – Tania na zachodzie (tj. w Polsce droga jak cholera) podła [[wódka|wóda]]. Pędzona ze wszystkiego co fermentuje. Piją ją tylko Anglicy, bo nawet Ruscy się brzydzą (kiedy się dowiedzą z czego to się robi, oczywiście).
'''Gin''' czyt. ''dżin'' – tania na zachodzie (tj. w Polsce droga jak cholera) podła [[wódka|wóda]]. Pędzona ze wszystkiego co fermentuje. Piją ją tylko Anglicy, bo nawet Ruscy się brzydzą (kiedy się dowiedzą z czego to się robi, oczywiście).
Smak ginu jest wedle wszelkich miar paskudny, ale jak na tą cenę niczego o większym "napięciu" dostać się na wyspach nie da, ewentualnie można się wybrać do chemicznego.
Smak ginu jest wedle wszelkich miar paskudny, ale jak na tą cenę niczego o większym "napięciu" dostać się na wyspach nie da, ewentualnie można się wybrać do chemicznego.
[[Plik:Picie_ginu.jpg|left|thumb|200px|Że to niby Polacy piją byle co...]]
[[Plik:Picie_ginu.jpg|left|thumb|200px|Że to niby Polacy piją byle co...]]

Wersja z 16:06, 7 paź 2011

Gin czyt. dżin – tania na zachodzie (tj. w Polsce droga jak cholera) podła wóda. Pędzona ze wszystkiego co fermentuje. Piją ją tylko Anglicy, bo nawet Ruscy się brzydzą (kiedy się dowiedzą z czego to się robi, oczywiście). Smak ginu jest wedle wszelkich miar paskudny, ale jak na tą cenę niczego o większym "napięciu" dostać się na wyspach nie da, ewentualnie można się wybrać do chemicznego.

Plik:Picie ginu.jpg
Że to niby Polacy piją byle co...

Historia

Wynaleziono ów napój bogów w Niderlandach w XVII wieku. Miał gin wówczas inną nazwę i nawet niezłą jakość, na szklaneczkę holenderskiego ginu nierzadko wyskakiwali bogaci kupcy. Zmieniło się to 100 lat później. Na początku XVIII wieku zablokowano dostawy do Anglii smacznego i taniego rumu z Jamajki. Oczywiście coś trzeba było pić, więc mocny trunek zaczęto produkować w sercu Imperium Brytyjskiego. Surowiec do produkcji, głównie zgniły, zaśmiargły i taki co go nawet prosiaki nie zżarły był niedrogi, więc taki był też produkt finalny. Niestety większość wódek zawiera 40-50% alkoholu, więc pozostałe 50-60% jechało okropnie, a smakowało jeszcze cudowniej. Ale na szczęście tylko pierwsza butelka, bo później słabogłowi Angole przestawali odczuwać smak. Gdy rum i tequila wróciły do sklepów, zwolenników ginu wcale nie ubyło. Okres ten jako jedyny bije komunę w Polsce pod względem największego pijaństwa w dziejach.

Gin dziś

Dzisiaj technika wytwarzania ginu różni się od tej z przed trzystu lat. Oprócz zgniłych owoców, kuchennych odpadków i pozostałości z pracowniczej stołówki sypie się też na beczkę łopatę chloru w granulkach, aby nie śmierdziało i było przejrzyste jak szkło, z czego zresztą gin słynie. Co do dystrybucji to gin kosztuje jakieś 60 zł za flaszkę (pół litra "Gordon's Gin" - 63 zł 99 gr), 70% za drogo nawet jak na alkoholizowany nektar olimpijski (o ginie, znaczy gorszej lurze niż rodzima "Czysta" nie wspominając). Co innego w samej Wielkiej Brytanii, tam go można od biedy kupić, bo na "Żytnią" to tam stać chyba tylko Beckhama. Co do podania, to nawet najbardziej doświadczone siniaki nie piją czystego ginu, bo jest cierpki i gorzki jak zielone truskawki. Dla jego złagodzenia miesza się gin z tonikiem, lemoniadą, sokiem pomarańczowym i różnymi tanimi winami. Zaś zachodnie "elity" to piją i udają że im bardzo smakuje.

Ciekawostki

  • Słynna Martini Jamesa Bonda to nic innego jak gin z kolejnym zachodnim sikaczem, wermutem.
  • W roku 2005 sprzedano ginu w Polsce aż 30 litrów.
  • Ginem doskonale odstrasza się szczury, krety, myszy, szpaki, muchy, komary, meszki i stonkę ziemniaczaną.
  • Ekwiwalent Martini bez ginu i wermutu wykonuje się dodając do wódki z supermarketu (np. "Biesiadna", "Krajowa", "Polowa") jakieś niedrogie wino (np. "Komandos", "Antał Wiśniowy", "Leśna Polana").
  • Gin z dodatkiem jagód jałowca to "Arrow Gin". Gin z dodatkiem jagód czarnych to "Denaturat".