Nonźródła:Jak uratowaliśmy Panią Wiosnę: Różnice pomiędzy wersjami
(Allahu Thumburihhtu!) Znacznik: przez API |
M (→top: przekat) |
||
Linia 44: | Linia 44: | ||
<p align="right">''Natalka, lat 7 i pół''</p> |
<p align="right">''Natalka, lat 7 i pół''</p> |
||
[[Kategoria:Nonźródła – |
[[Kategoria:Nonźródła – opowiadania|{{PAGENAME}}]] |
Wersja z 13:43, 20 lut 2019
21 marca 2011 rok, mój pokój
Był piękny słoneczny dzień. Ptaszki śpiewały, śnieg topniał w lesie niedaleko miejscowości Mamcyce. Słonko ogrzewało grzbiety sarenek przemykających w jego olśniewających promieniach. Całość wyglądała jak z podręcznika do kształcenia zintegrowanego.
Pani Wiosna szła wśród traw. Zarzucała złotymi włosami, wyjmowała zbutwiałe liście ze ściółki lub unosiła zieloną suknię nad kolana. Wtedy spod spódnicy wylatywały jaskółeczki i wróbelki, skowronki i bociany. Uśmiechała się, oglądając ten pocztówkowy widok.
Doszła do starego dębu. Potężne konary dawały cień i Pani Wiosna, zmęczona chodzeniem i wypuszczaniem ptaszków rada była tam odpocząć. Już miała wdrapać się na piękną gałąź, gdy rozkopana ziemia nieopodal drzewa przykuła jej uwagę. Pobiegła tam, a suknię nadymał wiatr...
Bum.
I w taki sposób znaleźliśmy Panią Wiosnę.
Dziadziusiowy bumbum z czasów, które nazywał drugą wojną światową uszkodził Panią Wiosnę. Byliśmy wtedy na wycieczce z panią Zuzią i panią Pauliną. Na dźwięk bum szybko odnaleźliśmy dużą dziurę w ziemi. Była ogromniasta! Większa od mojego pokoju! W dziurze była Pani Wiosna.
Cała w błocie (mamusia na pewno kazałaby mi się wykąpać w zimnej wodzie, gdyby zobaczyła mnie w takim stanie) i bez rączek oraz nóżek. To znaczy, rączki i nóżki były, tylko nie przy Pani Wiośnie. Sama leżała w zniszczonej sukience (mamusia na pewno zbiłaby mnie kijem, gdybym przyszła do domu w tak zniszczonej ładnej sukience) i miała mnóstwo kuku. W miejsce rączek i nóżek miała takie cosie, trochę jak po tym, gdy się kurczaczkowi odetnie główkę i oskubie (bardzo nie lubiłam skubania kur, ale mamusia mówiła, że jeżeli nie oskubię kury, przez trzy dni będę siedzieć głodna w piwnicy, bez lalki!) i nie miała noska, jak ten pan z bajki o tym chłopcu w okularach i z takim zygzakiem na głowie.
Pani Zuzia zemdlała, a pani Paulina oświadczyła, że musi zadzwonić po pogotowie. Chłopcy wzięli kijki i zaczęli poszturchiwać Panią Wiosnę. Otworzyła zamknięte oczy.
- – Chłopcy i dziewczynki, czy chcecie wiosnę? – zapytała.
- – Nie! – oświadczył Gruby Michał. – Wiosną trzeba biegać i wozić gnój na taczkach!
- – I skubać kury! – dodałam.
- – I chodzić boso! – dodał lamus Maciek.
- – Ty zawsze chodzisz boso, jełopie – powiedziała Jola, która miała najładniejsze bluzki z Hannah Montaną.
- – A ty masz krzywe nogi! – wrzasnął Maciek.
- – A Pani Wiosna nie ma nóg! – wydarła się Kryśka, której jechało z paszczy.
- – Córeczko... – Pani Wiosna wypluła krew (tak jak ja, gdy mamusia uzna, że jednak warto mnie zbić kijkiem) – Pomóż mi...
- – Wszyscy ci pomożemy! – oświadczył Damianek, który był brzydki i miał piegi.
- – Kochane dzieci... Najpierw znajdźcie mi nogi i ręce. – poprosiła.
Wszyscy rzuciliśmy się w poszukiwaniu rączek i nóżek Pani Wiosny. Ja znalazłam tylko jej palec, ale chłopcy prędko znaleźli rękę. Kryśka odnalazła nogę, a Damianek drugą. Zosia trzecią, ale ta była owłosiona i należała do leśnika, którego miesiąc temu wilki porwały do lasu. Zakopaliśmy ją razem z leśnikiem, ale wcześniej wyjęliśmy mu komórkę z kieszeni. Była popsuta, ale świetnie nadawała się do zabawy w sklep.
Pani Wiosna pojękiwała, pani Zuzia leżała taka blada i drętwa, a pani Paulina chyba wymiotowała pod drzewem. W końcu znaleźliśmy wszystkie części ciała Pani Wiosny. Nosa nie znaleźliśmy, ale Maciek wziął swój scyzoryk i odciął nos leśnikowi, zanim go zakopaliśmy. Leśnik i tak nic nie czuł, a Pani Wiosna musi mieć nos, prawda?
Nie mieliśmy jak przyszyć tego wszystkiego Pani Wiośnie, ale Maciek miał taśmę i przykleiliśmy to wszystko taśmą. Trochę nam nie wyszły palce, ale jeszcze nie mieliśmy o tym na przyrodzie z panią Zuzią. Pani Wiosna po paru minutach wstała i zaczęła kuleć. Pani Zuzia nie wstała, chociaż chłopcy bili ją kijami, a Maciek nawet ją kłuł scyzorykiem. Tylko leciała jej krew, na początku najmocniej z szyi, ale potem przestała.
- – Dziękuję wam, dzieci... To było wspaniałe... – zaczęła, a smarki leciały jej z nowego nosa.
- – My w końcu jesteśmy inteligentni! – powiedziała Jola, przechwalając się tym, że jej rodzice skończyli szkołę podstawową i całą zawodówkę, nie to, co moja mamusia, która skończyła tylko zbieranie ziemniaków w październiku.
- – Trzymajcie się! Pamiętajcie, że wiosna zawsze nadejdzie! W waszych ciepłych serduszkach! – krzyknęła, gdy w końcu ogarnęła chodzenie. Gdy ja się uczyłam chodzić, mamusia podobno przyczepiła mi do pleców taki kijek z butelką mleka na sznurku. Ja szłam, a butelka nie zbliżała się do mnie.
- – Do widzenia, Pani Wiosno! – krzyknęliśmy.
Wtedy przyjechała karetka, Pani Wiosna zniknęła, potem przyjechali policjanci z pałkami i zaczęli nas bić. Ja nic nie mówiłam, bo mamusia bije mocniej, ale Jola krzyczała strasznie mocno.
Natalka, lat 7 i pół