Nonźródła:Król Trefl – Rozdział II

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Wersja z dnia 12:30, 2 lis 2017 autorstwa Ostrzyciel nożyczek (dyskusja • edycje) (→‎top: boteu, replaced: Plik:Wykrzyknik.png → Plik:Nuvola apps important.svg)


Ta, ta, ranny, ja ci kurwa dam ranny! Poparzenia rąk, kurwa mać. Matka nie nauczyła rozpalać ogniska, a potem Stefan ratuj. I jak ja mam być, kurwa, w tych warunkach bohaterem? No nic, zobaczmy co ten zjeb tutaj napisał...
No więc tak... Wichry... Huragany... Centurie wojsk... Ja pierdolę, co to kurwaa jest? I jak ja mam niby to dokończyć? Chuj, piszę od nowa.


No więc tak, na czym Zdzichu skończył pierwszy rozdział... A, pijemy w karczmie. No dobra.


No więc, kurwa, siedzimy i chlejemy w „Czystym Szczurze”, no właściwie to tylko ja chlałem, no i się wtedy napatoczył ten lokalny przymuł, Hiacynt, i zaczął drzeć papę na cały spyl. Śpiewem to nazywa, kurwa. Taki z niego śpiewak, jak z mojego brata Andrzeja urzędnik. Przesiedział moczymorda trzy miesiące za biurkiem i go wywalili na zbity pysk. Się załamał chłopaczyna i strzelił sobie w łeb z łuku. Wielki Cthulhu, miej go w opiece.
Na czym to ja... A, Hiacynt. Zaczął pierdolić coś o miłości do nadobnej Pauliny, to ja wtedy, kurwa, mówię do Zdzicha że jebać to, wychodzę bo mnie już łeb pęka od tego wycia. No i wyjszłem se, usiadłem na ławkę i chciałem zakurzyć, ale to jebane krzesiwo za nic nie chciało, kurwa, zapalić.


No i tak siedzę se na ławeczce, i wtedy widzę tego no, posłańca od Rady Starszych. Zobaczył mnie na ławeczce i zaczął sypać od kurw i chui na czym tylko świat stoi. No może fakt, dwa tygodnie to jednak nie godzina, ciut długo przybalowaliśmy. No, nieważne, ważne jest to, że Kubuś, ten młody sługa, napierdala do mnie o tym, że Dwulicus zdradził nasze plany królowi i jego wojska już nas szukają.
A to chuj – pomyślałem se, bo prawdę mówiąc to on wydawał się zawsze najuczciwszy. Wbiegłem szybko do karczmy, łapię Zdzicha za frak i wyjeżdżam mu z tym newsem prosto w jego krzywy ryj. Gościu pobladł, pozbierał manatki i wybiegliśmy, przynajmniej na tyle, na ile byłem w stanie biec. Podbiegamy do skrzyżowania, a tam wojska. Chowamy się więc za rogiem, no i słyszymy że obstawili wszystkie bramy. No i, kurwa, nie wiedzieliśmy co robić. Zaczęliśmy więc iść przed siebie, w kierunku rzeki.


No i doszliśmy se nad rzekę, patrzymy, a wyjście morskie nie zastawione. Ale kogo by tu kurwa prosić, jak gwardziści zawsze kręcą się przy statkach. No i wtedy ten debil Zdzichu drze mordę, że zna tego gościa w łódce rybackiej. No kurwa musiałem mu z liścia przyłożyć, bo by ściągnął na nas całą armię, a jak nie zaliczymy, kurwa, naszej misji to stracę karnet.
Więc podchodzimy do tej łódki, „Szoferka”, cóż za nazwa. No i Zdzichu poszedł pogadać z Nołlajfusem, właścicielem, żeby nas przemycił. Właściwie to tylko ten gryzipiórek gadał, bo z tego starego rybaka straszna niemowa jest. No, nieważne, ważne że się zgodził. Zresztą nie miał wyboru, wisiał Zdzichowi przysługę od czasu... Właściwie to tak właśnie ten idiota go poznał – nakrył go w łóżku ze swoją starą. Tak przy okazji, zaskoczyło mnie to, bo cała dzielnia mówiła, że raczej puszcza się ze strażakami, niż z marynarzami.

No więc, położyliśmy się na jego łódce, przykryliśmy kocami, jebały strasznie starą makrelą tak w ogóle, położył na nas wędki i wypłynął z miasta rzeką. Ci geniusze z gwardii nawet go nie sprawdzali. Dopłynęliśmy do zakola, gdzie się pożegnaliśmy. On odpłynął, a my, kurwa, niestety musieliśmy wyruszyć. Zaszliśmy niecały kilometr gdy zaczęło się ściemniać. Postanowiliśmy więc zanocować koło tego pagórka, co okazał się gigantycznym szkieletem. Mój „skryba” prawie się posikał ze strachu. Zresztą, kurwa, nie dziwie mu się. To coś miało z 5 metrów, skrzydła i poskręcane rogi. No nic, nie mogliśmy i tak iść dalej, zanocowaliśmy w pobliżu kręgosłupa.


No i to byłby chyba koniec. Teraz siedzę w obozowisku i poprawiam notatki tego cielepy, który oczywiście musiał poparzyć się rozpalając ognisko.
Właściwie to trochę zimno tu piździ. Trzeba dorzucić drew... O, a co to za drąg leży koło tego szkieletu? Jakiś fajny, poskręcany kij... Chwila, tu jest wyryty jakiś podpis, ale kurwa, ciężko go odczytać.
Ga... Ganda... Gandalf Sza... Gandalf Szary? Trudno, nie znam gościa. Pewnie jakiś jebany turysta z Kontynentu. Nie wiem po kiego chuja przyjeżdżają na naszą wyspę, przecież nic tu nie ma.


Ale kij sobie zatrzymam. Fajny jest.