EM10
Szablon:Tjedyny w Polsce typ elektrycznej manewrówki. Tak nowoczesna konstrukcja, że wyszły aż cztery sztuki.
Historia
Wozy te powstały u Hipka Cegielskiego zaraz po upadku Muru Berlińskiego. Wreszcie pozbyto się oporów rozruchowych. W dwóch zainstalowano układy przekształtnikowe rodzimej produkcji, w pozostałych wybłagane ukradzione z Czech. Jednak okazało się, że nasze przekształtniki sypią się po przejechaniu 500 metrów, zatem nasi złodzieje musieli się wybrać za południową granicę jeszcze raz.
Pomimo, że w założeniach to miała być zwykła manewrówka, EM10 wyposażono w gigantyczną farelkę. W 2000 roku to się przydało - w związku z tym, że z Jeleniej Góry do Szklarskiej Poręby trzeba było jeździć z prędkością żółwia na zakręcie, w EN57 i EN71 maszynista na podjeździe często miał dylemat - pozwolić składowi stoczyć się do Piechowic czy biec z gaśnicą do szafy NN i gasić oporniki (co i tak kończyło się zjazdem na krejzola do Piechowic). Niemająca takich problemów dziesiątka żwawo wciągała puste wagony na górę.
Potem wszystkie dziesiątki zmodernizowano (poprzez wywalenie możliwości jazdy ukrotnionej i oddanie Czechom przekształtników, w miejsce których wstawiono kradzione w Niemczech na wrocławskiej giełdzie elektronicznej tyrystory IGBT - cokolwiek to znaczy) i wrzucono do rozpadającej się szopy na stacji Waldenburg Hauptbahnhof. Przez jakiś czas popychały załadowane po sufit kruszywem ciągane przez byki towarowce z jednym kamykiem na wagon, bo w górskim terenie z większym ładunkiem nawet popych nic by nie dał.
Obecnie
Linia do Szklarskiej Poręby pomimo napraw robionych przez pijanych robotników nadal woła EM10, wróć!!!, same dziesiątki zresztą też chciałyby, chociaż tam dostać zajęcie, ale PKP Cargo jest na to wołanie głuche. Wszystkie cztery egzemplarze, mimo że po modernach, stoją i rdzewieją na poznańskim Franowie.