Nonźródła:Theatrum mundi:Prehistoria
Ten artykuł jest w edycji i kogoś właśnie osłabiło w trakcie jego pisania. Aby go nie dobić, poczekaj aż wytrzeźwieje i dokończy swoją twórczość. Jeżeli trwałoby to zbyt długo, skontaktuj się z administratorem. |
Scena jedna z pierwszych
Prapraczłek1: Mało nas, w sensie ludzi
Prapraczłek2: W końcu wszyscy przeszliśmy przez wąskie gardło. Zresztą nie narzekaj, niedawno byliśmy małpami
Prapraczłek1 A ja myślałem, że przez pochwę.
Prapraczłek2: To masz szczęście, ja niedawno myślałem, że bociany
Prapraczłek1Nie wybiegłeś czasem zbyt daleko?
Prapraczłek2: Spokojnie, znam drogę.
Prapraczłek1Nie o to chodzi. Chodzi mi o to, że teraz na scenie raczej nie ma żadnych bocianów, tylko mamuty.
Prapraczłek2: A kij z tym, najważniejsze że bachory w to wierzą i nie włażą mi do jaskini sypialnianej. To fajna wymówka, myślę że kolejne pokolenia aktorów też to podchwycą.
Prapraczłek1: A mnie się wydaje, że nawet dzieci nie są tak głupie…
Prapraczłek2: A co w zamian? Sam chciałbym wiedzieć skąd się wziąłem, kto był pierwszym człowiekiem, a kto ostatnią małpą.
Prapraczłek1: Myślę, że pierwszym człowiekiem była małpa bez ogona, a ostatnią małpa z ogonem.
Prapraczłek2: A co były przed małpą?
Prapraczłek1: Słyszałem też wersję o jakimś starym pedofilu latającym po chmurkach, który ogolił małpę, by włosy nie zasłaniały mu widoku miejsc wiadomych. Ponoć to on nas stworzył, ale ja w to nie wierzę.
Prapraczłek2: Ciszej, ma on swojego człowieka zwanego suflerem.
Prapraczłek1: A co on robi?
Prapraczłek2: Podpowiada.
Prapraczłek1: Już się boję, he! Hej, gadający suflecie pod przewodnictwem starego zwyrola może podpowiesz w jakim cieście zapiec jego smętną, reżyserską, pomarszczoną faj…
Prapraczłek1 pada martwy od pioruna, jego włosy palą się i podpalają stos patyków
Prapraczłek2: Nie kłamali, istotnie reżyser ma niezłe efekty specjalne. Przynajmniej teraz wynalezienie ognia mamy z głowy.
Scena najważniejszego wynalazku ludzkości… nie, nie chodzi o piwo. Też mi przykro.
Praludzie stoją przed pojazdem rodem z Flintstonów
Praczłek1: No i po co mnie tu wołasz, ja tu całkiem sporą loszkę na oku miałem!
Praczłek2: Pokaż!
Praczłek1: Co?
Praczłek2: Oko!
Praczłek1: Dlaczego?
Praczłek2: Mówiłeś, że coś na nim masz, chciałem bliźniemu pomóc.
Praczłek1: Jak chcesz mi pomóc, to nie zawracaj mi dupy.
Praczłek2: Przepraszam, myślałem że to kierownica.
Praczłek1: Kierownica? A co to?
Praczłek2: Koło!
Praczłek1: Teraz też powinienem powiedzieć „co”, ale według językoznawców na tym etapie mogliśmy co najwyżej gulgać jak indor. Zaraz, przypomniałeś mi… miałeś dostarczyć swój wynalazek!
Praczłek2: Mam, w rzeczy samej. Przesyłka ekspresowa, krótkodystansowa.
Praczłek1: Jak ekspresowa, to po co tyle czasu gadasz.
Praczłek2 montuje koła, Praczłek1 przygląda się pojazdowi
Praczłek1: Zaraz, to ma być koło?
Praczłek2: A co ci się nie podoba?
Praczłek1: Wygląda jak nieudana próba kwadratury koła… chociaż, skoro świński pęcherz nazywają piłką, a ten kamień rzucony z nudów dwa razy o ścianę zwą łupanym, to chyba można uznać. Ale ty pojedziesz, ja wolę stanąć z boku.
Scena niestety mało kaskaderska, ale za to pierwsza w dziejach
Wyżej wymieniony pojazd zjeżdża w dół, rozpędzając się niczym lokomotywa. Dymu nie mniej bucha, bo Praczłek2 lubi palić, zwłaszcza gumę. Przed pojazd wkracza zwierzę zwane jeżem.
Praczłek1: Zwiększ tarcie!
Praczłek2: Ale tak na starcie?
Praczłek1: Jak trzeba to i na zdarcie!
Praczłek2: Tylko co to jest?
Praczłek1: Tarcie? Ty nie wiesz?!
Praczłek2: W sumie chyba nie te czasy. My nawet jeszcze ogona się nie pozbyliśmy, nie mówiąc już o jakiejkolwiek wiedzy o prawach fizyki.
Praczłek1: Nogami wyhamuj!
Praczłek2: Kulasy mi urżnie, nie mowy!
Praczłek1: Jak nie wyhamujesz to ci urżnie również coś co się zaczyna na k, a kończy na as. Lecz nie będzie to tym razem noga… już po ptokach.
Jeż wniesiony w górę pędem pojazdu trafia między nogi praczłeka siedzącego w pojeździe, pojazd nadal się rozpędza się i uderza z impetem w drewniano-słomianą chatkę, niszcząc wszystkie jego ściany z wyjątkiem sufitu, bo nigdy go tam nie było. Właściciel tego budynku - Praczłek1 został potrącony przez pojazd i leży wśród zgliszczy chatki, sepleni coś pod nosem, podchodzi do niego drugi praczłek
Praczłek1: Ej, ty, co się patrzysz znad tej kartki białej i czarnymi szlaczkami. Nie patrz na mnie!
Praczłek2: Złamałeś czwartą ścianę!
Praczłek1: Wiem, wiem do licha… Gwiazd nie widzisz przed oczyma?
Praczłek2: Widzę.
Praczłek1: Nie na górę patrz, tylko na dół.
-Praczłek2: Też widzę gwiazdy.
Praczłek1: To odbicie, spójrz obok.
Praczłek2: Nic nie widzę.
Praczłek1: Ciężka diagnoza, a rokowanie jeszcze gorsze. Niestety muszę stwierdzić, że nie ma pan sufitu nad głową.
Praczłek2: Dachu nad głową nie straciłem, ale i tak… Zapłacisz mi za to!
Praczłek1: Bardzo chętnie, ale trzeba najpierw pieniądze wynaleźć.
- Bardzo śmieszne. Zaraz żona wejdzie, zobaczy co zrobiłeś i zobaczymy co powie.
Praczłek1: Nic nie powie, pobuja się na drzewie robiąc groźne miny. Twoja żona jest małpą, nie zapominaj.
Praczłek2: Tak samo jak twoja.
Praczłek1: Zasadniczo wszyscy jesteśmy małpami. A dlaczego mówimy to już teatru tajemnica.
Scena plotek prehistorycznych
Praczłekini1: A gdzie twój chłop?
Praczłekini2: Na piwo poszedł, jak znam życie.
Praczłekini1: Gdzie? Przecież tu żadnej pijalni nie ma, nawet piwa nie wynaleziono.
Praczłekini2: Jak na razie po chmiel, ale wiesz jak to z facetami bywa, ciągle muszą coś odkrywać, jak by losy ludzkości od tego zależały.
Praczłekini1: Chwileczkę, chyba go widzę… niezłej ewolucji dokonuje.
Praczłekini2: On i ewolucja? Błagam cię, to twór tak atawistyczny, że nie zdziwiłabym się gdyby okazało się, że nie ma kręgosłupa.
Praczłekini1: Moralnego na pewno nie. Zresztą miałam na myśli jego wyczyn, a nie jakieś teorie. Mnie interesują fakty.
Praczłekini2: A fakty są takie, że w tej chwili bezdomna się stałaś, nie wiem jak ty, ale ja bym zrobiła raban w chałupie.
Praczłekini1: Ciężko jest robić raban w domu, jego nie posiadając. Nawet wcześniej ciężko było mówić o domu, skoro nie miało się dachu nad głową. Wezmę sobie jakąś jaskinię.
Praczłekini2: Przecież w okolicy jest tylko jedna jaskinia… nie patrz się tak na mnie, nie oddam jej!
Praczłekini1: Czyżby?!
Praczłekinie walczą na śmierć i życie. Straty wyniosły: jeden złamany paznokieć, potargane włosy
Praczłekini1: Chyba odrobinę mnie poniosło. A swoją drogą skąd masz ta kieckę?
Praczłekini2: Od Szablozębnego. Tygrysa szablozębnego. A twoja?
Praczłekini1: Z mamuta. Wielkiego mamuta.