NonNews:Polski kapitan po pijanemu zatopił statek
6 sierpnia 2007
Już nie rower, nie motocykl, nawet nie samochód, a 95 metrowy statek rozbił po pijanemu nasz rodak.
Szczeciński kapitan, płynąc na podwójnym gaziku statkiem z ładunkiem zboża, władował się na platformę wiertniczą u wybrzeży Wielkiej Brytanii. Kapitan kraksę tłumaczył imieninami żony, złymi warunkami pogodowymi oraz kiepskim stanem nawierzchni morza.
Pierwszy oficer jednak złożył wyjaśnienia, które rzucają nowe światło na tę sprawę. Kapitan miał podobno wypić duszkiem butelkę wódki, wyjść na mostek, wziąć ster w ręce i powiedzieć: A teraz ...yyyk... popłyniemy, kurwa, na skróty! Następnie po zauważeniu na kursie platformy wiertniczej wyraził się słowami: A co to za jebana zawalidroga ...yyyk... ja jej, kurwa, zaraz pokaże, gdzie jej ...yyyk... miejsce!
Nie bacząc na uwagi oficerów będących na mostku, że platforma wiertnicza raczej nigdzie sama nie odpłynie, użył kilkukrotnie syreny okrętowej najwyraźniej biorąc ją za klakson. Próbował także dawać (bezskutecznie) sygnały światłami długimi i wyrażał się obelżywie o konstruktorach statku, poddając krytyce sposób prowadzenia się ich rodzicielek. Uderzywszy w platformę, nieustraszony wilk morski, zakrzyknął: Hej, hej, hej sokoły omijajcie ...yyyk... góry, lasy, doły... po czym, objąwszy czule koło sterowe, usnął ukołysany morską falą.
Źródło[edytuj • edytuj kod]
- Wirtualna Polska, 6 sierpnia 2007.