Kabaret Ani Mru-Mru

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Wersja z dnia 14:49, 23 mar 2006 autorstwa 85.221.151.93 (dyskusja)
(różn.) ← przejdź do poprzedniej wersji • przejdź do aktualnej wersji (różn.) • przejdź do następnej wersji → (różn.)

Relaz: Przyznaję Wam się, bez bicia, że gdy umawiałem się na wywiad powiedziałem, że „chciałbym porozmawiać z braćmi Wójcik”. Przepraszam, wybaczycie mi to? Marcin Wójcik: A skąd! Co Ty, zwariowałeś? Ale jest to możliwe, bo zarówno ja, jak i Michał, mamy rodzeństwo. Także, jakbyś chciał się spotkać z Michałem i jego bratem, to ja nie mam nic przeciwko temu. Michał Wójcik: Tylko, że to już by było w Lublinie.

Chyba nie będzie mnie się chciało. Marcin: To masz problem.

Jednak to chyba Wy macie problem z tym stereotypem. Często Wam się to zdarza, a raczej dziennikarzom? Marcin: Często. Zastanawialiśmy się, dlaczego tak jest i do pewnego momentu dementowaliśmy to we wszelkich mediach. Łącznie z telewizją, radiem... Okazuje się jednak, ze do ludzi to nie trafia. Jak jest dwóch Wójcików w jednym kabarecie, to znaczy, że są braćmi. Mówiłem nawet, że Michał jest moim ojcem. Też nie chcieli wierzyć. Śmieszna sytuacja jest wtedy, gdy ktoś do nas przychodzi i pyta „słuchajcie, przepraszam, bo pewnie dużo osób was o to pyta, czy wy jesteście braćmi?”. Odpowiadam: „Nie, stary. Nie jesteśmy nawet spokrewnieni”. A on na to... Michał: "... Dobra, dobra, daj spokój!" Marcin: Nawet jak usłyszą u źródła, to nie chcą wierzyć. Natomiast bardzo często dostaję e-maile pt. „założyłem się o butelkę wódki z moim kolegą, czy wy jesteście braćmi. Proszę odpisz”. I tych zakładów jest 10 tygodniowo.

Nie chcielibyście tym stereotypem zagrać, w jakiś sposób go wykorzystać niecnie? Marcin: Może jakiś kredyt weźmiemy? Michał: Wszystko bierze się stąd, że kwestia braci jest poruszona w naszych skeczach.

Ale moglibyście być braćmi? Marcin: Sądzę, że tak. Moglibyśmy być nawet siostrami.

Ostatnio zapytałem Adama Michnika jak odbiera żarty Jerzego Kryszaka na swój temat i odpowiedział, że to jest „nieeleganckie wyśmiewanie kalectwa”. Co sądzicie o tym? Michał: Poważny zarzut. Marcin: To wszystko zależy od tego, jaki kto ma dystans do siebie. Gdy ostatnio byłem jurorem w regionalnych eliminacjach do PAKI, trzy młode kabarety wyśmiewały się z nas. Szczerze mówiąc nie poczułem się tym jakoś specjalnie urażony. Nawet było mi miło. Jeżeli ktoś robi to w elegancki sposób, a tak robi Jurek Kryszak, to czemu nie? Trochę mnie dziwią słowa Michnika. Trudno, z Kaczyńskiego też się śmieją, że niski. Waldek Wilkołek: Ze mnie się śmieją, że jestem gruby.

Wniosek prosty: Michnik nie ma do siebie dystansu. Marcin: Myślę, że tak. Co innego jest, gdyby Jurek powiedział „Adam Michnik to głupek”. Wtedy to by było nieeleganckie i nie na miejscu, bo nie powinno się takich rzeczy robić. Jąkanie Michnika jest znakiem rozpoznawczym, po którym ludzie go identyfikują. Michał: To jest najbardziej znany jąkała w Polsce. Marcin: Jest osobą publiczną i powinien się z tym liczyć.

Gdzie jest granica parodii, wyśmiewania? Michał: Trzeba tak parodiować, aby nikogo nie urazić. Marcin: To jest płynna granica. Trzeba samemu sobie odpowiedzieć na pytanie, gdzie leży ta granica. A tak naprawdę, to publiczność to weryfikuje. Opierając się o ten przykład, to Jurek Kryszak nie robi tego, aby rozśmieszyć Michnika. Skoro ludzie się z tego śmieją, to znaczy, że jest wszystko OK.

Z kolei Andrzej Mleczko powiedział kiedyś „zadaniem satyryka jest chlastać wszystko, co popadnie. Nie ma świętości, nie ma granic”. Marcin: Ilu satyryków, tyle opinii usłyszysz na ten temat. U nas pojawiały się jakieś żarty o papieżu, ale w naszym przypadku granica polega na tym: jeżeli na tysiąc osób na sali jedna będzie urażona, to chyba nie ma sensu tego robić? No bo po co?

Pozostaje 999 osób. Marcin: Tak, ale są pewne granice żartu niesmacznego. Czym innym jest parodiowanie osoby, która się jąka, a czym innym, że facet spada z wózka inwalidzkiego, a drugi mówi do niego „chodź, chodź, czemu nie idziesz?”. To jest grubszy żart.

I smutny. Marcin: Może smutny nie. Michał: Nie, nie, w ogóle. Marcin: Ileś osób się zaśmieje, ale myślę, że Andrzej Mleczko, pomimo, że tak powiedział, nie odważyłby się rysować żartów mocno obrażających papieża. Waldek: Tu nie chodzi o obrażanie. Jeżeli formą żartu jest obrażanie, to jest to bez sensu. Jeżeli to jest żart i Andrzej Mleczko powiedział „jedziemy po wszystkich” to co z tego, że to jest papież?

Jak sobie radzicie ze sławą? Marcin: Ze Sławą Przybylską?

(śmiech) Nie, z popularnością. Michał: Bardziej chodzi o rozpoznawanie, a nie o sławę. Marcin: Telewizja jest potężnym medium i odczuwamy to na każdym kroku.

Jest w Waszej działalności misja? Marcin: Gigantyczne pieniądze. Michał: Rozśmieszanie, zadowalanie ludzi. Marcin: Misją satyryków takich jak Kryszak jest pokazywanie ludziom, kto jest złodziejem. W naszym przypadku wygląda to tak: ludzie przychodzą do nas po występach i mówią „przez dwie godziny zapomniałem o swoich problemach".

A czujecie taką siłę, że jak powiecie na scenie „nie głosujcie na Kaczora”, to ludzie nie zagłosują? Marcin: Gdybyśmy takie rzeczy robili, to pewnie jakaś część tak zrobi. Dla pewnych osób, młodszych od nas, jesteśmy jakimś tam autorytetem. Michał: Potwierdzeniem jest też to, że nasze teksty, powiedzonka funkcjonują w społeczeństwie, głównie wśród młodzieży.

Jest druga strona medalu. Wy powiecie coś mądrego, a ludzie powiedzą „a tam, kabareciarze, głupki”, będą Was zbywać. Marcin: Ludzie traktują nas jak głupszych od siebie, bo jak ktoś ogląda kogoś, kto gra wariata, to zaraz myśli, że jest głupszy od niego samego. Ale trudno jest nam przewidzieć reakcje ludzi. Czasem na ulicach do nas wołają „Ej, powiedz coś śmiesznego”. Kiedy odpowiadam: „Ale co śmiesznego? Może ty coś powiedz śmiesznego”, to wtedy do nich dociera, że my nie jesteśmy ludźmi, których można wyłączyć pilotem, tylko to są żywe osoby. Nagle jest blokada.

Macie swoje groupies? Marcin: Być może mamy, ale nic o tym nie wiemy. Kiedyś guru polskiego kabaretu Wojciech Orszulak z Kabaretu Moralnego Niepokoju powiedział bardzo mądre zdanie: „Nawet najsłabszy zespół rockowy ma 100 tysięcy więcej na wszystko zdecydowanych fanek niż najlepszy na świecie kabaret”.

A chcielibyście mieć, bo na przykład Krzysio Kiljański ma? Marcin: Owszem, mamy mocno zaangażowane dziewczyny w fankluby. Od 25 do 13 lat nawet. Z kolei groopies kojarzy mi się z fanatycznymi fankami, które stoją pod drzwiami garderoby. A nam się to nie zdarzyło, żeby nas broniły, atakowały kogoś.

Wystąpił kabaret Ani Mru-Mru w składzie: Marcin Wójcik (na zdjęciu po prawej) – pomysłodawca i założyciel kabaretu Ani Mru-Mru, ukończył AWF w Białej Podlaskiej i pracował 4 lata jako nauczyciel wychowania fizycznego. Wierzy w iluzję i hipnozę. Lubi zupę pomidorową. Waldemar Wilkołek (w środku) – dźwiękowiec kabaretu, coraz częściej ucieka zza konsolety i pcha się na scenę, aby występować u boku Marcina i Michała. Lubi Petera Gabriela. Wierzy w to, że podoba się kobietom. Michał Wójcik (po lewej) – jeden z członków kabaretu. Namiętnie szuka słów, których jeszcze nikt nie wymyślił. Nie lubi szpitali i słowa "nigdy". Nie potrafi prasować.