Nonźródła:Baśń o trzech braciach i królewnie: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
(Poprawina spora ilość literówek oraz zmienione tak by każdy wers był w nowej linijce)
M (błąd ortograficzny)
Znacznik: edytor wizualny
 
(Nie pokazano 31 wersji utworzonych przez 22 użytkowników)
Linia 1: Linia 1:
[[Kategoria:Nonźródła|{{PAGENAME}}]]

{{Dla dorosłych}}
{{Dla dorosłych}}
{{Wulgaryzmy}}
{{Wulgaryzmy}}
'''Baśń o trzech braciach i królewnie'''
'''Baśń o trzech [[brat|braciach]] i królewnie'''


<code>
<i><poem>
Mrok wieczorny, babcia siwa<br>
Mrok wieczorny, babcia siwa
Przy kominku głową kiwa.<br>
przy kominku głową kiwa.
Nos jak haczyk, okulary,<br>
Nos jak haczyk, okulary,
Coś pierdoli babsztyl stary.<br>
coś pierdoli babsztyl stary.
Snuje bajdy niestworzone<br>
Snuje bajdy niestworzone
O królewnie Pizdolonie,<br>
o królewnie Pizdolonie,
O trzech braciach, jak niewielu,<br>
o trzech braciach, jak niewielu,
O matuli ich z burdelu<br>
o matuli ich z burdelu
Opowiada stare dzieje,<br>
opowiada stare dzieje,
A na dworze wicher wieje.<br>
a na dworze wicher wieje.
Siądźcie społem panny, smyki,<br>
Siądźcie społem panny, smyki,
Młodojebce, stare pryki,<br>
młodojebce, stare pryki,
I nastawcie dobrze uszy,<br>
i nastawcie dobrze uszy,
Choć na polu śnieżek prószy.<br>
choć na polu śnieżek prószy.
W domu ciepło i wygodnie,<br>
W domu ciepło i wygodnie,
Zostaw pan w spokoju spodnie,<br>
zostaw pan w spokoju spodnie,
Bo się wnet zawoła mamę.<br>
bo się wnet zawoła mamy.
Cyt, uwaga, zaczynamy.<br>
Cyt, uwaga, zaczynamy.
Za lasami, za górami,<br>
Za lasami, za górami,
Za morzami, za rzekami,<br>
za morzami, za rzekami,
Żył przed bardzo wielu laty<br>
żył przed bardzo wielu laty
Król potężny i bogaty.<br>
król potężny i bogaty.
Dobrotliwy, szczodrobliwy,<br>
Dobrotliwy, szczodrobliwy,
Lecz niezmiernie rozżalony,<br>
lecz niezmiernie rozżalony,
Z racji córki Pizdolony,<br>
z racji córki Pizdolony,
Która chociaż dobra, miła,<br>
która chociaż dobra, miła,
Niepomiernie się kurwiła,<br>
niepomiernie się kurwiła,
A dawała bez wyboru:<br>
a dawała bez wyboru:
I rycerzom, panom dworu<br>
i rycerzom, panom dworu
I kucharzom, i stolarzom,<br>
i kucharzom, i stolarzom,
Czasem nawet i malarzom.<br>
czasem nawet i malarzom.
Na leżąco, na stojaka,
W każdej chwili, w każdym czasie<br>
W dupę, w cycki i na raka.
Wciąż myślała o kutasie.<br>
Czy na dworze, czy w salonie,
Próżno mówił jej król stary,<br>
Czy w klozecie, czy na tronie,
Że we wszystkim trzeba miary,<br>
W każdej chwili, w każdym czasie
Nie wypada bowiem pannie<br>
wciąż myślała o kutasie.
Tak się dupcyć nieustannie.<br>
Próżno mówił jej król stary,
Na nic się to wszystko zdało,<br><br>
że we wszystkim trzeba miary,
Bo królewnie wciąż za mało.<br>
Nie wypada bowiem pannie
Wszyscy byli wyjebani.<br>
tak się dupczyć nieustannie.
Nawet księża-kapelani.<br>
Raz ja tak swędziała dupa<br>
Że zgwałciła i biskupa,<br>
A że ten ją zerżnął marnie,<br>
Poszła dawać pod latarnie<br>
Aż z burdeli wszystkich w mieście<br>
Do samego króla wreszcie<br>
Od kurewskiej całej nacji<br>
Przyszły kurwy w delegacji.<br>
Ta najbardziej rozjebana,<br>
Padłwszy przed nim na kolana,<br>
Z trudem wielkim tłumiąc łkanie<br>
Rzecze: "Królu nasz i Panie,<br>
Ty panując od lat wielu<br>
Byłeś ojcem dla burdelu.<br>
Upadają obyczaje,<br>
Twoja córka dupy daje<br>
Na ulicy, bez pieniędzy,<br>
Przez co wpycha nas do nędzy.<br>
Nikt nas dziś już nie pierdoli,<br>
Bo darmochę każdy woli"<br>
Król, na łzy kurewskie czuły,<br>
Kazał dać ze swej szkatuły<br>
Każdej kurwie po dukacie,<br>
Po czym zamknął się w komnacie<br>
I tam siedział przez dzień cały,<br>
Aż mu jaja posiwiały.<br>
Król choć płakał ze zmartwienia,<br>
Zamknął córkę do więzienia<br>
By się więcej nie puszczała.<br>
Tam codziennie dostawała,<br>
Prócz świetnego utrzymania<br>
Tysiąc świec do brandzlowania,<br>
Wazeliny beczkę calą,<br>
Lecz jej ciągle było mało.<br>
Ciągle płacze, ciągle krzyczy:<br>
"To za mało dla mej piczy".<br>
W nocy zaś przywołał swego<br>
Astrologa nadwornego,<br>
By ten, patrząc w gwiezdne szlaki<br>
Znalazł wreszcie sposób jaki,<br>
By królewnę można było,<br>
Dobrowolnie, czy tez siła,<br>
Wrócić znów do cnoty granic,<br>
Lub gdy to się nie zda na nic<br>
Niech przynajmniej w swojej sferze<br>
Obłapników sobie bierze.<br>
Więc astrolog,wziąwszy lupę,<br>
Zajrzał raz królewnie w dupę,<br>
Wielkim cyrklem pizdę zmierzył,<br>
Po czym zamknął się na wieży.<br>
Tak był w pracy pogrążony,<br>
Taki przy tym roztargniony,<br>
Że szukając gwiazd na niebie<br>
W roztargnieniu srał pod siebie.<br>
Kręcił, wiercił teleskopem,<br>
W końcu wrócił z horoskopem.<br>
I rzekł: "Smutną wieść niestety<br>
Objawiły mi planety<br>
Że królewny nic nie wstrzyma,<br>
Na jej szał lekarstwa ni ma,<br>
Chyba, ze się znajdzie jaki,<br>
Tęgi jebak nad jebaki,<br>
Który tak ja zerznie pięknie,<br>
Że królewnie pizda pęknie,<br>
Na kawały się rozwali,<br>
Żywym ogniem się zapali.<br>
Wówczas będzie Pizdolona<br>
Z czaru swego wyzwolona<br>
I stanie się znów prawiczką<br>
Z malusieńką, ciasną piczką".<br>
Wszystkim było ogłoszone,<br>
Że kto zbawi Pizdolonę,<br>
Ten otrzyma za podziękę<br>
Pół królestwa i jej rękę.<br>
Więc zjeżdżają się jebacze,<br>
Czarodzieje, zaklinacze,<br>
Rycerze i królewicze,<br>
By królewnie zerżnąć piczę.<br>
Każdy sił swych próbuje<br>
I choć tęgie mieli huje,<br>
Na nic się to wszystko zdało,
Na nic się to wszystko zdało,
Bo jej ciągle było mało.<br>
bo królewnie wciąż za mało.
Wszyscy byli wyjebani.
A tymczasem heroldowie<br>
Nawet księża-kapelani.
W całym kraju w piśmie, w mowie<br>
Raz ją tak swędziała dupa,
Wieści dziwne rozgłaszali<br>
że zgwałciła i biskupa,
Coraz dalej, dalej, dalej.<br>
a że ten ją zerżnął marnie,
Aż dotarły hen, daleko<br>
poszła dawać pod latarnie.
Gdzie za siódmą górą, rzeką,<br>
Aż z burdeli wszystkich w mieście
Stała sobie stara chatka,<br>
do samego króla wreszcie
W niej mieszkała stara matka<br>
od kurewskiej całej nacji
Ze synami swymi trzema,<br>
przyszły kurwy w delegacji.
Którym równych w świecie nie ma.<br>
Ta najbardziej rozjebana,
Każdy dzielny, tęgi, zwinny,<br>
padłszy przed nim na kolana,
Ale każdy z nich był inny.<br>
z trudem wielkim tłumiąc łkanie
I w tym nie ma nic dziwnego,<br>
rzecze: „Królu nasz i Panie,
Każdy z ojca był innego,<br>
ty panując od lat wielu
Bo w młodości swojej czasie<br>
byłeś ojcem dla burdelu.
Matka strasznie puszczała się.<br>
Upadają obyczaje,
Syn najstarszy miał huj długi<br>
twoja córka dupy daje
I gruby na kształt maczugi,<br>
na ulicy, bez pieniędzy,
A po bokach jego były<br>
przez co wpycha nas do nędzy.
Jak postronki grube żyły,<br>
Nikt nas dziś już nie pierdoli,
Jakieś więzy, jakieś guzy,<br>
bo darmochę każdy woli”.
Jaja miał jak dwa arbuzy.<br>
Król, na łzy kurewskie czuły,
A ze ciągle mu bez mała<br>
kazał dać ze swej szkatuły
Ta ogromna pyta stała<br>
każdej kurwie po dukacie,
Hujogromem go nazwano.<br>
po czym zamknął się w komnacie.
Pizdoliza nosił miano<br>
I tam siedział przez dzień cały,
Syn następny, bo lizanie<br>
aż mu jaja posiwiały.
Stawiał wyżej nad jebanie<br>
Król choć płakał ze zmartwienia,
I nie było mistrza w świecie<br>
zamknął córkę do więzienia,
By prześcignąć go w minecie.<br>
by się więcej nie puszczała.
Cieszą matkę takie dzieci,<br>
Tam codziennie dostawała,
Lecz niestety smuci trzeci,<br>
prócz świetnego utrzymania,
Który rodu był zakałą,<br>
tysiąc świec do brandzlowania,
Bo miał kuśkę całkiem małą.<br>
wazeliny beczkę całą,
Cienką, krotką, na kształt glisty
lecz jej ciągle było mało.
I nie palił się do pizdy.<br>
Ciągle płacze, ciągle krzyczy:
Dobrze, że z matczynej woli<br>
„To za mało dla mej piczy”.
Raz na miesiąc popierdoli.<br>
W nocy zaś przywołał swego
A że mało tak obłapia,<br>
astrologa nadwornego,
Bracia mieli go za gapia.<br>
by ten, patrząc w gwiezdne szlaki
No i matka nawet z czasem<br>
znalazł wreszcie sposób jaki,
Nazywała go głuptasem.<br>
by królewnę można było,
Tak im słodko życie idzie<br>
dobrowolnie, czy tez siłą,
Ani w zbytku, ani w bidzie<br>
wrócić znów do cnoty granic,
Starsze bowiem dwa chłopaki<br>
lub gdy to się nie zda na nic,
Zarabiały w sposób taki,<br>
niech przynajmniej w swojej sferze
Że cnotliwe starsze panie<br>
obłapników sobie bierze.
Brały ich na utrzymanie,<br>
Więc astrolog, wziąwszy lupę,
A i matka chociaż stara,<br>
zajrzał raz królewnie w dupę,
Dała dupy za talara<br>
wielkim cyrklem pizdę zmierzył,
Na stojaka gdzieś w klozecie.<br>
po czym zamknął się w swej wieży.
Lecz najmłodszy, głupek przecie<br>
Tak był w pracy pogrążony,
Choć podobał się niewiastom,<br>
taki przy tym roztargniony,
Dawał dupy pederastom<br>
że szukając gwiazd na niebie
I ku matki wielkiej złości,<br>
w roztargnieniu srał pod siebie.
Nie brał nic od swoich gości,<br>
Kręcił, wiercił teleskopem,
Aż dotarła i w ich strony<br>
w końcu wrócił z horoskopem.
Wieść o losie Pizdolony.<br>
I rzekł: „Smutną wieść niestety
Na pieniądze wnet łakoma,<br>
objawiły mi planety,
Woła matka Hujogroma<br>
że królewny nic nie wstrzyma,
I tak rzecze: "Ty mój synu<br>
na jej szał lekarstwa ni ma,
Idź dokonaj tego czynu".<br>
chyba, że się znajdzie jaki,
Olbrzym wnet posłuchał matki,<br>
tęgi jebak nad jebaki,
Zaraz włożył czyste gatki,<br>
który tak ją zerznie pięknie,
Wymył chuja i bez zwłoki<br>
że królewnie pizda pęknie,
Raźno ruszył w świat szeroki.<br>
na kawały się rozwali,
A gdy przybył do stolicy,<br>
żywym ogniem się zapali.
Zaraz poszedł do ciemnicy<br>
Wówczas będzie Pizdolona
Gdzie się święcą rozkraczona<br>
z czaru swego wyzwolona
Brandzlowała Pizdolona.<br>
i znów stanie się prawiczką
Pyta dawno mu stanęła,<br>
z malusieńką, ciasną piczką”.
Więc się ostro wziął do dzieła<br>
Wszystkim było ogłoszone,
I za pierwszym sztosem leci<br>
że kto zbawi Pizdolonę,
Błyskawicznie drugi, trzeci,<br>
ten otrzyma za podziękę
Czwarty piąty, aż nareszcie<br>
pół królestwa i jej rękę.
Wyrżnął sztosów tysiąc dwieście<br>
Więc zjeżdżają się jebacze,
I utracił siłe całą.<br>
czarodzieje, zaklinacze,
A królewnie wciąż za mało.<br>
rycerze i królewicze,
Tak był przy tym osłabiony,<br>
by królewnie zerżnąć piczę.
Że zleźć nie mógł z Pizdolony<br>
Każdy sił swych próbuje
I musiały dworskie ciury<br>
i choć tęgie mieli chuje,
Ściągnąć go za dupę z dziury<br>
na nic się to wszystko zdało,
I zabrały omdlałego<br>
bo jej ciągle było mało.
Do szpitala zamkowego.<br>
A tymczasem heroldowie
A królewna ciągle krzyczy:<br>
w całym kraju w piśmie, w mowie
"To za mało dla mej piczy".<br>
wieści dziwne rozgłaszali
Prędko, prędko baśń się baje,<br>
coraz dalej, dalej, dalej.
Nie tak prędko kutas staje.<br>
Aż dotarły hen, daleko
Baśń się baje, czas ucieka,<br>
gdzie za siódmą górą, rzeką,
Hujogroma matka czeka<br>
stała sobie stara chatka,
I już martwić się zaczyna:<br>
w niej mieszkała stara matka
"Coś nie widać skurwysyna".<br>
ze synami swymi trzema,
Aż ją doszły straszne wieści.<br>
którym równych w świecie nie ma.
Powstrzymując łzy boleści,<br>
Każdy dzielny, tęgi, zwinny,
Pizdoliza matka wzywa<br>
ale każdy z nich był inny.
I w te słowa się odzywa:<br>
"Bratu - rzecz to nie do wiary!<br>
I w tym nie ma nic dziwnego,
każdy z ojca był innego,
Nie udały się zamiary,<br>
bo w młodości swojej czasie
Kutas zmarniał mu niestety,<br>
matka strasznie puszczała się.
Idź wiec ty - spróbuj minety".<br>
Syn najstarszy miał chuj długi
I Pizdoliz wnet bez zwłoki<br>
i gruby na kształt maczugi,
Ruszył prędko w świat szeroki.<br>
a po bokach jego były
W końcu zaszedł do stolicy,<br>
jak postronki grube żyły,
Tam się udał do ciemnicy<br>
jakieś więzy, jakieś guzy,
Gdzie się święcą rozkraczona<br>
jaja miał jak dwa arbuzy.
Brandzlowała Pizdolona.<br>
A że ciągle mu bez mała
Zaraz ją za dupę łapie<br>
ta ogromna pyta stała,
I minetę tego chlapie.<br>
Chujogromem go nazwano.
Język jego na kształt węża,<br>
Pizdoliza nosił miano
To się spręża, to rozpręża,<br>
syn następny, bo lizanie
To się wije jak sprężyna,<br>
stawiał wyżej nad jebanie
W pizdę wwiercać się zaczyna,<br>
i nie było mistrza w świecie,
Kręci na kształt kołowrotka,<br>
by prześcignąć go w minecie.
To od zewnątrz, to od środka.<br>
Cieszą matkę takie dzieci,
Doba wciąż za doba mija,<br>
lecz niestety smuci trzeci,
On jęzorem wciąż wywija.<br>
który rodu był zakałą,
Aż utracił siłę całą.<br>
bo miał pałę całkiem małą.
A królewnie wciąż za mało.<br>
Cienką, krótką, na kształt glisty
Tak był przy tym osłabiony,<br>
i nie palił się do pizdy.
Że zleźć nie mógł z Pizdolony,<br>
Dobrze, że z matczynej woli
Więc i jego dworskie ciury<br>
raz na miesiąc popierdoli.
Ściągnęły za dupę z dziury<br>
A że mało tak obłapia,
I wyniosły omdlałego<br>
bracia mieli go za gapia.
Do szpitala zamkowego.<br>
No i matka nawet z czasem
A królewna ciągle krzyczy:<br>
nazywała go głuptasem.
"To za mało dla mej piczy".<br>
Tak im słodko życie idzie,
Prędko, prędko baśń się baje,<br>
ani w zbytku, ani w bidzie,
Nie tak prędko kutas staje.<br>
starsze bowiem dwa chłopaki
Baśń się baje, czas ucieka,<br>
zarabiały w sposób taki,
Pizdoliza matka czeka<br>
że cnotliwe starsze panie
I już martwić się zaczyna,<br>
brały ich na utrzymanie,
Bo nie widać skurwysyna.<br>
a i matka chociaż stara,
Ze złości zaciska zęby,<br>
dała dupy za talara
Że dwóch synów, niby dęby,<br>
na stojaka gdzieś w klozecie.
Losy wzięły jej zdradziecko...<br>
Lecz najmłodszy, głupek przecie
"Jedno mi zostało dziecko<br>
Tylko trzeci syn - wyskrobek
I do tego całkiem głupie"!<br>
Wypinał się na zarobek.
Głuptak miał to wszystko w dupie.<br>
choć podobał się niewiastom,
Raz w niedzielę, po jedzeniu<br>
dawał dupy pederastom.
Chciał pochrapać sobie w cieniu.<br>
i ku matki wielkiej złości,
Coś mu jednak spać nie daje,<br>
nie brał nic od swoich gości,
Coś go gryzie w jaje.<br>
aż dotarła i w ich strony
Patrzy - a tu mała menda,<br>
wieść o losie Pizdolony.
Co po jajach mu się szwęda.<br>
Na pieniądze wnet łakoma,
Głuptak już rozpinał gacie,<br>
woła matka Chujogroma
By ja otruć w sublimacie,<br>
I tak rzecze: „Ty mój synu
Gdy wtem menda nieszczęśliwa<br>
idź dokonaj tego czynu”.
Ludzkim głosem się odzywa:<br>
Gdy spierdolisz Pizdolonę,
"Czemu pragniesz mojej zguby?<br>
To dostaniesz ją za żonę.
Nie zabijaj chłopcze luby.<br>
Pół królestwa twoim będzie!
Menda tez stworzenie boże,<br>
Tak królewskie brzmi orędzie.”
Że inaczej żyć nie może,<br>
Olbrzym wnet posłuchał matki,
I ze czasem w jajo utnie,<br>
zaraz włożył czyste gatki,
Nie gubże jej tak okrutnie".<br>
wymył chuja i bez zwłoki
Głuptak myśli - cóż to złego,<br>
raźno ruszył w świat szeroki.
Przecie nie zje mnie całego.<br>
A gdy przybył do stolicy,
Nie potrzebna mi twa zguba,<br>
zaraz poszedł do ciemnicy,
Idź wiec z Bogiem mendo luba".<br>
gdzie się święcą rozkraczona
A tu nagle menda znika<br>
brandzlowała Pizdolona.
I zmienia się w czarownika.<br>
Pyta dawno mu stanęła,
Czarownika - czarodzieja<br>
więc się ostro wziął do dzieła
I do swego dobrodzieja,<br>
i za pierwszym sztosem leci
Co się w strachu z miejsca zrywa,<br>
błyskawicznie drugi, trzeci,
W takie słowa się odzywa:<br>
czwarty piąty, aż nareszcie
"Że litości miałeś względy<br>
wyrżnął sztosów tysiąc dwieście
Dla bezbronnej słabej mendy,<br>
i utracił siłę całą.
I żeś jej darował życie,<br>
A królewnie wciąż za mało.
Wynagrodzę cię sowicie.<br>
Tak był przy tym osłabiony,
Dam ci ja wskazówki pewne<br>
że zleźć nie mógł z Pizdolony
Jak spierdolić masz królewnę.<br>
i musiały dworskie ciury
Sił twych mało tu potrzeba<br>
ściągnąć go za dupę z dziury
Dam ci kondoma samojeba,<br>
i zabrały omdlałego
Który ma te dziwną siłę,<br>
do szpitala zamkowego.
Że gdy włożysz na swoja żyłę<br>
A królewna ciągle krzyczy:
I rozkażesz, on za ciebie<br>
„To za mało dla mej piczy”.
Sztos za sztosem ciągle jebie<br>
Prędko, prędko baśń się baje,
Czarodziejska mocą cudu.<br>
nie tak prędko kutas staje.
Ale zdobyć go jest trudno.<br>
Baśń się baje, czas ucieka,
Dupa strzeże go zaklęta<br>
Chujogroma matka czeka
Na przechodniów wciąż wypięta<br>
i już martwić się zaczyna:
Z której mocą złego ducha<br>
„Coś nie widać skurwysyna”.
Ustawicznie ogień bucha.<br>
Aż ją doszły straszne wieści.
I czy z bliska, czy z daleka<br>
Powstrzymując łzy boleści,
Żarem swoim wszystko spieka.<br>
Pizdoliza matka wzywa
I w tym mocnym, wielkim żarze<br>
i w te słowa się odzywa:
Dupa się całować każe.<br>
„Bratu - rzecz to nie do wiary!
Lecz gdy powiesz do niej słowa:<br>
Nie udały się zamiary,
"Niech się ogień w dupie schowa,<br>
kutas zmarniał mu niestety,
Sama się pocałuj właśnie"<br>
idź wiec ty - spróbuj minety”.
Wtedy ogień w dupie zagaśnie.<br>
I Pizdoliz wnet bez zwłoki
I powoli, z dobrej woli<br>
ruszył prędko w świat szeroki.
Kondom zabrać się ci pozwoli.<br>
W końcu zaszedł do stolicy,
Za twą dobroć ja ci mogę<br>
tam się udał do ciemnicy,
Do tej dupy wskazać drogę.<br>
gdzie się święcą rozkraczona
Weź ten kłębek z sobą razem,<br>
Brandzlowała Pizdolona.
On ci będzie drogowskazem.<br>
Zaraz ją za picze łapie
Rzuć na ziemię i idź wszędzie<br>
i minetę tego chlapie.
Gdzie się kłębek toczyć będzie.<br>
Język jego na kształt węża,
Lecz pamiętaj zawsze święcie<br>
to się spręża, to rozpręża,
Czarodziejskie to zaklęcie."<br>
to się wije jak sprężyna,
Tu czarownik, niby mara,<br>
w pizdę wwiercać się zaczyna,
Zniknął, rozwiał się jak para.<br>
kręci na kształt kołowrotka,
Głuptak wstaje ucieszony,<br>
to od zewnątrz, to od środka.
Bierze kłębek rozbawiony<br>
To się zwija znów jak fryga,
I nie mówiąc nic nikomu<br>
że gdy patrzeć — w oczach miga.
Po kryjomu znika z domu.<br>
Doba tak za dobą mija,
Prędko, prędko baśń się baje,<br>
on jęzorem wciąż wywija.
Nie tak prędko kutas staje.<br>
Aż utracił siłę całą.
Głuptak idzie, nie ustaje,<br>
A królewnie wciąż za mało.
Coraz nowsze mija kraje.<br>
Tak był przy tym osłabiony,
Gdy stu granic minął słupy,<br>
że zleźć nie mógł z Pizdolony,
Zaszedł wreszcie aż do dupy,<br>
Więc i jego dworskie ciury
Z której ogień wieczny tryska,<br>
ściągnęły za dupę z dziury
A podszedłszy do niej z bliska,<br>
i wyniosły omdlałego
Rozżarzonej nad pojęcie<br>
do szpitala zamkowego.
Czarodziejskie swe zaklęcie<br>
A królewna ciągle krzyczy:
Głuptak z całej siły wrzaśnie:<br>
„To za mało dla mej piczy”.
"Sama się pocałuj właśnie!"<br>
Prędko, prędko baśń się baje,
Wtedy dupa zawstydzona<br>
nie tak prędko kutas staje.
Puściła go do kondoma.<br>
Baśń się baje, czas ucieka,
Więc z kondomem ucieszony,<br>
Pizdoliza matka czeka
Pędzi wnet do Pizdolony.<br>
i już martwić się zaczyna,
A gdy przyszedł do stolicy,<br>
bo nie widać skurwysyna.
Zaraz poszedł do ciemnicy,<br>
W końcu widząc, że nie wraca
Gdzie się święcą rozkraczona<br>
Myśli: „Na nic moja praca…
Brandzlowała Pizdolona.<br>
Biedna dola jest matczyna
Wkłada kondom, niecierpliwy,<br>
Oto już drugiego syna.
A tu patrzcie - czary, dziwy!<br>
Ze złości zaciska zęby,
Huj, co zawsze był jak z ciasta,<br>
że dwóch synów, niby dęby,
Na sto hujów się rozrasta.<br>
losy wzięły jej zdradziecko...
Każdy gruby jak ta bela,<br>
„Jedno mi zostało dziecko
Każdy piczę jej rozdziera,<br>
I do tego całkiem głupie”!
Każdy twardy jak ze stali,<br>
Głuptak miał to wszystko w dupie.
Każdy długi na sto cali.<br>
Raz w niedzielę, po jedzeniu
Wszystkie huje z całej siły<br>
chciał pochrapać sobie w cieniu.
Na królewnę uderzyły.<br>
Coś mu jednak spać nie daje,
Każdy w pizdę jej się wwierca,<br>
coś go ciągle gryzie w jaje.
Każdy końcem sięga serca,<br>
Więc się prędko zrywa z trawy,
Każdy jej się w piczy grzebie,<br>
W portki patrzy się ciekawy,
Każdy jebie, jebie, jebie!<br>
A tu się po jajach szwenda
Aż królewna Pizdolona,<br>
Niby chrabąszcz — wielka menda!
Rozjebana, spierdolona,<br>
Głuptas już rozpinał gacie,
Od jebania ledwie żywa<br>
By ją zgubić w sublimacie,
Krzyczy:"cipa się rozrywa".<br>
gdy wtem menda nieszczęśliwa
Takie przy tym tarcie było,<br>
ludzkim głosem się odzywa:
Że się w dupie zapaliło.<br>
„Czemu pragniesz mojej zguby?
By ugasić pożar ciała,<br>
Nie zabijaj chłopcze luby.
Straż zamkowa przyjechała<br>
Menda też stworzenie boże,
Z toporami, z bosakami<br>
że inaczej żyć nie może,
Z sikawkami i kubłami<br>
i że czasem w jajo utnie,
Słowem z całym inwentarzem<br>
nie gubże jej tak okrutnie”.
Stosowanym przy pożarze.<br>
Głuptak myśli:
I po długiej ciężkiej<br>
„Cóż to złego,
Pracy ugasili ją strażacy.<br>
przecie nie zje mnie całego.
Tak została Pizdolona<br>
Niepotrzebna mi twa zguba,
Z czaru swego wyzwolona<br>
idź więc z Bogiem, mendo luba”.
I znów stała się prawiczką<br>
A tu nagle menda znika
Z malusieńką ciasną piczką.<br>
i się zmienia w czarownika.
Głuptas dostał zaś w podzięce
Czarownika - czarodzieja
Pół królestwa i jej ręce.<br>
i do swego dobrodzieja,
Król był taki ucieszony<br>
co się w strachu z miejsca zrywa,
Ze zbawienia Pizdolony,<br>
w takie słowa się odzywa:
Że pomimo swej starości<br>
„Że litości miałeś względy
Kapucyna ciął z radości<br>
dla bezbronnej słabej mendy,
Bez ustanku tydzień cały<br>
i żeś jej darował życie,
Aż mu jaja odsiwiały,<br>
wynagrodzę cię sowicie.
Mimo, ze już nie był młody.<br>
Dam ci ja wskazówki pewne
Potem zaraz sprawił gody<br>
jak spierdolić masz królewnę.
Głuptakowi z Pizdoloną.<br>
Sił twych mało tu potrzeba,
Mnie na gody zaproszono,<br>
dam kondoma samojeba,
Więc ja głównie też tam byłem,<br>
który ma tą dziwną siłę,
Jadłem piłem pierdoliłem.<br>
że gdy włożysz na swą żyłę
Bawiłem się z nimi społem<br>
i rozkażesz, on za ciebie
Aż zasnąłem gdzieś pod stołem.<br>
sztos za sztosem ciągle jebie
<br>
Czarodziejską mocą cudną!
Oto co sprawiła menda.
Ale zdobyć go jest trudno...
na tym kończy się legenda.<br>
Dupa strzeże go zaklęta
</code>
Na przechodniów wciąż wypięta,
z której mocą złego ducha
ustawicznie ogień bucha.
I czy z bliska, czy z daleka
żarem swoim wszystko spieka.
I w tym mocnym, wielkim żarze
dupa się całować każe.
Lecz gdy powiesz do niej słowa:
«Niech się ogień w dupie schowa,
sama się pocałuj właśnie»,
wtedy ogień w dupie zgaśnie.
I powoli, z dobrej woli
kondom zabrać ci pozwoli.
Za twą dobroć ja ci mogę
do tej dupy wskazać drogę.
Weź ten kłębek z sobą razem,
on ci będzie drogowskazem.
Rzuć na ziemię i idź wszędzie,
gdzie się kłębek toczyć będzie.
Lecz pamiętaj zawsze święcie
czarodziejskie to zaklęcie.”
Tu czarownik, niby mara,
zniknął, rozwiał się jak para.
Głuptak wstaje ucieszony,
bierze kłębek rozbawiony
i nie mówiąc nic nikomu,
po kryjomu znika z domu.
Prędko, prędko baśń się baje,
nie tak prędko kutas staje.
Głuptak idzie, nie ustaje,
coraz nowsze mija kraje.
Gdy stu granic minął słupy,
zaszedł wreszcie aż do dupy,
z której ogień wieczny tryska,
a podszedłszy do niej z bliska,
rozżarzonej nad pojęcie,
czarodziejskie swe zaklęcie
Głuptak z całej siły wrzaśnie:
„Sama się pocałuj właśnie!”
Wtedy dupa zawstydzona
puściła go do kondoma.
Więc z kondomem ucieszony,
pędzi wnet do Pizdolony.
A gdy przyszedł do stolicy,
zaraz poszedł do ciemnicy,
gdzie się święcą rozkraczona
brandzlowała Pizdolona.
Wkłada kondom, niecierpliwy,
a tu patrzcie - czary, dziwy!
Chuj, co zawsze był jak z ciasta,
na sto chujów się rozrasta.
Każdy gruby jak ta bela,
każdy piczę jej rozdziera,
każdy twardy jak ze stali,
każdy długi na sto cali.
Wszystkie chuje z całej siły
na królewnę uderzyły.
Każdy w pizdę jej się wwierca,
każdy końcem sięga serca,
każdy jej się w piczy grzebie,
każdy jebie, jebie, jebie!
Głuptas leży bez wysiłku,
Czasem klepnie ją po tyłku,
Czasem w cycki pocałuje,
A samojeb piczę pruje.
Aż królewna Pizdolona,
rozjebana, spierdolona,
od jebania ledwie żywa,
krzyczy: „cipa się rozrywa!”
Takie przy tym tarcie było,
że się w dupie zapaliło.
By ugasić pożar ciała,
straż zamkowa przyjechała
z toporami, z bosakami,
z sikawkami i kubłami,
słowem z całym inwentarzem
stosowanym przy pożarze.
I po długiej ciężkiej pracy
ugasili ją strażacy.
Tak została Pizdolona
z czaru swego wyzwolona
i znów stała się prawiczką
z malusieńką ciasną piczką.
Głuptas dostał zaś w podziękę
pół królestwa i jej rękę.
Król był taki ucieszony
ze zbawienia Pizdolony,
że pomimo swej starości
kapucyna ciął z radości
bez ustanku tydzień cały,
aż mu jaja odsiwiały,
Mimo, ze już nie był młody,
potem zaraz sprawił gody
Głuptakowi z Pizdoloną.
Mnie na gody zaproszono,
więc jak mówię, też tam byłam.
Jadłam, piłam, pierdoliłam,
bawiłam się z nimi społem,
aż zasnęłam gdzieś pod stołem...

Tu bajka dobiega końca.
Już za oknem patrzeć słońca,
przy kominku babcia siwa
coś mamrocze, głową kiwa,
dając dziatwie pouczenia
o rozkoszach chędożenia.

Których i Wam czytelnicy
Autor tej powiastki życzy!
</poem></i>

Autor: Aleksander Fredro


[[Kategoria:Nonźródła – liryka‎]]
Autor: [[Aleksander Fredro]]

Aktualna wersja na dzień 20:54, 5 lut 2023

18.png Ten artykuł przeznaczony jest tylko dla bardzo dorosłych czytelników! Całuski i zmykaj na dobranockę, maluchu.


Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznane za wulgarne!
Jeżeli nie jesteś pełnoletni lub Cię to razi – zajmij się czymś typowym dla nastolatków, np. oglądaniem stron z gołymi babami!

Baśń o trzech braciach i królewnie

Mrok wieczorny, babcia siwa
przy kominku głową kiwa.
Nos jak haczyk, okulary,
coś pierdoli babsztyl stary.
Snuje bajdy niestworzone
o królewnie Pizdolonie,
o trzech braciach, jak niewielu,
o matuli ich z burdelu
opowiada stare dzieje,
a na dworze wicher wieje.
Siądźcie społem panny, smyki,
młodojebce, stare pryki,
i nastawcie dobrze uszy,
choć na polu śnieżek prószy.
W domu ciepło i wygodnie,
zostaw pan w spokoju spodnie,
bo się wnet zawoła mamy.
Cyt, uwaga, zaczynamy.
Za lasami, za górami,
za morzami, za rzekami,
żył przed bardzo wielu laty
król potężny i bogaty.
Dobrotliwy, szczodrobliwy,
lecz niezmiernie rozżalony,
z racji córki Pizdolony,
która chociaż dobra, miła,
niepomiernie się kurwiła,
a dawała bez wyboru:
i rycerzom, panom dworu
i kucharzom, i stolarzom,
czasem nawet i malarzom.
Na leżąco, na stojaka,
W dupę, w cycki i na raka.
Czy na dworze, czy w salonie,
Czy w klozecie, czy na tronie,
W każdej chwili, w każdym czasie
wciąż myślała o kutasie.
Próżno mówił jej król stary,
że we wszystkim trzeba miary,
Nie wypada bowiem pannie
tak się dupczyć nieustannie.
Na nic się to wszystko zdało,
bo królewnie wciąż za mało.
Wszyscy byli wyjebani.
Nawet księża-kapelani.
Raz ją tak swędziała dupa,
że zgwałciła i biskupa,
a że ten ją zerżnął marnie,
poszła dawać pod latarnie.
Aż z burdeli wszystkich w mieście
do samego króla wreszcie
od kurewskiej całej nacji
przyszły kurwy w delegacji.
Ta najbardziej rozjebana,
padłszy przed nim na kolana,
z trudem wielkim tłumiąc łkanie
rzecze: „Królu nasz i Panie,
ty panując od lat wielu
byłeś ojcem dla burdelu.
Upadają obyczaje,
twoja córka dupy daje
na ulicy, bez pieniędzy,
przez co wpycha nas do nędzy.
Nikt nas dziś już nie pierdoli,
bo darmochę każdy woli”.
Król, na łzy kurewskie czuły,
kazał dać ze swej szkatuły
każdej kurwie po dukacie,
po czym zamknął się w komnacie.
I tam siedział przez dzień cały,
aż mu jaja posiwiały.
Król choć płakał ze zmartwienia,
zamknął córkę do więzienia,
by się więcej nie puszczała.
Tam codziennie dostawała,
prócz świetnego utrzymania,
tysiąc świec do brandzlowania,
wazeliny beczkę całą,
lecz jej ciągle było mało.
Ciągle płacze, ciągle krzyczy:
„To za mało dla mej piczy”.
W nocy zaś przywołał swego
astrologa nadwornego,
by ten, patrząc w gwiezdne szlaki
znalazł wreszcie sposób jaki,
by królewnę można było,
dobrowolnie, czy tez siłą,
wrócić znów do cnoty granic,
lub gdy to się nie zda na nic,
niech przynajmniej w swojej sferze
obłapników sobie bierze.
Więc astrolog, wziąwszy lupę,
zajrzał raz królewnie w dupę,
wielkim cyrklem pizdę zmierzył,
po czym zamknął się w swej wieży.
Tak był w pracy pogrążony,
taki przy tym roztargniony,
że szukając gwiazd na niebie
w roztargnieniu srał pod siebie.
Kręcił, wiercił teleskopem,
w końcu wrócił z horoskopem.
I rzekł: „Smutną wieść niestety
objawiły mi planety,
że królewny nic nie wstrzyma,
na jej szał lekarstwa ni ma,
chyba, że się znajdzie jaki,
tęgi jebak nad jebaki,
który tak ją zerznie pięknie,
że królewnie pizda pęknie,
na kawały się rozwali,
żywym ogniem się zapali.
Wówczas będzie Pizdolona
z czaru swego wyzwolona
i znów stanie się prawiczką
z malusieńką, ciasną piczką”.
Wszystkim było ogłoszone,
że kto zbawi Pizdolonę,
ten otrzyma za podziękę
pół królestwa i jej rękę.
Więc zjeżdżają się jebacze,
czarodzieje, zaklinacze,
rycerze i królewicze,
by królewnie zerżnąć piczę.
Każdy sił swych próbuje
i choć tęgie mieli chuje,
na nic się to wszystko zdało,
bo jej ciągle było mało.
A tymczasem heroldowie
w całym kraju w piśmie, w mowie
wieści dziwne rozgłaszali
coraz dalej, dalej, dalej.
Aż dotarły hen, daleko
gdzie za siódmą górą, rzeką,
stała sobie stara chatka,
w niej mieszkała stara matka
ze synami swymi trzema,
którym równych w świecie nie ma.
Każdy dzielny, tęgi, zwinny,
ale każdy z nich był inny.
I w tym nie ma nic dziwnego,
każdy z ojca był innego,
bo w młodości swojej czasie
matka strasznie puszczała się.
Syn najstarszy miał chuj długi
i gruby na kształt maczugi,
a po bokach jego były
jak postronki grube żyły,
jakieś więzy, jakieś guzy,
jaja miał jak dwa arbuzy.
A że ciągle mu bez mała
ta ogromna pyta stała,
Chujogromem go nazwano.
Pizdoliza nosił miano
syn następny, bo lizanie
stawiał wyżej nad jebanie
i nie było mistrza w świecie,
by prześcignąć go w minecie.
Cieszą matkę takie dzieci,
lecz niestety smuci trzeci,
który rodu był zakałą,
bo miał pałę całkiem małą.
Cienką, krótką, na kształt glisty
i nie palił się do pizdy.
Dobrze, że z matczynej woli
raz na miesiąc popierdoli.
A że mało tak obłapia,
bracia mieli go za gapia.
No i matka nawet z czasem
nazywała go głuptasem.
Tak im słodko życie idzie,
ani w zbytku, ani w bidzie,
starsze bowiem dwa chłopaki
zarabiały w sposób taki,
że cnotliwe starsze panie
brały ich na utrzymanie,
a i matka chociaż stara,
dała dupy za talara
na stojaka gdzieś w klozecie.
Lecz najmłodszy, głupek przecie
Tylko trzeci syn - wyskrobek
Wypinał się na zarobek.
choć podobał się niewiastom,
dawał dupy pederastom.
i ku matki wielkiej złości,
nie brał nic od swoich gości,
aż dotarła i w ich strony
wieść o losie Pizdolony.
Na pieniądze wnet łakoma,
woła matka Chujogroma
I tak rzecze: „Ty mój synu
idź dokonaj tego czynu”.
Gdy spierdolisz Pizdolonę,
To dostaniesz ją za żonę.
Pół królestwa twoim będzie!
Tak królewskie brzmi orędzie.”
Olbrzym wnet posłuchał matki,
zaraz włożył czyste gatki,
wymył chuja i bez zwłoki
raźno ruszył w świat szeroki.
A gdy przybył do stolicy,
zaraz poszedł do ciemnicy,
gdzie się święcą rozkraczona
brandzlowała Pizdolona.
Pyta dawno mu stanęła,
więc się ostro wziął do dzieła
i za pierwszym sztosem leci
błyskawicznie drugi, trzeci,
czwarty piąty, aż nareszcie
wyrżnął sztosów tysiąc dwieście
i utracił siłę całą.
A królewnie wciąż za mało.
Tak był przy tym osłabiony,
że zleźć nie mógł z Pizdolony
i musiały dworskie ciury
ściągnąć go za dupę z dziury
i zabrały omdlałego
do szpitala zamkowego.
A królewna ciągle krzyczy:
„To za mało dla mej piczy”.
Prędko, prędko baśń się baje,
nie tak prędko kutas staje.
Baśń się baje, czas ucieka,
Chujogroma matka czeka
i już martwić się zaczyna:
„Coś nie widać skurwysyna”.
Aż ją doszły straszne wieści.
Powstrzymując łzy boleści,
Pizdoliza matka wzywa
i w te słowa się odzywa:
„Bratu - rzecz to nie do wiary!
Nie udały się zamiary,
kutas zmarniał mu niestety,
idź wiec ty - spróbuj minety”.
I Pizdoliz wnet bez zwłoki
ruszył prędko w świat szeroki.
W końcu zaszedł do stolicy,
tam się udał do ciemnicy,
gdzie się święcą rozkraczona
Brandzlowała Pizdolona.
Zaraz ją za picze łapie
i minetę tego chlapie.
Język jego na kształt węża,
to się spręża, to rozpręża,
to się wije jak sprężyna,
w pizdę wwiercać się zaczyna,
kręci na kształt kołowrotka,
to od zewnątrz, to od środka.
To się zwija znów jak fryga,
że gdy patrzeć — w oczach miga.
Doba tak za dobą mija,
on jęzorem wciąż wywija.
Aż utracił siłę całą.
A królewnie wciąż za mało.
Tak był przy tym osłabiony,
że zleźć nie mógł z Pizdolony,
Więc i jego dworskie ciury
ściągnęły za dupę z dziury
i wyniosły omdlałego
do szpitala zamkowego.
A królewna ciągle krzyczy:
„To za mało dla mej piczy”.
Prędko, prędko baśń się baje,
nie tak prędko kutas staje.
Baśń się baje, czas ucieka,
Pizdoliza matka czeka
i już martwić się zaczyna,
bo nie widać skurwysyna.
W końcu widząc, że nie wraca
Myśli: „Na nic moja praca…
Biedna dola jest matczyna
Oto już drugiego syna.
Ze złości zaciska zęby,
że dwóch synów, niby dęby,
losy wzięły jej zdradziecko...
„Jedno mi zostało dziecko
I do tego całkiem głupie”!
Głuptak miał to wszystko w dupie.
Raz w niedzielę, po jedzeniu
chciał pochrapać sobie w cieniu.
Coś mu jednak spać nie daje,
coś go ciągle gryzie w jaje.
Więc się prędko zrywa z trawy,
W portki patrzy się ciekawy,
A tu się po jajach szwenda
Niby chrabąszcz — wielka menda!
Głuptas już rozpinał gacie,
By ją zgubić w sublimacie,
gdy wtem menda nieszczęśliwa
ludzkim głosem się odzywa:
„Czemu pragniesz mojej zguby?
Nie zabijaj chłopcze luby.
Menda też stworzenie boże,
że inaczej żyć nie może,
i że czasem w jajo utnie,
nie gubże jej tak okrutnie”.
Głuptak myśli:
„Cóż to złego,
przecie nie zje mnie całego.
Niepotrzebna mi twa zguba,
idź więc z Bogiem, mendo luba”.
A tu nagle menda znika
i się zmienia w czarownika.
Czarownika - czarodzieja
i do swego dobrodzieja,
co się w strachu z miejsca zrywa,
w takie słowa się odzywa:
„Że litości miałeś względy
dla bezbronnej słabej mendy,
i żeś jej darował życie,
wynagrodzę cię sowicie.
Dam ci ja wskazówki pewne
jak spierdolić masz królewnę.
Sił twych mało tu potrzeba,
dam kondoma samojeba,
który ma tą dziwną siłę,
że gdy włożysz na swą żyłę
i rozkażesz, on za ciebie
sztos za sztosem ciągle jebie
Czarodziejską mocą cudną!
Ale zdobyć go jest trudno...
Dupa strzeże go zaklęta
Na przechodniów wciąż wypięta,
z której mocą złego ducha
ustawicznie ogień bucha.
I czy z bliska, czy z daleka
żarem swoim wszystko spieka.
I w tym mocnym, wielkim żarze
dupa się całować każe.
Lecz gdy powiesz do niej słowa:
«Niech się ogień w dupie schowa,
sama się pocałuj właśnie»,
wtedy ogień w dupie zgaśnie.
I powoli, z dobrej woli
kondom zabrać ci pozwoli.
Za twą dobroć ja ci mogę
do tej dupy wskazać drogę.
Weź ten kłębek z sobą razem,
on ci będzie drogowskazem.
Rzuć na ziemię i idź wszędzie,
gdzie się kłębek toczyć będzie.
Lecz pamiętaj zawsze święcie
czarodziejskie to zaklęcie.”
Tu czarownik, niby mara,
zniknął, rozwiał się jak para.
Głuptak wstaje ucieszony,
bierze kłębek rozbawiony
i nie mówiąc nic nikomu,
po kryjomu znika z domu.
Prędko, prędko baśń się baje,
nie tak prędko kutas staje.
Głuptak idzie, nie ustaje,
coraz nowsze mija kraje.
Gdy stu granic minął słupy,
zaszedł wreszcie aż do dupy,
z której ogień wieczny tryska,
a podszedłszy do niej z bliska,
rozżarzonej nad pojęcie,
czarodziejskie swe zaklęcie
Głuptak z całej siły wrzaśnie:
„Sama się pocałuj właśnie!”
Wtedy dupa zawstydzona
puściła go do kondoma.
Więc z kondomem ucieszony,
pędzi wnet do Pizdolony.
A gdy przyszedł do stolicy,
zaraz poszedł do ciemnicy,
gdzie się święcą rozkraczona
brandzlowała Pizdolona.
Wkłada kondom, niecierpliwy,
a tu patrzcie - czary, dziwy!
Chuj, co zawsze był jak z ciasta,
na sto chujów się rozrasta.
Każdy gruby jak ta bela,
każdy piczę jej rozdziera,
każdy twardy jak ze stali,
każdy długi na sto cali.
Wszystkie chuje z całej siły
na królewnę uderzyły.
Każdy w pizdę jej się wwierca,
każdy końcem sięga serca,
każdy jej się w piczy grzebie,
każdy jebie, jebie, jebie!
Głuptas leży bez wysiłku,
Czasem klepnie ją po tyłku,
Czasem w cycki pocałuje,
A samojeb piczę pruje.
Aż królewna Pizdolona,
rozjebana, spierdolona,
od jebania ledwie żywa,
krzyczy: „cipa się rozrywa!”
Takie przy tym tarcie było,
że się w dupie zapaliło.
By ugasić pożar ciała,
straż zamkowa przyjechała
z toporami, z bosakami,
z sikawkami i kubłami,
słowem z całym inwentarzem
stosowanym przy pożarze.
I po długiej ciężkiej pracy
ugasili ją strażacy.
Tak została Pizdolona
z czaru swego wyzwolona
i znów stała się prawiczką
z malusieńką ciasną piczką.
Głuptas dostał zaś w podziękę
pół królestwa i jej rękę.
Król był taki ucieszony
ze zbawienia Pizdolony,
że pomimo swej starości
kapucyna ciął z radości
bez ustanku tydzień cały,
aż mu jaja odsiwiały,
Mimo, ze już nie był młody,
potem zaraz sprawił gody
Głuptakowi z Pizdoloną.
Mnie na gody zaproszono,
więc jak mówię, też tam byłam.
Jadłam, piłam, pierdoliłam,
bawiłam się z nimi społem,
aż zasnęłam gdzieś pod stołem...

Tu bajka dobiega końca.
Już za oknem patrzeć słońca,
przy kominku babcia siwa
coś mamrocze, głową kiwa,
dając dziatwie pouczenia
o rozkoszach chędożenia.

Których i Wam czytelnicy
Autor tej powiastki życzy!

Autor: Aleksander Fredro