Edytujesz „Marsz na orientację”

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Uwaga: Nie jesteś zalogowany. Jeśli wykonasz jakąkolwiek zmianę, Twój adres IP będzie widoczny publicznie. Jeśli zalogujesz się lub utworzysz konto, Twoje zmiany zostaną przypisane do konta, wraz z innymi korzyściami.

Ta edycja może zostać anulowana. Porównaj ukazane poniżej różnice między wersjami, a następnie zapisz zmiany.

Aktualna wersja Twój tekst
Linia 32: Linia 32:
== Dlaczego marsz na orientację jest lepszy do gry komputerowej ==
== Dlaczego marsz na orientację jest lepszy do gry komputerowej ==
[[Plik:Tramwaj.jpg|250px|thumb|Idą ludzie z mapą, zaraz będą pytać o drogę…]]
[[Plik:Tramwaj.jpg|250px|thumb|Idą ludzie z mapą, zaraz będą pytać o drogę…]]
* Marsz na orientację nie zawiesi się w najbardziej emocjonującym miejscu.
# Marsz na orientację nie zawiesi się w najbardziej emocjonującym miejscu.
* W grze komputerowej droga na skróty jest najczęściej niemożliwa.
# W grze komputerowej droga na skróty jest najczęściej niemożliwa.
* Nie odwrócisz ekranu pod innym kątem, a mapę tak.
# Nie odwrócisz ekranu pod innym kątem, a mapę tak.
* Kompas przy komputerze najczęściej szaleje i pokazuje północ w dziwnych miejscach.
# Kompas przy komputerze najczęściej szaleje i pokazuje północ w dziwnych miejscach.
* Po skończeniu gry komputerowej nie pieprzniesz się na trawę i nie zaznasz błogiego szczęścia.
# Po skończeniu gry komputerowej nie pieprzniesz się na trawę i nie zaznasz błogiego szczęścia.
* Nie nawymyślasz producentom gry, że spieprzyli sprawę, a na marszu na orientację zawsze masz pod ręką organizatorów.
# Nie nawymyślasz producentom gry, że spieprzyli sprawę, a na marszu na orientację zawsze masz pod ręką organizatorów.
* Po marszu na orientację [[piwo]] smakuje o wiele lepiej.
# Po marszu na orientację [[piwo]] smakuje o wiele lepiej.


== Dlaczego gra komputerowa jest lepsza od marszu na orientację ==
== Dlaczego gra komputerowa jest lepsza od marszu na orientację ==
* Grając na komputerze trudno jest zgubić myszkę, w lesie o wiele łatwiej pozbyć się mapy lub kompasu.
# Grając na komputerze trudno jest zgubić myszkę, w lesie o wiele łatwiej pozbyć się mapy lub kompasu.
* Gdy nam nie idzie, zawsze możemy rozpocząć grę na nowo.
# Gdy nam nie idzie, zawsze możemy rozpocząć grę na nowo.
* Podczas gry komputerowej można palić i robić całą masę innych rzeczy.
# Podczas gry komputerowej można palić i robić całą masę innych rzeczy.
* Trudno jest wrzucić pauzę na mapie i iść do kibla, krzaczki to jednak nie to.
# Trudno jest wrzucić pauzę na mapie i iść do kibla, krzaczki to jednak nie to.
* W grze nikt ci nie marudzi nad głową, że może jednak nie tędy.
# W grze nikt ci nie marudzi nad głową, że może jednak nie tędy.
* Gdy grasz w nocy, niepotrzebna ci latarka a gdy pada – płaszcz nieprzemakalny.
# Gdy grasz w nocy, niepotrzebna ci latarka a gdy pada – płaszcz nieprzemakalny.
# Podczas gry możesz leżeć w samej bieliznie na kanapie i żreć chipsy w lesie nie za bardzo.


== Typowy przebieg marszu na orientację ==
== Typowy przebieg marszu na orientację ==
[[File:Brujula.jpg|250px|thumb|Narzędzia tortur]]
[[File:Brujula.jpg|250px|thumb|Narzędzia tortur]]
Zaczynamy, jest fajnie. Dostajemy mapę od organizatorki – ślicznej blondynki ze zgrabnym biustem – i w drogę! Nawet nie przeczuwamy, że to ostatnia przyjemność na dość długi czas... Do pierwszego punktu kontrolnego dochodzimy bez większych problemow. Drugi – za młodnikiem. Już jesteśmy przy nim, gdy nagle z lasku wybiega zaryczany bachor i biadoli, że się zgubił. Godzimy się ze stratą kilku minut i pokazujemy dzieciakowi drogę na start. Przy trzecim punkcie kontrolnym stoi sobie jakieś zwierzę i na nas łypie. Nawet nie wiemy co to jest, przecież jesteśmy z miasta. Sarna? Dzik? Krokodyl? W sumie widzimy tylko oczy zza krzaka, więc to może być wszystko. Potwór ani myśli sobie pójść więc tracimy dziesięć minut na jego odganianie. Biegniemy na następny punkt, kiedy spadają krople deszczu. Punkt jest za jakąś skarpą, która na mapie nie wygląda tak groźnie, a że mamy już co najmniej 20 minut w plecy, decydujemy się na skrót. Deszcz pada z całą silą. Na miejscu okazuje się, że skarpa jest z gliny. Zjeżdżamy na tyłku, szczęśliwie udaje się wstać i podbijamy punkt. Dobrze jest. Następny jest dość daleko, żadnej drogi, trzeba biec przez las i liczyć przecinki – ma ich być dziewięć. Przy siódmej zapominamy ile ich naliczyliśmy – ósma? Dziewiąta? Poobijani i zniechęceni, robimy przerwę na szybką fajkę – sport to zdrowie, nawet jedna fajka nie zaszkodzi. Punkt znajdujemy po dwudziestu minutach – nigdy nie wpadlibyśmy na to, gdzie on jest... Tymczasem już nie pada a leje a z mapy robi się papierowa pulpa. Niegroźnie wyglądająca łąka okazuje się być bagnem, o czym przekonujemy się, gdy już jesteśmy w samym środku. Udaje nam się wydostać, ale bez jednego buta. Przed następnym punktem kontrolnym kompas zaczyna wydziwiać – nagle północ zmienia się w zachód a igła wariuje jakby pokazywała wyniki najnowszych sondaży wyborczych. Szybko odkrywamy przyczynę – jesteśmy pod linią wysokiego napięcia. Następny punkt odnajdujemy na czuja, tracąc zaledwie jedenaście minut. Już przy samej mecie podbijamy najbardziej oczywisty punkt mylny, jaki można było ustawić. Nieważne. Ważne, że już się skończyło. Patrzymy na tablicę wyników – drudzy. Ale jak to? Dlaczego nie pierwsi?
Zaczynamy, jest fajnie. Dostajemy mapę od organizatorki – ślicznej blondynki ze zgrabnym biustem – i w drogę! Nawet nie przeczuwamy, że to ostatnia przyjemność na dość długi czas... Do pierwszego punktu kontrolnego dochodzimy bez większych problemow. Drugi – za młodnikiem. Już jesteśmy przy nim, gdy nagle z lasku wybiega zaryczany bachor i biadoli, że się zgubił. Godzimy się ze stratą kilku minut i pokazujemy dzieciakowi drogę na start. Przy trzecim punkcie kontrolnym stoi sobie jakieś zwierzę i na nas łypie. Nawet nie wiemy co to jest, przecież jesteśmy z miasta. Sarna? Dzik? Krokodyl? W sumie widzimy tylko oczy zza krzaka, więc to może być wszystko. Potwór ani myśli sobie pójść więc tracimy dziesięć minut na jego odganianie. Biegniemy na następny punkt, kiedy spadają krople deszczu. Punkt jest za jakąś skarpą, która na mapie nie wygląda tak groźnie, a że mamy już co najmniej 20 minut w plecy, decydujemy się na skrót. Deszcz pada z całą silą. Na miejscu okazuje się, że skarpa jest z gliny. Zjeżdżamy na tyłku, szczęśliwie udaje się wstać i podbijamy punkt. Mimo, że mamy zabłoconą dupę dobrze jest. Następny jest dość daleko, żadnej drogi, trzeba biec przez las i liczyć przecinki – ma ich być dziewięć. Przy siódmej zapominamy ile ich naliczyliśmy – ósma? Dziewiąta? Poobijani i zniechęceni, robimy przerwę na szybką fajkę – sport to zdrowie, nawet jedna fajka nie zaszkodzi. Punkt znajdujemy po dwudziestu minutach – nigdy nie wpadlibyśmy na to, gdzie on jest... Tymczasem już nie pada a leje a z mapy robi się papierowa pulpa. Niegroźnie wyglądająca łąka okazuje się być bagnem, o czym przekonujemy się, gdy już jesteśmy w samym środku. Udaje nam się wydostać, ale bez jednego buta. Przed następnym punktem kontrolnym kompas zaczyna wydziwiać – nagle północ zmienia się w zachód a igła wariuje jakby pokazywała wyniki najnowszych sondaży wyborczych. Szybko odkrywamy przyczynę – jesteśmy pod linią wysokiego napięcia. Następny punkt odnajdujemy na czuja, tracąc zaledwie jedenaście minut. Już przy samej mecie podbijamy najbardziej oczywisty punkt mylny, jaki można było ustawić. Nieważne. Ważne, że już się skończyło. Patrzymy na tablicę wyników – drudzy. Ale jak to? Dlaczego nie pierwsi?


{{Turystyka}}
{{Turystyka}}
Cc-white.svg Wszystko, co napiszesz na Nonsensopedii, zgadzasz się udostępnić na licencji cc-by-sa-3.0 i poddać moderacji.
NIE UŻYWAJ BEZ POZWOLENIA MATERIAŁÓW OBJĘTYCH PRAWEM AUTORSKIM!
Anuluj Pomoc w edycji (otwiera się w nowym oknie)

Szablony użyte w tym artykule: