Włoski horror
Włoski horror – film produkcji włoskiej, który uczy i bawi powoduje natychmiastowe ataki padaczki oraz powiększenie źrenic i uszu przez „straszną” muzykę. Każdy włoski horror zaczyna się tak samo, i kończy się tak samo. Jeśli choć trochę się różni od szablonu, to to nie jest włoski horror tylko jakiś pisofszit!
O co w tym chodzi?
No więc tak. W każdym włoskim horrorze rolę musi odgrywać nawiedzony dom/bunkier/willa. I w nim oczywiście musi straszyć duch! Bez ducha to nie jest włoski horror. I jak zwykle, młode małżeństwo (czasem z bachorem) wprowadza się to tegoż mieszkania. I oczywiście para zauważa, że w domu coś/ktoś sobie mieszka i straszy. Mąż obowiązkowo musi mieć na imię Mario, Juan lub Hieronim, a żona niech nazywa się jak chce. Tylko żeby jej imię brzmiało dramatycznie, gdy duch wypowiada „<imię>, idę po ciebie!”
Przykładowy włoski horror
Młode małżeństwo ma bachora, a przecież w lepiance mieszkaniu socjalnym się w trójkę nie zmieszczą, a na domiar złego nikt w asyście ekipy filmowców nie zapowiedział że wyremontuje ich dom, więc dają ogłoszenie na allegro, że kupią dom. (o, zgrozo!) Dostają ofertę kupna taniego domu, w którym od lat nikt nie mieszkał, a dzieci plotkują, że straszą tam duchy. (uuuuu!) Naszej parce to zwisa i go kupują. Nagle łojciec zauważa na ścianie plamy krwi/smarków/Koktajl Kaczyńskiego, i alarmuje żonę, a gdy ta przyłazi nic nie widać. Nasz łojciec zastanawia się „Jak to możliwe?” i kurwuje w myślach. Potem dom nawiedza coś strasznego i cała rodzina to widzi a ojciec odkrywa tajemnicze przejście do podziemnej bimbrowni jakiegoś strasznego cosia. Najczęściej potwór zabija ojca i przybiera jego postać przy żonie a ta wierzy że to mąż. I taki jest włoski horror! Nie wiemy, co się z nimi stało, bo jest kaniec filma.
To jest tylko zalążek artykułu z dziedziny kinematografii. Jeśli nie używasz słowa „kamerować” – rozbuduj go.