Joseph Kony
Joseph Kony (pol. Józef Koń[1]) – Ugandyjczyk, mesjasz Afryki, prorok i głos Ducha Świętego (tak przynajmniej sam o sobie mówi, niech mu będzie).
Młodość Józefa
Młody Józio był synem katolickiego katechety i anglikanki. Nie wiadomo, jak liczne miał rodzeństwo, wiadomo natomiast, że był ministrantem i asystentem lokalnego szamana (w Afryce to to samo). W Ugandzie rządzili wówczas członkowie ludu Aczoli i, jak to bywa z plemionami Afryki, z niejasnych przyczyn dokonywali pogromów na swoich sąsiadach – w tym przypadku na murzynach Bantu. Niestety, żadna sielanka nie trwa wiecznie i nie można bezkarnie mordować w nieskończoność. Nadszedł taki czas, że do władzy w Ugandzie doszedł członek plemienia Bantu z Narodowego Frontu Oporu... i zrobiło się niewesoło.
Armia Bożego Oporu
W 1986 roku niejaka Alice Auma założyła Ruch Ducha Świętego. Głosiła, że nowego prezydenta z ludu Bantu można obalić za pomocą czarów. Jej zwolennicy, których jakimś cudem uzbierała około 10 tysięcy, mieli smarować ciała masłem shea, nie zabijać węży i pszczół i nigdy nie uciekać, by nie dosięgały ich kule. Niestety metoda miała jakąś ukrytą wadę, bo bojowników Ruchu Ducha Świętego wybito a założycielka resztę życia spędziła w obozach dla uchodźców.
Jako, że Ugandyjczycy najwyraźniej bardzo lubią się czemuś opierać, przeciwko Narodowemu Frontowi Oporu i jego Wojsku Oporu Narodowego stanęły siły Armii Bożego Oporu Józefa Konia, który był siostrzeńcem Aumy i przejął jej niedobitków. Zainspirowany jej naukami, a jego wiary nie umniejszyła nawet sromotna klęska jej zwolenników, zaczął wpajać swoim żołnierzom, że gdy narysują olejem krzyż na klatce piersiowe, kule idące w ich stronę zamienią się w wodę. No i noszą też specjalne kamienie na szyjach, które sprawić mają, że wyrośnie przed nimi góra, która ochroni ich przed kulami wroga. Joseph Kony, niczym Budda, wydedukował to wszystko samotnie, leżąc na plecach na jakimś wzgórku, wystawiając się na działanie Słońca. Chyba już wiemy, skąd wzięła się jego ideologia. Członkowie ABO wierzą w to do dzisiaj. A jeśli nawet nie wierzą, to przynajmniej spodobało im się mordowanie ludów Bantu...
Ideą LRA (z ang. Lords Resistance Army) jest zaprowadzenie boskiego porządku i oparcie prawa krajowego na boskich przykazaniach okraszonych tradycją ludu Aczoli, z którego wywodzi się nasz Józef. To, gdzie doszukali się w Piśmie Świętym wzmianki o mordowaniu całych rodzin i rabowaniu ich dobytku jako przykazaniu bożym, pozostaje tajemnicą. Z resztą nie byli pierwsi...
Kony 2012
I tak rzeźnia trwała w najlepsze. Nie była tak spektakularna, jak rzeź Tutsi w Rwandzie czy podobne wydarzenia w DR Kongo, a poza tym świat zgniłego zachodu miał wystarczająco dużo (jak choćby Jugosławię, arabską wiosnę ludów, Korea czy kwestię Bliskiego Wschodu) na głowie, by nie zajmować się jakimiś zadupiami, które większość zna tylko z nazwy.
Ale to się zmieniło w 2012 roku. Gromada doskonale poinformowanych internautów, zawsze skutecznych w rozwiązywaniu światowych problemów, postanowiła zorganizować akcję prowadzącą do rozbicia lub rozbrojenia oddziałów Ziutka Konia poprzez takie zorganizowane działania dywersyjne, jak rozlepianie ulotek w miastach i pisanie komentarzy w stylu „Ty niedobry Koniu idź precz!!1111” tudzież „Tu Polacy, przejmujemy ten filmik”. Akcję poparło wiele gwiazd znanych z wielkiej inteligencji i rozległej wiedzy, jak Rihanna czy Nicki Minaj. To nieważne, że murzyni tłuką się w tych rejonach od wieków a armia Konia jest de facto efektem wieloletnich antagonizmów na linii Bantu – Aczoli, tak, jak to było w przypadku Hutu i Tutsi. Ważne, że jest możliwość pokazania się jako typowa gwiazdeczka, której największym marzeniem jest pokój na świecie, a zwłaszcza w tym biednym kraju zwanym Afryką...
Józef Koń, widząc nagonkę na siebie w Internecie, rzewnie się rozpłakał, zaprzestał mordowania Bantu, złożył broń i ogłosił gotowość do rokowań pokojowych.