Wolfschanze 1944
To najgorsza gra FPS pod słońcem.
- Pierwsza lepsza osoba
Wolfschanze 1944, właściwie Wolfscheiße (Wilczy Szczaniec) – gra FPS uważana za najgorszą w galaktyce, wyprodukowana przez polskie studio Calaris.
Fabuła
Musisz zabić Hitlera. Wcielasz się w nijakiego[1] hrabię Clausa Stauffenberga, wehrmachtowskiego pułkownika biorącego udział w spisku. Podkładasz teczkę z jakimiś ładunkami pod Hitlera i uciekasz. Potem dowiadujesz się o tym, że Opatrzność ratuje Adka. Gonisz go więc po całej Trzeciej Rzeszy, a po zabiciu kilkuset takich samych Niemców (wszyscy znają cię z widzenia tak dobrze, że poznają cię mimo niemieckiego munduru na kilometr) – dopadasz go w sterowcu, rozwalasz autopilota, wyskakujesz przez okno i giniesz. Nie ma żadnych napisów gratulujących zakończenie gry. Przecież zginąłeś.
Uzbrojenie
Jedyną zaletą tej gry jest duży arsenał, czyli:
- p38 (no wiesz, Pistolet),
- empe40,
- Kar98k (W tej grze odtylcowy, mimo, że Mauser był karabinem powtarzalnym),
- Gew43 z lunetą, a la snajperka,
- granaty (Nie działają, jeśli nie trafisz nimi prosto wroga),
- emgie42,
- miotacz ognia,
- Panzerfaust (rakiety lecą w linii idealnie prostej, nigdy nie spadają na ziemię).
A ponadto:
- Szablon:T tak! Kiełbasa. Można ją dość często znaleźć na śmietnikach. Jak mocno rzucisz, to możesz kogoś zabić.
- Szablon:T Jest najskuteczniejszą, niszczącą drewniane skrzynie, detonującą beczki z
piwempaliwem, zabijającą wrogów jednym kopnięciem bronią. Amunicja nigdy się nie kończy.
Nie ma noża. Oryginalne.
Ciekawostki
- Można się przejechać czołgiem.
- Czołg ma tylko 200 HP, żołnierz 100 HP. Warto dodać, że czołg nie ma pancerza. WTF?
- Steruje się jednocześnie czołgiem i wieżyczką.
- Możliwe jest rozwalenie metrowej grubości ściany Panzerfaustem, ale tylko w wyznaczonych miejscach.
- Muzyki praktycznie nie ma, jest tylko ciche rąbanie smyczkiem po rozstrojonym kontrabasie.
- Sterowcem wbrew pozorom nie da się sterować.
- Wszystkie głosy podkłada jeden męski syntezator mowy, nawet głos sekretarki Rommla. Ponadto brzmi on, jakby lektor miał poderżnięte gardło[2].
- Ragdolle przeciwników są cholernie realistyczne.
- Nie ma trójwymiarowego rozchodzenia się dźwięku. W pewnym momencie gry wchodzimy do pokoju z radiem na stole. Słyszymy przemówienie Führera o tym, jak przeżył zamach. Możemy wybiec z pokoju, wyskoczyć z balkonu, a i tak słyszymy jego bełkot. Ba, możemy rozwalić radio z karabinu, a nic się nie zmieni.
- Za każdym razem, gdy ktoś nas atakuje, słyszymy prawie szeptem: „To ty, Claus?” albo „Skąd się tu wziąłeś, Claus?” lub trochę głośniej „Panie pułkowniku!” lub „Odłóż broń!”, „Stój, bo strzelam!”
- Przeciwnicy są tak głupi, że do opisania ich głupoty potrzebna była osobna sekcja.
- Można znaleźć aż trzy rodzaje tej gry: Wolfschanze: Wilczy Szaniec – ze Staufenbergiem mierzącym ze snajperki na pudełku, Wolfschanze – z grupą Niemców siedzących w okopach, ostrzeliwanych przez aliancki myśliwiec oraz Wolfschanze: Final attempt – z Hitlerem.
Głupota Przeciwników
- Zdarza się, że uzbrojony szkop biegnie na Ciebie, byś rozwalił go kopnięciem.
- Sami się wykańczają.
- Jeżeli zrespi się koło murka, nie ukryje się za nim – będzie sterczał jak widły w gnoju.
- Jeżeli któryś z nich nie ma w kodzie zapisanej ścieżki, będzie stał cały czas w tym samym miejscu, np. strażnik bramy, choćbyś 20 razy z niej wyskoczył i 20 razy się się w niej schował, nie ruszy się.
- Kolesie z emgiekami mają nieskończony zapas granatów, jednak zawsze rzucają na 10 metrów, jakkolwiek daleko od nich stoisz.
- Możesz stanąć 10 cm od przeciwnika z Mauserem, a on i tak wymierzy ci w łeb i strzeli, mimo że Mauser jest o wiele za długi, żeby zmieścić się pomiędzy nami i nie wpadnie na to, żeby cię kopnąć.
- Strzelają z pistoletu w czołg[3].
- Nie potrafią Cię trafić, jeżeli biegniesz.
- Jeżeli kucniesz, to też jesteś nie do zabicia.