Pokémon GO
Żadne włamanie! Komórka mi pokazała, że tam Pokemon siedzi! Otworzyłem, a tu są tylko jakieś pieniądze…
- Trener Pokemonów podczas zatrzymania przez policję
Pokémon GO (wym. poke mongoł) – pierwsza (zaraz po Pokemon Shuffle)[1] gra z serii Pokémon dostępna na smartfonach[2] typu Andrzej i Ajfon[3]. Grę stworzyło studio Niantic we współpracy z Nintendo. Pokémon GO działa w rzeczywistości rozszerzonej, co znaczy że ten Caterpie, którego chcesz złapać, to model 3D nałożony na obraz z kamery. Tak, ten Caterpie, który odwraca Twoją uwagę od latarni, w którą zaraz wleziesz.
Geneza
Od 1996 Nintendo chciało namówić dzieciaki do wyjścia z domu przy użyciu gier Pokémon. Najpierw dali kabelek, żeby wymieniać się z kolegami. Niestety, gracze nie mieli kolegów. Dekadę później więc wprowadzono możliwość walki z obcą osobą na ulicy. Ale po pierwsze nikt nie chciał się przyznać, że łoi w poki[4], a po drugie mama mówiła, żeby nie rozmawiać z obcymi.
Jednak gdzieś w 2015, gdy szefostwo Nintendo w przerwie w usuwaniu z YouTube kolejnych filmów, w których chociaż mignął mikroskopijny wizerunek Mario ktoś wpadł na pomysł, by wmówić tym głąbom, że mogliby sobie poszukać stworków na własnej ulicy. Mimo że wydawało się to być wyjątkowo ryzykownym pomysłem, biorąc pod uwagę poprzednie wyniki klienci łyknęli to jak Pelipper Magikarpia.[5]
Gameplay
Cel rozgrywki jest prosty – łazisz po okolicy, łapiesz Pokémony, walczysz z innymi. Co ciekawe, ten prosty na pierwszy rzut oka koncept został koncertowo zjebany.
To nie Pokémony, tylko gracz zdobywa levele – łapiąc stworki i walcząc. Gracz ma opcję customizacji wyglądu, a raczej czegoś, co ma ją przypominać – możesz sobie wybrać kolor czapeczki, koszulki, galotów, butów i plecaka. Jest ich trzy na krzyż. Gdy już wybrałeś sobie kolor trampków, możesz ruszać.
Łapanie Pokémonów
Czyli pierwsza z bolączek gry. Stworki, tak, jak zazwyczaj, zdobywamy, łapiąc je. Co ciekawe jednak, nie walczymy z nimi przed rzuceniem Pokéballa. W takim razie po co komu starter? Zwłaszcza, że jego też trzeba złapać.
Żeby nie rozpisywać się o łuku lotu Pokéballa i innych fizyczno-matematycznych bzdurach, które usmażyłyby Twój mózg, specjalnie dla Ciebie, czytelniku, opiszemy proces łapania Pokémona w prostych punktach.
- Wychodzisz z domu.
- Mieszkasz na kompletnym zadupiu, więc w okolicy nie ma stworków. Idziesz 10 km do miasta.
- Kręcisz się, jak gówno w przeręblu, żeby coś znaleźć.
- Po czym zauważasz, że zapomniałeś włączyć nawigację w telefonie.
- Spotykasz Pokémona.
- Pięknie, kolejny Zubat.
- Rzucasz Pokéball. Chybiasz.
- Rzucasz kolejny. Trafiasz.
- Łajza się wyrywa.
- Rzucasz jeszcze raz.
- Znów chybiasz, bo Zubat kiwa się jak pijaczek.
- Zaczynasz się denerwować, ale rzucasz, bo EXP.
- Łapiesz gnidę. I dobrze, bo to był Twój ostatni Pokéball.
- Serwer znów trafia szlag. Tracisz Zubata i EXP.
Poza tym można sobie jeszcze zrobić ze swoimi Pokémonami jajeczko. I zasuwać jak osioł kilka kilometrów, żeby się wykluło.
Pokémon GO a aplikacje do ustawiania fałszywej lokalizacji
Wydawałoby się, że Poke mongoł, tak jak każda aplikacja, bez problemu „uwierzy”, że w ciągu minuty przeszedłeś z Warszawy do Sydney, a stamtąd do Nowego Yorku, aby złapać Snorlaxa. Gra jednak posiada idealny system zabezpieczeń przed fałszywą lokalizacją. Oto przeciętna próba sfałszowania swojego położenia:
- Znajdujesz aplikację, która, według opisu, jest zgodna z Pokemon GO.
- Aplikacja okazuje się być płatna, jednak próba płatności kończy się utratą trzydziestu złotych i niczym więcej, pobierasz więc darmową wersję na dwa dni.
- Uruchamiasz aplikację i ustawiasz Kraków. Restartujesz pokemony i widzisz taki oto komunikat: Failed to detect location.
- Odpalasz komputer i próbujesz znaleźć rozwiązanie problemu, przeszukując wyrocznię. Udaje ci się to po dwóch dniach.
- Okazuje się że darmowy dwudniowy okres próbny już się skończył, więc wydajesz pięć euro na licencję na 24 godziny.
- Uruchamiasz Pokemon GO i okazuje się, że serwery nie działają, a ponowne uruchomienie zajmie 25 godzin.
PokéStopy, Sale i walki
Tak jak w grach na konsole, po świecie rozsiane są Centra Pokémon (tu jako PokéStopy) i sale, w których można walczyć z innymi. Za obronę sali dostajemy PokéSzekle. Jeżeli jednak to pretendent zwycięży, przejmuje salę dla swojej drużyny. Można też zasiedzieć dla swoich pustą salę, a takie są. I wcale nie walczymy z trenerami, a z ich Pokémonami, które siedzą tam i świecą oczami za nieodpowiedzialnego idiotę, którego zwą mistrzem. W grze dostępne są trzy drużyny:
- Team Instinct – banda ułomów wielbiąca Wielkiego Ptaka z Ulicy Sezamkowej;
- Team Mystic – banda ułomów wielbiąca mrożonego kurczaka;
- Team Valor – banda ułomów wielbiąca płonące chicken wingsy.
Poza kolorkiem i ptakiem między drużynami nie ma różnic – to takie same małpy obrzucające się wzajemnie tym samym gównem. PokéStopy i sale są umieszczone w ustalonych przez programistów miejscach – np. przy komendzie, z której ostatnio odbierałeś pijanego ojca lub pod domem tego ponurego starca, którego boją się nawet Twoi starzy.
Poza tym możesz trafić na dodatkowe bonusy: awarię przeciążonego serwera, łysych panów, którym podoba się Twój telefon, trupa w rzece, Digletta na kiblu (a przecież wszyscy wiedzą, że ten stworek wygląda jak gówno) czy Koffinga, gazowego pokémona, w Muzeum Holocaustu.
Zakazy i kontrowersje
Są miejsca, gdzie łapanie pokémonów zdecydowanie nie jest mile widziane. Oto przykłady z życia: