Tibia
Jesteś kwadratem, bijesz prostokąty – witamy w Tibii!
Napis nad bramą Tibii
Tibia – gra online, w której gracz wciela się w postać wesołkowatego piksela, wędrującego po świecie pełnym innych pikseli. Najczęściej w grze spotykane są piksele polskie, brazylijskie i szwedzkie. W Tibię najczęściej grają dzieci, które chcą uderzyć matkę, jednak nie mają pretekstu, żeby to zrobić. Tibia uczy nas, jak być wojownikiem i żyć w zgodzie z naturą oraz kolorowym otoczeniem pikseli.
Gra zrzesza ludzi w gildie, klany i sekty. Do gry w Tibię wystarczą jedynie dobre chęci, monitor, myszka i klawiatura(a jeśli zamierzasz coś osiągnąć, to także 90 zł na płatne konto). Mile widziany słownik ortograficzny, aby nauczać inne piksele.
Agencja Reutersa donosi, że gracze Tibii w szale wywołanym porażką są w stanie użyć mebli i przedmiotów pozornie uważanych za niegroźne, np. krzesła, wazonu czy też ostatnio popularnego irygatora dopochwowego w celu straszliwym.
Oprócz grafiki warto wspomnieć o oprawie dźwiękowej, która to całkowicie oddaje dynamikę gry. Typowy tibijczyk to analfabeta, ktury hodżi na potforki. Zdarzają się osobnicy, którzy poszedli, a potem wrócili.
Pojęcia ze świata Tibii dla laików:
Aks, mejs, słord, spir lub ruszczka - bronie dostępne w Tibii. Każda klasa postaci posługuje się z reguły swoim orężem. I tak najt wali z aksa, mejsa lub słorda. Palek nakurwia ze spira (albo z kuszy). Zaś drut i sork ładuje z ruszczki tak, że nie ma przebacz. Z reguły walenie, nakurwianie i ładowanie odbywa się w losowo wybranych kierunkach, także łatwo obskoczyć z rykoszeta.
Najt - knight, palek - palladin, drut - druid, sork - sorcerer. Dlaczego tak? Ano dlatego, że większość graczy z Polski po angielsku potrafi powiedzieć tylko fri itanz, pk, owned!!!111 oraz fak ju biacz. Więc dla ułatwienia profesje sobie spolszczyli.
Narodowości - ciekawa sprawa. W Tibię tłuką przede wszystkim Polacy, Brazylijczycy, Szwedzi, Niemcy i Amerykanie. Oczywiście występują inne nacje ale te reprezentowane są nader licznie. Zwłaszcza pierwsze trzy, dlatego najczęstszym pytaniem jakie słyszy się w Tibii jest: pl? br? swe? - nie reagować, oddalić się krokiem dystyngowanym.
PK - player killer, gracz któremu się nudzi i z tych nudów zabija innych. Ewentualnie gracz, który zwariował i nie odpowiada już za swoje czyny.
Orshabaal - wielki, rogaty matkojebca. Żeby go powalić, należy napaść na niego naprawdę wielką bandą i władować w niego pół tony run bojowych i bełtów (z kuszy a nie z monopolowego) a w siebie drugie pół tony czarów leczniczych. Filmiki, na których można obejrzeć jak zabija się Orshabaala są jednymi z nudniejszych filmów powstających w Tibii.
Kombos - jak w Mortal Kombat: LK, LK, LK, HK i kolesiowi energia zjeżdża o 59%. W Tibii kombosy robi się najczęściej czarami i ruszczkami.
Esdeki - nie są to liczne Stronnictwa Demokratyczne a runy bojowe z dużym wykopem. Skrót od Sudden death - mrok of darkness, sami przyznacie.
Uhnąć - czasami na romantycznej randce obie randkujące strony uhają, ahają i ochają ale to nie o to chodzi. Uhać znaczy leczyć się. Runą. Ultimate healing. Kojarzy mi się to ultimate z łódzkim pogotowiem ratunkowym. UE - w ziemskim dominium: Unia Europejska, w Tibii: Ultimate Explosion zwane też eksplo. Nigdy nie użyłem, bo trzeba być mocarnym ziomem żeby zakurwiać z eksplo więc nie wiem jak działa. Pewnie wybucha. Mocna rzecz.
Sumonować - to łatwe. Z angielskiego "przyzywać". Niektórym się pierdoli i sumonują w ten sposób: ty kórwo jebana, wypierdalaj stont, ja tu expię/trenię/onanizuję się. Lot - na pierwszy rzut oka linie lotnicze. Na drugi rzut oka - loot. Na trzeci rzut oka jest to złoto i przedmioty, które targa potwór albo inny gracz. Metoda lamerska - zabić potwora albo gracza i ograbić zwłoki z loota aka lota. Metoda tibijska - poczekać aż ktoś zabije potwora albo gracza, podbiec, przerzucić zwłoki gdzieś daleko, dopaść do nich, zajumać dobytek i spierdalać ile sił. Jeżeli oprawca wydaje się być słabszy od ciebie, można go postraszyć gildio (wiesz z jako gildio zaczniesz jak mnie zaatakujesz?) albo mu przyjebać w twarz. Wszystkie chwyty dozwolone.
Expienie/trenienie/onanizowanie się - po kolei oblećmy.
Expienie to wizyta w nudnych jak pizda jaskiniach i ładowanie zamieszkujących je potworów w usto bolesne. Po trzech godzinach nawet najbardziej odporny psychicznie gracz zaczyna płakać, bo jest to nudne jak skurwesyn. Jeżeli w wybranej przez nas miejscówce występują inni gracze (najczęściej tak właśnie jest) dochodzi do zabawnych scen, typu: mi monster, mi first, go away, my gild strong albo leave. Leave jest tekstem, który początkujący gracz słyszy przez cały czas. Należy wtedy oddalić się z godnością, bo można dostać wpierdol od sfrustrowanej młodzieży, której w życiu się nie udało.
Trenienie - największe zło, przywiązujące gracza do gry w stopniu niespotykanym w innych zabawach. Żeby być miejscowym wiraszką nie wystarczy wysoki level, szpanerskie laczki i bajerancka katana. Trzeba jeszcze mieć wytrenowane rzeczy typu tarcza, miecz, maczuga, topór, walka dystansowa bądź magia - wszystko zależy od profesji. Trenowanie sorkiem i drutem jest w sumie najmniej wkurwiające, bo poziom magii rośnie w miarę wypalania many. Manę wypalamy rzucając czary bądź waląc z ruszczki. Jak więc widać magia trenuje się naturalnie. Największym gównem jest trenowanie tarczy i broni ręcznych. Wróć, największym gównem jest trenowanie walki w dystansie przy użyciu spirów - rzucasz spirem w potwora, podnosisz spira, rzucasz spirem w potwora, podnosisz spira, kórwa - spir się złamał, bierzesz z plecaka następnego spira, rzucasz spirem w potwora. Po trzech godzinach masz ochotę rzucić taboretem w swoją głowę, podnieść go, rzucić jeszcze raz, podnieść, po jego złamaniu wziąć krzesło, rzucić krzesłem w swoją głowę i tak do usranego kalectwa albo śmierci mózgowej. Rewelacja.
Onanizowanie się - z powodów czysto biznesowych, niektórzy męscy gracze obierają sobie kobiece nicki. Ponieważ w Tibii na jedną dziewczynę przypada 100 chłopców... No właśnie, wyobrażacie sobie, co się dzieje. Od nasienia i testosteronu aż gęsto w powietrzu. Opłaca się udawać dziewczynę, bo macie darmowe itanzy, darmowe złoto, obstawione expowiska i miejsca treningowe, sumonują wam monka za darmo (nie chodzi o seks oralny a o przyzwanie przez sorka lub druta samoleczącego się potwora, z którym luksusowo się trenuje bijatykę, i który normalnie kosztuje kilka złotych). Pewną niedogodnością mogą być młodzi chłopcy, którzy zakochują się w wirtualnych wojowniczkach. Problem pojawia się wtedy, gdy wojowniczka twierdzi, że ma 17 lat a w rzeczywistości jest trzydziestoletnim mężem i ojcem rodzinie (smutny autentyk) a jej absztyfikant jest do tego stopnia w niej zakochany, że świata poza nią nie widzi. Miałem z tego powodu ubaw przez długi czas. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - każda moja postać w Tibii była facetem i nigdy kobiety nie udawałem. Autentyk znam z pierwszej ręki gdyż byłem świadkiem takiej akcji.
Fri itanz czyli free items - najczęstsze zawołanie tibijskich żebraków. Niektórzy doszli do wniosku, że łatwiej wysępić kilka sztuk złota od innego gracza niż pójść na spacer, zabić 10 trolli i skroić ich zwłoki z kasy. Fri itanz to szeroka kategoria, obejmująca złoto, ubiór, tarcze, broń, runy lecznicze, runy bojowe, martwe owce i kurze pióra. Czekam kiedy wzorem Pratchetta, w tibijskich miastach powstaną gildie żebracze.
Kłest czyli quest - idziesz w dzicz, robisz dziwne czynności, zabijasz mnóstwo potworów i zdobywasz Fucking Huge and Powerfull Magic Itanz. Niektóre ładnie wyglądają, inne dodają różne rzeczy do statystyk, a jeszcze inne służą nie wiedzieć czemu. Takie nieszkodliwe dziwactwo. Najtrudniejszym a przy okazji najweselszym do oglądania kłestem jest Annihilator - czterech graczy stoi pośrodku komórki na węgiel a dokoła lawa. I 6 demonów, które ładują w nich wielkimi kulami ognia. Trzech zawodników stoi i się leczy, czwarty nakurwia z lodowego rapiera w dwa demony blokujące wyjście z tego piekła. Naprawdę mocarni rycerze tłuką w te demony od 8 do 12 minut. Wyobraźcie sobie taki film. Sorki i druty robią Annihilatora w 20 sekund - kilka błysków i demony wędrują do piachu. Tutaj z kolei wszystko odbywa się tak szybko, że nie wiesz o co chodzi. No mówiłem, że zabawne.
Rook - takie przedszkole tibijskie. Musisz tam natłuc ósmy level a potem wybierasz profesję i śmigasz na maina (czyli tam gdzie gra się na poważnie). Niektórzy umysłowo szczęśliwi zostają na rooku i woła się na nich rookstayerzy. Znaczy chuja tam się woła, bo przecież Polacy nie znają angielskiego i z rookstayerów zrobili rukstejerów, rookstalkerów albo rookslayerów. Rookstayer to czystej wody masochista, któremu nudzi się w życiu.
Numer bestii - bardziej znana opcja: 666. Mniej znana opcja: 616. W drugim przypadku najprawdopodbniej pierdolnął się kopista i nie postawił jednej kreseczki w miejscu jej przeznaczonej.