Martin Höllwarth
Szkoda, że Helwart już nie skacze. Robił fajną minę jak zakładał gogle :p
- Fan Helwarta z pewnej strony o skokach narciarskich
Jak się pojawiają warunki, ten stary lis zawsze potrafi to wykorzystać!
- Szaran ujawniający prawdziwe oblicze Helwarta.
Martin Höllwarth – były austriacki skoczek narciarski. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że tak naprawdę urodził się jako lis. Całość przez lata była skrzętnie ukrywana, aż do czasu, gdy Włodzimierz Szaranowicz zapomniał się podczas słynnego konkursu w Planicy.
Lata młodości
Martin urodził się w rezerwacie lisów położonym w jednym z alpejskich lasów. Źródłem utrzymania rodziny był ojciec, który wykradał kury z zagród lokalnych pastuchów. Już od najmłodszych lat pasje Martina różniły się zasadniczo od pasji lisów rówieśników. Podczas gdy większość biegała beztrosko po lesie eksterminując gryzonie, Martin wspinał się na alpejskie szczyty, a potem zjeżdżał z nich na dupie. Pewnego razu zahaczył w ten sposób o drzewo i przeleciał na kawałku deski nad Innsbruckiem. Dostrzegli to członkowie Austriackiego Związku Narciarskiego i postanowili wykorzystać go w praktyce.
Transformacja
Austriacki rząd dołożył wszelkich starań, aby upodobnić Höllwartha do człowieka. Zależało im bowiem na szybkim znalezieniu następcy zajebistych, choć nieco starych już Vettoriego, Feldera czy Kuttina. W związku z tym przeprowadzono serię zabiegów u doktora Mengele, co dało lepszy efekt, niż wielu się mogło spodziewać. Lis Höllwarth w niczym nie odstawał od ludzkiego wyglądu, z wyjątkiem kilku pozostałości po lisiej urodzie - dużego nosa i odstających uszu.
Pierwsze sukcesy
Już od początku kariery, wzbogacany genetycznie lis dał o sobie znać. W debiutanckim sezonie 1992/93, o ile punktował, dostawał się do ścisłej czołówki w zawodach. Chodziły słuchy, iż jest to zbyt dobry wynik jak na debiut, jednakże, jeszcze wtedy świeżo na stanowisku dyrektora Pucharu Świata, Walter Hofer dementował te spekulacje. Nic dziwnego, w końcu sam jest Austriakiem. Helwart zgarnął 3 srebrne medale ZIO, a cały świat wróżył mu karierę w kolorach tęczy. Ruszyło go jednak sumienie...
Zastój
Martin uznał, iż jego sukces nie jest zasługą jego, a doktora Mengele i jego zespołu. Chciał się zrzec wszystkich zdobytych tytułów, jak na dobrze wychowanego lisa przystało, jednak Austriacki Związek Narciarski wybił mu to z głowy, aby uniknąć siary i ekskomuniki z FIS wraz z wielkim Hoferem na czele. Zagrozili, że jeśli nie będzie skakał dalej w barwach Austrii, przemutują go na kulawą mysz polną i spuszczą ze śmigłowca nad Bangladeszem. Helwart zmuszony był skakać pod presją, jednak skutecznie pogrywał sobie ze swoimi prześladowcami zajmując odległe lokaty w każdych kolejnych zawodach, czego umowa już nie obejmowała. Bywało lepiej lub gorzej, ale mimo to Martin uczciwie oddawał honory swoim ludzkim kolegom ze skoczni.