Pink Floyd: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Linia 36: Linia 36:


{{q|Uznajemy to!|Rozentuzjazmowani krytycy|uznający single Pink Floyd}}
{{q|Uznajemy to!|Rozentuzjazmowani krytycy|uznający single Pink Floyd}}
Koncerty były najlepsze, i w ogóle... Waters umocnił swoją pozycję w grupie, przekupując polityków, gwałcąc dziewice, bijąc Gilmoura i znęcając się nad producentem, jak twierdzą jego przeciwnicy, lub olśniewając ich swoją boskością, jak mówią jego fani. Grupa zrobiła na tym tyle siana, że więcej im się nie chciało tak dobrze grać, więc zobaczmy...
Koncerty były najlepsze, i w ogóle... Waters umocnił swoją pozycję w grupie, przekupując polityków, gwałcąc dziewice, bijąc Gilmoura i znęcając się nad producentem, jak twierdzą jego przeciwnicy, lub olśniewając ich swoją boskością, jak mówią jego fani. Grupa zrobiła na tym tyle siana, że więcej im się nie chciało tak dobrze grać, więc zobaczmy...
A tak w ogóle Dark Side of Moon nie jest taki dobry!


=== ''[[Wish You Were Here]]'' ===
=== ''[[Wish You Were Here]]'' ===

Wersja z 14:09, 30 sie 2008

Zanim zaczęli grać w Pink Floyd, muzycy chcieli wystąpić w Tańcu z gwiazdami. Tych marzeń nie udało mi się jednak spełnić, więc zabrali się za gitary i wyszło jak wyszło

Szablon:Q

Nie kapuję, który z nich to Pink?

Przeciętny Polak o Pink Floyd

Pink Floyd - angielski zespół rockowy, kultowy, psychodeliczny, progresywny, apodyktyczny, komiczny, kosmiczny, wielki, ogromny, wściekły!!!! AAAAA!!!! Zaraz mnie zjeeee!!!!!

Członkowie

  • David Gilmour - Gitara źle się prowadząca, główny śpiewak (Za dużo powiedziane!).
  • Richard Wright - Granie na Casio, czasami fałszowanie.
  • Nick Mason - Perkusista, nie ma nic do roboty.

Byli członkowie

  • Roger Waters - Były dyktator i basista, po rozpadzie gra sam i robi szmatławe opery (Ca Ira).
  • Syd Barrett - Ćpun, malarz, wokalista, gitarzysta, wykluczony i martwy.

Historia

Powstał w roku... Eee... Zaraz... Aha, w 1695 1965 roku, założony przez 3 studenciaków: Rogera Watersa, Nicka Masona i Richarda Wrighta. Mieli zamiar grać rocka, a wyszło disco polo, bo Waters grał na basie i śpiewał cienko, Mason był perkusistą a Wright klawiszowcem. Zdesperowani, wzięli ćpuna z ulicy, który jednak miał tę zaletę, że był psychodeliczny, a poza tym miał gitarę, więc mogli zająć się rockiem psychodelicznym...

The Piper at the Gates of Dawn

"The Piper at the Gates of Dawn" (dudziarz [cokolwiek to znaczy] na drzwiach świtu [cokolwiek to znaczy]) - to pierwszy album Floydów, wydany w 1967 roku. Widać że już tytułem chcieli być zajebiście psychodeliczni... Mimo tego, i mimo Barretta, pierwszy singiel ("Arnold Llayne") i tak był disco polo. Jednak, jak wiadomo, do kupy zlatują się muchy, więc sukces był ogromny, i wytwórnie zaczęły się bić o Floydów... Wybrali EMI, i nagrali płytę. Spójrzcie na tytuł działu, nie chce mi się pisać drugi raz tej idiotycznej nazwy. Płyta była zajebiście psychodeliczna, i sprawiła wydawcom małe AKUKU! ponieważ po singlach spodziewali się disco polo... Ale związali się się umową na dwie nieskończoności, z karą na 2 miliony funtów, więc już się nie mogli wywinąć... Jeśli chodzi o trasę koncertową, było słabo, gdyż, Syd, jako ćpun, często grał nie to co trzeba, albo od końca, albo w ogóle nie grał, i koncert szedł w pizdu.

Saucerful of Secrets

Szablon:Q

"Saucerful of Secrets" (talerz tajemnic [jeszcze bardziej psychodeliczne]) Wydany w 1968, przy pomocy dziadka czasu (inaczej nie zmieścili by się z trasą do Piper at A kurna, nie chce mi się tego pisać, do pierwszej płyty). To pierwsza płyta, w której udziela się David Gilmour, i ostatnia, na której jest nasz psychodeliczny malarz od rowerów. W sumie pomógł z tylko 1 piosenką, Jugaband Blues, i tak syfną, a poza tym latał naćpany, więc mu podziękowali. (papa)

Ummagumma

"Ummagumma" (co kurwa?) album wydany w 1969 przez Floydów. Zdecydowali, że rock psychodeliczny jest do kitu, i przerzucili się ma progresywa... Wyszło, co wyszło - każdy z twórców miał wolną rękę, a że radzili sobie jako tako tylko razem, wyszło cieniarsko... Niby przełom, ale słabo... Więc, lećmy dalej, będzie ciekawiej. Jeśli chodzi o koncerty, to w porównaniu z poprzednią płytą było dobrze, chociaż nigdy nie szło im to tak dobrze jak się wydaje.

Druga płyta

Otóż, płyta ta miała dwie płyty (że niby co?), a poza tą na której sobie tworzyli wesoło, była jeszcze jedna z utworami z koncertu. Niby fajnie. Ale, było ich tylko cztery, i nie miały nic, nic wspólnego z krążkiem studyjnym...

Dark Side of Moon

"Dark Side of Moon" (mroczna strona księżyca) - wydany w 1973 (co robili przez te cztery lata? chyba coś minąłem...) kultowy, megaultrahiperwypasiony krążek, na którym Floydzi olali rock psychodeliczny i przestali opisywać doznania narkotykowe, a zaczęli pisać o pieniądzach, czasie i innych pierdołach... Single fruwały po pierwszych miejscach list przebojów, zdobywając uznanie krytyków...

Szablon:Q Koncerty były najlepsze, i w ogóle... Waters umocnił swoją pozycję w grupie, przekupując polityków, gwałcąc dziewice, bijąc Gilmoura i znęcając się nad producentem, jak twierdzą jego przeciwnicy, lub olśniewając ich swoją boskością, jak mówią jego fani. Grupa zrobiła na tym tyle siana, że więcej im się nie chciało tak dobrze grać, więc zobaczmy...

Wish You Were Here

"Wish You Were Here" (życzę sobię, żebyś tutaj był) - kolejny krążek, tym razem rzewny (och, jak tęsknimy, Syd), wydany, aby Barrettowi nie było smutno. Jednak i tak wszyscy go mamy w dupie, więc wspomnę tylko o tym, że sporo rzeczy musiał za nich robić Roy Harper, co tylko świadczy o ich poziomie... No, i Shine on Your Crazy Diamond jest oks... (Co prawda trzyma się na jednym nieudanym akordzie) Podczas nagrywania Wish You Were Here w studiu pojawił się gruby i łysy Barret, i powiedział, co cytuję:

To jest do dupy.

Trasa koncertowa była dobra, chociaż organizatorzy musieli otwierać punkty sprzedaży chusteczek. Jedziemy dalej.

Animals

"Animals" (zwierzątka domowe) - po megahicie Pinkom Floydom starczyło poweru na kilka piosneczek. Płyta wydana w 1977, więc koncerty wypadły w czasie rewolucji punkowej, której główni przedstawiciele, delikatnie mówiąc, nie lubili naszych progresywnych dziadków...

Szablon:Q

O samej płycie niewiele można gadać, lecz podczas koncertu w Montrealu Waters zauważył, że publiczność olewa muzykę, traktując koncert jako spotkanie towarzyskie. Jako że był egocentryczny, zaczął wyzywać i pluć na publiczność, nieświadomie (lub świadomie) upodabniając się do głównych przedstawicieli rewolucji punkowej. Później zerżnął to od niego Eminem. W umyśle Watersa zaczęła się wykluwać kara...

The Wall

"The Wall" (ścianka) - Wydany w 1979 roku album, mający kontestować zespoły "stadionowe", które nie skupiają się na muzyce jako takiej a jej otoczce. Został zrealizowany w formie opery rockowej. To jeszcze nie jest śmieszne. Śmieszne jest... A nie, jeszcze nie powiem. Płyta powstała, żeby Rodżerek mógł opowiedzieć historię swego życia. Więc, opowiada o tym jak był w łonie matki (In The Flesh?), i jak się uczył (The Happiest Days of Our Lives), i jak mu szkopy zabiły ojca (Another Brick in the Wall pt. 1.), i tak dalej. Pobawił się w jasnowidza, i przepowiedział, że dostanie świra, i zginie przygnieciony przy rozbiórce muru... A teraz śmieszna część, ale dopiero po reklamach...

Rekla... abo dobra, nie będzie teraz...

Więc, trasa koncertowa była dokładnie tym, co kontestował ten album: spektaklem, który skupiał się na efektach, poza tym Pink Floyd wystąpiło na stadionach (nie X lecia), zaprzeczając samemu sobie. W wyniku tego Waters dostał załamania nerwowego (again) i się popłakał, jako że w zespole nikt go nie lubił, to wypłakał się wydawcy. Postanowił zrobić coś strasznego... (Kwik koni) (mały budżet na efekty. przepraszamy. wyobraźcie sobie to przerażenie)

Final Cut

"Final Cut" (finalne ucięcie) - W zamyśle strasznego (albo boskiego) Watersa miało być to pożegnanie z Pink Floyd. Waters znów skupił się na sobie, użalając się po stracie ojca na wojnie (Znowu. Nudziarz, nie?). Pomysł chwycił, gdyż w czasie wydania płyty (1983) wojna o Falklandy wciąż straszyła. (nic to, że zginęło mniej niż tysiąc żołnierzy. i tak było straszne.) Waters wychrzanił Wrighta, za to że nie dał mu się wypłakać i za złe nastrojenie swego Casio podczas koncertu. Masonowi w ogóle znudziła się ta impreza, ale trzymał go straszny (albo boski) Waters. Gilmour sam chciał rządzić, więc też go nie lubił. Więc, podczas kłótni, Waters wywalił najpierw Gilmoura, potem Mason sam odszedł, a na następny dzień Waters wywalił sam siebie. Pink Floyd się skończyło... Tak? Jesteście pewni? Historia lubi robić

AKUKU!

A Momentary Lapse of Reason

Gilmour Koncertujący. Proszę zwrócić uwagę na bezczelne promowanie wiedzy.

"A Momentary Lapse of Reason" (momentowy błąd powodu) - 3 lata po sławetnej kłótni Gilmour, Wright i Mason zebrali się, by nagrać płytę. Waters się, delikatnie mówiąc, wkurzył,

Szablon:Q i wstąpił na drogę sądową. Domagał się by uznano, że:



Jenak nie udało mu się, co go jeszcze bardziej wkurw... e... wkurzyło. Mimo to nie udało mu się zastopować wydania płyty. Sama płyta nie jest tak ważna, więc nic o niej nie powiem.

The Division Bell

Plik:Roger Waters concert.jpg
Waters i jego młotki.

"The Division Bell" (Dywizja Alexandra Grahama Bella) - wydany 1994 (trochę czasu minęło od ostatniej płyty. balangowało się, co?) album ten jest spoko, okej ale to już nie to samo co poprzednie, więc fani buczą. To ostatni (jak na razie) album Pink Floyd, a muzycy tylko odcinają kupony występując po całym świecie, z piosenkami głównie Watersa, a jak nie jego, to Barreta. Co tych panów ostro denerwowało.

Szablon:Q

Potem

Po zakończeniu Pink Floyd każdy koncertował po swojemu, od czasu do czasu na jakąś okazję zjeżdżali się i grali razem. Co prawda stary, ale Gilmour nagrał płytę On An Island (Wyspa Onana), która okazała się chujowa. Waters koncertował z młotkami. Cały czas na przeróżnych forach odbywa się walka między fanami Gilmoura i Watersa. I będzie się ona toczyć aż do usranej śmierci.

Zobacz też