Edytujesz „Nonźródła:Nonsensopedia III – Koniec”
Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Uwaga: Nie jesteś zalogowany. Jeśli wykonasz jakąkolwiek zmianę, Twój adres IP będzie widoczny publicznie. Jeśli zalogujesz się lub utworzysz konto, Twoje zmiany zostaną przypisane do konta, wraz z innymi korzyściami.
Ta edycja może zostać anulowana. Porównaj ukazane poniżej różnice między wersjami, a następnie zapisz zmiany.
Aktualna wersja | Twój tekst | ||
Linia 17: | Linia 17: | ||
– A teraz drugi uczestnik finału – rzekł po angielsku prezenter. – Trzykrotny zwycięzca poprzednich edycji... [[Użytkownik:Towarzysz_Alchemik|Towarzysz Alchemik]]! |
– A teraz drugi uczestnik finału – rzekł po angielsku prezenter. – Trzykrotny zwycięzca poprzednich edycji... [[Użytkownik:Towarzysz_Alchemik|Towarzysz Alchemik]]! |
||
W hali rozległ się hymn [[ |
W hali rozległ się hymn [[ZSRR]], a na podest raźno weszła tajemnicza, zamaskowana postać w czerwonej zbroi. Ukłonił się publiczności, podniósł rzucone w jego stronę kwiaty i podszedł do rywala uścisnąć mu dłoń. |
||
– Niechaj wygra najlepszy – rzucił po polsku w jego stronę. |
– Niechaj wygra najlepszy – rzucił po polsku w jego stronę. |
||
Linia 183: | Linia 183: | ||
W pobliżu dosłyszeli odgłosy walki, w stronę których natychmiast pobiegli. Na miejscu dwaj Nonsensopedyści walczyli z grupą wandali. Wygrywali. Terrapodian rozpoznał ich obu. [[użytkownik:Jakub910|Jakub910]] zwany również Kubbozem był tym z elektronicznymi wszczepami. Dwa karabinki maszynowe, którymi właśnie się posługiwał, siały śmierć wśród przeciwników. |
W pobliżu dosłyszeli odgłosy walki, w stronę których natychmiast pobiegli. Na miejscu dwaj Nonsensopedyści walczyli z grupą wandali. Wygrywali. Terrapodian rozpoznał ich obu. [[użytkownik:Jakub910|Jakub910]] zwany również Kubbozem był tym z elektronicznymi wszczepami. Dwa karabinki maszynowe, którymi właśnie się posługiwał, siały śmierć wśród przeciwników. |
||
Kubboz trafił do Nonsensopedii dosłownie z kosmosu. Przez lata był międzygalaktycznym wędrowcem i w pewnym momencie jego pojazd uległ zniszczeniu akurat ponad Ziemią. Rozbił się gdzieś w [[ |
Kubboz trafił do Nonsensopedii dosłownie z kosmosu. Przez lata był międzygalaktycznym wędrowcem i w pewnym momencie jego pojazd uległ zniszczeniu akurat ponad Ziemią. Rozbił się gdzieś w [[USA]], a że nie posiadał części zastępczych musiał tutaj pozostać do uzyskania nowych. Tak się złożyło, że natrafił na Wikian z którymi się związał, przez co postanowił zaaklimatyzować się tu na dłużej. Dzięki znajomości najnowszej technologii jego wkład został uznany za ogromny. |
||
Drugim Nonsensopedystą, który częstował granatami wandali, był [[Użytkownik:Ptok_Bentoniczny|Ptok Bentoniczny]]. Niezwykle pracowity i ambitny. Zbyt ambitny. Ta cecha stawiała go często przeciw zarządowi, lecz dotychczas nie przekraczał pewnej granicy. |
Drugim Nonsensopedystą, który częstował granatami wandali, był [[Użytkownik:Ptok_Bentoniczny|Ptok Bentoniczny]]. Niezwykle pracowity i ambitny. Zbyt ambitny. Ta cecha stawiała go często przeciw zarządowi, lecz dotychczas nie przekraczał pewnej granicy. |
||
Linia 503: | Linia 503: | ||
– A więc za nami – rozkazał. |
– A więc za nami – rozkazał. |
||
Nie sprzeciwili się rozkazowi. Ruszyli za nim brodząc w zaspach. [[ |
Nie sprzeciwili się rozkazowi. Ruszyli za nim brodząc w zaspach. [[Metal (ludzie)|Metal]] zaprowadził ich prosto do przywódcy, który siedział na tronie z czaszek. W pobliżu płonęły odwrócone krzyże, a na palach wisiały czaszki kozłów. Ich wódz był rosłym mężczyzną, o niebieskim corpse paincie. W ręce trzymał buławę w kształcie gitary elektrycznej. |
||
– Jam jest God's Impaler – rzekł ochrypłym głosem. – Tu są moi bracia – Necrocannibal, Kischnackh i Shannarum. Razem gramy w zespole black metalowym od lat jak nasz ojciec i jego ojciec. |
– Jam jest God's Impaler – rzekł ochrypłym głosem. – Tu są moi bracia – Necrocannibal, Kischnackh i Shannarum. Razem gramy w zespole black metalowym od lat jak nasz ojciec i jego ojciec. |
||
Linia 617: | Linia 617: | ||
---- |
---- |
||
''...trzecia drużyna natomiast uda się przez mroczne ostępy Królestwa Emo. Tam natraficie na [[Goci|goth'ów]], których powinniście nakłonić do udziału w waszej misji. Chodzi bowiem o wytępienie [[troll |
''...trzecia drużyna natomiast uda się przez mroczne ostępy Królestwa Emo. Tam natraficie na [[Goci|goth'ów]], których powinniście nakłonić do udziału w waszej misji. Chodzi bowiem o wytępienie [[troll]]i, dzięki czemu nie wezmą udziału w walce z nami. Musicie uważać, gdyż wciąż żyje Pietras...'' |
||
Wędrowali ponurym lasem. Drzewa były pozbawione liści i powykręcane niczym w chorych filmach Tima Burtona. Mimo południowej godziny, było ciemno, księżyc w pełni utrzymywał się na niebie, a pohukiwania sów oraz odgłosy innych zwierząt, skutecznie pobudzały wyobraźnię Nonsensopedystów. Do zadania przydzielono Ełka, hrabiego Wasilija Żygutka, Amoniaka oraz By Serscull'a. W pewnym momencie spadł przed nimi jakiś młodzieniec. Czarna grzywka zasłaniała mu twarz, ubrany był w kraciastą koszulę, na nadgarstku widniała pieszczocha, czarno-białe trampki i rozbite obok okulary w grubych oprawkach. Ewidentnie był to [[Emo]]. Martwy Emo. |
Wędrowali ponurym lasem. Drzewa były pozbawione liści i powykręcane niczym w chorych filmach Tima Burtona. Mimo południowej godziny, było ciemno, księżyc w pełni utrzymywał się na niebie, a pohukiwania sów oraz odgłosy innych zwierząt, skutecznie pobudzały wyobraźnię Nonsensopedystów. Do zadania przydzielono Ełka, hrabiego Wasilija Żygutka, Amoniaka oraz By Serscull'a. W pewnym momencie spadł przed nimi jakiś młodzieniec. Czarna grzywka zasłaniała mu twarz, ubrany był w kraciastą koszulę, na nadgarstku widniała pieszczocha, czarno-białe trampki i rozbite obok okulary w grubych oprawkach. Ewidentnie był to [[Emo]]. Martwy Emo. |
||
Linia 863: | Linia 863: | ||
Niebo. Sir Damiinho nigdy nie był w niebie. Właściwie nigdy nie był martwy. Dziwnie czuł się chodząc po chmurach. Zdawały się być takie lekkie, mogące w każdej chwili rozlecieć. Wszyscy już tam byli. Wszyscy, którzy zginęli tam na dole. Jednak tacy normalni – bez broni, zbroi, czyści od krwi i błota. Spokojni w tej sielankowej scenerii. Po chwili podszedł do nich długowłosy mężczyzna z zarostem, w koszulce ''[[Pink Floyd]]''. |
Niebo. Sir Damiinho nigdy nie był w niebie. Właściwie nigdy nie był martwy. Dziwnie czuł się chodząc po chmurach. Zdawały się być takie lekkie, mogące w każdej chwili rozlecieć. Wszyscy już tam byli. Wszyscy, którzy zginęli tam na dole. Jednak tacy normalni – bez broni, zbroi, czyści od krwi i błota. Spokojni w tej sielankowej scenerii. Po chwili podszedł do nich długowłosy mężczyzna z zarostem, w koszulce ''[[Pink Floyd]]''. |
||
– Je-[[ |
– Je-[[Jezus]]? – spytał cicho Amoniak. |
||
– Tak, to ja – rzekł wesoło. – Przyszedłem tu do was osobiście, bo uważam, że jesteście zawaliści. Nawet po tym, co pisaliście o mnie w swoich artykułach – tu zerknął na zebranych z pobłażaniem. |
– Tak, to ja – rzekł wesoło. – Przyszedłem tu do was osobiście, bo uważam, że jesteście zawaliści. Nawet po tym, co pisaliście o mnie w swoich artykułach – tu zerknął na zebranych z pobłażaniem. |