Edytujesz „Nonźródła:Opowieści z Kibla”
Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Uwaga: Nie jesteś zalogowany. Jeśli wykonasz jakąkolwiek zmianę, Twój adres IP będzie widoczny publicznie. Jeśli zalogujesz się lub utworzysz konto, Twoje zmiany zostaną przypisane do konta, wraz z innymi korzyściami.
Ta edycja może zostać anulowana. Porównaj ukazane poniżej różnice między wersjami, a następnie zapisz zmiany.
Aktualna wersja | Twój tekst | ||
Linia 11: | Linia 11: | ||
Akcja działa się w przepełnionym do granic możliwości [[111A|wagonie marki wagon]] relacji Warszawa-Rzeszów. Do Dęblina stałem pod toaletą, późnej udało mi się upolować takie wysuwane siedzisko w korytarzu, na którym jechałem aż do Lublina. Na tejże stacji po opróżnieniu pociągu o połowę rozegrała się taka oto sytuacja, której byłem świadkiem. |
Akcja działa się w przepełnionym do granic możliwości [[111A|wagonie marki wagon]] relacji Warszawa-Rzeszów. Do Dęblina stałem pod toaletą, późnej udało mi się upolować takie wysuwane siedzisko w korytarzu, na którym jechałem aż do Lublina. Na tejże stacji po opróżnieniu pociągu o połowę rozegrała się taka oto sytuacja, której byłem świadkiem. |
||
Zaczęło się od tego, że |
Zaczęło się od tego, że konduktor ponownie sprawdzający bilety, miał problemy z przejściem nad moją walizką. Zirytowany zdecydowanie donośnym głosem polecił korytarzowcom, by zajęli zwolnione miejsca w przedziałach. W najbliższym przedziale obok mnie, w stronę jazdy przy drzwiach siedział taki młody Czesiek, a przy oknie, tyłem do jazdy taka krótko ścięta blondyna w okularach. Bliżej jednak do wejścia do przedziału miał inny pasażer, który to niepewnie zaglądał, gdzie może usiąść. Czesiu w przedziale, chcąc go zaprosić, rzucił oklepanym: ''Śmiało, nie gryziemy. Przynajmniej ja, nie wiem, jak koleżanka'' – wspominając blondynę. Ta, chcąc być elokwentna, odpowiedziała ze specyficzną przekorą w głosie również oklepanie: ''Ja połykam w całości''. Ten gość, który wchodził z korytarza, wsadzając plecak na górę odparł tak ni do ludzi, ni do siebie, chyba bezwiednie: ''A, pani połyka, dobrze''. |
||
Przysłuchiwałem się temu z korytarza i zgniłem srodze. Blondyna nic nie odpowiedziała, ten Mati usiadł na miejscu jakby nigdy nic, a ten Czesiu zaczął się powstrzymywać od śmiechu, tak chichrać pod nosem. Gość dopiero po kilku sekundach zorientował się, że coś chlapnął, więc chyba chcąc rozluźnić atmosferę dodał po krótkiej chwili: ''To chłopak musi być zadowolony!'' |
Przysłuchiwałem się temu z korytarza i zgniłem srodze. Blondyna nic nie odpowiedziała, ten Mati usiadł na miejscu jakby nigdy nic, a ten Czesiu zaczął się powstrzymywać od śmiechu, tak chichrać pod nosem. Gość dopiero po kilku sekundach zorientował się, że coś chlapnął, więc chyba chcąc rozluźnić atmosferę dodał po krótkiej chwili: ''To chłopak musi być zadowolony!'' |
||
Linia 27: | Linia 27: | ||
Gdy gdzieś za [[Tomaszów Mazowiecki|Tomaszowem]] postanowiłem się przespać (było już po północy), okazało się to… niezbyt proste. Dwójka dzielnych podróżników zajęła miejsca w przedziale obok i rozpoczęła huczną imprezę z okazji… wyjazdu z poprzedniej stacji zapewne. Sądząc po odgłosach dobiegających zza cienkiej jak papier ściany, wódka lała się tam strumieniami, a wszystkiemu akompaniowały hity pokroju ''Hej, sokoły!'' śpiewane na trzy głosy przez podróżników i zachrypnięte radyjko. Niemniej jednak jakoś udało mi się zdrzemnąć. |
Gdy gdzieś za [[Tomaszów Mazowiecki|Tomaszowem]] postanowiłem się przespać (było już po północy), okazało się to… niezbyt proste. Dwójka dzielnych podróżników zajęła miejsca w przedziale obok i rozpoczęła huczną imprezę z okazji… wyjazdu z poprzedniej stacji zapewne. Sądząc po odgłosach dobiegających zza cienkiej jak papier ściany, wódka lała się tam strumieniami, a wszystkiemu akompaniowały hity pokroju ''Hej, sokoły!'' śpiewane na trzy głosy przez podróżników i zachrypnięte radyjko. Niemniej jednak jakoś udało mi się zdrzemnąć. |
||
Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi do przedziału, w których stał nie |
Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi do przedziału, w których stał nie konduktor, jak się można było spodziewać, a jeden z owych podróżników w czasie, przestrzeni i objętości spożytego alkoholu. Przewrócił oczami, złapał się mocniej framugi i zapytał: ''Jak się bawicie?'' Odpowiedziała mu cisza. ''Bo wi-icie, my tu z kolegą to my jedziemy ze specssjalnnej okazji, w góry, w Bieszczady, pociągiem!'' W tym momencie stało się jasne, że oni nie wysiądą w Krakowie, tak jak liczyłem. Dotrzymają towarzystwa znacznie dłużej. Osobnik pokręcił głową jakby się wahał czy może wyjawić taki sekret, po czym powiedział: ''A wiecie co mamy w torbie? He, he, he! Mamy tam model wwwagonu! Ale wam nie pokażę he, he, he!'' W tym momencie zjawił się towarzysz gadatliwego podróżnika i potoczyli się obaj z powrotem do swojego przedziału imprezowego. |
||
Tak, alkomikole. Rzadka hybryda menela i miłośnika kolei, sztuk dwie, jechała wraz ze mną w Bieszczady. Bez większych przygód udało nam się dojechać do Jasła, gdzie czekała nas przesiadka do motoraka jadącego dalej w góry. W motoraku siedziało w sumie może z 20 osób, w tym maszynista i konduktor, który spał całą drogę jak zabity. Alkomikole też jechały dalej. Było już po siódmej rano, a oni nie wykazywali żadnych oznak zmęczenia, dalej wesoło gaworzyli i popijali tajemnicze płyny z plastikowych butelek. W pewnym momencie stwierdzili chyba, że najwyższy czas na przerwę na papierosa i udali się w tym celu do toalety na końcu wagonu. Okazało się jednak, że czescy inżynierowie nie przewidzieli miejsca na dwóch palaczy w toalecie, więc wyraźnie zniesmaczeni ciasnotą alkomikole rozpoczęły poszukiwania innej przestrzeni gdzie można zapalić. Padło na pierwsze z brzegu drzwi, prowadzące do drugiej kabiny maszynisty. Traf chciał, że były otwarte. |
Tak, alkomikole. Rzadka hybryda menela i miłośnika kolei, sztuk dwie, jechała wraz ze mną w Bieszczady. Bez większych przygód udało nam się dojechać do Jasła, gdzie czekała nas przesiadka do motoraka jadącego dalej w góry. W motoraku siedziało w sumie może z 20 osób, w tym maszynista i konduktor, który spał całą drogę jak zabity. Alkomikole też jechały dalej. Było już po siódmej rano, a oni nie wykazywali żadnych oznak zmęczenia, dalej wesoło gaworzyli i popijali tajemnicze płyny z plastikowych butelek. W pewnym momencie stwierdzili chyba, że najwyższy czas na przerwę na papierosa i udali się w tym celu do toalety na końcu wagonu. Okazało się jednak, że czescy inżynierowie nie przewidzieli miejsca na dwóch palaczy w toalecie, więc wyraźnie zniesmaczeni ciasnotą alkomikole rozpoczęły poszukiwania innej przestrzeni gdzie można zapalić. Padło na pierwsze z brzegu drzwi, prowadzące do drugiej kabiny maszynisty. Traf chciał, że były otwarte. |