Użytkowniczka:Beatrycze Budyń/creepypasta

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Pan Caplouffe nie umarł na katar

<fragment tekstu piosenki metalowej>

Trzej Grecy ubrani w prześcieradłopodobne ubrania żuli mastyks, co było dość popularne w starożytnej Grecji. Otaczały ich cyprysy[1] i jakieś krzaczory, niewątpliwie bardzo piękne. Jednym słowem[2] – krajobraz był jak z obrazka. Mężczyźni stali niemal nieruchomo i gapili się w kamerę, co wyglądało nieco dziwnie i wzbudzało niepokój.
Tylko to znajdowało się na nagraniu, jednak pan Nowak nie mógł oderwać oczu od ekranu telewizora. Płyta musiała zostać włożona do jego teczki gdy był w pracy, jednak nie zauważył kto mógł to zrobić. Znalazł ją będąc już w domu. Zaraz pognał do swojego nowiutkiego odtwarzacza DVD i włożył płytkę.
– Misiu, co oglądasz? – zapytała jego żona i usiadła obok niego na kanapie.
– Cicho, to Grecy żujący mastyks!
Prośba o ciszę była zbyteczna, ponieważ i tak nie słychać było niczego oprócz ciamkania Greków. Może i było to dziwne, ale nudziło niemiłosiernie. Nowakowa tępo gapiła się w ekran najwyraźniej nie podzielając entuzjazmu męża.
– Ciamk ciamk ciamk – ciamkali Grecy. Nadal wpatrywali się w to samo miejsce.
Wtedy zza kanapy wysunął się blady człowiek z pustymi oczodołami, z których ciekła krew. Był jedną z najbardziej odrażających kreatur, jaką widział świat[3]. Nowakowa spojrzała na niego znudzonym wzrokiem.
– Przepraszam że się wtrącę, ale właściwie to po co to oglądacie? Toż to nonsens! Marnujecie tylko czas – niespodziewany gość nie dość że nie zapukał, to jeszcze miał czelność przeszkadzać małżeństwu w seansie.
– Ach zamknij się, a najlepiej wyjdź stąd – pan Nowak również nie przejął się zbytnio tą nietypową wizytą.
– Przepraszam że przeszkodziłem, już idę. Do widzenia! – potwór pożegnał się, po czym wsunął się za kanapę.
– Ci natręci, nie można nawet obejrzeć czegoś w spokoju...
Małżonkowie dalej wpatrywali się w ekran. Nawet nie zauważyli, gdy za ich plecami ktoś się pojawił.
– Ciamk ciamk ciamk – ciamkali Grecy.

Jeśli trafisz kiedyś na filmik z Grekami żującymi mastyks, to wyłącz go natychmiast i uciekaj!


Kilka lat temu w Łodzi miało miejsce ciekawe wydarzenie. Mało kto o nim wie, chwała Bogu. Gdyby wieść się rozniosła, ludzie prawdopodobnie zaczęliby panikować, a spanikowany motłoch ciężko utrzymać w ryzach. Niektórzy zaznajomieni ze sprawą twierdzili, że społeczeństwo ma prawo wiedzieć o zagrożeniu, ale szybko zamknięto im usta, a przecieki zatuszowano. Wszystko zaczęło się od wizyty u lekarza.

Nieduży, zaniedbany gabinet lekarski. Znudzony lekarz wezwał następnego pacjenta, gdy tylko udało mu się pozbyć pewnej wyjątkowo uciążliwej emerytki. „Umierająca” babcia była w zaskakująco dobrej formie. Do gabinetu wszedł mężczyzna o niewyróżniającym się wyglądzie. Typowy przeciętniak. – Co panu dolega?
– Otóż... Moja baba zauważyła, że w mojej godce pojawiają się śląskie słowa.
– Czy jest pan Ślązakiem? – lekarz postanowił zacząć od najbardziej oczywistych tropów.
– Ależ skąd! Jestem łodzianinem, tak jak moi rodzice, dziadkowie i prastarka.
– Ciekawe, bardzo ciekawe.
Lekarz nigdy nie spotkał się z takim przypadkiem, chociaż pracował w zawodzie już od wielu lat. Tajemnicza choroba bardzo go zaintrygowała. Wziął młoteczek i stuknął pacjenta w kolano. Przyglądał mu się krótką chwilę, jakby zaczynał rozumieć. Stan chorego błyskawicznie się pogorszył – zaczął wypluwać z siebie ciąg niezwiązanych ze sobą śląskich wyrazów. – Baniorz, kachlok, lojfer, wosztlik, gymba... Nie wytrzymam tego dłużej! – biedak zaczął szlochać i targać się za włosy.
– Wydaje mi się, że znalazłem rozwiązanie pańskiego problemu. Teraz nie mam czasu, ale chętnie przyjmę pana za trzy miesiące.
– Cóż, lepsze to niż nic – powiedział zasmucony mężczyzna, po czym pożegnał się wyszedł.

Po trzech długich miesiącach wypełnionych śląską mową wreszcie przyszło wybawienie. Chory przeszedł niezwykle skomplikowaną operację, która wymagała od chirurga kilku godzin wytężonej pracy. Krótko po niej odwiedził go lekarz.
– Chciałbym panu powiedzieć, co panu dolegało. Pańskie ciało zamieszkał duch Złowrogiego Ślązaka.
– Czy to bardzo niebezpieczne?
– Duch zagrażał zyciu. Aby go wypędzić nacięto panu stopy. Będzie pan gubił jego kawałki z każdym krokiem, pod warunkiem, że będzie pan chodził boso. Chciałbym też pana przeprosić za brak znieczulenia, ale wie pan jak jest... Cięcia, cięcia i jeszcze raz cięcia.
– Nigdy nie nacinano mi stóp w tak profesjonalny sposób. To była dla mnie sama przyjemność.
– Mamy nadzieję, że duch szybko pana opuści i nie będzie nękał innych osób.
– Bardzo bym nie chciał, by ktoś musiał przeżywać takie katusze jak ja.
Pacjent niebawem opuścił szpital. Jego dolegliwości minęły jak ręką odjął, co ucieszyło jego żonę i gromadkę dzieci. Jednak duch Złowrogiego Ślązaka nawiedzał inne osoby, a wiele z nich popełniło samobójstwo nie widząc dla siebie ratunku.

Wiesz co jest najstraszniejsze? Złowrogi Ślązak wie gdzie jesteś. Obserwuje cię. Wiesz skąd to wiem? Jestem nim.


W każdym mieście, w każdym kraju[4] znajduje się szkoła lub inny szpital psychiatryczny do którego możesz się udać. Podejdź do pierwszej dorosłej osoby jaką zauważysz i powiedz: córki me są niezliczone, zaprawdę, powiadam ci, każda z nich ma na imię Wanda. Pracownik najpierw będzie cię ignorował, aż w końcu powie: panie, idź pan stąd, tu jest szkoła, nie jakaś melina!. Pracownik pogoni cię pękiem kluczy i uda się na spoczynek, narzekając na popaprańców i ćpunów. Skorzystaj z jego nieuwagi i wbiegnij na półpiętro, gdzie znajdziesz klucz powieszony na szpilce na tablicy korkowej. Będzie to klucz do sali 210, nikt żywy nie wyszedł z niej od roku 1976. Gdy już ją znajdziesz, włóż klucz do czwartej dziurki od góry i przekręć sześć razy nucąc hymn Indii od tyłu. Sala będzie niemal pusta, jedynie w kącie pod oknem znajdziesz starą, zakurzoną skrzynię, na której będzie widniał napis „reprezentujem JP, śmierć konfidentą”. Klucz do niej pojawi się za twoim paskiem od spodni. Jeśli nie będziesz go miał, skrzynka się otworzy i wyjdzie z niej twoja była nauczycielka matematyki, która nie raz gościła w twych koszmarach. Chwyci cię za przegub i zaprowadzi do piekła. Nie próbuj uciekać, jeśli nie chcesz przedłużyć swych mąk. Zjeżdżanie nago na zjeżdżalni z papieru ściernego będzie najlżejszą torturą, która cię czeka. Wydostaniesz się stamtąd po dwudziestu latach. Jeśli jednak będziesz miał pasek od spodni, weź klucz i otwórz skrzynię. Wyjdzie z niej ludzki szkielet z klasopracowni biologicznej. Zaśpiewa ci[5] fragment pewnej piosenki. Będziesz musiał ją dokończyć. Jeśli nie będziesz jej znał, uciekaj, może nie zostaniesz ukarany przez szkielet, który zacznie wrzeszczeć i zmieni kolor na zielony. Kara zaś jest okrutna – będziesz pracował jako księgowy do końca swoich dni. Jeśli jednak poprawnie dokończysz piosenkę, szkielet zamieni się w pieczonego kurczaka. Zjedz go. W środku znajdziesz dwa kawałki papieru. Jeśli będą zbyt zatłuszczone by odczytać zawartość, prawdopodobnie nie doczekasz następnego dnia. Jeśli tak nie jest, odczytaj pierwszą z nich. Będzie na niej napisany numer sali, do której masz się udać. Na drugiej zaś znajdziesz imię ciotki, której nie złożyłeś ostatnio życzeń imieninowych. Strzeż się jej. Zabierz klucz ze skrzyni i wyjdź. Spotkasz na swej drodze małego pomarszczonego stworka. Daj mu klucz i powiedz: co mam począć, moje stopy od dwóch miesięcy nie widziały mydła, cały kąpałem się w czasie przedostatniej równonocy. On odpowie ci: wszystkie dzieci wiedzą, że należy regularnie myć ciało z użyciem mydła i detergentów. Ważne jest także częste zmienianie i pranie odzieży oraz obcinanie paznokci. Czego jeszcze chcesz się dowiedzieć? Kiedy usłyszysz to pytanie, musisz powiedzieć mu imię ciotki z papierka zamieniając sylaby kolejnością. Jeśli zrobisz to dobrze, szkaradny stwór zacznie wrzeszczeć. Nie będziesz mógł tego powstrzymać ani odejść, po prostu będziesz wsłuchiwał się we wrzaski i przeżywał katusze każdego ucznia na świecie osobno, ból każdego z nich będzie wlewał się do twojej głowy i rozsadzał ją. Wszystkie prace domowe, odpytywanie, sprawdziany i kartkówki nie pozwolą ci logicznie myśleć, doprowadzą do obłędu. Po chwili, która wyda ci się wiecznością krzyk ustanie. Pamiętaj, że stanie się tak tylko jeśli wypowiesz imię zmienione imię ciotki poprawnie. W innym wypadku nigdy nie opuścisz piekła ze zjeżdżalnią z papieru ściernego, nawet jeśli zetrzesz pośladki do samego kręgosłupa. Jeśli udało ci się, idź do sali, do której zmierzałeś przed spotkaniem stworka. Będzie w niej trwała lekcja fizyki. Jeśli nauczycielka nie będzie miała łososiowej spódnicy, uciekaj ze szkoły. Jeśli zaś lekcję będzie prowadził nauczyciel – twoje marne życie właśnie dobiegło końca. Tylko łososiowa spódnica pozwoli ci kontynuować misję. Podejdź do nauczycielki i ugryź ją w łydkę, zatapiając zęby najgłębiej jak potrafisz. Nauczycielka krzyknie i zamieni się w m&m'sy, znikną też wszyscy uczniowie oprócz jednego. Zabij go garścią m&m'sów i wyciągnij z ust drobny przedmiot.

Spinka do krawata to przedmiot nr 1 z 666. Pozwoli ci głaskać dzieci bez krzywych spojrzeń ludzi dookoła.

Przypisy

  1. Chyba, autor nie rozpoznaje drzew z dużej odległości
  2. A nawet pięcioma
  3. Tu powinen pojawić się suchy tekst o teściowej
  4. No, może nie do końca w każdym, ale zadupia nas nie interesują
  5. Nie pytaj mnie jak