Irlandia Północna: Różnice pomiędzy wersjami
M (Przywrócono przedostatnią wersję, jej autor to Mbot. Ofiarą rewertu jest 46.113.9.97.) |
|||
Linia 57: | Linia 57: | ||
''Stoję na szczycie góry''<br> |
''Stoję na szczycie góry''<br> |
||
''krajobraz zamglony''<br> |
''krajobraz zamglony''<br> |
||
''... tak bardzo, że jakbym dostał w mordę, to nie wiem z |
''... tak bardzo, że jakbym dostał w mordę, to nie wiem z której strony'' |
||
''Byron i Shelley muszą już czuć mój oddech na swoich plecach. Tym pokrzepiony udaję się do snu. Dobranoc''. |
''Byron i Shelley muszą już czuć mój oddech na swoich plecach. Tym pokrzepiony udaję się do snu. Dobranoc''. |
Wersja z 18:03, 31 paź 2011
Irlandia Północna (Ulster) – autonomiczna część Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii w największym stopniu poddająca w wątpliwość zasadność nazwy kraju, do którego przynależy. Od 1998 r. roku administrowana przez ludzi, przedstawicieli poprzednich władz przez wzgląd na ich prawdziwie irlandzkie obyczaje i artykulację argumentów z trudem było można zaklasyfikować do naczelnych.
Historia
Minęło trochę czasu, zanim każdy północnoirlandzki pater familias zaczynał dzień od zabaw z bronią lub bombą dla hecy podrzuconą sąsiadowi za kołnierz (Ulsterczycy mają dość dziwne poczucie humoru). Początek Irlandii Północnej datuje się na pierwsze lata XVII wieku, ludność ówcześnie zamieszkująca te tereny, wówczas w całości katolicka, wyjątkowo dobrze radziła sobie z brytyjskimi najazdami Tudorów i była bastionem oporu irlandzkiego. W końcu nastał czas rozstrzygnięcia, który przyniósł autochtonom dwie wiadomości; tradycyjnie już dobrą oraz złą. Dobrą był bezpotomny zgon Elżbiety I Tudor, której władze brytyjskie wciąż nie chcą ekshumować, mimo iż byłby to milowy krok na drodze do rozwoju światowej wenerologii, zła zawierała się w fakcie, że po władczyni z mikologicznymi upodobaniami przecież ktoś musiał nastać do ciężkiej cholery.
Nastał Jakub I ze szkockiej dynastii Stuartów słynący z diety, na której najwyraźniej kilkadziesiąt lat później wzorował się Michał Korybut Wiśniowiecki, dorabiając się kilkuset wrzodów żołądkowych. Kuba postanowił na zawsze spacyfikować niegrzecznych rudzielców zza Morza Irlandzkiego i zrobił nabór kilku szkockich arystokratów, ci ściągnęli spódnice (gdyż każdy prawdziwy mężczyzna spódnicę ściąga sobie sam) i w strojach rzeźwych pastuchów udali się statkiem na irlandzki ugór. Plan osadnictwa udał się częściowo. Zakładał on bowiem na początku kolonizację całej Zielonej Wyspy, ale prędko zdano sobie sprawę, że liczebnie nie uda się przezwyciężyć żywiołu katolickiego, toteż ograniczono się w końcu do koncentracji osadnictwa w prowincjach położonych najdalej na północ. Przyniosło to skutek, gdyż na początku XXw. spośród 1.6 mln mieszkańców dzisiejszej Irlandii Północnej ponad 900 000 stanowili protestanci.
XX w.
W 1920 roku po wojnie domowej sprawa wyspy posunęła się wyraźnie naprzód. Irlandii przyznano status dominium brytyjskiego, jednak nie całej, gdyż wpływowa protestancka większość wymogła zatrzymanie Ulsteru w granicach korony. To spowodowało masowy wkurw rodowitych Eire, którzy totalnie olewali nową administrację. Do początku lat siedemdziesiątych na skutek zmasowanego bombardowania przez RAF Ulsteru londyńską mgłą panował względny spokój. Wtedy zaczęły się masowe prześladowania katolików oraz tzw. noce internowania. Wyglądały one mniej więcej następująco: połączone siły zbrojne Jej Królewskiej Mości wdzierały się do sypialni katolickiej smarkaterii, szukając bojowników IRA. Świadkowie donosili, że mieli posępne i zacięte twarze. Nie ustalono tego do dziś, gdyż obiekty internowania najczęściej nakrywały sobie twarze kołdrą W każdym razie podczas nocy internowania należało nie nosić na sobie pidżamy i broń Boże mieć jakiegokolwiek misia. Żołnierze dziarsko rozdawali dzieciakom kopniaki i razy – słowem, zajmowali się swymi żołnierskimi sprawami.
Krwawa Niedziela
W końcu na Baker Street podjęto decyzję o wysłaniu kilku Sikhów do obrony katolików przed protestancką samowolką. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że pewnej styczniowej niedzieli 1972 r. katolicy postanowili sobie przemaszerować ulicami Belfastu, bo porywanie przytulonych do misiów dzieci w kominiarkach ich nielicho zirytowało. Sikhowie nieprzyzwyczajeni do tak niskich temperatur wydali w swoim języku komendę o rozejściu się, a gdy nie dość obeznani z sikhijskim Irlandczycy nie bardzo zrozumieli o co chodzi, żołnierze otworzyli ogień, wysyłając 13 osób na wieczne odpoczywanie (takt i lojalność nigdy nie były mocną stroną Sikhów, o czym przekonała się także Indira Gandhi) . To nieco zmierziło ultramontanistów, którzy zrobili powtórkę z wykopek, dziarsko zamiast resztek tak ważnych dla swego narodu ziemniaków, wygrzebując AK-47 z przydomowych altanek. Ulsterscy katolicy uważani dotąd za grupę zapijaczonych, niegramotnych bydląt, okazali poza zdumiewającą dewocją i płodnością jeszcze jeden boski talent, który miał już za chwilę zajaśnieć pełnym blaskiem. Talent do zabijania ludzi. Poczuli się od tej pory uprawnieni do planowej eksterminacji żołnierzy, policjantów, rezerwistów z obrony cywilnej, protestantów, angielskich sklepikarzy i wydawców „Księgi rekordów Guinnessa”.
Porozumienie wielkopiątkowe
To nieco (eufemistycznie rzecz ująwszy) utrudniło konstruktywny dialog. Jedna i druga strona ostrzyła swe krasomówcze pazury, przedkładając oponentowi, że jest głupi (retoryka była zawsze mocną stroną mieszkańców Ulsteru). Przełomowe porozumienie zawarto w Wielki Piątek 1998 r. Od tej pory Irlandczycy wspólnie, bez formalnego rozdziału terytoriów, decydują o takich sprawach jak transport, rolnictwo i Polacy. Części IRA było to nie w smak, toteż w czerwcu tamtego roku dokonano zamachu bombowego, w wyniku której irlandzka transplantologia straciła odpowiednio: 28 wątrób, 56 płuc, tyleż samo uszu, 560 członków oraz 476 gałęzi długich splotu ramiennego. W bilansie, jako tkanki kostnej, nie uwzględniono 336 żeber.
Z życia mieszkańców autonomii
Ballymena
Ballymena, słodka Ballymena. Na tle innych protestanckich enklaw w Ulsterze wyróżnia się wyjątkowo. Powiedzieć, że Ballymenę zamieszkują lojaliści to za mało. Ten obszar lśni prawdziwie oranżystowskim oranżem. Ludzie toczą tu cały czas pianę z ust na wzmiankę o Hiszpanii. Metodystów uważa się za papistów, podejrzani są też anabaptyści. Nastolatki wieszają sobie w pokojach plakaty z Oliverem Cromwellem.
Derry/Londonderry
Jedno z hrabstw Irlandii Północnej. Pierwsza nazwa jest stosowana przez katolików, druga przez protestantów. Spróbuj wejść w kontakt z jedną ze stron, pomylić się, a ockniesz się dyndając na latarni.
Belfast
Miasto zamieszkane do 2004 r. w 75% przez protestantów. Odkąd jednak przybyła tam licznie jedna z nacji środkowoeuropejskich, proporcje te gwałtownie się zmieniły. Częstochowa uważa Belfast za miasto sobie podporządkowane.
Bangor
Miejsce, gdzie cudowna północnoirlandzka dziatwa wyniosła masowo sprzęt kuchenny w postaci noży i urządza sobie dzień w dzień seanse ulsterskiej akupunktury. Pytanie „Wanna get stabbed?” wcale nie jest żartem. Być może wiąże się to z niskim poziomem edukacji w tym mieście, gdzie większość uczniów wertuje, a nie czyta zbiory bibliograficzne. Proces ten, w przeciwieństwie do czytania książek, nosi nazwę dymania książek.
Retropocztówka z Belfastu
Oto skrócony zapis dnia przeciętnego nastolatka w Belfaście w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Uwaga! Pocztówka jest tajna, tak tajna, że jej treść należy zniszczyć jeszcze przed skserowaniem.
7:00. Pobudka. Jak zwykle nie potrzebuje budzika ani matki mówiącej, że już wpół do ósmej. Snajperzy wykonują całą mokrą robotę za nich. To chyba był Mauser. Nawet na pewno, bo dziś wtorek, a jeżeli dziś jest wtorek to znaczy, że jesteśmy w Belgii, to musiał być Mauser.
7:40. Trochę deprymują mnie te kule lecące w moją stronę, kiedyś mogą mi odstrzelić koszulkę Sex Pistols, którą noszę. Pewnie znów strzelają rojaliści z kinderkommanda „London Calling”. I tak nie będę słuchał Clashów.
8:00. Angielski. Nasza klasa to trzydziestka perfekcyjne dobranych inwalidów. Męska część grona jak jeden mąż nosi imię Paddy, rodzi to pewne problemy komunikacyjne. Nauczycielka wyrzuca z klasy Kelly'ego, który znowu przypomniał, że Keats był tylko synem stajennego.
13:00. Ostatnie zajęcia. Historia. Uczymy się o kolejnym angielskim bohaterze wojny. Osiągnął swój status dawszy sobie sobie odstrzelić nogi i większą część jąder pod Passchendeale.
14:15. Wracam ze szkoły. Podnoszę ulotkę o tajnych kompletach z gaelickiego. Czegóż ci durni mormoni nie wymyślą.
16:00. Dzisiejsza breja bałwochwalczo zwana przez matkę obiadem wygląda nawet zachęcająco. Ale najpierw prewencyjnie zawołam jednak psa.
19:00. Cholera jasna, odwołali derby Tottenham – Arsenal z powodu zamieszek kibiców. Zamiast tego będzie transmisja z meczu krykietowego Yorkshire-Lancashire. Koszmarny sport. Dobra, nie należy generalizować, spróbuję obejrzeć choć trochę. (Po kilku minutach) Breżniew, czerwona świnio, na co ty jeszcze czekasz, naciskaj ten guzik w trymiga!
20:30. Czas na wieczorną rozgrywkę z chłopakami. Nasz najlepszy zawodnik niestety należy do IRA i nosi ciągle przewieszony karabin przez ramię, na skutek czego może być tylko defensywnym pomocnikiem, bo narzeka, że na skrzydle ciężko mu się biega, a zdjęcie tłumika nie daje pożądanego rezultatu i wcale go nie odciąża.
22:00. Czas na kimę, napisałem wiersz o mojej ojczyźnie:
Stoję na szczycie góry
krajobraz zamglony
... tak bardzo, że jakbym dostał w mordę, to nie wiem z której strony
Byron i Shelley muszą już czuć mój oddech na swoich plecach. Tym pokrzepiony udaję się do snu. Dobranoc.