Piper at the Gates of Dawn: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
M (dr. red.)
Linia 8: Linia 8:
|wytwórnia = Kapitol, EMIlka
|wytwórnia = Kapitol, EMIlka
|producent = Norman Smith
|producent = Norman Smith
|następny = [[A Saucerful of Secrets|Latający Spodek Pełen Sekretów]]}}'''Piper at the Gates of Dawn''' (''Dudziarz u bram świtu''<ref>Ile LSD trzeba się nachapać, żeby to wymyślić?</ref>) – pierwsza płyta kultowego [[Pink Floyd]], wtedy jeszcze nie kultowego i mało znanego, ale za to [[Psychodelia|psychodelicznego]]. Na albumie tym pierwsze skrzypce (?) gra [[Syd Barett]] ze swą gitarą hawajską i slidem. Reszta zespołu nie miała zbyt wiele do powiedzenia, gdyż nie była tak psychodeliczna, jednak [[Roger Waters|Waters]] już wtedy miał dyktatorskie aspiracje i musiał dołożyć swój utwór.
|następny = [[A Saucerful of Secrets|Latający Spodek Pełen Sekretów]]}}{{t|Piper at the Gates of Dawn|''Dudziarz u bram świtu''<ref>Ile LSD trzeba się nachapać, żeby to wymyślić?</ref>}}pierwsza płyta kultowego [[Pink Floyd]], wtedy jeszcze nie kultowego i mało znanego, ale za to [[Psychodelia|psychodelicznego]]. Na albumie tym pierwsze skrzypce (?) gra [[Syd Barett]] ze swą gitarą hawajską i slidem. Reszta zespołu nie miała zbyt wiele do powiedzenia, gdyż nie była tak psychodeliczna, jednak [[Roger Waters|Waters]] już wtedy miał dyktatorskie aspiracje i musiał dołożyć swój utwór.


== Zajebista setlista: ==
== Zajebista setlista: ==
*{{t|Astronomy Domine}}chyba najlepszy utwór z płyty<ref>O ile można tak nazwać tą kakofonię</ref>, z takim śmiesznym „pip pip pip” na początku. Następnie Barett gra na gitarze i wyje w refrenie. Dobrze, że przynajmniej solo jakoś brzmi.
#{{t|Astronomy Domine}}chyba najlepszy utwór z płyty<ref>O ile można tak nazwać tą kakofonię</ref>, z takim śmiesznym „pip pip pip” na początku. Następnie Barett gra na gitarze i wyje w refrenie. Dobrze, że przynajmniej solo jakoś brzmi.
*{{t|Lucifer Sam}}nawet niezły, z fajną zagrywką na gitarze, co nie zmienia faktu, że ciężko tego słuchać.
#{{t|Lucifer Sam}}nawet niezły, z fajną zagrywką na gitarze, co nie zmienia faktu, że ciężko tego słuchać.
*{{t|Matilda Mother}}utwór odwołujący się rzekomo do uczuć dziecka do matki – fajne, tylko czemu tak porąbane!?
#{{t|Matilda Mother}}utwór odwołujący się rzekomo do uczuć dziecka do matki – fajne, tylko czemu tak porąbane!?
*{{t|Flaming}}porąbany utwór, odnoszący się przede wszystkim do wizji po [[LSD]] – jak zresztą wszystkie inne kawałki z tej płyty.
#{{t|Flaming}}porąbany utwór, odnoszący się przede wszystkim do wizji po [[LSD]] – jak zresztą wszystkie inne kawałki z tej płyty.
*{{t|Pow. R Toc H.}}psychodeliczna improwizacja podobna do Interstellar Overdrive – słowem: „O kurwa, mój łeb!”.
#{{t|Pow. R Toc H.}}psychodeliczna improwizacja podobna do Interstellar Overdrive – słowem: „O kurwa, mój łeb!”.
*{{t|Take Up Thy Stethoscope And Walk}}jedyny utwór Watersa z tej płyty. Zwariowany, równie psychodeliczny jak inne. Jak sama nazwa wskazuje, jest to prośba o ''wzięcie twego stetoskopu i pójście''.
#{{t|Take Up Thy Stethoscope And Walk}}jedyny utwór Watersa z tej płyty. Zwariowany, równie psychodeliczny jak inne. Jak sama nazwa wskazuje, jest to prośba o ''wzięcie twego stetoskopu i pójście''.
*{{t|Interstellar Overdrive}} rozpierducha po całości. Wariactwo, którego nie potrafiłaby wymyślić nawet grupa Monthy Pythona. Tylko znaczna ilość zażytych środków psychodelicznych pomaga w odbiorze tego gniota. Słuchając człowiek czuje się niemal, jakby zamknięto go w trumnie z rozkładającym się ciałem starej kobiety.
#{{t|Interstellar Overdrive}} rozpierducha po całości. Wariactwo, którego nie potrafiłaby wymyślić nawet grupa Monthy Pythona. Tylko znaczna ilość zażytych środków psychodelicznych pomaga w odbiorze tego gniota. Słuchając człowiek czuje się niemal, jakby zamknięto go w trumnie z rozkładającym się ciałem starej kobiety.
*{{t|The Gnome}}muzyczna opowieść o gnomie Khrimbyl Khrambyl<ref>Czy jakoś inaczej – Barett dziwnie to śpiewa</ref>. Spokojna muzyczka na akustyka, do tego wibrafon – mało zryte, nawet nudnawe.
#{{t|The Gnome}}muzyczna opowieść o gnomie Khrimbyl Khrambyl<ref>Czy jakoś inaczej – Barett dziwnie to śpiewa</ref>. Spokojna muzyczka na akustyka, do tego wibrafon – mało zryte, nawet nudnawe.
*{{t|Chapter 24}}najbardziej psychodeliczny, najbardziej uszojebny utwór z całej płyty – wszędzie gongi, brzmi, jak, nie przymierzając, hymn [[Mongolia|Mongolii]], do tego tekst o chorobie psychicznej – tego nie wytrzymałem.
#{{t|Chapter 24}}najbardziej psychodeliczny, najbardziej uszojebny utwór z całej płyty – wszędzie gongi, brzmi, jak, nie przymierzając, hymn [[Mongolia|Mongolii]], do tego tekst o chorobie psychicznej – tego nie wytrzymałem.
*{{t|The Scarecrow}}rozpoczyna się jakimś klikaniem i stukaniem, później wchodzi temat – ładny, lekko orientalny, z brzdękającą gitarą. A, i nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, że utwór utrzymany jest w stylu psychodelicznym.
#{{t|The Scarecrow}}rozpoczyna się jakimś klikaniem i stukaniem, później wchodzi temat – ładny, lekko orientalny, z brzdękającą gitarą. A, i nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, że utwór utrzymany jest w stylu psychodelicznym.
*{{t|Bike}}lekki utwór, z początku niczego sobie – ot, śpiewa sobie facet o tym że ma „rower, na którym możesz jeździć, jeśli chcesz, ma dzwonek i koszyk i inne dinksy, które sprawiają, że wygląda dobrze, dałbym ci go, ale jest pożyczony”.<ref>Przekład własny</ref> Później jednak ktoś wbiega po schodach i rozpoczyna się ciąg dźwięków, których do niczego nie da się porównać.
#{{t|Bike}}lekki utwór, z początku niczego sobie – ot, śpiewa sobie facet o tym że ma „rower, na którym możesz jeździć, jeśli chcesz, ma dzwonek i koszyk i inne dinksy, które sprawiają, że wygląda dobrze, dałbym ci go, ale jest pożyczony”.<ref>Przekład własny</ref> Później jednak ktoś wbiega po schodach i rozpoczyna się ciąg dźwięków, których do niczego nie da się porównać.


== Oddźwięk ==
== Oddźwięk ==

Wersja z 22:39, 24 mar 2013

Szablon:Tpierwsza płyta kultowego Pink Floyd, wtedy jeszcze nie kultowego i mało znanego, ale za to psychodelicznego. Na albumie tym pierwsze skrzypce (?) gra Syd Barett ze swą gitarą hawajską i slidem. Reszta zespołu nie miała zbyt wiele do powiedzenia, gdyż nie była tak psychodeliczna, jednak Waters już wtedy miał dyktatorskie aspiracje i musiał dołożyć swój utwór.

Zajebista setlista:

  1. Szablon:Tchyba najlepszy utwór z płyty[1], z takim śmiesznym „pip pip pip” na początku. Następnie Barett gra na gitarze i wyje w refrenie. Dobrze, że przynajmniej solo jakoś brzmi.
  2. Szablon:Tnawet niezły, z fajną zagrywką na gitarze, co nie zmienia faktu, że ciężko tego słuchać.
  3. Szablon:Tutwór odwołujący się rzekomo do uczuć dziecka do matki – fajne, tylko czemu tak porąbane!?
  4. Szablon:Tporąbany utwór, odnoszący się przede wszystkim do wizji po LSD – jak zresztą wszystkie inne kawałki z tej płyty.
  5. Szablon:Tpsychodeliczna improwizacja podobna do Interstellar Overdrive – słowem: „O kurwa, mój łeb!”.
  6. Szablon:Tjedyny utwór Watersa z tej płyty. Zwariowany, równie psychodeliczny jak inne. Jak sama nazwa wskazuje, jest to prośba o wzięcie twego stetoskopu i pójście.
  7. Szablon:T rozpierducha po całości. Wariactwo, którego nie potrafiłaby wymyślić nawet grupa Monthy Pythona. Tylko znaczna ilość zażytych środków psychodelicznych pomaga w odbiorze tego gniota. Słuchając człowiek czuje się niemal, jakby zamknięto go w trumnie z rozkładającym się ciałem starej kobiety.
  8. Szablon:Tmuzyczna opowieść o gnomie Khrimbyl Khrambyl[2]. Spokojna muzyczka na akustyka, do tego wibrafon – mało zryte, nawet nudnawe.
  9. Szablon:Tnajbardziej psychodeliczny, najbardziej uszojebny utwór z całej płyty – wszędzie gongi, brzmi, jak, nie przymierzając, hymn Mongolii, do tego tekst o chorobie psychicznej – tego nie wytrzymałem.
  10. Szablon:Trozpoczyna się jakimś klikaniem i stukaniem, później wchodzi temat – ładny, lekko orientalny, z brzdękającą gitarą. A, i nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, że utwór utrzymany jest w stylu psychodelicznym.
  11. Szablon:Tlekki utwór, z początku niczego sobie – ot, śpiewa sobie facet o tym że ma „rower, na którym możesz jeździć, jeśli chcesz, ma dzwonek i koszyk i inne dinksy, które sprawiają, że wygląda dobrze, dałbym ci go, ale jest pożyczony”.[3] Później jednak ktoś wbiega po schodach i rozpoczyna się ciąg dźwięków, których do niczego nie da się porównać.

Oddźwięk

Grupa była znana w jakimś tam „UK underground”. Chyba metro, czy coś takiego, a wśród szerszej publiki nikt o nich nie słyszał, dlatego nie dziwmy się, że nakład i sprzedaż była niska. A tak w ogóle, kto by słuchał takiej fazogennej płyty?

Przypisy

  1. O ile można tak nazwać tą kakofonię
  2. Czy jakoś inaczej – Barett dziwnie to śpiewa
  3. Przekład własny