Piper at the Gates of Dawn: Różnice pomiędzy wersjami
Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
M |
M Znacznik: edytor źródłowy |
||
Linia 1: | Linia 1: | ||
{{ |
{{Album Infobox |
||
|tytuł = Piper at the Gates of Dawn |
|tytuł = Piper at the Gates of Dawn |
||
|wykonawca = [[Pink Floyd|Różowy Heniek]] |
|wykonawca = [[Pink Floyd|Różowy Heniek]] |
||
Linia 10: | Linia 10: | ||
|następny = [[A Saucerful of Secrets|Latający Spodek Pełen Sekretów]]}}{{t|Piper at the Gates of Dawn|''Dudziarz u bram świtu''<ref>Ile LSD trzeba się nachapać, żeby to wymyślić?</ref>}}pierwsza płyta kultowego [[Pink Floyd]], wtedy jeszcze nie kultowego i mało znanego, ale za to [[Psychodelia|psychodelicznego]]. Na albumie tym pierwsze skrzypce (?) gra [[Syd Barrett]] ze swą gitarą hawajską i slidem. Reszta zespołu nie miała zbyt wiele do powiedzenia, gdyż nie była tak psychodeliczna, jednak [[Roger Waters|Waters]] już wtedy miał dyktatorskie aspiracje i musiał dołożyć swój utwór. |
|następny = [[A Saucerful of Secrets|Latający Spodek Pełen Sekretów]]}}{{t|Piper at the Gates of Dawn|''Dudziarz u bram świtu''<ref>Ile LSD trzeba się nachapać, żeby to wymyślić?</ref>}}pierwsza płyta kultowego [[Pink Floyd]], wtedy jeszcze nie kultowego i mało znanego, ale za to [[Psychodelia|psychodelicznego]]. Na albumie tym pierwsze skrzypce (?) gra [[Syd Barrett]] ze swą gitarą hawajską i slidem. Reszta zespołu nie miała zbyt wiele do powiedzenia, gdyż nie była tak psychodeliczna, jednak [[Roger Waters|Waters]] już wtedy miał dyktatorskie aspiracje i musiał dołożyć swój utwór. |
||
== Zajebista setlista |
== Zajebista setlista == |
||
#{{t|Astronomy Domine}}chyba najlepszy utwór z płyty<ref>O ile można tak nazwać tą kakofonię</ref>, z takim śmiesznym „pip pip pip” na początku. Następnie Barrett gra na gitarze i (wraz z Wright'em) wyje w refrenie. Dobrze, że przynajmniej solo jakoś brzmi. |
# {{t|Astronomy Domine}}chyba najlepszy utwór z płyty<ref>O ile można tak nazwać tą kakofonię</ref>, z takim śmiesznym „pip pip pip” na początku. Następnie Barrett gra na gitarze i (wraz z Wright'em) wyje w refrenie. Dobrze, że przynajmniej solo jakoś brzmi. |
||
#{{t|Lucifer Sam}}nawet niezły, z zagrywką na gitarze rodem z Bonda, co nie zmienia faktu, że ciężko tego słuchać. |
# {{t|Lucifer Sam}}nawet niezły, z zagrywką na gitarze rodem z Bonda, co nie zmienia faktu, że ciężko tego słuchać. |
||
#{{t|Matilda Mother}}utwór odwołujący się rzekomo do uczuć dziecka do matki – fajne, tylko czemu tak porąbane!? |
# {{t|Matilda Mother}}utwór odwołujący się rzekomo do uczuć dziecka do matki – fajne, tylko czemu tak porąbane!? |
||
#{{t|Flaming}}porąbany utwór, odnoszący się przede wszystkim do wizji po [[LSD]] – jak zresztą wszystkie inne kawałki z tej płyty. |
# {{t|Flaming}}porąbany utwór, odnoszący się przede wszystkim do wizji po [[LSD]] – jak zresztą wszystkie inne kawałki z tej płyty. |
||
#{{t|Pow. R Toc H.}}psychodeliczna improwizacja podobna do Interstellar Overdrive – słowem: „O kurwa, mój łeb!”. |
# {{t|Pow. R Toc H.}}psychodeliczna improwizacja podobna do Interstellar Overdrive – słowem: „O kurwa, mój łeb!”. |
||
#{{t|Take Up Thy Stethoscope And Walk}}jedyny utwór Watersa z tej płyty. Zwariowany, równie psychodeliczny jak inne. Jak sama nazwa wskazuje, jest to prośba o ''wzięcie twego stetoskopu i pójście''. |
# {{t|Take Up Thy Stethoscope And Walk}}jedyny utwór Watersa z tej płyty. Zwariowany, równie psychodeliczny jak inne. Jak sama nazwa wskazuje, jest to prośba o ''wzięcie twego stetoskopu i pójście''. |
||
#{{t|Interstellar Overdrive}} rozpierducha po całości. Wariactwo, którego nie potrafiłaby wymyślić nawet grupa Monty Pythona. Tylko znaczna ilość zażytych środków psychodelicznych pomaga w odbiorze tego gniota. Słuchając człowiek czuje się niemal, jakby zamknięto go w trumnie z rozkładającym się ciałem starej kobiety oraz płytą Pink Floyd. |
# {{t|Interstellar Overdrive}} rozpierducha po całości. Wariactwo, którego nie potrafiłaby wymyślić nawet grupa Monty Pythona. Tylko znaczna ilość zażytych środków psychodelicznych pomaga w odbiorze tego gniota. Słuchając człowiek czuje się niemal, jakby zamknięto go w trumnie z rozkładającym się ciałem starej kobiety oraz płytą Pink Floyd. |
||
#{{t|The Gnome}}muzyczna opowieść o gnomie Khrimbyl Khrymbl<ref>Czy jakoś inaczej – Barett dziwnie to śpiewa</ref>. Spokojna muzyczka na akustyka, do tego wibrafon – mało zryte, nawet nudnawe. |
# {{t|The Gnome}}muzyczna opowieść o gnomie Khrimbyl Khrymbl<ref>Czy jakoś inaczej – Barett dziwnie to śpiewa</ref>. Spokojna muzyczka na akustyka, do tego wibrafon – mało zryte, nawet nudnawe. |
||
#{{t|Chapter 24}}najbardziej psychodeliczny, najbardziej uszojebny utwór z całej płyty – wszędzie gongi, brzmi, jak, nie przymierzając, hymn [[Mongolia|Mongolii]], do tego tekst o chorobie psychicznej – tego nie wytrzymałem. |
# {{t|Chapter 24}}najbardziej psychodeliczny, najbardziej uszojebny utwór z całej płyty – wszędzie gongi, brzmi, jak, nie przymierzając, hymn [[Mongolia|Mongolii]], do tego tekst o chorobie psychicznej – tego nie wytrzymałem. |
||
#{{t|The Scarecrow}}rozpoczyna się jakimś klikaniem i stukaniem, później wchodzi temat – ładny, lekko orientalny, z brzdękającą gitarą. A, i nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, że utwór utrzymany jest w stylu psychodelicznym. |
# {{t|The Scarecrow}}rozpoczyna się jakimś klikaniem i stukaniem, później wchodzi temat – ładny, lekko orientalny, z brzdękającą gitarą. A, i nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, że utwór utrzymany jest w stylu psychodelicznym. |
||
#{{t|Bike}}lekki utwór, z początku niczego sobie – ot, śpiewa sobie facet o tym że ma „rower, na którym możesz jeździć, jeśli chcesz, ma dzwonek i koszyk i inne dinksy, które sprawiają, że wygląda dobrze, dałbym ci go, ale jest pożyczony”<ref>Przekład własny</ref>. Później jednak ktoś wbiega po schodach i rozpoczyna się ciąg dźwięków, których do niczego nie da się porównać. |
# {{t|Bike}}lekki utwór, z początku niczego sobie – ot, śpiewa sobie facet o tym że ma „rower, na którym możesz jeździć, jeśli chcesz, ma dzwonek i koszyk i inne dinksy, które sprawiają, że wygląda dobrze, dałbym ci go, ale jest pożyczony”<ref>Przekład własny</ref>. Później jednak ktoś wbiega po schodach i rozpoczyna się ciąg dźwięków, których do niczego nie da się porównać. |
||
== Oddźwięk == |
== Oddźwięk == |
||
Grupa była znana w jakimś tam „UK Underground” oraz klubie UFO. Chyba metro, czy coś takiego, a wśród szerszej publiki nikt o nich nie słyszał, dlatego nie dziwmy się, że nakład i sprzedaż była niska. A tak w ogóle, kto by słuchał takiej fazogennej płyty? |
Grupa była znana w jakimś tam „UK Underground” oraz klubie UFO. Chyba metro, czy coś takiego, a wśród szerszej publiki nikt o nich nie słyszał, dlatego nie dziwmy się, że nakład i sprzedaż była niska. A tak w ogóle, kto by słuchał takiej fazogennej płyty? |
||
{{przypisy}} |
{{przypisy}} |
Wersja z 11:34, 22 cze 2015
Piper at the Gates of Dawn | |
---|---|
Wykonawca | Różowy Heniek |
Wydany | 4 sierpnia 1967 |
Nagrywany | luty-czerwiec 1967 |
Gatunek | rock psychodeliczny |
Długość | w sam raz |
Wytwórnia | Kapitol, EMIlka |
Producent | Norman Smith |
Następny Album | Latający Spodek Pełen Sekretów |
Szablon:Tpierwsza płyta kultowego Pink Floyd, wtedy jeszcze nie kultowego i mało znanego, ale za to psychodelicznego. Na albumie tym pierwsze skrzypce (?) gra Syd Barrett ze swą gitarą hawajską i slidem. Reszta zespołu nie miała zbyt wiele do powiedzenia, gdyż nie była tak psychodeliczna, jednak Waters już wtedy miał dyktatorskie aspiracje i musiał dołożyć swój utwór.
Zajebista setlista
- Szablon:Tchyba najlepszy utwór z płyty[1], z takim śmiesznym „pip pip pip” na początku. Następnie Barrett gra na gitarze i (wraz z Wright'em) wyje w refrenie. Dobrze, że przynajmniej solo jakoś brzmi.
- Szablon:Tnawet niezły, z zagrywką na gitarze rodem z Bonda, co nie zmienia faktu, że ciężko tego słuchać.
- Szablon:Tutwór odwołujący się rzekomo do uczuć dziecka do matki – fajne, tylko czemu tak porąbane!?
- Szablon:Tporąbany utwór, odnoszący się przede wszystkim do wizji po LSD – jak zresztą wszystkie inne kawałki z tej płyty.
- Szablon:Tpsychodeliczna improwizacja podobna do Interstellar Overdrive – słowem: „O kurwa, mój łeb!”.
- Szablon:Tjedyny utwór Watersa z tej płyty. Zwariowany, równie psychodeliczny jak inne. Jak sama nazwa wskazuje, jest to prośba o wzięcie twego stetoskopu i pójście.
- Szablon:T rozpierducha po całości. Wariactwo, którego nie potrafiłaby wymyślić nawet grupa Monty Pythona. Tylko znaczna ilość zażytych środków psychodelicznych pomaga w odbiorze tego gniota. Słuchając człowiek czuje się niemal, jakby zamknięto go w trumnie z rozkładającym się ciałem starej kobiety oraz płytą Pink Floyd.
- Szablon:Tmuzyczna opowieść o gnomie Khrimbyl Khrymbl[2]. Spokojna muzyczka na akustyka, do tego wibrafon – mało zryte, nawet nudnawe.
- Szablon:Tnajbardziej psychodeliczny, najbardziej uszojebny utwór z całej płyty – wszędzie gongi, brzmi, jak, nie przymierzając, hymn Mongolii, do tego tekst o chorobie psychicznej – tego nie wytrzymałem.
- Szablon:Trozpoczyna się jakimś klikaniem i stukaniem, później wchodzi temat – ładny, lekko orientalny, z brzdękającą gitarą. A, i nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, że utwór utrzymany jest w stylu psychodelicznym.
- Szablon:Tlekki utwór, z początku niczego sobie – ot, śpiewa sobie facet o tym że ma „rower, na którym możesz jeździć, jeśli chcesz, ma dzwonek i koszyk i inne dinksy, które sprawiają, że wygląda dobrze, dałbym ci go, ale jest pożyczony”[3]. Później jednak ktoś wbiega po schodach i rozpoczyna się ciąg dźwięków, których do niczego nie da się porównać.
Oddźwięk
Grupa była znana w jakimś tam „UK Underground” oraz klubie UFO. Chyba metro, czy coś takiego, a wśród szerszej publiki nikt o nich nie słyszał, dlatego nie dziwmy się, że nakład i sprzedaż była niska. A tak w ogóle, kto by słuchał takiej fazogennej płyty?
Przypisy