Nonźródła:Szczurem a prawdą: Różnice pomiędzy wersjami
M (Wycofano ostatnie edycje autorstwa 31.0.75.213; przywrócono ostatnią wersję autorstwa Ostrzyciel nożyczek.) Znacznik: rewert |
(Anulowano wersję użytkownika Typowekonto jesteś zdzirą, mam na ciebie galaktyczne brudy i będzie druga afera zbożowa, ale bez zboża, chyba, że zbożem będzie twoja sperma) Znaczniki: anulowanie zrewertowane |
||
Linia 1: | Linia 1: | ||
{{medal}} |
{{medal}} |
||
{{Nibytytul|}} |
{{Nibytytul|}} |
||
[[ |
[[File:Mick Kenney.JPG|500px|link=User:Typowekonto_jest_kurwą]] |
||
<poem><i>Out of the dark |
<poem><i>Out of the dark |
||
He came without a warning<ref>([[Język angielski|ang.]]) Z ciemności/Wyłonił się bez ostrzeżenia.</ref></i></poem> |
He came without a warning<ref>([[Język angielski|ang.]]) Z ciemności/Wyłonił się bez ostrzeżenia.</ref></i></poem> |
||
'''[[Gamma Ray]]''', ''Send Me a Sign''. |
'''[[Gamma Ray]]''', ''Send Me a Sign''. |
||
Wody… |
Wody… Kurestwo za łyk wody! Niewiele jest rzeczy tak strasznych jak ta, z którą przyszło mi się dziś borykać. Nieprzyzwoity ból głowy, który sprawiał, że chciało mi się rzygać… a może to [[kac|nie od tego]]? W każdym razie jakby cierpień było mało to jeszcze dochodziło odrętwienie mięśni. Bądź coś w tym typie. Ale ja i tak piłem, piję i pić będę. Coś trzeba mieć z życia. |
||
Nie zmieniało to faktu, że musiałem w końcu otworzyć oczy i zwlec się z wyra. Należało zmierzyć się z marnością tego świata, żeby mieć za co chlać. Leniwie wygrzebałem się z pościeli i podszedłem w stronę stojącego nieopodal stołu, celem uzupełnienia płynów. I wtedy zobaczyłem jego. |
Nie zmieniało to faktu, że musiałem w końcu otworzyć oczy i zwlec się z wyra. Należało zmierzyć się z marnością tego świata, żeby mieć za co chlać. Leniwie wygrzebałem się z pościeli i podszedłem w stronę stojącego nieopodal stołu, celem uzupełnienia płynów. I wtedy zobaczyłem jego. |
||
Linia 74: | Linia 74: | ||
:– [[Milionerzy|Jesteś pewien?]] – zapytał siedzący na stole wielki biały szczur… |
:– [[Milionerzy|Jesteś pewien?]] – zapytał siedzący na stole wielki biały szczur… |
||
⚫ | |||
<poem><i>He disappeared |
|||
⚫ | |||
'''Gamma Ray''', ''Send Me a Sign''. |
'''Gamma Ray''', ''Send Me a Sign''. |
||
Wersja z 21:25, 28 wrz 2024
Out of the dark
He came without a warning[1]
Gamma Ray, Send Me a Sign.
Wody… Kurestwo za łyk wody! Niewiele jest rzeczy tak strasznych jak ta, z którą przyszło mi się dziś borykać. Nieprzyzwoity ból głowy, który sprawiał, że chciało mi się rzygać… a może to nie od tego? W każdym razie jakby cierpień było mało to jeszcze dochodziło odrętwienie mięśni. Bądź coś w tym typie. Ale ja i tak piłem, piję i pić będę. Coś trzeba mieć z życia.
Nie zmieniało to faktu, że musiałem w końcu otworzyć oczy i zwlec się z wyra. Należało zmierzyć się z marnością tego świata, żeby mieć za co chlać. Leniwie wygrzebałem się z pościeli i podszedłem w stronę stojącego nieopodal stołu, celem uzupełnienia płynów. I wtedy zobaczyłem jego.
Wielki biały szczur siedział w rogu pokoju, wsparty na tylnych łapach i wlepiał we mnie spojrzenie wytrzeszczonych czerwonych oczu.
- – No już, napij się, a ci przejdzie – stwierdził gryzoń. Zaraz…
- – Szczury chyba nie mówią – powiedziałem, zastanawiając się nad postępującym delirium tremens[2].
- – Nie, kurna, cytryny – odparł gryzoń. – Pij!
Jak kazał, tak zrobiłem. Mamusia zawsze powtarzała, żeby nie kłócić się z wielkimi, przeklinającymi szczurami. I nagle świat zawirował. A perspektywa nagle stała się dziwna. Jakaś taka żabia. A ja nie lubię żab.
- – Brać go, chłopcy! – ryknął biały szczur. Był wielki, zdawał się dorównywać mi wzrostem. Cholera, a może to nie była woda tylko wódka z Czech?
Z dziury za plecami białego monstrum wyłoniły się cztery inne szczury, tym razem pospolicie umaszczone i ruszyły w moją stronę.
- – Chcem wszystkich razem lać! – krzyknął jeden z nich.
- – Żyjem, żeby wpierdol dać! – odpowiedziały mu pozostałe. Marines, psia mać!
- – Taki nasz paskudny los! – Co zrobić? Uciekać, zdecydowanie powinienem uciekać.
- – Walić wszystkich równo w nos! – Nie, to bez sensu. Poleżę sobie. Przynajmniej nie zglebują.
Nie minęła chwila, a wielkie pazury rozorały mi plecy. Ból zdawał się trwać w nieskończoność. W końcu jednak padła zbawcza komenda:
- – Zostawcie go! Wielki kapłan chciał go żywego.
Szczury pisnęły z ewidentnym niesmakiem i podniosły mnie z podłogi, po czym zaczęły ciągnąć w stronę dziury. Chciałem się wyrwać, ale bez większych skutków.
- – O co wam, kurde, chodzi? – wykrztusiłem przez spierzchnięte wargi.
- – O co nam chodzi? Nam? – oburzył się biały. – To wasz gatunek jest cholernym uzurpatorem! My tylko chcemy odebrać należne nam dziedzictwo.
Tymczasem znaleźliśmy się we wnętrzu dziury. Niewiele widziałem, więc przemieszczałem się z trudem, ale mimo to kontynuowałem rozmowę:
- – Ale ja… ee… nie mam nic przeciwko szczurom. Dla mnie możecie sobie żyć jak chcecie.
- – Wy zawsze tak mówicie. Yes, we can. Tak toczna, tawariszczi.[3] Balcerowicz musi odejść. A my w tym czasie giniemy. Weźmy takiego Uszatego. Chciał tylko poprzegryzać parę kabli, bo swędziały go zęby, i został pożarty żywcem przez kota! Żywcem! A miał żonę i dwunastkę dzieci! – odparł wściekle albinos.
- – Akurat Uszaty to nie był przykład dobrego szczura – stwierdził jeden z trzymających mnie oprychów. – Co innego Andrzej…
- – Andrzej ubzdurał sobie, że jest saperem – wtrącił inny. – Myślał, że będzie mógł wyżerać sobie smakołyki z pułapek. I nawet przez pewien czas mu się to udawało. Aż w końcu się pomylił. Ech… Saper myli się tylko raz.
Dla mnie mogli do woli rozmawiać w tym tonie. Ich zachowanie świadczyło jednak dobitnie o tym, że nie byli ani trochę lepsi od tych, którym chcieli się sprzeciwić. Jak wszyscy przywódcy wiodący masy ku lepszemu ładowi, zresztą. Zaślepieni ideą, nie dostrzegali własnych błędów, jednocześnie tępiąc bezlitośnie inicjatywy innych.
Nagle na końcu tunelu, którym szliśmy od dłuższego czasu, dostrzegłem światło. Światło i dziwne dźwięki. Wkrótce moim oczom ukazało się ich źródło. Wyglądało na to, że szczury stworzyły między cegłami w ścianach kamienicy nową, kwitnącą życiem cywilizację. Mogłem przyjąć, sądząc po liczbie mijanych straganów ze spleśniałymi resztkami jedzenia, fragmentami folii aluminiowej i innym dziadostwem, że przechodziliśmy właśnie przez lokalny rynek. Nagle jeden z przechodniów napluł mi w twarz. Nie zdołałem powstrzymać obrzydzenia i zwróciłem zawartość żołądka. Strażnicy zachichotali złośliwie.
Wkrótce dotarliśmy do nie budzących najmniejszego zaufania schodów zbudowanych z zapałek. Siłą wciągnięto mnie na górę, gdzie na wielkiej platformie stał tron, na którym siedział największy szczur jakiego w życiu widziałem. Był smoliście czarny. Obok dostrzegłem jakiś dziwny totem i rozszarpanego na kawałki kota. Biedna pani Jadzia, nie znajdzie już swojego Pimpusia.
- – Oto i on, panie – stwierdził biały, pochylając głowę w geście szacunku.
- – Znakomicie – odparła bestia na tronie. – Przykujcie go do słupa. Nie może się zbytnio rzucać.
Pozostałe szczury ochoczo zabrały się do pracy. Zaledwie kilka minut później już byłem niemal szczelnie przywiązany do stojącego nieopodal patyka. Szczury użyły do tego cienkiego, miedzianego drutu, który przy najmniejszej próbie ucieczki pociąłby mnie na kawałki. Czarny gryzoń zwlókł cielsko z siedziska i podszedł do mnie.
- – Nareszcie. Zapłacisz nam za grzechy swojej rodziny i gatunku – stwierdził.
- – Ale dlaczego ja?
- – Naprawdę nie wiesz? Czy też bezczelnie kłamiesz, tak jak oszukał nas twój przodek, którego zwiecie Szczurołapem z Hameln. Obiecywał naszym kuzynom pyszniutki ser, a tymczasem zaprowadził ich na urwisko, a potem podstępnie zabił. Ale teraz… teraz twój gatunek zapłaci za te przewinienia! Odkryliśmy potężną moc, której użyliśmy, aby cię tu sprowadzić i użyjemy, aby wskrzesić naszego zapomnianego boga, który ześle na was zagładę! Tak! Nie ma chwili do stracenia! Dzisiaj kamienica, jutro miasto, pojutrze cały świat! Rozpoczynamy rytuał!
Szczur podszedł do tronu i rzekł:
- – Niechaj nadejdzie odkupienie w Apollyonie, panu naszym, który w chwale stanie przed nami i poprowadzi nas ku chwale. Ciało sługi dane z ochotą ożyw swego pana! – mówiąc to odciął sobie pazurem jedną z łap, po czym, brocząc krwią podszedł do truchła kota.
- – Kości bestii dana nieświadomie odnów swego syna. – Szczur ugodził pazurem brzuch kota i wyszarpnął żebro, po czym zaniósł je na tron. Zauważyłem, że odpadło z niego kilka białych robaków, które zdążyły już zagnieździć się w gnijącym mięsie. Obrzydliwość.
Tymczasem arcykapłan zwrócił się w moją stronę. Bez ostrzeżenia rozorał szponem moje ramię od barku aż po dłoń. Biorąc pod uwagę w czym przed chwilą maczał łapy, mogło się to skończyć co najmniej gangreną.
- – Krwi wroga odebrana siłą wskrześ swego przeciwnika. Przybądź Apollyonie wszechpotężny! Przybądź na wezwanie swoich sług!
Nic się nie stało, poza tym, że świat zaczął mi się rozmywać przed oczami, ale to pewnie przez upływ krwi.
- – Chyba coś nie wyszło – stwierdził jeden z szarych szczurów.
- – Tak, niepotrzebnie wyciągnąłem popcorn – odparł inny.
- – To niemożliwe! Wielki Apollyon nie mógł nas tak po prostu opuścić! – rozdarł się arcykapłan. – Będę płakał!!!
Powietrze rozdarł przeraźliwy pisk zawiedzionego szczura. W tym samym momencie z totemu zaczął ulatniać się czarny dym. Od razu pomyślałem, że z tego w żaden sposób nie będzie papieża.
Dym zaczął kłębić się w powietrzu, przybierając coraz to bardziej zbliżone do człowieka kształty. W pewnym momencie wyłoniło się z niej coś w rodzaju kończyny. Olbrzymia, szponiasta łapa sięgnęła po rozpaczającego arcykapłana, który wciąż nic nie zauważał, i wciągnęła go w dym. Chwilę później rozległo się głośne mlaskanie. Widząc to, pozostałe szczury uciekły w popłochu. Zostałem tylko ja, przywiązany do cholernego słupa.
Wkrótce dym opadł. Wyłonił się z niego znajomo wyglądający osobnik o wyglądzie menela.
- – Stachu! Siema, kopę lat! – stwierdził. No tak, przecież jeszcze niedawno z nim piłem!
- – Mieciu! Co ty tu robisz? – zapytałem, gdy już przypomniałem sobie jego imię.
- – Nie mam pojęcia! Piłem se winko, rozumisz, i nagle mnie coś tu, rozumisz, przeniosło.
- – A ta łapa, co się tu pojawiła przed chwilą? – przypomniałem sobie o tym, co przepłoszyło szczury.
- – Nie wiem o co ci chodzi, rozumisz? Ale wiem, że po tym Czarnobylu to, rozumisz, teraz pełno jest jakichś zmutowanych bydlaków. Poza tym musimy się stąd zbierać, bo to wygląda, rozumisz, jakby miało się rozpaść. Mam tu taki, rozumisz, scyzoryk i zaraz… – Zamachnął się nożykiem. Ostrze nie musnęło jednak nawet drutu, ale za to Mieciu uderzył w słup, który natychmiast przewalił się wraz ze mną na podłogę z zapałek i przebił ją na wylot. Zaczęliśmy spadać. Spadać w nieskończoność, pośród wszechogarniającej ciemności. Żeby w końcu uderzyć o grunt…
Na szczęście to tylko sen… tylko sen…
- – Jesteś pewien? – zapytał siedzący na stole wielki biały szczur…
Murder, Murder In My Mind.[4]
Gamma Ray, Send Me a Sign.
Przypisy
- ↑ (ang.) Z ciemności/Wyłonił się bez ostrzeżenia.
- ↑ (łac.) Pijacka gorączka.
- ↑ (ang.) Tak, możemy. (ros.) Tak, towarzysze.
- ↑ (ang.) Zniknął/We mgle wczesnego poranka.