Pobór do wojska
Ja nie chcę do wojska, jestem dziewicą!
- Kolejny szczęśliwy „ochotnik”
Szablon:Tulubiona dyscyplina sportowa wielu rodaków. Krótko powiedziawszy polegała na jak najszybszym sp przed żandarmami nie z Saint-Tropez bądź policją tak, by nie trafić do Komisji Wojskowej. Niestety od 2008 roku zrezygnowano z tejże kształcącej konkurencji.
No to po jaką cholerę jest ten artykuł?
Ponieważ i tak zapomnisz o jednym, malutkim szczególe – to, że oficjalnie poboru nie ma wcale nie znaczy, iż się od wojska wymigasz. Chcesz, czy nie i tak musisz ruszyć dupsko na Komisję tylko po to, byś mógł dowiedzieć się, czy możesz przysłużyć się Ojczyźnie. A do ułatwienia klasyfikacji stworzono banalny system kategorii:
- Kategoria A – masz prne.
- Kategoria B – też masz prne, tylko trochę później.
- Kategoria C – jest lepiej, ponieważ takiej kategorii o dziwo nie ma.
- Kategoria D – gdy napadnie nas Naddniestrze w nagrodę dostajesz granat i biegniesz przed siebie, ewentualnie robisz za wykrywacz min,
- Kategoria E – najlepsze, co może cię spotkać. Niestety musisz pozbawić się obu jąder – ale coś za coś. Znana również jako E-wentualnie jako pocisk.
- Kategoria F – jesteś w raju, i to niestety dosłownie.
Proces kwalifikacji przebiega następująco: jeśli jesteś mężczyzną posiadającym adres zameldowania dostajesz estetyczny liścik wzywający cię do stawienia przed majestatem prawa, bo jak nie to wpierdol. Jeśli nie masz adresu zameldowania to i tak musisz się zjawić, bo jak nie to eksmisja. Jeśli jesteś kobietą to Rzeczpospolita nie życzy sobie żebyś umierała tylko siedziała w domu i rodziła bohaterów. Możesz leżeć, jak ci wygodnie. W umówionym terminie stawiasz się w jakimś obdrapanym powiatowym budynku i czekasz w kolejce ludzi, których kojarzysz z początków kariery w podstawówce, ale później jakoś przestałeś ich widywać bo zaczęli ćpać i kiblowali po kilka lat. Jeśli nie spotykasz tych ludzi, to znaczy, że sam kiblowałeś i jesteś zakałą rodziny, marsz do kąta klęczeć na grochu przed księdzem plebanem. Gdy w końcu przychodzi twoja kolej wchodzisz do białego pokoiku, w którym pachnie urzędem i butwiejącym portretem Stalina zachomikowanym gdzieś w szafie w nadziei na lepsze czasy. Miła pani prosi cię o dowód osobisty, świadectwo chrztu (nie chcemy przecież niewiernych w ARMII BOGA), świadectwo ukończenia gimnazjum, świadectwo niekaralności, wyniki badań prenatalnych i zapis z regresji hipnotycznej do poprzedniego wcielenia. Lustracja nie może być traktowana pobłażliwie. Po dopełnieniu formalności zostajesz skierowany do osobnego pomieszczenia, w którym czeka już na ciebie kolejna urzędniczka, dwóch lub trzech widocznie zgwałconych mentalnie kandydatów na mięcho armatnie oraz przymilnie uśmiechnięty wąsaty pan w kitlu. Pani Lodzia wskazuje ci ręką drogę za parawan, gdzie w towarzystwie psychicznie okaleczonego młodzieńca i zabłąkanej skarpetki masz się pozbawić odzieży. Bieliznę jeszcze możesz zachować. Jeszcze. Przechodzisz za kolejny parawan, gdzie rubaszny pan przeprowadza wywiad medyczny, tzn. wypytuje cię co, z kim, w jakich dawkach, od kiedy i kto zabił Kennedy'ego. Następnie twarz mu się rozpromienia, a on przechodzi do gwoździa programu <hehe, gwóźdź>. Zapytuje nieśmiało: oba jądra są? Niezależnie od odpowiedzi, rozkazuje sobie udowodnić. Nie wiadomo skąd w lekarskim rodzaju tyle nieufności. Nakazuje ci obnażyć genitalia a jego oczy lśnią niczym wyjęte z anime najgorszego sortu. Praca lekarza w komisji wojskowej musi być dyktowana pasją, a nie zarobkiem - tylko prawdziwy kolekcjoner z taką determinacją dąży do obejrzenia każdego penisa w swoim rewirze. Istnieją różne teorie co do tego, po co Rzeczpospolitej żołnierze obarczeni dwujądrowością. Niektórzy twierdzą, że to kwestia równowagi, inni, że gospodarki hormonalnej (czyli że mniej testosteronu i facet przestaje się zachowywać jak małpa i jest bardziej skłonny do racjonalnego myślenia, które na wojnie oznacza ucieczkę). Najpopularniejsza wersja głosi jednak, że żołnierz nie wystarczy by należycie mordował, musi jeszcze w imię Boże gwałcić ze stuprocentową sprawnością. Zmęczony trochę wewnętrznym hobbystycznym orgazmem lekarz wręcza ci jakiś świstek i pozwala wrócić do stanu tekstylnego (nie mylić z Teksasem). Następnie otrzymujesz zieloną książeczkę wojskową i zapewnienie, że w razie W i tak jesteś bezużyteczny i zginiesz w podmuchu atomowym, ale przynajmniej Najświętsza Rzeczpospolita będzie wiedzieć kto raczył wyzionąć ducha.
Zobacz też
To jest tylko zalążek artykułu z dziedziny wojskowości. Jeśli lubisz wstawać o czwartej rano – rozbuduj go.