Marvin Heemeyer

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Marvin Heemeyer - jedyny słuszny i prawdziwy amerykański bohater. Z zawodu mechanik. Z pasji konstruktor. Z powołania bojownik przeciw władzy.

Życie

Marvin urodził się w 1951 r. i przez wiele lat prowadził mały zakład w Granby w stanie Kolorado. W pobliżu wybudowano cementownię należącą do rodziny Docheff. Przez długi czas oni i Marvin byli dobrymi znajomymi.

Heemeyer był pasjonatą maszyn różnego typu. Uprawiał jazdę na skuterach śnieżnych i podobno lubił dużą prędkość i szybkie manewry. W swoim warsztacie naprawiał wszystko, co się mogło tylko zepsuć, będąc uzupełnieniem prawa Murphy'ego: "Jeśli coś się może zepsuć, to się zepsuje (ale Marvin to naprawi)". Wg relacji naocznych świadków potrafił wymienić tłumik w 20 minut. Awesome!

Biurokracja atakuje

I wszystko byłoby pięknie, gdyby Docheffowie nie postanowili rozbudować cementowni. Wykupili działki wszystkich sąsiadów, za wyjątkiem Heemeyera. On jeden chciał utrzymać swoje miejsce pracy. A wówczas Docheffowie obudowali mu działkę dookoła tak, że ni wała nie dało się z niej wyjechać ani na nią wejść, nie przechodząc przez teren cementownii.

Marvin, nie będąc metalowcem, nie wyrżnął wszystkich od razu w piździec, tylko postanowił najpierw spróbować grzecznie. Ze słabym skutkiem. Biurokraci nie dali mu zezwolenia na budowę nowej drogi. Podpuścili też lokalną gazetę, która napisała wyśmiewający Heemeyera artykuł. A jakby tego było im mało, nasłali na Marvina policję. Za co? Bo cementownia odcięła mu kanalizację. Psiarnia ukarała go mandatem w wysokości 2,5 tys. zielonych.

Każdy czasem przegnie. Biurokraci przegięli w momencie, gdy podskoczyli Marvinowi.

Heemeyer zapłacił mandat (doczepiając notkę z napisem Cowards - tchórze) i zniknął na dłuższy czas.

4 czerwca 2004

Nastał ów dzień. Robotnicy cementowni pracowali jak zwykle, gdy nagle usłyszeli głośny łoskot dobiegający od strony wrsztatu Heemeyera. A potem zobaczyli potwora.

Heemeyer wykorzystał swój buldożer - Komatsu D335A - by wyegzekwować sprawiedliwość na własną rękę. Tworząc nieprzebijalny pancerz, składający się z dwóch centymetrów stali i 30 cm betonu (sic!) stał się prawdziwym Narzędziem Dnia Sądu. Wewnątrz kabiny: trzy karabiny, dwa pistolety, więcej amunicji niż biurokraci mają bezczelności (czyli naprawdę sporo) i trzy monitory połączone z kamerami. A imię tego behemota - Killdozer.

Marvin rozpieprzył w kosmos całą cementownię. A zaraz potem: ratusz, redakcję gazety, dom burmistrza, zakłady wszystkich ludzi, którzy systematycznie, przez 3 lata, niszczyli mu życie. A zarazem ukarał ich czymś o wiele gorszym niż śmiercią - pozwolił im żyć i patrzeć, jak stalowo-betonowe monstrum niszczy dorobek ich nędznego życia.

Ale wszystko co dobre, szybko się kończy. Półtorej godziny po rozpoczęciu ataku chłodnica buldożera pękła. Maszyna zrównała z ziemia jeszcze jeden, ostatni budynek - i zamarła. Marvin wziął do ręki rewolwer Magnum, uniósł dumnie głowę - i pociągnął za spust...

Zemsta

Marvin zniszczył łącznie 13 budynków i ponad 50 pojazdów, wywołując szkody w wysokości 7 mln zielonych. Na początku ludzie mieli go za szaleńca. Kiedy jednak na jaw wyszły taśmy, pozostawione w jego warsztacie i świat poznał jego historię, wszyscy zrozumieli, że w tej historii to nie on jest czarnym charakterem.

Wśród wielu 4 czerwca stał się dniem walki z biurokracją, a zwolennicy Marvina używają jedynego słusznego medium do rozpowszechniania prawdy o nim i niesienia grozy biurokratom.