INRI (album)

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Wersja z dnia 12:35, 15 lut 2017 autorstwa DasBott (dyskusja • edycje) (→‎Lista utworów: bot wprowadza drobne poprawki)

INRI – drugi album zespołu Psyclon Nine, dla odmiany poświęcony Jezusowi oraz prawdzie przez niego głoszonej. Tym razem Bellum postanowił być mniej harsh i dodać do swojej twórczości nieco płynności. Wpłynęło to także na teksty, w których Pozbądź się boga, wyruchaj się z nadziei. zmieniono na subtelne oraz głęboko filozoficzne Dlaczego mam uwierzyć, skoro Boga tu nie ma by mnie uratować?. Tym razem można było tańczyć, ćpać i obijać ryje w rytmie Psyclona, jednak najlepszym zastosowaniem albumu pozostało puszczanie go w tle dyskusji filozoficznych. Jest na tyle spokojny, że spodobałby się nawet twoim starym. Pod warunkiem, że nie rozumieją angielskiego, oczywiście. Album posiada dwie okładki, ale ta amerykańska cieszy się większą popularnością ze względu na zamianę martwego gołębia na gołą laskę.

Ciekawostka

INRI w brzmieniu jest najlżejszym i najbardziej imprezowym albumem Psyclon Nine. Nie znaczy to wcale, że podczas nagrywania tej jednej płyty zespół nie ćpał niczego. Po prostu brali co innego.

Lista utworów

  • INRI (Pan Jezus) – dość łagodne jak na standardy gatunku wejście zagłuszane przez jakiś drący się tłum podpowiada, że to, co zaraz nastąpi, nie będzie typowym aggrotechowym łupaniem i zgrzytaniem. Szablonowego jeżdżenia po Bogu i wierzących jednak nie mogło zabraknąć. Z tekstu wynika, że Nero był porzucony przez ojca – jak sam mówi (syczy) jest niczyim synem. Nie trzeba mówić, czyja to wina i kto go przed tym nie uchronił, bo go nie ma.
  • Behind a Serrated Grin (Za serowym uśmiechem) – Marshall twierdzi, że Jezus mógł mieć paskudne zajady i problemy z uzębieniem. Mamy też trochę reklamy gazu łupkowego.
  • The Feeding (Obiad) – gitary w Psyclonie, nim Nero na to wpadł. Sam zaś próbuje rapować, ale niezbyt mu to idzie. Oczywistą oczywistością jest, że syki Marsha, wszechobecne synthy i coś, co brzmi jak dziecko grające na rozstrojonym pianinie dyskwalifikuje ten utwór jako rapcore. Może to i lepiej… wystarczająco już na tym świecie białych murzynów.
  • Lamb of God – najpierw coś pomiędzy cytowaniem Biblii a podwórkowym rapem, a potem imprezowy bicik i odlot w disco polo. Tylko stylistycznie, w disco polo nie używa się tak długich słów. Do tego jakże optymistyczny sampel…
  • Hymn to the Angels' Descent (Piosenka do nieba) – począwszy od muzyczki ze (S)NES-a i problemów gastrycznych Columbine'a, przechodzimy do Nerosia, któremu najwyraźniej się nie spieszy. Pewnie kawałek ten nagrywany był akurat pod koniec dnia, gdzie Nero był naćpany niemal do nieprzytomności. To także tłumaczy tą gadkę o tym, że zespół dostał okresu specjalnie dla Chrystusa. Utwór ten posiada rekordową ilość wariacji dotyczących tytułu, powstałą głównie na skutek zjadania różnych liter gdy słuchaczom kończą się dropsy.
  • Rape This World (O pociągu do gruntu rolnego) – Nero chce pieprzyć świat, bo ekooszołomy z Greenpeace płaczą po jakiejś połamanej foce i teraz w ramach zemsty planują zmienić się w anioły i urządzić rzeź. Nie wiemy, jakie prochy chodziły po studiu w czasie nagrań, ale na pewno był to gruby towar.
  • The Feeble Mind – opowieść o problemach Nero i jego kolegów z klasy z całkami i nauką tuż przed sprawdzianem. Tak, nadludzie też musieli kiedyś chodzić do szkoły. Oczywiście, że Bóg nie pomoże z całkami, a kto myśli inaczej, jest słaby. I tak to samo zdanie jest wałkowane przez całą płytę.
  • Requiem for the Christian Era – epickie organy i coś, co brzmi jak bęben, lecz nim nie jest. Do tego jakaś modlitwa po hebrajsku, co by prokurator nie mógł zarzucić im antysemityzmu.
  • Faith:Disease – drugie podejście Nero do algebry – z dzielenia w tytule uparcie wychodzi mu jeden. Synthy rodem z lat 80. lub pierwszych płyt Rammsteina nadają utworowi cholernie imprezowego charakteru. To może być próba zamachu Nero na delikatne kości cybergotów. Tłumaczy się to faktem, iż przy tym kawałku siedział wyjątkowo cały zespół, a nie tylko wódz czy Gottesman.
  • Harlot (Szarlotka) – znowu cofamy się do młodości Belluma i jego fantazji z tego okresu o tym, jak pieści się kolcami. Gadanie o poplamionej pościeli. Poplamionej krwią, ale zawsze. Stylistycznie kawałek mocno chilloutowy, żeby łatwiej było wyobrazić sobie pieszczącego się Nero. Jak to mówią w Internecie – What has been seen, cannot be unseen.
  • The Unfortunate – prawie jak utwór, który mówi o tym, że Bellum widział człowieka, którego tam nie było ani dzisiaj, ani wczoraj, ale mimo to chciał odejść. Do dziś nie pochwalił się, jakie halucynogeny wówczas brał.
  • Nothing Left – kolejny kawałek do potańczenia lub przynajmniej potupania nóżką. Nóżka może się jednak zmęczyć, bo to najdłuższy kawałek Psyclona. Dość długie są też słowa użyte w tym utworze. 2005 to najwyraźniej rok, w którym grupowe kicanie do syczącego ćpuna było harsh.
  • You Know What You Are – dość wierny remix Ministry – pierdzący bit, miksowany rechot i niezrozumiały Nero brzmiący jak kosmita. Jak dotąd jedyna aranżacja w wykonaniu Psyclona. Utwór był pewnie nagrywany na końcu, kiedy wszyscy byli już zbyt naćpani, by nagrać coś własnego, nie mówiąc o czymś normalnym.