U.D.O.

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

To pijak i złodziej, bo każdy pijak to złodziej

Twoja sąsiadka o Ozzy'im
Schody w Remoncie
Opowieść, która nie była prawdziwa

Niezmordowanie schodzę na dół. W ziemi nie znajduję jednak spodziewanego chłodu, lecz czuję opływające mnie kolejne fale gorącego, tyle że niespotykanie wilgotnego powietrza. Zastanawia mnie to. Być może zaraz natrafię na podziemny akwen, który będzie oznaczał koniec mojej wyprawy. Z czasem zasieki się kończą, a droga zaczyna przypominać stosunkowo łagodne zbocze. Pod ścianami tunelu rosną świecące grzyby, jedyne źródło słabego, niebieskawego światła. Dobrze że jest chociaż to, inaczej bowiem szedłbym już od dłuższego czasu w kompletnej ciemności. Mimo wszystko zastanawiam się czy nie powinienem zawrócić. Spędzenie wieczności na spalonej słońcem autostradzie nie wydaje się takie złe w stosunku do tego, co może mnie spotkać. W końcu dostępne mi za życia źródła określały piekło jako miejsce kaźni. Z drugiej strony do odważnych świat należy, idę więc niezmordowanie do przodu.

Z czasem droga zaczyna biec w miarę poziomo, a tunel rozszerza się. Do mojej dyspozycji pozostaje jednak tylko wąski, pas skały oblany dookoła bulgoczącą wodą. Kawałek dalej, w bladym świetle grzybów majaczy zarys łódki i zgarbionej postaci w obszernych, ciemnych szatach. Domyślam się kogo mam przed sobą i bynajmniej nie napawa mnie to optymizmem. Zbieram się jednak w sobie i ruszam mu na spotkanie. Zwraca ku mnie spojrzenie swoich pokrytych bielmem oczu.
– Kolejna martwa dusza – z ukrytych pod siwym zarostem ust wydobywa się tych kilka słów. Starzec ma dziwnie łagodny głos kłócący się z wyglądem jego i otoczenia. Milczę, gdyż nie wiem, co powinienem mu odpowiedzieć. Widząc moje zakłopotanie dodaje wyjaśniająco:
– Jeśli chcesz przejść na drugą stronę musisz zapłacić za przejazd.
– Nie mam pieniędzy – odpowiadam jednocześnie zastanawiając się jak najłatwiej zakosić Charonowi łódkę.
– Spokojnie. Jakbym chciał pieniędzy to bym miał tu tabuny oczekujących. Z dobrego zwyczaju dawania zmarłym pieniędzy zrezygnowano już jakieś dwa tysiące lat temu... – przewoźnik dusz rozmarzył się tęsknie, ale nie spuścił ze mnie wzroku choć na chwilę – Ale coś musisz mieć! Zegarek, złoty długopis, komórkę, router do internetu...
– Chyba nie chcesz, żebym oddał ci te gacie, bo to wszystko co mam. – odpowiedziałem starając się ukryć narastający strach pod zasłoną kiepskiego żartu. Miałem też nadzieję, że pomoże mi to nieco zdekoncentrować Charona. Nie pomogło, szybko zmieniłem więc podejście do starca.
– Zresztą i tak nie miałbyś co z tym zrobić – stwierdzam.
– Niepotrzebne rzeczy sprzedaję przez Allegro, a pieniądze oddaję Hadesowi czy jak wy go tam teraz... Już mam! Lucyferowi! – odpowiedział z dumą starzec.
– Ale jak to? – pytam usłyszawszy odpowiedź, której spodziewałem się chyba najmniej ze wszystkich.
– Trzeba iść z duchem czasu! Jakiś Anglik zostawił mi laptopa, ktoś inny dorzucił router i z nudów zająłem się handlem.
– No dobra, a jak wywozisz ten sprzęt? – drążę temat porzucając nadzieje na oszukanie dziada.
– Prawdziwy kurier zawsze dotrze do celu... Mogę ci powiedzieć nawet jaki mam nick! Flegiasz666HellYeah!!! – odpowiada. Chociaż jego głos zdradza rozbawienie, dalej wpatruje się we mnie niczym sroka w gnat.
– Dlaczego Flegiasz? Byłem pewien, że nazywasz się Charon.
– Nie, Charon to mój poprzednik. Ty zaś, skoro nie masz czym zapłacić, zastąpisz mnie na tej łodzi i zaczekasz na kolejnego biednego durnia, których zastąpi ciebie. Wsiadaj do łodzi. Powiem ci jak tym sterować.
Posłusznie wykonuję polecenie starca. Wypływamy po chwili na wrzące wody Styksu.

Flegiasz ględzi cały czas bez ładu i składu o kącie nachylenia wiosła i podobnych bzdetach, ale nie słucham go uważnie, gdyż zamierzam uciec, gdy tylko dobijemy do brzegu. Po kilkunastu minutach łódź ociera dnem o grunt. Gwałtownie rzucam się do ucieczki. Gorąca woda parzy mi stopy, ale staram się nie zwracać na to uwagi. Słyszę jak dziad z wrzaskiem rusza za mną w pogoń. Zostaje z tyłu. Odwracam się. Widzę jak Flegiasz bezskutecznie napiera na niewidzialną ścianę. Podchodzę do niego bliżej, ale tak by nie mógł mnie dosięgnąć
– Przepraszam, stary, ale naprawdę nie zamierzam spędzić tysiąca lub więcej przy tej rzece. Pomyślnych prądów! – stwierdzam. Przewoźnik dusz warczy gniewnie i odchodzi w stronę swojej łodzi. Mimo tego, że chciał mnie wykorzystać jestem mu w pewnym stopniu wdzięczny. W końcu przewiózł mnie na drugą stronę i to za darmo.

Lasciate ogni speranza, voi ch'intrate